Rozdział XIV
Obudziłem się, lecz jedyne co zobaczyłem to ciemność. Czułem na swoich oczach przepaskę. Siedziałem na pieprzonym krześle, kompletnie nie łapiąc wcześniejszych wydarzeń.
Jakieś sznury oplatały moje nadgarstki i nogi w kostkach; zostałem przywiązany do mebla. Świetnie! Lepiej być nie mogło!
Przez dłuższą chwilę znajdowałem się w stanie otępienia. Jednak po pewnym czasie coraz więcej zaczęło do mnie docierać. Słyszałem jakieś szmery, przytłumione głosy. Z tego wszystkiego wywnioskowałem jedno: nie byłem tutaj sam.
Kilka minut później poczułem, jak ktoś rozwiązuje przepaskę oraz ściąga mi ją z oczu. Powoli przyzwyczaiłem narząd wzroku do ciemności, która panowała w pomieszczeniu. Dzięki nikłemu światłu, które wydobywało się zza drzwi, dostrzegałem zarysy postaci.
Nie mogłem stwierdzić kim byli napastnicy, wszystko widziałem jakby za mgłą. Osoby wydawały się kształtnymi marami, zjawami, których dokładnie nie potrafiłem zdefiniować. Miałem wrażenie, że mnie czymś nafaszerowali, chociaż nic nigdy nie brałem. Zamrugałem kilka razy, próbując rozpoznać ludzi, lecz na marne.
Westchnąłem, co chyba zwróciło uwagę wszystkich wokół.
— Co z nim zrobimy? — Usłyszałem jakiś męski głos.
Przez mój stan nie byłem w stanie rozpoznać osobnika.
— Nie mam pojęcia, ja wam nie kazałem go tu przywlec.
— To co robimy? — Jedna z postaci była wyraźnie podirytowana.
— Musimy jeszcze poczekać — w końcu odezwał się damski głos.
— Ile jeszcze? — zapytał chłopak.
— Chwilę.
— Cały czas to powtarzasz! — mruknął ktoś.
— Nie możesz usiedzieć na miejscu? — warknęła dziewczyna.
Nagle poczułem, że wszystkie spojrzenia zgromadziły się na mnie. Ich głosy nieco przycichły, prawdopodobnie mówili coś więcej na mój temat.
W moich ustach panowała istna pustynia! Najchętniej wypiłbym szklankę zimnej wody, ale przeczuwałem, że nie byłem w restauracji i nie mogłem sobie niczego zamówić. Jak to by skwitowała Sasame: To nie koncert życzeń, Uchiha.
Jedyne co mógłbym tutaj dostać to zapewne wpierdol. Nie sądziłem, iż porywacze mogliby okazać się całkiem miłymi ludźmi. To chyba byłaby już głupota.
Cholera, miałem przejebane. Ta sytuacja jest tak pokręcona, że aż trudno ją ogarnąć. Po co przecież ktoś miałby mnie porywać? Kasy za mnie nie dostanie, bo z rodziny nikt nie zapłaci, jeszcze tylko by im dopłacili do tego, aby mnie zabrali. Szczególnie ten pijak, Itachi.
Musiałem obmyślić plan działania, lecz póki co próbowałem przyswoić informacje dochodzące z zewnątrz. W końcu byłem czymś odurzony, więc to niezwykle trudne zadanie. Po raz kolejny westchnięcie wydobyło się z moich ust. Moja bezradność doprowadzała mnie do szału.
Nagle jakaś postać podeszła do mnie powoli. Niestety nadal nie widziałem wyraźnie. Po dziwnym kształcie mogłem oszacować, że miała jakieś dziwne przebranie, jakby... pióra? O ja pierdolę, ten ktoś miał na sobie pióropusz!
Siedziałem kompletnie skołowany i na wpółślepy, trawiąc informacje.
— On chyba jest jeszcze niegotowy — cmoknęła osoba stojąca obok mnie. — Nadal się całkiem nie ocucił.
— To wszystko przez twój głupi plan — wycedził ktoś z oddali.
— Dajcie już spokój. — Usłyszałem czyjś jęk.
Nagle na chwilę do pomieszczenia wpadło więcej światła. Jednak przez zamazany obraz nadal nie mogłem rozpoznać twarzy jednego z porywaczy. Mimo wszystko postać wydawała się trochę przerażająca, zwłaszcza z pióropuszem na głowie. Mogłem jedynie wywnioskować, że był to facet — oczywiście po jego głosie.
— Musimy czekać.
Nastała głucha cisza, lecz po kilku minutach usłyszałem odgłos kroków. Ktoś biegł, następnie wpadł do pomieszczenia.
— Już jest! — oznajmiła osoba.
— Pora zacząć przedstawienie! — Usłyszałem jakiś głos.
Wtem zapaliła się mała lampka w pomieszczeniu. Ujrzałem kilkanaście par oczu, wpatrzonych we mnie. Przełknąłem ślinę, starając się ogarnąć to wszystko. Nigdy chyba nie czułem takiego szoku!
— Jak wy? — zapytałem zbity z tropu.
Mężczyzna w pióropuszu siedział przy długim stole wraz z innymi osobami. Kobieta obok niego również miała na głowie barwne pióra. Zobaczyłem, że wzięła do ręki młotek sędziowski i zastukała nim o blat.
— Pora rozpocząć trybunał bogów!
— Temari — fuknął Shikamaru, który miał na sobie ten nieszczęsny pióropusz — to moja kwestia.
Dziewczyna zmarszczyła brwi.
— Jesteś zbyt leniwy by to zrobić.
Nara westchnął i popatrzył na mnie pobłażliwie.
— Wybacz, Sasuke. To one mnie do tego zmusiły.
— Nie kłam! — krzyknął Naruto opierający się o framugę drzwi. Był wymalowany w barwy wojenne.
Obok dojrzałem Kibę ubranego w jasne ciuchy, z przyczepianą, siwą brodą i trójzębem w dłoni.
— Jesteście popierdoleni — skomentowałem.
— Ej! Zważaj na słownictwo! — warknęła Yamanaka, przyodziana tak jak w Starożytnej Grecji: w długą, białą szatę.
— Cicho siedź, Afrodyto — mruknął Inuzuka. — Chłopak jest w szoku.
— Nagle stałeś się taki przemądrzały, od kiedy jesteś Posejdonem, frajerze — wymamrotał Naruto.
— Przynajmniej nie mam umazanej mordy.
— Spokój! — wycharczała zła Temari. — Nie jesteśmy w przedszkolu!
— Jakie to upierdliwe — powiedział cicho Shikamaru.
— Co ja tutaj robię — burknął Gaara, prawdopodobnie przebrany za Aresa, boga wojny.
— To wszystko przez te baby — Nara nie ukrywał swojego znudzenia.
— Możecie mi w końcu powiedzieć o co chodzi? — zapytałem już nieźle wkurwiony.
Przecież to jakiś cyrk!
Temari obleciała wzrokiem po twarzach zebranych, po czym wbiła spojrzenie we mnie.
— Zaraz się dowiesz.
Do pomieszczenia weszła Haruno, ubrana podobnie do Ino, tylko jej strój był nieco krótszy, zrobiony trochę na sukienkę. Na stopach dziewczyny widniały sandały rzymianki. Włosy pozostawiła rozpuszczone, lekko je podcięła. Prawdopodobnie Yamanaka zrobiła jej delikatny makijaż. Wyglądała naprawdę uroczo. Trochę za ładnie jak na nią, ale nie miałem na co narzekać. Przynajmniej popatrzyłem sobie trochę. Tu i ówdzie oczywiście.
— Nie myśl Haruno, że jak się umalujesz to będziesz ładniejsza — skwitowałem zadziornie.
Sakura spiorunowała mnie wzrokiem, ale nie nawiązała do mojej wypowiedzi.
— Mamy sprawę do obgadania.
— Jaką sprawę? — zapytałem, marszcząc czoło.
— Nasz zakład. — Przygryzła delikatnie wargę.
Zadziałało to na mnie niczym płachta na byka. Ostatnimi czasy nie poznawałem samego siebie. Mój pociąg do Haruno wzrastał z każdym dniem. A przecież nic się nie zmieniła. Chciałem traktować ją jako przyjaciółkę, ale to coraz bardziej oddalało się od przyjaźni.
— Nie rozumiem — odparłem.
Dziewczyna wypuściła głośno powietrze z ust.
— Wygrałam mecz, Uchiha. Wiem, że pamięć ci szwankuje. Mimo to musimy ustalić moją wygraną, przecież do tej pory nie wywiązałeś się z umowy.
— I po to ten cały cyrk? — mruknąłem zażenowany.
— Mówiłem, że to głupi pomysł — powiedział Shikamaru, podpierając głowę.
— Musimy jeszcze czekać, nie? — zapytał Naruto, drapiąc się w czuprynę.
— Tak, zaraz przyjdzie — odparła Sakura.
Objąłem wzrokiem całe pomieszczenie, przyswajając informacje, kto znajduje się w pomieszczeniu. Nigdzie nie dojrzałem Krasnala.
— A gdzie Sasame?
Zapadła cisza.
— Tutaj, głąbie. — Dziewczyna pojawiła się tuż obok mnie. — Cały czas stałam za tobą.
Była ubrana w jakieś ciemne jeansy, czarną bluzę, a bandana zakrywała połowę jej twarzy W ręku trzymała kij bejsbolowy.
— Mam cię bić, jak będziesz niegrzeczny. — Puściła do mnie oczko.
— Chyba zwariowałaś — fuknąłem.
— Spokojnie, Uchiha. Będę łagodna.
Nagle usłyszałem tupot obcasów, który z każdą chwilą stawał się coraz głośniejszy. Po raz kolejny drzwi do pokoju zostały otwarte, a do środka weszła kobieta. Na sobie miała krótką, indiańską sukienkę — idealnie komponowała się z jej karnacją. Do tego dobrze dobrane buty. Na jej szyi dojrzałem kilka wisiorków.
— Już zaczęliście? — zapytała.
— Nie, czekaliśmy na ciebie — odparła Sakura.
Dziewczyna obróciła się w moją stronę.
— Nieźle cię urządzili, Sasuke.
— To wszystko twoja sprawka, tak?
Zaśmiała się, zasłaniając usta dłonią. Czerwony kolor paznokci od razu wpadł mi w oko.
— Może trochę. — Mrugnęła jednym okiem.
— To co, ustalamy te warunki? — mruknął zniecierpliwiony Uzumaki.
Ines skinęła głową na niego, po czym odezwała się:
— Shikamaru!
Chłopak wziął do ręki młotek i zastukał o blat.
— Rozpoczynamy posiedzenie!
Prawie wszyscy zasiedli do długiego stołu, oprócz Naruto, Sasame, Ines i Sakury.
— Sasuke Uchiha — zwróciła się do mnie Rivera — czy zobowiązujesz się wykonać każde powierzone ci zadanie?
Spojrzałem na nią spod byka.
— Ines... — fuknąłem. — Co ty odwalasz?
Dziewczyna poprawiła indiańską sukienkę.
— Zobowiązujesz czy nie?
Westchnąłem.
— Tak.
— Dobrze. — Pokiwała głową. — Sakura, teraz powiedz, czego od niego oczekujesz.
— Jaa... Ines zrób to za mnie — wymamrotała Haruno.
— Skąd ja to wiedziałam, różowy mięczaku — parsknęła Rivera, zakładając blond kosmyk za ucho. — Uchiha — zaczęła — masz przez tydzień zabierać Sakurę na randki albo chociaż na spacery, a za tydzień wybierzesz się z nią na wesele.
— Wesele? — fuknąłem, unosząc jedną brew.
— Jako partner — dopowiedziała.
— Skoro muszę, to chyba nie mam innego wyjścia — skwitowałem.
— Mówiłam, że nie chcę go do niczego zmuszać — odparła Sakura do Ines.
— Daj spokój, zobowiązał się, to niech płaci.
— Ale jesteście upierdliwe — mruknął Shikamaru i stuknął młotkiem o stół. — Ogłaszam koniec trybunału bogów.
— Ale nuda — wymamrotała Sasame. — Myślałam, że chociaż raz ci przypierdolę.
— Krasnalu — warknąłem — zważaj na to co mówisz.
— Bo co?
— Booo... — Już miałem coś powiedzieć, kiedy Ines spiorunowała mnie wzrokiem.
— Jaki potulny psiaczek — stwierdziła Katsumi, z uśmiechem przyglądając się mojej reakcji na spojrzenie dziewczyny.
— Sasame — fuknąłem.
— No już dobra. Przestaję ci dokuczać — odparła, następnie ściągnęła bandanę i pokazała mi język.
— Chodźmy tak przez osiedle — wymamrotał Naruto. — Będzie fajnie!
— No jasne — odpowiedział Kiba. — Już zapierdalam w tym stroju Posejdona.
— Ej no! Nie umiecie się bawić — bąknął rozczarowany Uzumaki.
— Zbieramy się — powiedział Shikamaru, ściągając pióropusz z głowy. — Co za ulga, nie muszę już nosić tego dziadostwa. To zbyt upierdliwe.
— Nie narzekaj — wybąkała Temari. — Ty chociaż jakoś w tym wyglądasz.
Nara spojrzał na Sabaku, ale już się nie odezwał.
Naruto podszedł do mnie, szczerząc swoje zęby. Zwinnymi ruchami rozwiązał węzły od sznurów, dzięki niemu po chwili stałem na nogach.
— Właściwie to gdzie jesteśmy? — zapytałem.
— W moim domu — odparł Kiba, ściągając srebrną brodę.
— Zostaw ją — mruknęła Ino. — Pasuje ci.
— Mam to uznać za komplement, piękna? — burknął, uśmiechając się zawadiacko.
— Uznawaj to sobie jak chcesz, psi pojebie — fuknęła Yamanaka, zakręcając na palec kosmyk włosów.
Kiba tylko prychnął. Zaciekawiony przyglądałem się zaistniałej sytuacji. Zobaczyłem, że Sakura wlepia we mnie swoje zielone ślepia. Tak jak wcześniej wspominałem: przypadła mi do gustu w tym wdzianku. Chociaż i tak chyba byłem przyzwyczajony do jej dresów. Podszedłem do niej powoli, po czym oparłem dłoń obok dziewczyny. Pod dotykiem palców poczułem zimno ściany. Do moich nozdrzy doszła delikatna woń pomarańczy, kiedy przejechałem nosem po obojczyku Sakury. Haruno zadrżała, spoglądając na mnie i zagryzając usta. Przystawiłem twarz do jej policzka, zachłystając się przyjemnym zapachem. Dziewczyna wstrzymała oddech.
— Te, gołąbeczki, idziemy! — zakomunikowała Sasame, która pojawiła się tuż obok.
— Zawsze musisz wszystko zepsuć — wymamrotałem, odszedłem od Sakury i podążyłem do wyjścia za innymi.
Dom Kiby był dość spory, prócz jego rodziców mieszkało w nim kuzynostwo Inuzuki. Mieli wielki ogród, w którym na co dzień przebywało kilka psów. Budynek posiadał piętro i parter z kilkoma pokojami.
Wyszliśmy na zewnątrz, gdzie powitał nas jeden z czworonogów — Akamaru. Machnął parę razy ogonem, po czym sobie poszedł.
— To przebieramy się i idziemy na jakieś piwko? — dopytywał Naruto.
— Tobie tylko piwo w głowie — skomentowała Sakura. — Gdzie masz Hinatę?
— Dzisiaj spędza czas z Nejim, Lee i Tenten — mruknął trochę niezadowolony.
Przeszliśmy przez posesję, następnie poszliśmy w stronę bloków. Mijaliśmy właśnie wieżowiec, gdzie obok na ławce znajdującej się na placu siedziała Marika ze swoimi koleżankami. Jedna wyglądała jak typowa Azjatka, druga za to miała rude włosy. Ines niezrażona naszą obecnością, podeszła do dziewczyn. Oczywiście nadal miała na sobie strój Indianki. W sumie musiałem przyznać, że sukienka podkreślała wszystkie jej atuty: zgrabne nogi, duży biust i opaleniznę.
Przez nią wszyscy przystanęliśmy przy nich.
— A to co, bal przebierańców? — skomentowała Marika, taksując nas wszystkim wzrokiem. Jej spojrzenie stanęło na Sasame, Wilkos zmarszczyła brwi.
— Dziwka Itachiego? — mruknęła. — Ta?
— Dziewczyna — odparła Katsumi, zachowując spokój. — Dziwką to może byłaś ty, chociaż wydaje mi się, że dziwki są lepsze w łóżku.
— Ty suko — fuknęła Marika.
— Daj spokój — wtrąciła Ines. — Może byście się przedstawiły, co?
Dziewczyny siedzące na ławce popatrzyły na siebie nawzajem. Ruda właśnie paliła papierosa; subtelnie wypuszczała dym z pełnych, różowych ust. Miała piegi i kręcone włosy, lekko dłuższe niż pamiętałem — stała pod szpitalem razem z resztą koleżanek, kiedy Itachi przedawkował.
— Jestem Łucja — wymamrotała piegowata. — Łucja Roch.
Jej przyjaciółka siedząca obok, poruszyła się niespokojnie. Długie, czarne włosy pofalowały na wietrze. Śniada cera ładnie kontrastowała się z granatową sukienką. Ciemne, lekko skośne oczy wbiły we mnie wzrok. Dziewczyna przygryzła dolną wargę.
— Lena Ishida — bąknęła nieśmiało.
— Sasuke Uchiha — odparłem.
Usłyszałem z tyłu głosy, jak każdy się przedstawiał.
— Ja jestem Marika Wilkos — mruknęła brunetka. — Ex Itachiego.
— Wiemy — powiedziała Sakura, spoglądając na dziewczynę.
— Skoro wszyscy już się znamy, to możemy iść razem na piwo — skwitowała Ines.
Kiba, już bez brody Posejdona, przysiadł się do Azjatki. Ino na to zmarszczyła nos, ale nic nie powiedziała.
— A może by tak mały spacer, maleńka? — zapytał.
— Nie jestem zainteresowana — stwierdziła, lekko na mnie spoglądając. — Sasuke — zaczęła — masz może jutro czas?
Chciałem już odpowiedzieć, gdy w słowo weszła mi Rivera:
— Ten pan jest zarezerwowany dla tej pani. — Wskazała na Sakurę. — Rączki z daleka, Lena.
— Szkoda. — Dziewczyna wzruszyła ramionami, lecz po chwili zmarszczyła czoło. — A to nie twój były, Ines?
Blondynka zaśmiała się delikatnie i posłała mi oczko.
— Zgadza się. Co nie znaczy, że nie ma prawa mieć innej dziewczyny. Przecież to co było między nami jest już dawno skończone. — Westchnęła. — Może na początku byłam trochę zazdrosna, ale zrozumiałam, że nie ma o co. Nasz związek był kompletnym niewypałem i byliśmy trochę niedojrzali.
— Sasuke nadal jest niedojrzały — warknęła Sasame.
— Być może. Ale to już nie mój problem.
— To jak, umówisz się ze mną? — Kiba nadal próbował.
— Nie.
Chłopak zrezygnowany wstał oraz podszedł do Uzumakiego, który miał niezły ubaw.
— Masz stary pecha do dziewczyn.
— Nie ma pecha — powiedziała Temari. — Po prostu jest ślepy i nie widzi tego co ma pod nosem. Niestety jest za głupi, aby się o to postarać.
— O czym ty mówisz? — zapytał się zdziwiony Inuzuka.
— Nie ważne. — Sabaku machnęła ręką. — Będziemy tak stać jak kołki w tych ubraniach?
— Chyba pora się zbierać — odezwała się Ino.
Nagle zauważyłem zbliżającą się do nas postać, którą dobrze znałem. Długowłosa blondynka o jasnobrązowej karnacji z niebieskimi oczami. Miała na sobie białą bluzeczkę z krótkim rękawkiem, obcisłą, kremową spódniczkę i buty na koturnach. W ręce trzymała beżową torebkę. Podeszła oraz przywitała się z Ines krótkim całusem w policzek.
„Była piękna jak te panny z okładek, mówiła że kiedyś przyjdzie pomóc — nie rozumiałem. Uśmiechała się tak fajnie pamiętam, niosła mi ukojenie jak ulubiona piosenka." TMK aka Piekielny — Siadała w oknie
— Cześć dzieciaki, jak tam? — zapytała.
Spojrzała na mnie przelotnie.
— Ooo, Sasuke! Ale wyrosłeś! Pamiętam jak szwendałeś się za Ines jako mały szczeniak.
— Nie taki mały — mruknąłem. — Miło cię widzieć, Rita. Nie wyleciałaś do Hiszpanii?
— Nie, stwierdziłam, że będę studiować w Polsce.
— Kto to? — zapytała się Sakura, patrząc na naszą dwójkę.
— Ach! Nie przedstawiłam się — wymamrotała kobieta, poprawiając opadające włosy na twarz. — Jestem Rita Rivera. Starsza siostra tej mendy, Ines.
— Nie nazywaj mnie mendą, stara szmato — warknęła rozzłoszczona siostrzyczka.
— Oj, nie złość się — powiedziała Rita. — Chodź tu do mnie, to cię przytulę.
— Spadaj, staruszko.
— No i jak tu okazać siostrze trochę czułości? — Westchnęła, po czym przyjrzała się Marice. — Ty jesteś nową dziewczyną Itachiego, tak?
Wilkos drgnęła, spoglądając niepewnie na Ritę.
— Od jakiegoś czasu już nie.
— Ja jestem jego dziewczyną — wtrąciła się Sasame.
— Widzę, że Itachi nie próżnuje. Co chwilę zmienia dziewczyny jak rękawiczki.
Następnie spojrzała na Katsumi, po czym podeszła do niej i objęła niespodziewanie.
— Jaka słoooodka! — wymamrotała, ściskając biednego krasnala.
— Ten psychol lubi niskich ludzi — skomentowała sytuację Ines.
— Udusisz mnie!
Rivera momentalnie odsunęła się od dziewczyny.
— Tylko go pilnuj! — powiedziała, czarując Katsumi wachlarzem gęstych i długich rzęs.
— Dobrze — bąknęła dziewczyna, kompletnie nic nie rozumiejąc.
— To była Itachiego, Sasame — rzekłem, wkładając dłonie w spodnie.
Zdziwiona tą informacją głośno wciągnęła powietrze.
— Taka śliczna? — wyszeptała do mnie. — Przecież ja się nawet nie mam do niej co umywać.
— Chyba ją pamiętasz — odparłem. — Po za tym daj spokój.
— Tylko trochę. Wtedy miałam ograniczony kontakt z wami, a Itachi wcale nie chciał ze mną gadać, a co dopiero się widywać.
Na dworze powoli się ściemniało, więc postanowiłem wrócić do domu. I tak już miałem po dziurki w nosie tego całego cyrku. Jeszcze wszyscy musieli się przebrać... Wyglądali jak banda idiotów — swoją drogą przecież nimi byli.
Wyciągnąłem smartfona z kieszeni oraz sprawdziłem godzinę. Następnie omiotłem spojrzeniem twarzy zebranych.
— Ja spadam, na razie.
— Zaczekaj! — bąknęła Sasame. — Idę z tobą. — Podała kij Uzumakiemu. — Cześć!
Idąc do bloku, nie odezwaliśmy się ani słowem. Lubiłem ciszę, jak i lubiłem towarzystwo Katsumi — choć nie powiedziałbym tego nigdy na głos. Mój uchihowski honor by mi na to nie pozwolił.
Przyjrzałem się dokładnie dziewczynie: kolorowa grzywka już całkiem wyblakła, z tego co zauważyłem, Sasame musiała używać farby, aby przywrócić swój naturalny kolor. Włosy jej kapkę urosły. W dresach wyglądała śmiesznie, niczym taki niespełniony dresiarz, który wszystkim chce wpierdolić.
Kiedy doszliśmy do bloku, w końcu wypaliła:
— Myślisz, że Itachi nadal czuje coś do Rity?
Popatrzyłem na nią jak na idiotkę, po czym pstryknąłem ją palcem w nos.
— Idź ty, głuptasie.
Wykrzywiła twarz w grymasie.
— Ja pytam poważnie.
— Czym się martwisz? Itachi teraz jest z tobą, i zapewniam cię, że Rita to dla niego przeszłość.
Westchnęła.
— Chyba za bardzo się przejmuję.
— Wyluzuj, Sasame. — Poczochrałem dziewczynie włosy, a ta jedynie posłała mi smutny uśmiech.
Po chwili przebywaliśmy już w bloku, jadąc windą na ostatnie piętro. Wyszliśmy, następnie każde z nas poszło do swojego mieszkania.
W przedpokoju zastałem lekko nieogarniętego Itachiego, który zmierzał do łazienki. Poszedłem do pokoju i się przebrałem, postanowiłem jeszcze coś zjeść, gdyż zaczęło mi burczeć w brzuchu. Poczłapałem do kuchni, aby przyrządzić sobie jedzenie. Odgrzałem kotlety — o dziwo nie były przypalone! Chociaż miałem pewność, że w kuchni nie urzędował mój brat.
Zjadłem obiad, pozmywałem, następnie złapałem telefon w dłoń. Postanowiłem spędzić ten wieczór w towarzystwie Sakury, w końcu do czegoś się zobowiązałem.
Zadzwoniłem do dziewczyny.
— Siema, różowa — mruknąłem, gdy odebrała.
— Sasuke — fuknęła. — Ja mam imię.
— Wiem, Haruno.
— Ugh, Sasuke. Czemu mnie to nie dziwi? — Westchnęła. — A tak w ogóle, to po co dzwonisz?
— Bo chciałem posłuchać twojego głosu, wiesz? — bąknąłem żartobliwie.
— Romantyk Sasuke. Od tej strony cię jeszcze nie znałam. — Wyczułem ironię.
— Daj spokój — sapnąłem. — Chciałem cię zabrać na spacer, panno szukająca czułości.
Wzdychnęła, prawdopodobnie przewracając oczami.
— Dobra, w sumie nie chce mi się siedzieć w domu. To kiedy i gdzie, panie romantyku?
— Przyjdę po ciebie za jakieś dziesięć minut — wymamrotałem.
— W porządku — odparła przeciągle. — Będę czekać.
— To do zobaczenia — powiedziałem i rozłączyłem się.
Wsadziłem smartfona do kieszeni, po czym podszedłem do lustra w przedpokoju. Chwilę przyglądałem się swojemu odbiciu, wzdychając, przeczesałem włosy. Miałem wrażenie, że ostatnio coś mi odpierdalało, i to COŚ nie było byle jakie. I miało nawet swoje imię.
Sakura Haruno ponownie wparowała do mojego życia. Przecież znaliśmy się już tyle lat, i nic między nami nie zaiskrzyło. Nadal uważałem, że to przyjaźń, chociaż nie do końca. Sam tego nie rozumiałem, ta dziewczyna mąciła mi w głowie. Chociaż wiedziałem, że swoimi zagrywkami robiłem jej siano z mózgu.
Ja po prostu jestem tchórzem, który bał się miłości. Śmieszne.
Jeszcze w to wszystko wplątała się Ines. No, kurwa, zajebiście.
Spojrzałem na zegarek — nadal miałem trochę czasu. Wyjąłem z kieszeni paczkę papierosów, idąc na balkon. Odpaliłem jednego, napawając się nikotyną. Wciągnąłem sporą dawkę w płuca, aby potem wypuścić dym z ust. Poczułem tę chwilową wolność, chwilowe zapomnienie, chwilową nicość. Błogi stan, który naprawdę lubiłem. Może dlatego nie potrafiłem rzucić tego cholerstwa.
Zgasiłem fajkę i założyłem na siebie bluzę, a na nogi nałożyłem adidasy. Wyszedłem z mieszkania, nawet się z nikim nie żegnając. Zjechałem windą, następnie zapukałem do drzwi od lokum państwa Haruno.
Otworzyła Sakura, ubrana dość normalnie jak na nią. Miała na sobie ciemne, dresowe spodnie, wąskie w nogawkach, za to szerokie w kroku oraz czarną, przylegającą bluzę i trampki.
— Co cię tak wzięło na spacer? — zapytała w progu.
— Jakie miłe powitanie — fuknąłem. — Przecież obiecałem.
— No tak — odparła, przewracając oczami.
Zamknęła za sobą na klucz, potem udaliśmy się na przechadzkę po osiedlu. Nogi poprowadziły nas w tych ciemnościach na błonia. W końcu już jakiś czas temu zapadł zmrok, a jedynym źródłem światła były latarnie.
— Przyprowadziłeś mnie tutaj, aby mnie zgwałcić i zabić, tak bez świadków? — bąknęła z głosem pełnym ironii.
Popatrzyłem na nią jak na idiotkę.
— Szkoda spermy na ciebie.
— No dzięki — prychnęła, śmiejąc się pod nosem. — Jesteś debilem, Uchiha.
— Wszystko zostaje w rodzinie — wymamrotałem, myśląc o tym kretynie, Itachim.
— Mówisz? — zapytała, unosząc brwi.
— Jestem tego pewny.
— Łooo, Uchiha. Pojazd na własnego siebie. Jestem pod wrażeniem — mruknęła w żartach.
Pod wpływem chwili potargałem jej włosy. Sakura spojrzała na mnie, a w jej zielonych oczach lśnił blask pobliskiej latarni. Zachłysnąłem się powietrzem; pachniało wiosną, pachniało jak ona. Przejechałem nosem po nozdrzach dziewczyny, następnie złożyłem na ustach krótki pocałunek, lecz zostałem odepchnięty.
— Wystarczy, Sasuke — wykrztusiła zawstydzona. — Napiłabym się kawy.
— Kawy? — Zmarszczyłem czoło. — O tej porze?
— Mam taką ochotę.
— No dobra, niedaleko jest stacja benzynowa. Możemy tam iść na kawę, czy raczej odpada?
— Niech będzie. — Uśmiechnęła się uroczo.
Złapałem ją za rękę, która była wręcz lodowata. Przejechałem kciukiem po drobnej dłoni, chciała ją zabrać, po chwili jednak wymiękła. Nie wiedziałem, co się ze mną działo w jej towarzystwie. Za każdym razem pragnąłem ją dotknąć, pocałować, mieć tylko dla siebie. A przecież chyba nie chciałem czegoś więcej, przyjaźń mi wystarczała. Chociaż kiedy myślałem, że Sakura mogła mieć kogoś innego.... Do tej pory twierdziłem, że nikt nie zechce takiej chłopczycy. Ale przecież w duchu przyznawałem, że Haruno była całkiem ładną babeczką. No dobra... Dresy robiły z niej kogoś innego, ale gdy ubrała się jakoś przyzwoicie, to czasem wzroku nie szło oderwać.
Podniosłem nasze splecione ręce, po czym pocałowałem jej dłoń. Popatrzyła na mnie zdziwiona, lekko się rumieniąc. Uniosłem zadziornie kąciki ust.
— Coś ci jest? — zapytałem zawadiacko.
— Nic — bąknęła speszona.
Idąc obok głównej drogi, wpatrywaliśmy się w przejeżdżające samochody. Światła przemykały nam przed oczami niczym wspomnienia dobrych chwil. Życie było takie ulotne, takie kruche. Chciałem przeżyć je jak najlepiej, ale niestety byłem tchórzem. Do wszystkiego brakowało mi odwagi.
Po kilku minutach doszliśmy na obszerną stację, w pełni oświetloną. Żółty banner przyciągał wzrok, kilka samochodów właśnie tankowało. Weszliśmy do środka, przyglądając się wielkim półkom z towarami.
— Masz na coś ochotę? — zapytałem, żeby mi później różowa nie marudziła, że jest głodna.
Pokręciła nosem i popatrzyła na mnie.
— Jedynie na kawę.
— Okej. — Wzruszyłem ramionami.
Podszedłem do kasy, gdzie za ladą stała młoda dziewczyna, brunetka o brązowych oczach. Włosy miała związane w kucyka. Uśmiechnęła się promiennie.
— Co podać?
— Poproszę jedną kawę czarną, a drugą z mlekiem.
Zapłaciłem, po kilku minutach oboje trzymaliśmy ciepły napój w tekturowym kubeczku.
Wyszliśmy na zewnątrz, Sakura zaciągnęła mnie na bok. Przysiadła na krawężniku, klepiąc miejsce koło siebie.
Usiadłem blisko niej, popijając gorącą ciecz. Dziewczyna była wariatką spragnioną dawki kofeiny, bo kto niby normalny pił o tej porze kawę?
Oparła głowę o moje ramię, przymykając oczy. Oboje odczuwaliśmy potrzebę wzajemnej bliskości.
Sakura nie musiała robić nic, po prostu była. I za to ją uwielbiałem. Uwielbiałem ją za te zielone oczy, za tę ciszę, za słodkie usta, za dresowe spodnie. I przede wszystkim za szczerość. Za tę normalność. Swobodę. Bo przy niej czułem się wolny. Czułem się kimś. Czułem się potrzebny.
Nie pragnąłem nic więcej. Tylko jej.
„Między mną a Tobą, między mną a sobą, szukam więzi, wciąż nieustannie i bez przerwy. Lecz nerwy, przez nie czuję się jak pies na uwięzi. I zamiast być w czymś jestem tylko pomiędzy." Sulin — Między mną a Tobą
Głośno zaciągnęła powietrze do płuc, po czym westchnęła.
— Ładnie pachniesz — skwitowała.
— Jak kiełbaska? — mruknąłem przypominając sobie tekst z Włatców Móch.
Haruno otworzyła oczy i zmarszczyła czoło.
— Jak zawsze wszystko psujesz — fuknęła.
Schyliłem się, następnie dałem jej całusa w nos.
— Jesteś urocza. — Uniosłem kąciki ust, widząc jak twarz Sakury nabiera czerwonej barwy.
— Przestań! — bąknęła.
— Komplement za komplement, bejbe.
Grymas wtargnął na twarz Haruno.
— Mogłam się spodziewać, ty nie potrafisz być miły.
Uniosłem brwi, udając zdziwienie. Ten mały, różowy wróżbita niekiedy działał mi na nerwy. Z drugiej strony, gdyby nie to, że była taka zaczepna, to bym się tutaj nudził.
— Właściwie to... — zaczęła nieśmiało — co się wydarzyło między tobą a Ines?
Potrzebowałem krótkiej chwili, aby się nad tym zastanowić. Póki co nie chciałem zdradzać Sakurze szczegółów mojego dawnego związku. Musiałem z tym poczekać.
— Kiedyś ci powiem — burknąłem.
Haruno już chciała coś powiedzieć, lecz skutecznie zamknąłem jej usta pocałunkiem. Dziewczyna wplotła dłoń w moje włosy, przeczesując je subtelnie. Spletliśmy języki, przejechałem po jej podniebieniu.
— Sasuke — wymruczała pomiędzy pieszczotami. — Wystarczy.
Zachłysnąłem się jej zapachem włosów, pachniały jakimś nieznanym mi kwiatem.
— Ładnie pachniesz — bąknąłem, przymykając oczy i przystawiając nos do jej różowych pasm.
— Jak kiełbaska? — zapytała kąśliwie.
— Jakbyś pachnęła jak kiełbaska, już dawno bym cię schrupał — parsknąłem zaczepnie.
Do moich uszu doszło ciche fuknięcie, po czym poczułem ciepło na klatce piersiowej — Sakura się do mnie przytuliła.
— Nie za dobrze ci? — zadałem pytanie, obejmując dziewczynę.
— Jest w porządku — wymamrotała do brzucha.
Dopiłem kawę, a ciepło przyjemnie rozlało się po ciele. Nie przeszkadzała mi ta chwila, mógłbym nawet ją zatrzymać, gdybym potrafił. Niby nie robiliśmy nic takiego, ale mimo wszystko miało to w sobie taką magię, prostotę.
Siedzieliśmy razem na krawężniku, wciągając nocny powiew wiatru i czując nasze ciepło. W zimnych dłoniach trzymaliśmy tekturowe kubki, niestety bez napoju.
Sakura oddychała miarowo, co jakiś czas zaciskając ręce na mojej bluzie. Przeczesywałem jej włosy palcami.
Było dobrze. Było normalnie.
I mimo wszystko wyjątkowo.
— Wstawaj — mruknąłem. — Dupa mi skostniała.
Haruno podniosła się leniwie, zabierając ode mnie swoje dłonie. Oboje po chwili staliśmy na wyprostowanych nogach.
— Idziemy do domu? — wymamrotała. — Zimno mi już.
— Spoko, możemy iść.
Tym razem to ona złapała mnie za rękę, mocno ciągnąc w stronę osiedla.
Różowe włosy rozwiewał wiatr, z ust wydobywała się para, a policzki przyrumieniały od chłodu. Ścisnąłem mocniej długie palce Sakury i zwolniłem nasz chód.
Spojrzała na mnie przez ramię, marszcząc nos. Przyciągnąłem ją do siebie, po czym skradłem jej całusa.
Haruno głośno wypuściła powietrze. Aż do bloku nie zamieniliśmy ani słowa. Potrzebowaliśmy chwili wyciszenia.
Kiedy w końcu stanęliśmy pod drzwiami do mieszkania Sakury, rzuciła krótko:
— Do zobaczenia.
I tym razem to ona złożyła na moich wargach pożegnalnego całusa.
Gdy zostałem sam, przejechałem palcem po ustach, następnie odwróciłem się i windą pojechałem do góry.
Wszedłem do domu, gdzie zastałem rodziców siedzących u siebie i oglądających jakiś film, a u Itachiego w pokoju siedział mój brat z Sasame, którzy przeglądali nasze zdjęcia z dzieciństwa.
„Nieważne jaki bój toczymy ze światem, nieważne ile zbrój wkładamy przy tym i masek. Jakimi tu czyni nas każda z ról i przypiętych łatek. Będziemy zawsze dziećmi naszych ojców i matek." Zeus — Będziemy dziećmi
— Jaki słodki Sasuke! — wymamrotała Katsumi, trzymając fotografię.
— Daj spokój. — Podszedłem do nich. — Pokaż.
Na odbitce widniała moja morda cała umorusana prawdopodobnie jakimś serkiem. Zmarszczyłem brwi i odłożyłem je, następnie zajrzałem do pudełka. Znalazłem w nim zdjęcie mojego brata z ex dziewczyną. Byli naprawdę ładną parą. Rita uśmiechała się promiennie, a Itachi ją obejmował.
Pokazałem tę fotografię mężczyźnie, na co on zmarszczył brwi. Sasame spojrzała na nie i westchnęła przeciągle, na co poczochrałem jej włosy.
Itachi odłożył zdjęcie, następnie pocałował krasnala w czubek głowy, obejmując ją.
— Teraz jestem twój, pamiętaj — mruknął dziewczynie do ucha, na co ta się zarumieniła.
— Dobra gołąbeczki, wiem, że fajnie wam się tak grucha, ale bez ekscesów. Starzy są za ścianą, a ja stoję obok — fuknąłem, podnosząc kąciki ust.
— Spoko, i tak nie mam prezerwatyw — powiedział Itachi, unosząc sugestywnie brwi. — Ale zostaje jeszcze sześć dziewięć, co nie, mała?
— Itachi! — prychnęła, po czym uderzyła go poduszką. — Ty chory zboku!
— Nie moja wina, że tak na mnie działasz, maleńka — szepnął jej do ucha, przejeżdżając palcami po obojczyku dziewczyny.
Sasame się wzdrygnęła.
— Przestań — wychrypiała, lekko podnieconym głosem.
— To ja nie przeszkadzam — bąknąłem, patrząc na nich z dezaprobatą. — Tylko błagam, bądźcie cicho.
— I tak nic nie będziemy robić — odrzekła Sasame, patrząc z politowaniem to na mnie, to na Itachiego.
— To jeszcze się okaże, maluszku.
— Nie mów do mnie maluszku, stary zboku — fuknęła, marszcząc brwi.
— Nie złość się — powiedział, następnie zaczął całować jej szyję, na co Katsumi jęknęła.
Ja natomiast postanowiłem się ewakuować. Jeszcze mi tego brakowało, aby widzieć swojego brata w akcji. No kurwa! Nie kręciły mnie rodzinne trójkąty.
Zrobiłem się senny mimo dawki kofeiny. Ściągnąłem z siebie ubrania, zostając tylko w bieliźnie, później wylądowałem w łóżku i zasnąłem.
Ten tydzień minął nam na wspólnym randkowaniu. Codziennie wychodziłem gdzieś z Sakurą, to na spacer do parku, to do pubu, to do kina. Musiałem przyznać, że czas spędzaliśmy całkiem miło. Nie potrafiłem na nic narzekać. Haruno z niczym się z nie narzucała, do pewnego momentu... Mianowicie nadchodziło wesele, na którym miałem być jej partnerem. Wesele, jak to wesele, wiadomo: kiecki, szminki, wizyty u fryzjera, kosmetyczki, szpilki, biżuteria i wiele innych kobiecych dupereli kompletnie do życia nie potrzebnych. Jak to faceci mieli dobrze, że wystarczyło się ogolić, uczesać (ewentualnie zgolić włosy na łyso), włożyć białą koszulę, garnitur oraz lakierki. I klasa jest sama w sobie.
Ale nie! Te baby musiały się odpierdolić jak nigdy w życiu!
Już wolałem, aby Sakura poszła w tym swoim zasranym dresie.
Piątek. Niby normalny dzień. Zamiast pograć z chłopakami, iść na piwo, ja musiałem ślęczeć z tą różową paskudą w centrum handlowym. Na domiar złego akurat przebywaliśmy w sklepie z bielizną... Czy ten potwór nie wiedział jakże działał na moje libido?
Sakura przymierzała już trzeci z rzędu komplet bielizny. Sukienkę na szczęście mieliśmy za sobą, bo wybrała ją kilka dni wcześniej z Ino. Dzisiaj jednak Yamanaka nie mogła wybrać się z nią na zakupy, dlatego Haruno przytargała tu mnie. To najgorsza kara jaka istniała.
— I jak? — zapytała, obracając się wokół własnej osi.
— Bierzemy go i wychodzimy stąd — fuknąłem.
— Mówisz to za każdym razem — warknęła. — Powiedz mi co o nim sądzisz.
Zmarszczyłem brwi.
— Nie ten kolor.
— To znaczy?
— Skoro sukienkę masz czerwoną, to raczej ciemna bielizna odpada. Przymierz ten piąty, czerwony komplet.
Sakura pokiwała głową i zniknęła za kotarą. Po kilku minutach znowu się zza niej wyłoniła. Miała na sobie karmazynowy biustonosz i w tym samym kolorze majtki. Wszystko oplatała delikatna koronka, a gdzieniegdzie były wplecione czarne wstążki.
— Nieźle — wymamrotałem z podziwem.
Haruno przejrzała się w lustrze.
— Jesteś pewny, że może być?
— Jak najbardziej — odparłem.
— Nie jest zbyt wyzywający? — zapytała niepewnie.
Na tobie wszystko jest wyzywające, Sakura. Prócz dresów oczywiście.
— Jest idealny.
— To go biorę — mruknęła oraz poszła się przebrać.
Dobrze, że zostały nam tylko buty do kupienia. Nie wiedziałem, iż zakupy to taka katorga. Na co ja się głupi zgodziłem! Jeszcze musiałem wszędzie taszczyć te torby. No, ale w końcu widoki miałem przednie. Po kilkugodzinnym oblężeniu sklepów z bielizną, naoglądałem się ciała Sakury za wszystkie czasy.
Weszliśmy do pierwszego obuwniczego, jaki był obok. Haruno co chwilę brała do ręki inną parę butów. Miałem nadzieję, że w tym sklepie znajdzie coś dla siebie, ponieważ ledwo to wytrzymywałem.
W końcu dobrała się do czarnych szpilek, obitych czerwoną podeszwą. Założyła je na nogi i przeszła kilka kroków po sklepie.
— I jak? — zapytała, oczekując odpowiedzi.
Sakura miała na sobie obcisłe rurki i do tego zwiewną koszulkę bez rękawków zapinaną na guziki w miętowym odcieniu. Zapewne ten outfit dobrała jej Ino, gdyż Haruno nie posiadała takiego dobrego gustu.
W tych butach wyglądała dobrze, nawet mogłem stwierdzić, że w takim wydaniu podobała mi się najbardziej.
— Jest dobrze. Będą pasować do sukienki.
Westchnęła, po czym ściągnęła je i na stopy wsunęła balerinki.
Bez słowa zapakowała szpilki, następnie poszła do kasy oraz zapłaciła.
Później przeszliśmy się do pobliskiej kawiarni na jakieś lody. Potem cały obładowany zakupami wróciłem z nią do domu.
Następnego dnia w odmętach mojej szafy odnalazłem stary garnitur, który jeszcze był na mnie dobry. Poszedłem coś zjeść, ogoliłem się, włożyłem ubranie na siebie. Oczywiście zdruzgotana matka pomogła mi zawiązać krawat. Nałożyłem trochę żelu na włosy i użyłem wody kolońskiej. Akurat miałem szczęście, bo zmieściłem się w czasie.
— Do zobaczenia, Sasuke! I nie pij za dużo — powiedziała Mikoto.
— Dobrze, mamo — wymamrotałem, przechodząc przez próg oraz zamykając drzwi.
Kiedy byłem już na dole, zapukałem, a po chwili otworzyła mi Sakura, ubrana w sukienkę o której mi wczoraj wspominała. Czerwony, lekko rozkloszowany materiał ładnie komponował się z odcieniem skóry dziewczyny. Miała delikatny makijaż, zrobione kocie oko, czerwień na policzkach i błyszczyk na ustach. Różowe włosy zostały spięte w koka, przepasane czarną klamrą, gdzieniegdzie wydostawały się małe pasma włosów. Wyglądała uroczo.
— To co, idziemy? — zapytałem, wystawiając łokieć, aby go złapała.
Uchwyciła mnie pod ramię, po czym oboje ruszyliśmy na ślub. Z tego co wiedziałem to za mąż wychodziła kuzynka Sakury.
Stojąc przy ławce w budynku, dojrzałem pannę młodą przy ołtarzu. Biała suknia, opinająca się na jej ciele wyróżniała ją z tłumu, a welon ładnie zdobił koka. Kobieta posiadała kasztanowe włosy. Z tego co dowiedziałem się od Haruno, miała na imię Mei. Jej przyszły mąż dysponował, z tego co dojrzałem, ciemną karnacją i jasnymi włosami.
— To Omoi — wyszeptała Sakura, widząc jak się im przyglądam.
Skinąłem głową na znak, że usłyszałem.
Po ceremonii w kościele udaliśmy się do restauracji. Sala została ładnie urządzona w białych kolorach, stoły zostały tak poustawiane, aby na środku było miejsce do tańczenia. W tle stała scena, na której za chwilę zagra kapela.
Przysiedliśmy razem z rodzicami Sakury przy wyznaczonym stole.
Pierwszy toast wzniósł ojciec panny młodej. Następnie jedliśmy posiłek — zupę, a konkretnie rosół — czyli tradycyjnie.
Później podeszła do nas jakaś babcia, siwa staruszka o niebieskich oczach. Na siebie założyła granatową kieckę i żakiecik.
— Sakura? Jak ty wyrosłaś! Taka pannica się z ciebie zrobiła — zaczęła swój wywód, Haruno spaliła buraka.
— Ciociu, daj dziewczynie spokój — odpowiedział ojciec różowej.
— To twój chłopak? — Popatrzyła na mnie. — Pewnie narzeczony.
— Jeszcze nie ten wiek — odrzekła matka Sakury.
— Ładny chłopczyk. Wydaje się taki dziarski. Nie zastanawiaj się Sakuro, tylko się za niego bierz, bo jakaś inna sprzątnie ci go sprzed nosa — powiedziała staruszka, machając palcem.
— Nie jest moim chłopakiem — burknęła speszona.
— To widzę, że z tobą jest już naprawdę ciężko. — Westchnęła babcia. — Ja w twoim wieku to...
— Wystarczy — wtrącił pan Haruno — ciociu.
Na tym rozmowa się zakończyła. Zaraz potem zagrano muzykę, a młoda para wirowała na parkiecie w pierwszym tańcu. Później oczywiście oklaski i głośne: gorzko!
Westchnąłem, widząc zaczynającą się zabawę weselną. Sakura zaciągnęła mnie na parkiet, a pomiędzy naszymi głowami wylądował balon. Jak wiadomo trzeba było go utrzymać, aby nie spadł. Przylegliśmy do siebie, lecz on nie chciał ustać na jednym miejscu. Po kilku minutach piosenki wymiękliśmy.
Usiedliśmy na kolejny posiłek, do stołu podano drugie danie.
Po kilku godzinach tańczenia i picia alkoholu nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Kapela zagrała właśnie wolniejszą piosenkę.
Zaciągnąłem zmęczoną Sakurę na parkiet, obróciłem ją kilka razy, następnie wpadła w moje ramiona.
— Sasuke, ja już nie mogę — mruknęła zmęczona.
— Dasz radę — odparłem, szepcząc jej do ucha.
— Nie masz serca — wybełkotała. — Już wcześniej sponiewierałeś mną na parkiecie. W dodatku tańczyłeś z moją matką!
— Daj spokój — bąknąłem, marszcząc brwi. — Nie narzekała, wręcz powiedziała, że jej się bardzo podobało.
— Podrywasz moją matkę? — fuknęła oburzona.
— Gdybym podrywał twoją matkę, twój ojciec już dawno by mnie zabił.
— No fakt — przyznała mi rację, lekko kołysząc się w rytm muzyki.
Objąłem ją mocniej, przyciągając bliżej siebie oraz ujmując jej dłoń. Poczułem zapach delikatnych perfum. Złożyłem pocałunek na czole dziewczyny. Ta poruszyła się niespokojnie, usłyszałem ciche westchnięcie.
Zagrali następny kawałek: The Police — Every breath you take. Cały czas w ramionach trzymałem Haruno, która chyba powoli zasypiała. Okręciłem Sakurę wokół osi, aby trochę ją ocucić, co niewiele dało.
„Ej kochanie, ten kawałek traktuj jak ostatni taniec. Trzymam cię w ramionach, ale na koniec wypuszczam. Muzyka przestaje grać, gasną światła, milkną usta. Sala jest pusta, trzymasz mnie za rękę, ale puszczam twoją dłoń. I nie złapię nigdy więcej. Mocno bije serce, lecz nie wymieniamy zdania, więc odwracam się na pięcie, odchodząc bez pożegnania." B.R.O — Sam na sam
— Chcę spać — wymamrotała, patrząc na mnie nieprzytomnie. — Zabierz mnie do pokoju.
— Musimy wziąć taksówkę — odparłem, biorąc Haruno pod ramię, następnie poprowadziłem nas do stolika.
— Wracamy do domu, mamo — mruknęła.
Matka Sakury zmroziła mnie spojrzeniem. No pewnie, nie miałem teraz innych myśli, niż wyruchać jej córkę! Przecież byłem napalonym samcem, to takie oczywiste. Bo co niby innego mogli robić chłopak i dziewczyna? Ja najchętniej jebnąłbym się spać.
— Tylko jej pilnuj — odparła w końcu, po czym podała mi klucze od mieszkania.
— Miłej zabawy — powiedziałem na odchodnym.
Usiedliśmy w holu na kanapie, zadzwoniłem po taksówkę. Po kilkunastu minutach siedzenia, dostałem smsa, że taksówkarz już czeka. Pozbierałem Haruno z sofy, następnie wyszliśmy na zewnątrz. Była prawie czwarta nad ranem, jeszcze ciemność spowijała ulice, niekiedy lampy oświetlały drogę. Poczułem jak na skórze dziewczyny pojawiła się gęsia skórka. Ściągnąłem z siebie marynarkę i zarzuciłem jej na ramiona. Podziękowała mi lekkim uśmiechem.
Wsiedliśmy do taksówki.
— Dobry wieczór — mruknąłem.
— Dobry wieczór, gdzie mam się kierować? — odpowiedział gruby taksówkarz z lekkim zarostem i ciemnymi włosami.
— Na ulicę Bohaterów Monte Cassino szesnaście.
— W porządku.
Haruno prawie zasnęła na moim ramieniu podczas jazdy. Pod blokiem byliśmy jakieś pół godziny później. Zapłaciłem taksówkarzowi i wziąłem dziewczynę na ręce. Wszedłem do klatki schodowej, następnie dostałem się do jej mieszkania.
Zamknąłem za sobą drzwi, zapaliłem światło i zaniosłem Sakurę do pokoju. Położyłem dziewczęce ciało na łóżku; ucałowałem wielkie czoło. Już miałem odchodzić, gdy poczułem dotyk na nadgarstku.
— Zostań — wymamrotała zaspana.
— Muszę iść.
— Zostań — ponowiła prośbę.
— Dobrze, zostanę dopóki nie zaśniesz.
Wstałem i poszedłem zgasić światło. W pomieszczeniu zapadła ciemność. Kto by pomyślał, że mrok skrywał tyle tajemnic?
OD AUTORKI: Rozdział z 2015 roku, wrzucam dopiero teraz po korekcie. Kiedy już skończyłam poprawiać wszystkie napisane już rozdziały, czas napisać piętnastkę. Trzymajcie kciuki, bo będzie to trudne zadanie. Do zobaczenia!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro