4. THE GOLDEN TRIO
❝— Mamy dziurę w budżecie...
— Co?
— Hajs się kończy❞
Stanley Emerald — THE LOVER
Eveline Abigail Joseph Diamond Devir — THE RULER
Downy Rachel 'Chel' Topaz Rived — THE JESTER
Stanley Emerald nienawidził wielu rzeczy. Niedopasowanych garniturów, jeansów, skarpet do sandałów, budyniu waniliowego... Szczególnie nie lubił nagłych pobudek, dlatego gdy Chel znalazła go śpiącego w wannie, odkręciła zimną wodę.
Zerwał się, otworzył przed sobą portal, wpadł w niego i zniknął. Wszystko jednym płynnym ruchem, który dziwnie przypominał fikołka. Chel prawie się przejęła, że Stanley leży gdzieś ze skręconym karkiem. Tylko prawie, bo chwilę później znów był w łazience. Bardzo mokry i bardzo zły. Mógłby jednak skręcić ten kark. Wtedy by go naprawiła i byłby wdzięczny zamiast krzyczeć. Na marginesie jeszcze nie krzyczał, więc – żeby nie zaczął – powiedziała:
– Eveline chce z tobą porozmawiać.
– Kazała ci to zrobić?
– Nie. Myślała, że cię nie ma. Możesz do niej pójść? Chciałam zrobić siku, ale spałeś w wannie. Eve jest w salonie.
Stanley wytłumaczył sobie, że podtopienie Chel będzie trudne i niewarte zachodu. Rozebrał się do bokserek i wytarł ręcznikiem. Wyszedł z łazienki w tradycyjny sposób, żeby móc trzasnąć drzwiami.
Eveline siedziała w jednym z kilkunastu niedopasowanych foteli. Ich aktualny salon pierwotnie był trzema różnymi pokojami, ale uznali, że bardziej niż dwóch dużych sypialni potrzebują miejsca do integrowania się (zawierania sojuszy, jak to ujęła Eve) z innymi lustrzanymi podróżnikami. Wniosek może i był słuszny, ale wykonanie... Pierwotny salon zostawili w nienaruszonym stanie nie licząc sprzętu stereo, PlayStation i wyburzonej ściany. Większość powierzchni zajmował okrągły stół i otaczająca go kanapa. Za kanapą wisiał telewizor. Skrajnie niepraktyczny pomysł poprzednich właścicieli. Skrajnie niepraktyczny pomysł nowych to pusta podłoga wielkości dwóch pokoi. W rezultacie podczas pierwszej imprezy większość gości cisnęła się wokół stołu, próbując nie ogłuchnąć od dudniącej muzyki. Przynajmniej dopóki Chel nie teleportowała się do sklepu z meblami z drugiej ręki i nie kupiła na szybko kilku foteli. Od tej pory co jakiś czas przynosiła do domu nowy mebel, coraz bardziej zagracając parkiet.
Stanley obrócił najbliższy (i najlżejszy) fotel tak, żeby siedzieć twarzą do Eveline. Gdy zezgonował, jego znajomi przesunęli wszystkie meble Chel pod ściany, a Eve jeszcze nie rozstawiła ich po pokoju.
– Jak tam święta? – zagadnął.
Eve nie odpowiedziała, a co gorsza nie patrzyła na niego tylko wodziła wzrokiem po pokoju. Oboje dobrze wiedzieli, że nie może mu nic zrobić ani pirokinezą, ani kriokinezą, ale odruchowo unikała patrzenie na kogoś lub coś dłużej, gdy targały nią silne emocje.
Co on znowu zrobił?
Wtedy przypomniał sobie, jak wpadł w sklepie na półkę z winem.
– Słuchaj. To nie była moja wina. Byłem pijany, a ten koleś...
– Jaki koleś, Stanley? – przerwała mu.
– Właśnie do tego dochodzę. Ten koleś... to wszystko jego wina, a ja byłem pijany i dałem się wrobić w płacenie za to wino.
– Jakie wino?
– No, to wino... – "o które jesteś zła", chciał powiedzieć. – Czekaj. To o czym chciałaś porozmawiać?
– Jakie wino, Stanley? – warknęła.
– Co: Jakie wino? – Chel pojawiła się w fotelu obok nich.
– Eveline nie chce mi powiedzieć, o co jest zła i zmienia temat.
– Aaa, bo jest zła na siebie. Nawaliła i nie wie, jak ci to powiedzieć.
– Nawaliłaś, Eve?
– Stanley Emerald, o jakim winie mówiłeś?
– Uuu. – Chel pochyliła się bliżej nich. – Z nazwiskiem.
– Aż tak nie chcesz mi powiedzieć, co zrobiłaś?
– Chcę najpierw się dowiedzieć, co ty zrobiłeś.
Wzruszył ramionami.
– Zapłaciłem za wino, to tyle.
– Za jakie wino, Stanley?
– Winiaste. Twoja kolej.
– Mam ja powiedzieć?
– Nie, Chel. Powiem mu, gdy wyjaśni sytuację z winem.
– Możesz mi nic nie mówić.
Prychając z frustracją, Eveline wyjęła telefon, żeby sprawdzić stan konta. Bez słowa pokazała Chel rachunek za wino. Chel wzruszyła ramionami.
– Wciąż lepiej od ciebie.
– Dobra. Co Eve odjebała? Rozbiła czyjś samochód?
– Chciałabym. Eve...
– W porządku, Chel, powiem mu. Chcę tylko, żebyście pamiętali, jak odrzuciliście moją propozycję inwestowania w nieruchomości na Manhattanie.
– Nie odrzuciliśmy – zaprotestował Stan. – Zgodziliśmy się, że zrobimy to, gdy będzie źle i będziemy potrzebować znowu zarabiać pieniądze.
Chel parsknęła śmiechem.
– Jest tak źle, że nas na to nie stać.
– Dziękuję, Chel – mruknęła Eve.
– Nie stać nas na zarabianie? – upewnił się Stan.
– Bez sensu, nie? – potwierdziła Chel.
Jestem zmęczony tą rozmową, a nie biorę w niej udziału – stwierdził Narrator.
– Ale to ty to powiedziałaś – zaprotestował Stanley.
– To, co powiedziałam, miało sens. To, że tak jest, nie ma.
– Co?
– Chodzi mi o to, że jebać kapitalizm.
– No tak. Ale co to ma do rzeczy?
Jedną z rzeczy, które warto wiedzieć o Chel jest to, że jej umysł szybko łączy wątki, tworząc siatkę skojarzeń niezrozumiałą dla postronnego obserwatora czy uczestnika rozmowy.
– Absolutnie nic – przerwała im Diamond. – Czy możemy wrócić do głównego wątku rozmowy?
Topaz prawie przewróciła oczami.
– Jasne, Eve. Przejdź do tego, dlaczego nie stać nas na zarabianie.
– Źle ulokowaliśmy pieniądze...
– Teraz to my – zadrwiła. – Eve, ćwicz przyznawanie się do winy i nie wciągaj nas w to.
– Źle ulokowałam pieniądze.
– Nasze pieniądze?
– Tak, Stanley. Nasze pieniądze.
– Tylko się upewniam.
– Waluta, w jakiej mieliśmy oszczędności...
– Już nie mamy oszczędności?
– Nie w tej walucie. Mój ojciec przeniósł wszystko, ale te pieniądze drastycznie straciły na wartości jeszcze zanim to zrobił, więc po przewalutowaniu jest ich o wiele mniej.
– Twój ojciec nie może nic z tym zrobić?
– Już zrobił.
– I nie może zrobić nic więcej?
Eve tylko bardziej się zjeżyła na sugestię, że James nie zrobił wszystkiego, co w jego mocy.
Kiedyś Chel miała fazę na rysowanie ludzi jako zwierzęta. Stanleya utożsamiała z pawiem, ale Eve przypisywała różne formy. W towarzystwie wujka Jamesa (ponurego kota), tą formą zawsze był doberman z przyciętymi uszami i każdy, komu to pokazała, natychmiast się zgadzał.
Długo zastanawiała się, z czego wynika potrzeba Eve, żeby chronić swojego ojca przed całym światem i nie doszła do żadnego konkretnego wniosku. Za to teraz Eve ewidentnie zamierzała bronić Jamesa przed Stanleyem. Bo wiecie. Stanley jest taki niebezpieczny.
Najniebezpieczniejsza w Stanley'u była jego spostrzegawczość. Szybko zauważył, że to pytanie było błędem.
– Idę po śniadanie – mruknął i otworzył portal do Francji.
– Nie, Stanley – zaprotestowała Eve. – Nie idziesz marnować pieniędzy na śmiesznie drogie rogaliki.
– Jak ja je jem, to są śmiesznie drogie, ale jak ty, to już nie?
– Od teraz są za drogie dla nas wszystkich, dopóki nie znajdziemy sposobu na odrobienie strat. Zjedz coś, co mamy w domu.
W domu mieli suchy chleb, ketchup z KFC, orzeszki ziemne dwa lata po terminie i starą kostkę włoskiego sera tak twardą, że bez problemu można było nią zabić.
– Chyba sobie ze mnie żartujesz, Eve.
– Jestem całkowicie poważna, Stanley.
– Nawaliłaś i teraz ja mam jeść suchy chleb?
– Może, gdybyś nie wydał tyle na wino, pozwoliłabym ci iść do sklepu.
– Fuck off.
Ponownie otworzył portal, ale Eve rzuciła mu kromką suchego chleba w głowę. Podniósł chleb z ziemi, podpalił i rzucił w Eve.
Chel otworzyła sobie orzeszki, skoro nie mieli popcornu. Nie mogły się bardzo zepsuć.
I tutaj muszę zaspoilerować, że przypłaciła tę decyzję długą wizytą w toalecie. Wróćmy jednak do Eveline i Stanleya, który właśnie przeleciał przez pół salonu, pchnięty telekinezą.
– Ja was nie będę leczyć – rzuciła Chel, ale nikt jej nie słuchał.
Stanley otworzył lustro za sobą i wypadł z portalu prosto na Eve. Przygniótł ją do ziemi tak, żeby nie mogła na niego spojrzeć, a co za tym idzie, użyć na nim swojej psychokinezy. Starał się przy tym nie zasłaniać jej całkowicie oczu, żeby nie dostała ataku paniki.
Dyszeli przez chwilę jedno na drugim, dopóki oboje się nie uspokoili. Po tym Stanley wstał i namoczył chleb w wodzie, a później włożył na chwilę do piekarnika. Chleb minimalnie odżył, ale tylko minimalnie, więc skończył w opiekaczu. Kilka minut później stali nad talerzem tostów z ketchupem.
Żeby odwlec degustację, Stanley rzucił:
– Eveline, kupiłem ci buty pod choinkę, ale wiem, że nie uznajesz prezentów, więc są w moim rozmiarze.
– A dla mnie? – zagadnęła Chel.
– Też buty w moim rozmiarze.
– Ale ja uznaję prezenty.
– Ten jest nietrafiony. Przykro mi.
Chel było przykro, gdy w końcu skosztowała tosta. Zrobiła to tylko dlatego, że Eve, najwidoczniej mając dość ich wymiany zdań, pierwsza odważyła się spróbować dzieła Stanleya i uznała je za zjadliwe.
– Musimy przeanalizować możliwe źródła zarobku i sposoby ograniczenia wydatków – oznajmiła Eve, kiedy udało jej się przełknąć ostatni kęs tosta. – Chel, twoi rodzice ucieszą się, jeśli będziemy wpadać na obiady?
– Dlaczego mamy wyzyskiwać moich rodziców, skoro nie mamy pieniędzy przez ciebie?
– Czy twoi rodzice nie są obrzydliwie bogatymi właścicielami tego miasteczka niedaleko Granicy? – zapytał Stanley.
– Ojciec Eve jest obrzydliwie bogatym właścicielem międzywymiarowej firmy bankowej.
– Po pierwsze żadne z nich nie jest obrzydliwie bogate – sprostowała Eveline. – Po drugie wymiana walut między wymiarami nie czyni banku między wymiarowym. Po trzecie twoi rodzice nas lubią, moja matka nie.
Chel wzruszyła ramionami.
– Zawsze możemy gotować, jak normalni ludzie.
Eve i Stanley jednocześnie skrzywili się na jak normalni ludzie.
– Czy któreś z nas potrafi gotować? – zapytała rzeczowo, ale cynicznie (bo można być sarkastycznym i nadal oczekiwać odpowiedzi) Eveline.
Stanley nieśmiało podniósł rękę.
– Kiedyś trochę próbowałem.
– Dobrze. Jeśli Stanley nas otruje, to będzie twoja wina, Chel.
– Kiedy cię otrułem?
– Pamiętasz te płatki z mlekiem i rumem?
– Jesteś uczulona na alkohol.
– Właśnie.
– To były moje płatki z rumem. Nikt ci nie kazał ich jeść.
– Fair enough – stwierdziła Chel. – Następny argument, Eve.
– Zupka chińska, którą zrobiłeś mi na imprezie trzy lata temu.
– Wypominamy sobie rzeczy sprzed trzech lat? Dobrze. Pamiętasz, jak sprzedałaś mnie na czarnym rynku?
– Zgodziłeś się na to.
– Zgodziłem się udawać, że jestem na sprzedaż.
– Nastąpiły komplikacje.
– O tak. Usłyszałaś, ile chcą za mnie dać i nagle nastąpiły komplikacje.
– Odbiłam cię.
– Po kilku godzinach.
– Będziesz mi to wypominać do końca życia?
– Tak!
I tak to się z nimi żyło. Nie zrozumcie mnie źle. Chel uwielbiała ich dream team. Stan był przystojny, Eve autorytarna, a ona zabawna. W liceum mogli być pieprzonymi Heathers, ale Eve i Stanley pobili się na środku stołówki o jeden raz za dużo. Ponieważ szkoła należała do ich rodziny, wujek-dyrektor skonsultował się ze swoim ojcem i wujkiem Marcusem, żeby ustalić, co z nimi zrobić. W ten sposób Stanley został studentem z wymiany we Francji, Chel została sama w Stanach, a Eve wujek Marcus załatwił miejsce w jakiejś międzywymiarowej akademii politycznej. Na koniec musiała wrócić do ich szkoły w USA zdać egzaminy, więc wszystko było pod przykrywką edukacji domowej. Inna sprawa, że cała trójka często chorowała. Podczas ostatniej takiej choroby spartaczyli robotę dla Granicy i zostali zawieszeni. Mieli wystarczająco dużo oszczędności, by spokojnie przeżyć rok bez ich głównego źródła zarobku, jednocześnie nie podejmując prac dorywczych. Najwidoczniej już nie byli, więc Chel, jak przystało na dziecko dwudziestego pierwszego wieku, sięgnęła po telefon. Kilka minut i ketchup na twarzy Stanleya oraz we włosach Eveline później, powiedziała:
– Ok, Internet mówi, że przede wszystkim musimy nauczyć się gotować. Myślę, że to do zrobienia, skoro Stan niby coś potrafi. Jak już to odhaczymy, musimy poszukać miejsc, gdzie można tanio kupić jedzenie z nadwyżki. Nie mam pojęcia, jak to zrobić, więc na razie możemy polować na paczki z T0o Good To Go.
– Z czego?
– Taka aplikacja. Restauracje i sklepy pakują to, co im zostało w paczki niespodzianki i sprzedają za pół ceny. Z restauracji mniej się nam opłaca, ale z marketów? Dlaczego nie?
– Bo to jak kupowanie, żeby kupić, a nie żeby ugotować – powiedział Stan. – Połowa rzeczy zdąży się zepsuć, a do drugiej połowy trzeba będzie dokupić składniki, żeby cokolwiek z nich zrobić.
– I tutaj wchodzi na scenę Supercook. Wpisujesz w aplikację, co masz w domu, a ona podsyła ci przepisy z tym. – Usiadła na blacie. – Możemy też ładować telefony w bibliotece, myć się na siłowni i ogrzewać tylko jedno pomieszczenie, ale chyba nie chcemy iść tak daleko. Zwłaszcza, że tym pomieszczeniem musiałby być pokój Stanleya.
– Dlaczego mój?
– Masz największe łóżko, a salon jest za duży, żeby opłacało się go grzać.
– I sam go ogrzejesz – dodała Eveline.
– Nie. W to się nie dam znowu wkopać. To męczy.
Eve prawie wywróciła oczami.
– Nie każę ci ogrzewać całego mieszkania. Wystarczy, że będziesz ogrzewać samego siebie, co i tak już robisz, a my będziemy obok.
Tym razem to Stanley prawie przewrócił oczami.
– Możemy też po prostu zacząć zarabiać.
– Oh, wow. Co za błyskotliwy pomysł. Eve, dlaczego na to nie wpadłaś... – Chel zmarszczyła brwi. – Nie, poważnie, Eve. Dlaczego na to nie wpadłaś.
– To miał być następny punkt tej rozmowy.
– Mhm. Jasne. I jakie masz pomysły?
– Nadal utrzymujesz kontakt z tamtą grupą przemytników?
– Okay. Stanley. Jakie ty masz pomysły.
Emerald przeniósł ciężar ciała z jednej nogi na drugą.
– Też pomyślałem o przemycie. – Żeby się usprawiedliwić dodał: – Jesteśmy lustrzanymi, to aż za proste.
– Yeah, yeah. Super. A coś za co nas nie zamkną? Eve, użyj swoich Devirowych zdolności i wymyśl, jak legalnie zarobić.
Lekko rozbawiona Eve uniosła brew.
– Dlaczego myślisz, że Devirowe zdolności mówią mi jak legalnie zarobić? Kiedy polowaliśmy na elfi kartel narkotykowy, mój ojciec powiedział, że on w moim wieku próbował robić z nimi interesy.
– Myślałam, że sprzedawał frytki. Czy frytki to była przykrywka? Czy w każdej frytce była torebeczka narkotyków? – Pomyślała o swojej mamie, która opowiadała jej o tych frytkach, a od mamy przeszła do sylwestra. – Idziecie ze mną w tym roku na imprezę do hotelu mojej rodziny, prawda?
Stanley spojrzał na nią poważnie. Powagi trochę odbierało mu to, że wciąż miał na sobie tylko bokserki dla pirokinetyków.
– Chel, przestaliśmy się zgadzać, gdy skończyliśmy trzynaście lat. Ty też powinnaś.
– Ale-
– Zacznij stawiać granice swojej mamie, Chel.
Udała, że wcale jej to nie zirytowało.
– Ale będzie więcej jedzenia niż goście będą w stanie zjeść, a dzień po Nowym Roku Eve ma urodziny, więc możemy wziąć, to co zostanie. Tak samo z alkoholem.
Eveline potarła podbródek w sposób, który przypominał Chel Obi-wana Kenobiego i Moffa Tarkina.
– To nie jest głupie.
– Wow. Super, Eve. Teraz nie wiem, czy się obrazić, czy ci podziękować.
★
Po części studia zmiotły mnie z planszy, po części pisanie tego rozdziału po raz kolejny mnie nudziło. (Jeśli chcecie, mogę gdzieś wrzucić poprzednią wersję). W ogóle to zapomniałam, jakie to trio jest straszne razem.
Do osób, które czytały Jogurt: one-shot Skat-Lusij-Edwin ma ponad 3k słów, a nie jestem nawet w połowie, więc jest szansa, że pojawi się jako osobne 3-4 rozdziałowe opowiadanie. Informacja o tym pojawi się pod Jogurtem, bo o ile Lustra staram się pisać tak, żeby można było czytać je niezależnie, tutaj znajomość Jogurtu będzie ważna.
Zapomniałam, jak bardzo Chel, Eve i Stan się ze sobą żrą. Później się dziwię, że mam ścianę gołych dialogów.
19.07.2022
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro