Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Szał sprzątania.

Jest to luźna kontynuacja "Na tropie", więc zalecam najpierw tam zajrzeć ;).

Piosenkę proszę włączyć we wskazanym momencie ^^

W całym zamku panowała napięta atmosfera i nawet najśmielsi bali się zakłócić ją choćby szeptem czy cichym chichotem. Zresztą i tak nikomu nie było do śmiechu, ba, w tamtym dniu wydawałoby się to być równoznaczne z karą śmierci. Oh, i to nie byle jakiej! Samo spojrzenie Najsilniejszego Żołnierza Ludzkości napawało strachem i każdy chyba prędzej wpakowałby się do ust tytana niż dobrowolnie do niego zbliżył. Jego obecność powodowała niekontrolowane drgawki na całym ciele, a człowiek modlił się tylko o bezbolesną śmierć, ponieważ już czuł jej oddech na karku. Ale i tak to było mniej niż nic w porównaniu z jego stalowym spojrzeniem. Zwiadowcy bez wahania okrzyknęliby bohaterem tego, który by był w stanie mu sprostać dłużej niż sekundę. Chociaż przyznany order zwałby się raczej pośmiertnym, ponieważ to spojrzenie zdecydownie było gorszym od tego samej Meduzy. Oh, zamienienie się w posąg musiałoby być w tamtej chwili marzeniem!

Oczywiście mowa tu o kapitanie Ackermannie w Te Dni. Można było je rozpoznać błyskawicznie, jednak nikt nie miał odwagi wypowiedzieć w nie słowa "Heichou" (ponieważ mimo stopnia kapitana i tak wszyscy skracali "heishichou" do krótszego w wymowie "heichou"), więc wśród zwiadowców utarła się ta potoczna nazwa, z której zrozumieniem nikt nie miał problemu. Bo, szczerze mówiąc, w Te Dni każdy starał się unikać wszystkich słów na literę "h", ślepo wierząc, że kapitan wszystko słyszy i tak nieopatrzny gest mógłby go przywołać. A ci którzy mieli z nim kontakt w Te Dni, zdecydowanie zbyt często potrzebowali spotkań z psychologiem. Może i ta część nie dotyczyła Hanji, jednak nawet ona, słynąca z szaleństwa najodważniejsza kobieta w korpusie, starała się go unikać.

Te Dni w skrócie były dniami, w których Levi'a Ackermanna dopadał iście paskudny humor nieporównywalny do niczego innego na tym świecie. Śmiem nawet twierdzić, że gdyby w taki właśnie dzień wypadła wyprawa za mur (a podczas drogi inni zwiadowcy nie skończyliby kilka metrów pod ziemią) Ackermann samoistnie rozprawiłby się z wszystkim tytanami, wyklinając ich od skończonych brudasów.

Niestety, ryzyko było zbyt duże, ponieważ po przynajmniej godzinie jazdy żaden zwiadowca, oczywiście oprócz Levi'a, nie był w pełni czysty, toteż... mógł ucierpieć podczas szału Ackermanna, a nie sposób stwierdzić, kiedy dokładnie by w niego wpadł, więc natychmiastowa ewakuacja nie wchodziła w rachubę.

Jednak nie fantazjując, kapitan żeby poradzić sobie z nakładem pejoratywnych emocji sprzątał. Ale nie sam! Przecież nawet on chyba nie dałby rady posprzątać perfekcyjnie(!) całego zamku w jeden dzień. A żaden kurz w Te Dni ostać się nie mógł. Toteż tak naprawdę jedynym zyskującym był zamek, który po tak intensywnym sprzątaniu wyglądał jak nowy. Wypadałoby też zauważyć fakt, że o ile zwykle żadnego zwiadowcy nie ciągnęło do sprzątania, to w Te Dni wszyscy sami z siebie zaczynali czyścić zamek na błysk, byleby tylko nie stracić w oczach Ackermanna. Taka strata równoznaczna była ze stworzeniem piekła na ziemi.

Jednak przecież nie opisywałabym wam tego wszystkiego bez powodu, nie jestem tak okrutna! Tamten dzień był wyjątkowy z jeszcze jednego powodu. Otóż na nieszczęście zwiadowców... Levi nie był jedynym, którego dopadła otchłań negatywnych emocji. Gdyby tylko korpus wiedział o tym chociaż godzinę wcześniej, bez wahania spakowałby najważniejsze rzeczy i jak najszybciej oddaliłby się od apokalipsy mającej się rozegrać pomiędzy Najsilniejszym Żołnierzem Ludzkości, a jej Ostatnią Nadzieją.

Eren w odróżnieniu do Levi'a nie wyżywał się na innych. Skończył z tym, gdy przez przypadek nakrzyczał na chcącą go pocieszyć Christę. Oh, uwierzcie, że gniew Ymir był na tamtą chwilę najgorszym, co go spotkało. Więc o ile zwykle w Te Dni robił wszystko, by poprawić humor Ackermanna (czyli sprzątał do upadłego, ponieważ oczywistym było, że zaraz po Levi'u jest w tym najlepszy), to tego konkretnego nawet nie wyszedł z pokoju. Nie przebrał się, nie pościelił łóżka, nie pościerał kurzy, co odkąd zdobył chłopaka stało się jego poranną rutyną, nie umył zębów. Ot, leżał w łóżku zwinięty w kłębek, dusząc w sobie wszelkie złe emocje.

👗👗👗

Na stołówce śniadanie trwało, na razie, w najlepsze. Luźna atmosfera charakterystyczna dla tej pory dnia sprawiała, że większość zwiadowców pogrążała się w swobodnych rozmowach z przyjaciółmi.

- Ej, mam nowy żart! - zawołał z euforią Jean, a wszyscy zachęcająco nachylili się w jego kierunku. Owszem, Kirschtein miał swoje wady i bywał często drażliwy, jednak zdecydowanie był królem kawałów o tytanach, a takowe przecież znacznie podwyższały morale żołnierzy.

- No opowiadaj, a nie znowu "tworzysz napięcie"! - burknął Connie, gdy po kilku sekundach Jean jedynie przyglądał im się z tajemniczym wyrazem twarzy podobnym do uśmiechniętej ropuchy. Spojrzał na Connie'go z wyrzutem, jednak posłusznie zaczął opowiadać.

- Trzy tytany spotyka się w barze i zaczynają się chwalić, co potrafią zrobić. Pierwszy mówi: "Ja to potrafię zjeść trzech ludzi na raz!" Koledzy patrzą na niego zdziwieni i pytają się go: "Jak ty ich wszystkich mieścisz w ustach?" Szczerbek, bo tak miał na imię, na to otwiera szeroko buzię i pokazuje brak zębów. "Dzięki temu jest więcej miejsca i nic nie utyka!" dodaje. Drugi tytan, Ząbek, przewraca oczami i zaczyna swój wywód: "Tyle, że od ilości ważniejsza jest jakość. Ja potrafię zjeść zwiadowcę!" Pozostała dwójka patrzy się na niego z zainteresowaniem i pytają: "Jak?" Ząbek na to szczerzy się i pokazuje zaostrzone zęby. "Potrafię nimi przegryźć linki od trójwymiarowego manewru!" chwali się, wypinając dumnie pierś. Szczerbek kiwa głową z uznaniem, ale Móżdżek, czyli trzeci tytan, kręci głową z politowaniem. "Nieźle, ale przy mnie i tak wymiękacie!" Zirytowany Ząbek pyta się go więc "A co ty takiego potrafisz?" Móżdżek uśmiecha się i mówi: "Ja mogę zjeść Najsilniejszego Żołnierza Ludzkości!" - Jean zatrzymał się na chwilę, obserwując zdziwienie wpływające na twarze przyjaciół. Dotąd nikt nie odważył się żartować z kapitana Ackermanna, ale Kirschtein był pewny, że jego żart jest tego warty, a przed opowiedzeniem go upewnił się, że wspomnianego nie ma na stołówce. - "Pff, niby jak?" pytają się ze zwątpieniem pozostali tytani. Móżdżek na to szczerzy się, pokazując idealnie wyczyszczone zęby.

Niestety, nikt z jego przyjaciół nie zdążył wybuchnąć śmiechem, na co z pewnością mieli ochotę, ponieważ zauważyli pewnego, konkretnego zwiadowcę stojącego nad Jeanem... i każdy z nich już wiedział, że tym razem chłopaka nie czeka happy end.

- Wyjątkowo zabawne, Kirschtein - ton głosu z całą pewnością skradziony samemu szatanowi sprawił, że blondyn podskoczył i zadrżał jednocześnie. - Jestem pewien, że będzie ci również do śmiechu podczas SAMOTNEGO sprzątania wszystkich łazienek w zamku - Jean wiedział już, że cudem będzie przeżycie tamtego dzień. Żałował tylko, że nie może po raz ostatni zjeść swojej ulubionej potrawy robionej przez jego mamusię. A, i że nie mógł wyładować swej złości na Jaegerze, który odkąd został chłopakiem najgorszego koszmaru wszystkich zwiadowców stał się wyjątkowo niedostępny... Jedynie w wyobraźni Jeana został już milion razy zbity na kwaśne jabłko - A, i masz na to wszystko godzinę, więc radzę ci się pospieszyć.

Chłopak bez słowa zerwał się na równe nogi i wybiegł ze stołówki, a żaden ze zwiadowców nie miał już wątpliwości, że czeka ich dzień pełen tortur. Toteż zapadła wśród nich cisza cichsza niż najcichsza cisza, a wszystkie spojrzenia zostały skierowane w drewniane stoły. Każdy, nawet najmniejszy, okruszek powodował szalony sprint serca i strach przed gniewem kapitana, a Święte Mury miały dzisiaj wyjątkowo dużo wyznawców.

Jedynie Armin zamiast myśleć o czekającej go mordędze, zaczął dyskretnie rozglądać się za Erenem, który tamtego dnia wyjątkowo nie stawił się na stołówce. Wcześniej pomyślał, że może spędza czas ze swoim chłopakiem (nadal trudno było mu zaakceptować ten fakt), ale skoro Levi pojawił się, siejąc postrach wśród zwiadowców, wolał jak najszybciej dowiedzieć się, co takiego wydarzyło się z jego przyjacielem.

Niepostrzeżenie, a przynajmniej z takim przekonaniem, wstał od stołu i ostrożnie skierował się w stronę drzwi.

- Gdzie ci się tak śpieszy, Arlert? - chłodny głos jednym dotknięciem zmroził krew w żyłach Armina, czyniąc jego ciało nieposłusznym. Na szczęście mózg go praktycznie nigdy nie zawodził.

- Przepraszam, kapitanie - zaczął pewnym, lecz wyrażającym skruchę głosem. - Chciałem uprzedzić innych w myciu okien, by nie musieć sprzątać piwnicy.

Armin czuł jak wzrok Akcermanna, podobny do miliona mrówek, obejmuje całą jego sylwetkę i szuka kłamstwa, którego Levi szczerze nienawidził. Na szczęście dla blondyna mężczyzna zdawał się tego nie zauważyć i uwierzyć w wiarygodną wymówkę, chociaż wydawała się ona trochę dziwna dla tak honorowego żołnierza.

- Zatem miłego sprzątania - prychnął tylko, nie znajdując powodu, dla którego miałby się w jakiś sposób mścić na chłopaku. Większości zwiadowców kazałby w takim wypadku zająć się właśnie piwnicą, ale cóż, odreaguje na kimś innym. - A wy co się gapicie jak mucha na gówno? - obrócił się w stronę zainteresowanych żołnierzy, podczas gdy Armin ulatniał się ze stołówki. - Za pięć minut to miejsca ma lśnić!

👗👗👗

- Eren? - Armin dyskretnie zapukał do drzwi pokoju przyjaciela, rozglądając się na boki. Gdy po dłuższej chwili nie otrzymał odpowiedzi nacisnął klamkę i powoli wszedł do pomieszczenia. - Eren?

- Czego? - burknął leżący na łóżku kokon, krzywiąc się bez pardonu. Nie miał tamtego dnia ochoty na żadne interakcje, nawet z najlepszym przyjacielem.

Armin przyjrzał mu się i westchnął cicho, przygotowując się psychicznie na ciężki dzień. Skoro i Eren pławił się w negatywnych emocjach, to przetrwanie będzie prawdopodobnie trudniejsze niż za murami wśród tytanów.

- Musisz wstać i doprowadzić się do porządku.

Eren stłumił chęć wygonienia przyjaciela z pokoju i przeniósł na niego niezadowolony wzrok. Nawet jeśli cholernie nie miał na to ochoty, powinien wysłuchać przyjaciela, ponieważ ten przecież zawsze chciał dla niego dobrze.

- Mam to w dupie.

Armin westchnął i podparł czoło dłonią, zbierając siły. Ale nie było tak źle, zdarzało się, że z Erenem nie było żadnego kontaktu lub nagle zaczynał na kogoś wrzeszczeć. Normalnie jak kobieta podczas okresu.

- Jest Ten Dzień.

Nastolatek nagle prychnął, by po chwili wybuchnąć wyjątkowo nieprzyjemnym (nieco podobnym do starego traktora) śmiechem. Następnie podniósł się do pozycji siedzącej i przewrócił oczami, opierając się o ścianę.

- To też mam w dupie - rzekł w końcu, sprawiając, że oczy Armina wyglądały podobnie do oczu zwiadowców, gdy dowiedzieli się o związku Erena z Levi'em. Blondyn nie widział jeszcze nigdy takiej reakcji na wiadomość, że czeka kogoś spotkanie z szatanem w postaci wkurzone... chociaż nie hamujmy się, wkurwionego Ackermanna.

- A-ale Eren! To kapitan Levi! - Armin wpatrywał się w niego z szokiem i namiastką strachu, jakby samo wypowiedzenie tych dwóch słów miało ściągnąć na niego gniew Najsilniejszego Żołnierza Ludzkości. Ale był to jego najmocniejszy argument, więc żeby pomóc Erenowi, był skłonny poświęcić wiele - nawet własne życie.

- Na Tytana Kolosalnego, Armin, to nadal człowiek! - blondyn poczuł się jakby ktoś wylał na niego wiadro lodowatej wody. To stwierdzenie było... jak to, że Mikołaj nie istnieje! Po prostu nieprzyswajalne!

- Eren, proszę, opamiętaj się! Bez ciebie nie przetrwamy tego dnia!

Nastolatek uniósł wysoko brwi, a następnie zaśmiał się krótko.

- Znowu wszystkich terroryzuje?

Armin, widząc jego dziwną reakcję, niepewnie pokiwał głową, by później zobaczyć wpływający na twarz szatyna uśmiech i błysk w zielonych tęczówkach.

- Okej - rzekł nagle, poderwał się z łóżka, wsunął na stopy kapcie i pewnym krokiem ruszył w kierunku stołówki, odprowadzany przerażonym wzrokiem Armina, który niestety nie wiedział, że lepiej dla nich wszystkich byłoby, gdyby Eren nie wychylał nosa ze swojego łóżka.

                        👗👗👗

- Levi? - wszystkie spojrzenia skierowały się w stronę wkraczającego do pomieszczenia szatyna. Ackermann odstawił filiżankę herbaty i zmarszczył brwi, lustrując chłopaka wzrokiem. Temperatura jego krwi momentalnie wzrosła, gdy dostrzegł na nim jedynie pogniecioną koszulkę, bokserki i kapcie z uśmiechniętymi krowami.

- Co ty do cholery odtytaniasz, Jaeger?

- Czemu znowu ich męczysz? Jest niedziela, mają wolny dzień, a ty znowu zmuszasz wszystkich do sprzątania! Pomyślałeś może, że nie wszyscy podkochują się w miotle czy środkach czystości?

Szok. Niedowierzenie. Strach. Ciężko, o ile w ogóle to możliwe, opisać jednym słowem uczucia, które zawładnęły zwiadowcami, ale jedynym co było słychać w tamtej chwili było wstrzymywanie oddechów. Na sali nie było jedynie Armina, dowództwa i Jeana, co pokazywało jakim przegrywem był, bo przecież to właśnie on chciałby zobaczyć niszczycielską moc Ackermanna oddziałowującą na Erenie.

- Co ty powiedziałeś, szczylu? - głos bruneta drżał ze wściekłości. Jego blade dłoni zacisnęły się tak mocno, że gdyby nie miał idealnie obciętych paznokci to przebiłyby one skórę i zabarwiły ją szkarłatną krwią.

- To, co słyszałeś - odparł butnie Jaeger, nie myśląc o konsekwencjach. Był wkurwiony i cała jego postawa to wyrażała. No może oprócz kapci z krowami.

Ackermann zabiłby każdego za takie słowa, nawet w zwykły dzień. Wyrażały one totalny brak szacunku i posłuszeństwa, a ponadto niestosowne spekulacje o jego rzekomym związku z miotłą! Och, taka zniewaga musiała ponieść konsekwencje niezależnie od pory roku. A tamten dzień był tym wyjątkowym i reakcja Ackermanna musiała być... cholera, nawet ja nie jestem w stanie sobie tego wyobrazić, gdyż jest to tak samo niebezpieczne w skutkach jak wlewanie kwasu do wody czy też dzielenie przez zero.

- Kopiesz sobie grób, Erenie Jaeger - kapitan wstał ze swojego miejsca i pewnym krokiem zbliżył się do chłopaka, zabijając go wzrokiem.

- A ty znowu wszystkich terroryzujesz! Nie możesz wyładowywać swojego złego humoru na innych, szczególnie jeśli powstał on z twojej winy!

- A więc to moja wina? - Ackermann uniósł brwi w geście niedowierzenia i skrzyżował ręce na klatce piersiowej.

- A moja? - przez dłuższą chwilę wypełnioną jedynie ciszą mierzyli się spojrzeniami.

- Bardzo dojrzałe, Eren, zganiać winę na innych.

- Bardzo dojrzałe, Levi, odreagowywać na całym korpusie.

- Trzeba było użyć swojego gównianego mózgu, bachorze. Bo wiesz, że właśnie do tego on służy? Chociaż nie powinienem był pytać, przecież nawet Connie korzysta z niego lepiej.

Błyskawice strzelające z oczu Levi'a z całą pewnością były gorsze od tych Zeusa, więc urażony i w pewien sposób dumny, że jest lepszy od Ostatniej Nadzei Ludzkości, Springer jedynie uśmiechnął się pod nosem.

- No tak, bo to ja sam sobie zrobiłem tą jebaną malinkę. Zapomniałem, o najlepszy w używaniu mózgu! Chciałbym jedynie napomknąć, że to mnie teraz nazywają masochistą, chociaż w sumie patrząc na takiego sadystę jak ty... - Eren zaczął wymachiwać wściekle rękoma i puściły mu jakiekolwiek hamulce. Miał szczerze dość tej sytuacji, chociaż musiał przyznać, że obrażanie samego Ackermanna przynosiło swego rodzaju satysfakcję.

- To moja wina, że się ciągle gryziesz? Dobrze chociaż, że gdy cię pieprzę nie przemieniłeś się jeszcze w tytana! - Ackermann również przestał się powstrzymywać i nawet nie czekał, aż chłopak dokończy swoją haniebną wypowiedź.

- To z litości, Levi - uśmiechnął się złośliwie Eren, wybierając inną taktykę. To akurat musiał przyznać - przebywanie z Ackermannem zdecydowanie nauczyło go dobierania odpowiednich ripost - I tak wszyscy widzą, że jestem od ciebie wyższy, a gdybym to zrobił, wygladałbyś przy mnie jak mrówka.

Cisza, która zapadła po jego wypowiedzi musiała być zwiastunem najgorszego. Niczym mroczny siewca rozrzuciła niepokój wśród obecnych, docierając nawet do Erena, który jednak zawładnięty przez wściekłość, nie zwrócił na niego uwagi.

- Nie powiedziałeś tego.

- Powiedziałem - Eren ledwo powstrzymał głos przed drżeniem, ponieważ mimo że były to tylko trzy słowa, były one zdecydowanie gorsze niż długie, pełne gróźb monologi. Jednak jedynie on w pełni odczuwał zawartą w nich mieszankę emocji, ponieważ reszta była w stanie dostrzec zaledwie niesamowicie niską temperaturę jego głosu, ale i ona wystarczała, by wszystkie włoski na ich ciałach stanęły niczym zwiadowcy na zbiórce z Ackermannem.

- Nie żyjesz, Jaeger - niestety, do Erena dotarł tragizm sytuacji dopiero w tamtej chwili, gdy strach na krótki moment wypędził z niego wściekłość. Oh, chłopak nie miał żadnych wątpliwości, co do prawdy zawartej w słowach mężczyzny. Mimo tego, trzymając się podstępnie zaduszonej przez środki czystości nadziei, rzucił się do ucieczki - już drugiej w tym miesiącu. Może jednak był masochistą?

Ackermann bez wahania wyrwał najbliżej stojącemu zwiadowcy miotłę z ręki i zaczął gonić swojego chłopaka między stołami i ławkami. Przerażeni i zdezorientowani zwiadowcy, którzy przez przypadek znowu stali się świadkami niespodziewanej w konsekwencjach kłótni, powłazili błyskawicznie na stoły, nie chcąc przypadkiem stanąć na drodze rozwścieczonych kochanków.

Eren, nie widząc innego wyjścia, chwycił też miotłę i gdy tylko Ackermann się do niego zbliżył, ujął ją niczym włócznię. Zanim jednak zdążył sprawdzić ją w praktyce, w stołówce pojawił się dowódca razem z zafascynowaną rozgrywającą się sceną Hanji.

Wysoki blondyn z dezorientacją zlustrował pomieszczenie i przerażone twarze, a następnie kryjąc strach (tak, nawet jego przerażał Ackermann w Te Dni), podszedł do mierzącej się spojrzeniem dwójki.

- Levi, możesz mi wytłumaczyć, co tu się dzieje? - spokojny głos mężczyzny wręcz dziwnie kontrastował z atmosferą panującą na stołówce.

- Pierdol się, Erwin - Ackermann nie obdarzył go nawet spojrzeniem, tylko ustawił siebie i swoją miotłę w odpowiedniej pozycji.

Smith patrzył na niego z niedowierzeniem, ale wyjątkowo dobrze wiedział, że dyskutowanie z Levi'em nic nie wskóra. Przełykając więc zniewagę, zwrócił się do szatyna.

- Eren?

- Wyjątkowo się z nim zgadzam - syknął nastolatek, zaciskając mocniej dłonie na drewnianym kiju.

Erwin uniósł w niedowierzeniu brwi i obiecał sobie ukarać nazajutrz Ackermanna za zdeprawowanie jego najwierniejszego zwiadowcy. Teraz jednak nie pozostawało mu nic innego niż zgodzenie się na szalony pomysł Hanji, ponieważ ich występek, wyrażając się łagodnie, nie mógł pozostać bez konsekwencji.

Już po chwili, gdy Levi i Eren mieli zacząć miotłowy pojedynek w ich głowy z głuchym dźwiękiem uderzyły patelnie, a oni osunęli się bez słowa na ziemię.

Czas na zemstę.

👗👗👗

Levi uchylił delikatnie powieki, jednak od razu je zamknął, czując pulsujący ból w głowie. Zmarszczył brwi i podniósł rękę, by rozmasować wspomniany fragment ciała. Dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że leży na wyjątkowo niewygodnym podłożu i głowa nie jest jedynym obolałym punktem w jego organizmie. Z niezadowoleniem otworzył oczy, a pierwszym, co zobaczył była doskonale mu znana twarz Erena. Podniósł się do siadu i ze zdziwieniem zlustrował ciało chłopaka. Uniósł brwi o wiele wyżej niż zwykle, zupełnie ignorując ból.

- Jaeger, co ty kurwa masz na sobie? - Eren gwałtownie otworzył oczy, najwidoczniej obudzony wypowiedzią Levi'a. Momentalnie się skrzywił i syknął, a następnie usiadł na twardej posadce.

Posłał brunetowi pytające spojrzenie, na co ten sugestywnie skierował wzrok na jego ubranie. Eren schylił się, by sprawdzić, co tak oburzyło Ackermanna i wręcz podskoczył zaskoczony, widząc czerwoną sukienkę z falbankami. Jego stopy zdobiły balerinki czy też baletki, nie miał pojęcia, w tym samym kolorze. Nie to jednak zdziwiło go najbardziej.

Na jego ramiona spływała kaskada brązowych włosów, zupełnie nie w męskim guście.

- Co to do cholery jest?! - krzyknął z szokiem i niedowierzeniem, przypominając dziecko znajdujące pod choinką rózgę zamiast prezentu. Ackermann parsknął, co u niego było oznaką rozbawienia, więc Eren przeniósł na bruneta pełne wściekłości spojrzenie. Następnie jednak sam zaniósł się głośnym chichotem, co krótko mówiąc wytrąciło Ackermanna z równowagi. Kapitan przybrał na twarz wyrażającą wkurw maskę, co, muszę powiedzieć, wyglądało niezwykle komicznie w połączeniu z jego długimi, czarnymi włosami, zielonym kombinezonem z falbanami i wysokimi, czarnymi koturnami.

Ackermann rozszerzył oczy w szoku i momentalnie poderwał się na równe nogi, a przynajmniej spróbował, bo wysokie buty skutecznie mu to uniemożliwiły. Bez choćby namiastki gracji poleciał prosto na Erena, wykonując wyjątkowo huczny upadek. Szatyn syknął i zaczął rozmasowywać obolałą głowę.

- O co w tym wszystkim do tytana chodzi? - wysyczał Levi, czując przepływającą przez jego ciało wściekłość.

- Nie wiem, ale mógłbyś łaskawie zejść? - prychnął Eren, próbując zrozumieć sytuację i ogarnąć, które falbanki są jego, a które Levi'a. Kto i na jaką cholerę stworzył coś takiego?!

Ackermann prychając i przeklinając pod nosem przez minutę próbował zwlec się z chłopaka, a przypominało to starania żuka przewróconego na plecy i próbującego wrócić do normalnej pozycji. W końcu Eren nie mógł powstrzymać śmiechu, za co dostał koturnem prosto w twarz, a jego głowa aż odskoczyła do tyłu.

- Kurwa, Levi, zdejmij to - mruknął, wycierając krew z twarzy i posiadając (złudną) nadzieję, że na jego obliczu nie pozostały wzorki z podeszwy koturna.

- Brawo Eren, odkryłeś, że tytani zjadają ludzi - odwarknął Ackermann, któremu wreszcie udało się jakimś cudem podnieść z obolałego chłopaka. - Sam spróbuj to zrobić.

Jaeger przewrócił oczami, ale schylił się i zaczął oglądać but w poszukiwaniu jakiegoś zapięcia. Nie znalazł jednak nic prócz jakiejś dziwnej, zapewne ozdobnej, klamerki, więc bez ostrzeżenie podniósł nogę bruneta i spróbował siłą ściągnąć kłopotliwy element garderoby. Miał niesamowite szczęście, że Ackermann zdążył się złapać stojącego obok stołu, bo gdyby upadł, to pewnie razem z życiem Erena. Chociaż tak właściwie to Jaeger przekroczył tamtego dnia już tyle granic, że chyba umarł przynajmniej kilkakrotnie, więc co mu szkodzi?

- Ostrożniej, bachorze - burknął brunet, podczas, gdy Eren siłował się z narzędziem tortur. Zsapał się niemiłosiernie, a na jego dłoniach zostały czerwone ślady przez ściskanie koturna, jednak niewiele to zdziałało. Były niczym kajdanki.

- Niestety, Levi, będziesz musiał się z tym pomęczyć - parsknął śmiechem i wstał, lustrując sylwetkę swojego chłopaka. Mimo wszystko musiał przyznać, że nawet w tak wymyślnym stroju wyglądał niesamowicie atrakcyjnie. - A tak w ogóle to kiedy zapuściłeś włosy? Naprawdę ci w nich do twarzy.

Levi posłał mu wściekłe spojrzenie, przez co Eren odsunął się, lecz nie był w stanie zmyć rozbawionego wyrazu z twarzy.

- To peruka, idioto - mruknął Ackermann i rozejrzał się po niewielkim pomieszczeniu, w którym oprócz kurzu znajdował się jedynie stół.

- To dlaczego ich nie zdejmiemy? - Eren zmarszczył brwi i chwycił długie kosmyki z konsternacją.

- Widziałem jak Hanji komuś taką przyklejała, więc... Chociaż w sumie możemy na tobie to przetestować - w kobaltowych tęczówkach pojawił się niebezpieczny błysk, a twarz Erena momentalnie przybrała wyraz przerażonego chomika.

- N-nie, bardzo mi się podobają! - nastolatek wystawił dłonie przed siebie i zaczął nimi wymachiwać, podczas gdy Levi wziął do ręki kartkę leżącą na stole.

- Oi, Eren, zobacz.

Czekają Was trzy zadania, które musicie wykonać, żeby stąd wyjść i pozbyć się kobiecych ciuszków :).

Powodzenia!

- Hanji - mruknęli jednocześnie, a ich humor momentalnie wrócił do paskudnego stanu. Ackermann odwrócił kartkę na drugą stronę i prychnął z niesmakiem, widząc jej treść.

- Na wszystkich tytanów tego świata, czemu muszę się użerać z tą wariatką? - nerwowy i pełen niekrytej wściekłości głos Levi'a wypełnił pomieszczenie, a zaraz po nim nerwowy stukot koturnów. - Znając ją rzeczywiście nas nie wypuści, jeśli tego nie zrobimy.

- No przecież nie da nam tu umrzeć z głodu, prawda? - spytał z nadzieją i obawą jednocześnie Eren. Wiedział, że Hanji Zoe nie należy do normalnych ludzi, ale chyba nie lubuje się w zamykaniu ludzi i obserwowaniu ich niczym obiektów doświadczalnych, co nie?

- Zdziwiłbyś się - burknął Ackermann i wciągnął z rezygnacją powietrze. - Dobra, miejmy to już za sobą.

- Naprawdę chcesz to zrobić?

- Jestem Eren i jestem masochistą - zapiszczał Levi, uśmiechając się sztucznie i mrugając szybko powiekami. Szatyn uniósł wysoko brwi i wrócił wzrokiem do treści kartki, na której nie było żadnej wzmanki o wzajemnym obrażaniu się.

Czyli mścisz się, Levi, tak?

- Jestem Levi i uwielbiam znęcać się nad nastolatkami - Eren nienaturalnie zniżył głos i ukazał bicka, co wyglądało niezwykle komicznie w kontraście z jego sukienką.

- A ja jestem mutantem.

-Mam sekretny romans z miotłą.

- Nie korzystam z mózgu.

- Nie dosięgam do klamki.

- Nie umiałbym bez Mikasy nawet zjeść śniadania!

- Oh, biedny ja, zostałem w młodości zraniony i nie umiem okazywać uczuć!

- Ach tak? A ja...

Levi nie zdążył dokończyć swojej wypowiedzi, ponieważ przerwał mu odgłos otwieranych drzwi. Tak właściwie to w szoku nie sprawdzili nawet, czy rzeczywiście były zamknięte...

Żaden z nich jednak nie spojrzał w tamtą stronę. Strzelali z oczu błyskawicami w swoją stronę i w tamtej chwili Levi cieszył się, że ma na sobie koturny, ponieważ dzięki nim był wzrostu swojego chłopaka, o ile po tych słowach mógł nadal go tak nazywać.

Po dłużącej się w nieskończoność minucie obaj jednocześnie przerwali kontakt wzrokowy i skierowali się w stronę drzwi. Być może zachowywali się jak obrażone o błachostkę dzieci, jednak po tej kłótni obaj poczuli gryzące przeczucie, że tym razem przesadzili, nieważne jak bardzo zły humor mieli.

- Rozwiążcie zagadki - odczytał Eren z kartki wiszącej tym razem na ścianie kolejnego pustego, lecz jeszcze mniejszego pomieszczenia. Stanął niepewnie przed poleceniem, które wydawało się o wiele łatwiejsze od poprzedniego, w którym mieli odegrać scenkę, w której zamienią się rolami, jednak skoro wymyśliła to Hanji...

Ackermann tym razem najpierw spróbował otworzyć drzwi, jednak tak jak się spodziewał - były zamknięte. Szkoda, że nie miał przy sobie pieczonego ziemniaka, którym przyciągnąłby Sashę, żeby im otworzyła...

- Czytaj - burknął więc do Erena, który chwycił przeczepione do ściany karteczki i zaczął śledzić wzrokiem ich treść. Po chwili parsknął śmiechem, ale posłusznie wykonał polecenie kapitana.

- Moje ego sięga wyżej niż ja sam,
Bo nie dużo wzrostu mam.
Pod fularem wszystko kryję,
W związku z swoją miotłą żyję.
W wolnych chwilach się wyżywam,
Bijąc innych, kurze zmywam.
Lecz to wszystko... - Eren przerwał nagle, a uśmiech zniknął z jego twarzy. Nie obdarzył kipiącego ze złości Ackermanna spojrzeniem, tylko z widocznym w oczach smutkiem śledził litery znajdujące się na papierze. Dopiero po chwili odchrząknął i wznowił czytanie. - Lecz to wszystko jest osłoną
Kryjącą duszę zranioną...

- Daj to - mruknął cicho Ackermann, widząc smutek i skruchę malującą się na twarzy nastolatka. Eren skierował wzrok na posadzkę, unikając przeszywającego, kobaltowego spojrzenia, w którym, gdyby je dokładnie przeanalizować, możnaby dostrzeć wkradające się poczucie winy i uciekającą złość. Przynajmniej tą kierowaną do Erena.

Odchrząknął i zaczął czytać drugą zagadkę, której szatyn, w przeciwieństwie do Levi'a, nie zdążył jeszcze prześledzić wzrokiem.

- Zabijanie mą ostoją, krzyk jest mieczem, tarczą, zbroją.
Przykre tylko, że po trudzie, rano w łóżku swym się budzę.
Rzucam wciąż słowa na wiatr, bez Mikasy zwycięstw brak.
Choć bez innych nic nie znaczę, za mamą po nocach płaczę...

Levi przełknął gulę powstającą w gardle i powstrzymując drżenie dłoni, chwycił stojące pod ścianą pióro, po czym niestarannie napisał odpowiedzi i przesunął kartkę pod drzwiami. Unikał zielonego spojrzenia, sam nie wiedząc, co o tym wszystkim myśleć... Pewny był jedynie chęci wpierdolenia Hanji.

Drzwi otworzyły się po chwili, jednak żaden z nich przez kilkanaście sekund nie wykonał żadnego gestu.

Czuli się dziwnie.

Byli poubierani w jakieś cholerne, kobiece ciuchy, przez co wyglądali komicznie (chociaż Eren akurat uroczo) i tak też się czuli. Jakby tego było mało zostawali poddawani jakimś doprawdy nieśmiesznym próbom, które jedynie wprawiały ich w tytanowy dyskomfort. Co oni takiego zrobili, żeby sobie na to zasłużyć?

W końcu przekroczyli próg trzeciego pokoju, a Levi po prostu nie mógł powstrzymać się przed potępiającym prychnięciem.

- Hanji ma jednak nasrane w głowie - mruknął i podszedł do kartki z napisem "ZATAŃCZCIE <3 <3 <3"

- Poważnie? Mamy tańczyć? - Eren uniósł brwi z niedowierzeniem i naprawdę zepsutym humorem. Miał wyrzuty sumienia, że przez zły humor tak wiele razy obraził dzisiaj Levi'a, a te głupie gierki Hanji nie pomagały... Uśmiechnięte krowy na jego kapciach z pewnością nie pochwaliłyby wszystkiego, co dzisiaj zrobił.

- Niech się pierdoli - rzekł spokojnie Ackermann i obrócił się w stronę Erena, nie czując już do niego nawet krzty złości. Miał szczerze dość tego dnia. Westchnął głośno i przyjrzał się chłopakowi, który oparł się o ścianę i spojrzał na czerwone wstążki zwisające z sufitu.

- Racja, niech się pierdoli - odparł i przyniosło mu to swego rodzaju ulgę i satysfakcję. Uniósł dłonie do ust i układając je na wzór megafonu zawołał - Pierdol się Hanji!

Levi prychnął, przewracając oczami, jednak chyba bardziej z rozbawienia niż zniesmaczenia. Czterooka chyba ich usłyszała, bo po kilku sekundach w odpowiedzi zaczęła grać muzyka.

[Tutaj zalecam włączyć muzyczkę, która znajduje się w mediach ^^]

Spokojne pierwsze nuty melodii dotarły do wyczulonych uszu i momentalnie sprawiły, że brwi ze złością zjechały w dół.

- To jest cholernie nieśmieszny żart - głos Ackermanna był niczym zaostrzone sople wbijające się w ciała słuchających. Mężczyzna zacisnął dłonie ze złością i wbił wzrok w drzwi, będąc pewnym, że po drugiej stronie znajduje się ta podstępna żmija o imieniu Hanji. - Cholernie nieśmieszny.

Eren westchnął i zlustrował pomieszczenie przeładowane wręcz czerwonym kolorem. Stanął na palcach i chwycił jedną z czerwonych wstążek zwisających z lampy. Delikatnie przejechał opuszkami po jej miękkiej strukturze, by po chwili roześmiać się szczerze.

Ackermann odwrócił się zdziwiony w stronę Erena, jednak jego ulubiony dźwięk znacznie złagodził złość pulsującą w organizmie.

- Wiesz, Levi, mam wrażenie, że Hanji w dziwny sposób chciała nas po prostu pogodzić - rzekł po chwili wyjątkowo spokojnym głosem. Nie rozumiał jak, ale atmosfera panująca w tym pokoju go rozluźniła i odgoniła zżerające serce negatywne uczucia.

- Dlaczego niby miałaby to zrobić? - Ackermann zmarszczył brwi i spojrzał na niego z politowaniem. - Czterooka po prostu jest wredna i ma dziwne fetysze - Levi chwycił długi czarny kosmyk swojej peruki i posłał Erenowi znaczące spojrzenie.

- Cóż... Gdy masz zły humor, jesteś nie do zniesienia i mówię to bez żadnej złośliwości, bo wiem, że ze mną jest podobnie... - szatyn podniósł wzrok na Levi'a i po chwili znowu roześmiał się, ponieważ te słowa tak bardzo do niego nie pasowały! - Ale wiesz co... Mam pomysł, który powinien ci się spodobać.

Na twarz Erena wpłynął chytry uśmiech, a Levi widząc błysk w jego zielonych tęczówkach nie był w stanie dłużej się na niego złościć. W końcu to był jego chrabąszcz!

Podszedł ostrożnie do swojego chłopaka, dumny z faktu, że nie przewrócił się na tym niosącym śmierć narzędziu i poczekał aż Eren zbliżył swoje usta do jego ucha. Ależ było to wygodne, gdy byli tego samego wzrostu! Musiał przyznać, że te nieznośne szczudła miały jednak jakieś plusy.

Ciepły oddech szatyna objął jego skórę i spodował dreszcze, które przypomniały mu, że mimo wszystkich wad i niedoskonałości był szczęśliwy. Szczęśliwy z tym głupim bachorem.

Cierpliwie wysłuchał jego pomysłu, a już po chwili i jego usta naznaczył uśmiech mogący wyrażać jedynie podłe zamiary.

- Czasem jednak potrafisz ruszyć głową, Jaeger - przyznał, kręcąc rozbawiony głową i odsunął się od niego odrobinę. - Zróbmy to.

Wymienili spojrzenia i gdy tylko ponownie rozbrzmiały nuty refrenu z delikatnymi uśmiechami zaczęli poruszać się w rytm melodii. Eren wiedząc, że prawdopodobnie jest obserwowany przez Hanji uśmiechnął się ponętnie i z błyskiem w tęczówkach zaczął ponętnie poruszać biodrami.

Skoro Hanji tak bardzo chce, zagrają w jej grę. Wykonają bezbłędnie wszystkie zadania i na koniec dorzucą coś od siebie... Nie mieli wątpliwości, że Zoe nigdy nie zapomni tego dnia.

Levi tanecznym krokiem zbliżył się do swojego kochanka i oparł dłonie na jego talii, by następnie razem z nim zacząć wykonywać pociągające ruchy w rytm muzyki. Eren uśmiechnął się, zagryzając wargę i splótł dłonie na karku mężczyzny. Odchylił głową do tyłu i zaśmiał się dźwięcznie, zaczynając nucić pod nosem piosenkę. Levi uśmiechnął się szeroko, co było u niego niecodziennym widokiem, ponieważ nawet o ile odkąd miał chłopaka zdarzało się to częściej, to raczej w postaci delikatnego uniesienia jednego z kącików ust.

Eren odwrócił się do niego tyłem i wyciągając ręce do góry powoli, kręcąc biodrami, zsunął się w dół i następnie obracając się o sto osiemdziesiąt stopni wstał. Wykonał jeszcze dwa szybkie obroty, a jego peruka zafalowała z gracją. Następnie układając usta w dziubek podszedł do Levi'a i złapał jego zadbane dłonie, by zacząć wykonywać niezbyt przemyślane i udolne ruchy. Ich priorytetem jednak w tamtym momencie była zabawa i nawet gdy Levi potknął się przez wysokie koturny, nie przerwało to ich z każdą chwilą coraz bardziej ociekającejgo seksapilem tańca.

Po krótkim czasie ich ciała były już na tyle zgrane, że bez żadnych ustaleń zaczęły poruszać się w tym samym rytmie, coraz rzadziej oddalając się od siebie na dalej niż wyciągnięcie dłoni. Obroty i unosząca się w ich rytm, czerwona sukienka Erena czyniły atmosferę jeszcze bliższą muzyce, a gdy zaczynały rozbrzemiewać spokojniejsze tony ich rozgrzane ciała zbliżały się do siebie. Kobaltowe i zielone tęczówki łączyły się w jedno wypełnione namiętnością spojrzenie, a z pomiędzy rozchylonych ust wydobywał się przyspieszony oddech. Dłonie wytaczały nowe trasy na skropionej potem skórze, zostawiając niesamowicie przyjemne dreszcze i uczucie euforii.

Muzyka wydobywająca się z gramofonu stała się doskonałym tłem dla przemawiających w tym samym języku ciał i spragnionych siebie dusz, dla których przeszkodą nie były nawet koturny. Levi objął Erena w talii, a ten odchylił się do tyłu, by następnie gwałtownie przybliżyć się i złączyć ich rozgrzane usta w tańcu zbliżonym do tego, który jeszcze przed chwilą wykonywały ich ciała. Gorące dłonie znacząc nowy szlak na ciele przesunęły się na policzki partnera i objęły je z początku delikatnie, a wraz z narastającą brutalnością pocałunku coraz mocniej.

W akompaniamencie otwieranych drzwi cztery powieki uchyliły się powoli, wznawiając kontakt wzrokowy, przekazujący więcej niż niejedne słowa. Z gracją odsunęli się od siebie, a gdy tylko dławiąca się śmiechem szatynka dostrzegła ich zdeterminowane wyrazy twarzy, wiedziała, że nie wszystko poszło po jej myśli.

Gdy sekundę później zmierzała do krainy słynącej z uprawy pieprzu, w zamku dało się słyszeć jednostajny stukot koturnów Levi'a i balerin Erena.

To ten...

Miałam zły humor! Musiałam jakoś odreagować xD

~5200

UWAGA!

Na moim profilu znajduje się luźna kontynuacja tej oto opowieści, a dokładniej kolejna szalona zagrywka Hanji!

Tytuł: "Turniej wariatów"

Opis: "Każda społeczność posiada własną tradycję na obchodzenie różnorakich świąt. Podobnie jest też z Korpusem Zwiadowczym, chociaż tam wyrażenia takie jak tradycja i norma już dawno straciły pierwotne znaczenie..."

Oby do zobaczenia!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro