Rozdział XI
Obudził mnie dźwięk dzwonka do drzwi. Przeciągnąłem się oraz zatopiłem twarz w pościeli, pachniała tytoniem... Nabrałem cholerną ochotę, aby zapalić. Niestety upierdliwy dzwonek nie dawał spokoju. Pozbierałem się z łóżka, po czym udałem się do drzwi i otworzyłem je. Pieprzony kac oczywiście już przypominał o sobie, dlatego złapałem się za głowę. Spojrzałem przed siebie, gdzie zobaczyłem zadowoloną Marikę.
— Cześć, Sasuke — zamruczała delikatnie. — Niezłe masz ciałko.
Spiorunowałem dziewczynę wzrokiem.
— Czego chcesz? — zapytałem, w ogóle nie przejmując się jej poprzednimi słowami.
— Przyszłam do Itachiego — powiedziała z uśmiechem. — Wpuścisz mnie?
— Właź — warknąłem, następnie odsunąłem się.
— Aleś ty miły — parsknęła i zdjęła ciemnobrązowe sandały.
Parsknąłem zadziornie pod nosem. Ona jeszcze nie wiedziała. Przeczesałem włosy ręką.
— Z czego się tak śmiejesz? — zapytała, łypiąc na mnie okiem spod brązowej grzywki.
— Z niczego. Idę dalej spać. Itachi jest u siebie w pokoju.
Wróciłem do siebie, po czym wyszedłem na balkon. Wyciągnąłem fajkę z paczki mojego brata, która leżała na stoliku. Byłem pewien, że za chwilę zacznie się przedstawienie. Zapalając papierosa, usłyszałem krzyk Mariki:
— Co to, kurwa, ma być?!!
Nie mogłem powstrzymać się od śmiechu. Dobrze tak tej wrednej diablicy. Z Uchihami nie warto zadzierać, oj nie.
— Marika, spokojnie. — Usłyszałem głos Itachiego, który próbował zapanować nad sytuacją.
— Jak spokojnie, no jak?! Przychodzę do ciebie, a tu co? Śpisz z jakąś szmatą!
— Ona nie jest szmatą — warknął mój brat, Marika ewidentnie działała mu na nerwy.
Łohoho, przegięła. Itachi nie cierpiał, a wręcz nienawidził, kiedy obrażano Sasame.
— Wyjdź stąd kobieto. Nie mogę na ciebie patrzeć — syknął zły. — Wyjdź póki jestem spokojny.
— Ale... — Wilkos zaczęła nieśmiało.
— Żadnego „ale" — warknął. — Wynoś się.
— Nigdzie nie idę! — krzyknęła Marika.
— Wyjdź. Rozumiesz czy przeliterować? — Itachi widocznie nie patyczkował się z nią.
— Daj spokój — powiedziała Sasame. — Nie tak ostro, co?
— Ech... Po prostu wyjdź. Z nami koniec — odparł spokojnie mój brat.
Po chwili usłyszałem głośny trzask drzwi. Uśmiechnąłem się pod nosem. No i kto wygrał? No, kto? Uchiha jeden, Marika zero! Tak trzymajmy moi państwo.
Zgasiłem fajkę i poczłapałem do łazienki, w przedpokoju mijając się z zaspaną Sasame, która miała na sobie koszulkę Itachiego. Musiałem przyznać, że wyglądała w niej całkiem uroczo. Widząc ją w takim stanie, uniosłem kąciki ust, następnie poszedłem wykonać kilka porannych czynności. Po chwili stałem przed lustrem oraz wpatrywałem się w swoje odbicie. Nie wyglądałem najlepiej, skutki wczorajszego melanżu były nad wyraz widoczne. W głowie mi szumiało tak, że o ja pierdolę. Przemyłem twarz wodą i wyszedłem z pomieszczenia, kierując się do kuchni.
Po raz kolejny kolor ścian raził po oczach, jednak byłem wytrwały. Zażyłem aspirynę, później szybko zmyłem się do pokoju. Wyciągnąłem z szafy kilka ubrań, które powąchałem. Nie śmierdziały, to znaczy, że się nadawały do noszenia.
Ubrałem na siebie zwykły, biały podkoszulek oraz jeansowe spodnie. Dzisiaj miałem iść na mecz Naruto, za godzinę na pewno zrobi mi najazd na chatę.
Wyszedłem na balkon, gdzie siedział Itachi, a na jego kolanach Sasame. Aż miło się na nich patrzyło. Kto by pomyślał, że tych dwoje kiedykolwiek będzie razem.
Blondynka spaliła niezłego buraka, na co mój brat zaśmiał się i odgarnął jej włosy za ucho. Swoją drogą były już dłuższe niż wcześniej — sięgały Katsumi do szyi. Nawet lepiej tak wyglądała.
— Co tam, Sasuś? Dzisiaj Naruto ma mecz, co? — zapytał, obejmując dziewczynę.
— Tsaa, pewnie już niedługo się tutaj zjawi, aby nam to wszystkim ogłosić — mruknąłem niezbyt zadowolony z tego faktu.
Przyjaźń wymagała poświęceń, nie? Trzeba było przeżyć irytujące zachowanie blondyna. Bądź, co bądź przywykłem do tego.
Westchnąłem, tak jak przewidywałem: Naruto dobijał się do drzwi, wrzeszcząc, żeby mu otworzyć. Na całe szczęście ojciec poszedł rano do pracy, a matka wyszła na zakupy.
— Co ty robisz, idioto! — warknąłem, otwierając chłopakowi.
— No, bo dzwoniłem to nikt nie reagował! — krzyknął, zdejmując buty.
— Co ja z tobą mam... — Przeczesałem włosy dłonią.
— Ciesz się, że nie jesteśmy małżeństwem! — Pokazał mi szereg zębów.
O zgrozo! Jeszcze czego! Musiałem podziękować matce naturze za to, że obdarzyła mnie męskim narządem płciowym. Zwariowałbym jako dziewczyna.
— No nie patrz tak na mnie! — mruknął przerażony.
— Idiota — syknąłem oraz zabrałem jeszcze kilka rzeczy z pokoju.
Pożegnałem Itachiego i Sasame, po czym wyszedłem razem z Naruto, zamykając za sobą drzwi. Kiedy byliśmy już na dole, spotkaliśmy Sakurę razem z Ino, Hinatą,Tenten, dojrzałem jeszcze Temari. Przywitaliśmy się oraz ruszyliśmy na autobus. Reszta czekała na przystanku.
— Widziałam dzisiaj, jak Marika wybiegła z bloku — powiedziała Sakura. — Coś się stało?
— Być może — odparłem z cwaniackim uśmiechem. — Itachi ją zostawił.
— Cooo? — zapytała głośniej, a na jej czole pojawiły się charakterystyczne zmarszczki. — Ale jak to?
— Normalnie — zacząłem — zostawił ją dla Sasame — dopowiedziałem, bawiąc się zapalniczką.
Sakura więcej się nie odezwała, jakby nie wierzyła w moje słowa. Też w sumie nie spodziewałem się tego po moim bracie, ale byłem szczęśliwy. Chociaż jeśli on jest taki niezdecydowany, to związek z Sasame może być dla niego i jej bardzo ciężki.
Po chwili nasz autobus przyjechał, więc szybko do niego weszliśmy. Półgodziny później przebywaliśmy już na miejscu. Przeszliśmy kawałek ulicą, a naszym oczom ukazał się mały stadion klubu sportowego. Naruto poszedł na trening, natomiast my rozsiedliśmy się wygodnie. Obok mnie usiadła roześmiana Sakura, po drugiej stronie — Kiba.
Rozgrzewka trwała trzydzieści minut. Teraz zawodnicy mieli chwilową przerwę, aby za chwilę rozpocząć mecz.
„Zadzwoń do mnie rano, ale proszę zrozum najpierw, że moje życie to chaos i pasmo zmartwień. Czasem chcę słyszeć tylko te bębny z samplem, aby ukoić nerwy i wygrać walkę." Małpa — Pozwól mi nie mówić nic
Pojedynek był zażarty, przeciwnicy nie dawali za wygraną. Drużyna Naruto strzeliła dwa gole, natomiast rywale zdobyli na razie jeden. Została tylko minuta do końca meczu. Czas leciał, a my wszyscy siedzieliśmy jak na szpilkach.
Po chwili na trybunach rozległ się krzyk radości Kiby. Gwizdek sędziego oznaczał koniec dzisiejszego spotkania. Naruto pomachał nam z boiska.
Czekaliśmy na niego dwadzieścia minut, wiadomo jak to Uzumaki — musiał się umyć, ubrać. Nikogo to nie dziwiło.
— To co, idziemy to oblać? — zapytał z uśmiechem na twarzy, gdy do nas powrócił.
— Nie — warknęła Sakura. — Nie będziemy chlać od razu z rana. Wieczorem pomelanżujemy. Teraz chętnie przeszłabym się na boisko, aby pograć w siatkę.
— Jestem za — powiedziała Ino, poprawiając grzywkę.
— No dobra — mruknął zwiedziony Naruto z miną przybitego psa.
— Sakura — zacząłem — masz może ochotę na mały pojedynek? — zapytałem z cwaniackim uśmiechem na twarzy.
Spojrzała na mnie, a kącik jej ust zadrżał mimowolnie.
— Jak najbardziej — odparła. — Może jakiś zakład? Co?
— Hmm... W porządku.
Zatrzymała się i ułożyła dłonie na biodrach.
— Jeśli przegrasz, będziesz przez tydzień robił to, co chcę — powiedziała, uśmiechając się zadziornie.
— Spoko, to też działa w drugą stronę. Jeśli przegrasz, będziesz robić to, co będę chciał. Jesteś na to gotowa? — zapytałem zaczepnie.
— Jak nigdy wcześniej.
Podała mi dłoń, a Naruto przebił.
— Skopię ci dupę, Uchiha — prychnęła pewna siebie.
— Zobaczymy — mruknąłem, patrząc na nią przelotnie.
— Autobus nam jedzie — wymamrotał Shikamaru.
Wszyscy zerknęli za siebie i puścili się pędem na przystanek. Na całe szczęście udało nam się zdążyć.
Kiedy tylko wysiedliśmy z busu, ustaliliśmy wszystko odnośnie dzisiejszego spotkania.
— Za godzinę na boisku — rzekła Sakura, oddalając się w stronę sklepu.
Wracałem z Naruto, między nami trwała cisza, co było niebywałe. Zwykle Uzumakiemu usta się nie zamykały.
— Stary — mruknąłem, wkładając dłonie do kieszeni — co ty odwalasz?
— O co ci chodzi? — odburknął.
— O to jak się zachowujesz, idioto.
— Co, kurwa, niby ci takiego zrobiłem? — warknął, posyłając mi spojrzenie, które ciskało piorunami.
— Jeszcze dziesięć minut temu stałeś uśmiechnięty na przystanku, a teraz... Jakby nie ty, o co chodzi, stary?
Westchnął głośno i zaczął mówić:
— Neji ostatnio do mnie wydzwania. W sumie nie tylko... Nie raz spotkaliśmy go z Hinatą i chyba nie jest zadowolony z tego, że zaczęła się spotykać z kimś takim jak ja.
— Stary, czym ty się przejmujesz? Dziewczyna ma swój rozum, a ten burak nie jest jej ojcem, żeby mówić z kim ma się spotykać.
— Nooo... Wiem, ale samo to jak się zachowuje jest wkurwiające.
Musiałem przyznać mu rację, niekiedy Neji przesadzał i stawał się niezwykle natarczywy. Cóż dziwnego, Hinata była dla niego jak siostra; to nie zmieniało jednak faktu, że mógł nieco przystopować.
— Daj se siana, Neji już taki jest. — Wzruszyłem ramionami. — Dzisiaj będziemy mogli odpocząć.
Uzumaki pokiwał tylko głową ze zrozumieniem. Pożegnaliśmy się, kiedy przebywaliśmy już na klatce schodowej.
— Nara, Sasuke.
— Zobaczymy się później.
Wszedłem do mieszkania, po czym rzuciłem torbą na łóżko. Do moich uszu doszedł cichy śmiech Sasame, która najwidoczniej nadal przesiadywała z moim bratem. Wyciągnąłem jakieś wygodne, sportowe ciuchy z szafy, po zacząłem się przebierać.
Przed wyjściem postanowiłem jeszcze coś zjeść. Zajęło mi to dosłownie kilkanaście minut. Zdecydowałem, iż poinformuję brata, że już nie wrócę do domu, ewentualnie późno w nocy lub wpadnę coś zjeść.
Otworzyłem drzwi od jego pokoju oraz odchrząknąłem głośno. Siedząca na łóżku Sasame spojrzała na mnie z zaciekawieniem.
— Wychodzę i nie będzie mnie do późna.
— Spoko — mruknął Itachi. — Jak tam mecz?
— W porządku, drużynie Naruto udało się wygrać.
— No to nieźle.
Wyszedłem z mieszkania, obierając sobie za cel najbliższe boisko szkolne. Po drodze spotkałem Kibę, który również się tam wybierał.
— Dygasz się, stary? — zapytał z cwaniackim uśmiechem.
— No co ty. Myślę, że to raczej Sakura ma przesrane.
Inuzuka zaśmiał się głośno na moje słowa.
Po kilku minutach byliśmy na miejscu. Boisko znajdowało się tuż obok szkoły podstawowej, otaczało je kilka drzew, a od strony budynku stał stół do tenisa stołowego.
Uniosłem kąciki ust, widząc kłębek różowych włosów. Sakura stała już tam, energiczna i gotowa do starcia. Obok niej zauważyłem Ino, Temari oraz TenTen, reszta siedziała na ławie do pingponga.
Razem z Kibą ruszyliśmy w ich stronę, witając się z innymi krótkim „cześć". Podszedłem do dziewczyny, posyłając jej groźne spojrzenie. Haruno sparowała tym samym.
— No, Uchiha, widzę, że nie stchórzyłeś i pokazałeś się. No, no.
— Daj spokój — syknąłem, stając obok niej. — Tutaj gramy?
— A niby gdzie indziej? — parsknęła. — Owszem nie ma tutaj siatki, ale i bez niej da się grać.
Pokazała palcem na miejsce, gdzie stały dwa słupki, przez które przebiegała linka. Uśmiechnąłem się na myśl, że kiedyś graliśmy podobnie na podwórku.
— No, cóż... Profesjonalny sprzęt widzę.
— Wal się, Uchiha — mruknęła, zawiązując włosy w koka.
— Jakbym chciał, to bym sobie zwalił. — Parsknąłem śmiechem, widząc jej minę.
— Sasuke! Jesteś obrzydliwy! — Trąciła mnie łokciem.
— Nic na to nie poradzę. — Wzruszyłem tylko ramionami i udałem się na to profesjonalne boisko od siatki.
— Gramy do dwudziestu pięciu, do trzeciego seta — oznajmiła, a ja jedynie pokiwałem głową na znak, że się zgadzałem.
Sakura podążyła za mną, czułem na sobie jej wzrok, zresztą wszyscy zapatrzyli się w miejsce naszego pobytu.
Ino rzuciła nam piłkę, a panna Haruno zręcznie ją złapała. Ustawiła się na swojej pozycji, a obok nas stanął Shikamaru, który był sędzią tego starcia.
— Gotowy, Uchiha? — zapytała z cwaniackim uśmiechem.
— Jak nigdy wcześniej — odparłem, posyłając jej wyzywające spojrzenie.
Gra się zaczęła — piłka poszła w ruch, mijały minuty. Z każdym odbiciem pojedynek stawał się coraz bardziej zażarty, żadne z nas nie chciało odpuścić.
Sakura właśnie serwowała, podrzuciła ją i uderzyła w nią mocno otwartą dłonią. Przeleciała nad prowizoryczną siatką, po czym odbiłem. Haruno dobiegła do niej szybko oraz sparowała, jednak piłka trafiła — ku jej niezadowoleniu oczywiście — na aut. Dziewczyna zaklęła siarczyście pod nosem, a ja jedynie posłałem jej kpiący uśmiech, co tylko spotęgowało grymas panny Haruno.
— Uchiha, grabisz sobie — syknęła.
Wzruszyłem ramionami, kompletnie nie przejmując się dziewczyną. Podrzuciłem piłkę, a następnie uderzyłem mocno, Sakura sprawnie ją odbiła, nie byłem jej dłużny, jednakże tym razem to ona zdobyła punkt.
— Ile jest? — zapytała Shikamaru.
— Dwadzieścia dwa do dwudziestu dla Sasuke — odpowiedział spokojnym głosem.
— Cholera!
— Złość piękności szkodzi, jak to mówią — mruknąłem.
— Uchiha!
Zaśmiałem się pod nosem, a Sakura przystąpiła do dalszej gry. Shikamaru oczywiście bacznie obserwował nasze ruchy, gwiżdżąc w odpowiednich momentach.
Odbiłem po raz kolejny piłkę, zdobywając punkt, ostatni w tym secie.
— Zobaczysz, Uchiha, jeszcze skopię ci tyłek.
— Och, tylko na to czekam — zakpiłem sobie z niej.
Przeszedłem na drugą stronę boiska, wymijając Sakurę. Po raz kolejny posłała mi wrogie spojrzenie.
Odbiłem kilka razy piłkę, następnie zaserwowałem. Gra toczyła się dalej. Różowa zacięcie sparowała moje ataki, niekiedy z lekkim grymasem na twarzy. Nie byłem jej dłużny, w końcu też nie miałem zamiaru przegrać. Co to by było za życie, gdybym doprowadził do swojej klęski i przegrał z dziewczyną, zwłaszcza, że grałem z Haruno.
Fuknąłem pod nosem, kiedy zdobyła kolejny punkt. Pokazała mi język, chichocząc cicho.
— Zaraz nie będzie ci tak wesoło, Haruno.
— Zobaczymy, Uchiha.
„Życie to boisko, zawsze walą po nogach, typy walą po nosach, panny walą po rogach. Był wrzesień, pisałeś do niej list chłopak. Dzisiaj nie patrzysz na kalendarz, wiesz, że listopad." Sulin — Jedna minuta
— Cholera! — mruknąłem pod nosem, kiedy przegrałem seta. Sakura uradowana, posłała mi znaczące spojrzenie. Będę musiał się zmobilizować, nie mogłem dać jej wygrać. Co to, to nie.
— No, Sasuke, coś ci nie idzie — skomentowała panna Haruno. — Moja wygrana coraz bliżej.
— Chyba śnisz — syknąłem, odbijając piłkę.
No i zaczęło się... Walka była wyrównana, a na naszych twarzach widniało zacięcie. Żadne z nas nie chciało przegrać tego seta; równało się to z porażką i uszczerbkiem na dumie.
Zdobyłem punkt, kolejne przekleństwa poleciały w moją stronę. Sakura nie potrafiła czasem trzymać nerwów na wodzy, chociaż ja też nie byłem lepszy. Ładne wiązanki tutaj można usłyszeć, oj ładne.
— Uchiha, denerwujesz mnie.
— Wzajemnie, Haruno.
Wymieniliśmy się krótkimi zdaniami, po czym powróciliśmy do gry. Spoceni, zmęczeni, zacięci. Piłka opadła na ziemię, sprawiając, że Sakura zdobyła kolejny punkt. Na moją niekorzyść Różowa miała przewagę w kilku punktach, a już powoli zbliżaliśmy się do dwudziestu pięciu.
Musiałem się jakoś zmotywować, nie mogłem przegrać. Nie miałem zamiaru usługiwać Sakurze przez okrągły tydzień. Już to widziałem: Uchiha zrób to, zrób tamto. Sasuke przecież się założyliśmy! P-R-Z-E-G-R-A-Ł-E-Ś.
„To nie klęska przegrać jedną z bitew, klęska to przestać walczyć i przegrać całe życie." Yappe — Ciągle taki sam
Sakura wygrała.
Przegrałem, cholera!
I jak tu żyć, no jak? Przekląłem pod nosem, patrząc na Sakurę, która zbliżała się do mnie z triumfalnym uśmiechem.
— No Uchiha, przegrałeś.
— Nie przypominaj — warknąłem, wyciągając paczkę papierosów z kieszeni.
Odpaliłem jednego, zaciągając się. Tego mi było trzeba. Dym z fajki wypełniał moje płuca, bym po chwili wypuścił go ustami. Spojrzałem na zadowoloną Sakurę i uśmiechnąłem się pod nosem. To będzie ciekawy tydzień — pomyślałem.
— Zastanowię się, co dokładnie będziesz dla mnie robił — mruknęła, krzyżując ręce pod biustem. W sumie to... Jakim biustem?
Spojrzałem na Sakurę od góry do dołu i stwierdziłem, że wiele się zmieniła od tych kilku lat. Pamiętałem jak przez długi czas nie rozmawialiśmy ze sobą, wtedy właśnie poznałem Ines. Blondynka diametralnie różniła się od wszystkich dziewczyn jakie ówcześnie znałem, zaintrygowany nią, wpadłem w jej sidła. Chociaż z biegiem czasu mogłem stwierdzić, że niczego nie żałowałem. Co było, już nie wróci; takie jest życie.
Prychnąłem pod nosem i wyminąłem dziewczynę, rzucając papierosa na beton oraz przydeptując go butem.
Podchodząc do ekipy, która siedziała na stole od tenisa, zauważyłem nieproszonych gości. Niedaleko stała Ines ze swoimi koleżaneczkami: Mariką, pieguską i Azjatką. Przyglądała mi się z uśmiechem, a kiedy stanąłem przy Naruto, puściła do mnie oczko. W odpowiedzi posłałem jej tylko kpiące spojrzenie.
— To twoja była dziewczyna, prawda? — zapytała Sakura, która znikąd pojawiła się tuż obok.
— Zgadza się — odparłem, wzruszając ramionami. Nie uważałem tego za jakąś istotną informację.
— Co się między wami wydarzyło? — Szturchnęła mnie łokciem, a ja tylko popatrzyłem na nią beznamiętnie.
— Może kiedyś się dowiesz.
— Sasuke! — fuknęła i tupnęła nogą jak małe dziecko.
Westchnąłem, ta dziewczyna niekiedy była naprawdę irytująca. Wsadziłem dłonie do kieszeni i bąknąłem:
— Kiedyś ci powiem.
Chyba nie usatysfakcjonowała ją ta odpowiedź, lecz się już nie odezwała. Zmarszczyła śmiesznie nos oraz zaczęła rozmawiać z Ino.
— Sasuke — zaczął Naruto — dzisiaj jest domówka u Hinaty, wpadniesz?
— U Hinaty? — zdziwiłem się trochę. — Czemu by nie?
— Jej ojciec wyjechał w delegację, a mama postanowiła udać się do swoich rodziców, więc Hinata ma wolną chatę — wytłumaczył fan footballu.
— O której?
— O dziewiętnastej, jednak nie możemy siedzieć za długo, jutro szkoła. Matka by mnie zabiła gdybym wrócił naprany do domu — mruknął, krzywiąc się na samą myśl o takiej sytuacji.
Pani Uzumaki potrafiła dać nieźle w kość, zwłaszcza w takich momentach. To kobieta o hiszpańskim temperamencie, więc nie wiadomo czego można było się po niej spodziewać. Jak dobrze, że miałem tak spokojną rodzicielkę.
— Czas się zbierać — stwierdził Naruto. — Muszę iść na obiad.
— Spoko, ja też będę się zmywał.
Chłopak przytaknął głową.
— Sakura, idziesz z nami? — zapytał dziewczyny.
— Nie, ja jeszcze posiedzę tutaj jeszcze z Ino i Temari — odpowiedziała z uśmiechem.
— No, okej. To cześć.
— Nara — rzuciłem na odchodnym.
Wracałem wraz z Uzumakim przez osiedle, zaczęliśmy wspominać stare czasy — przedszkole. Chwile, kiedy nie mieszkała jeszcze tutaj Sakura. Później już podstawówka, gdzie zapoznaliśmy się z Haruno.
— Pamiętasz jak wszyscy spotykali się na boisku, a najgrubszy zawsze stał na bramce? — Zaśmiał się Naruto.
— Pamiętam — odparłem, unosząc kąciki warg.
— Albo jak ścigaliśmy się po schodach, który pierwszy wejdzie na ostatnie piętro, albo jak graliśmy w chowanego po całym osiedlu... To były czasy. Czasami brakuje mi tego. — Uzumaki wyraźnie ukazywał swój zgryz.
— Tsa. Nic się nie zmieniłeś. Jak byłeś idiotą, tak jesteś idiotą — mruknąłem, zerkając na przyjaciela.
— Ej, no! Sasuke! Jestem bardziej zajebisty niż byłem!
— Akurat... — prychnąłem.
„Małolaty i starszyzna, bataty i szarzyzna, browaru kraty na boiskach to był klasyk przyznaj, pizgam jak opętany latami dzieciństwa, freestyle nad ranem i graby na gramofixach." Cira ft. Miuosh, Hukos, Onar — Przybywa nam lat
Zamilkliśmy, widząc Sasame z jakimś chłopakiem. Zacisnąłem pięści, kiedy zdałem sobie sprawę, że był to koleś na którego ostatnio wpadła. Nie podobało mi się to, że ze sobą rozmawiali, przecież nie wiadomo czego można się po nim spodziewać.
Miałem zamiar do nich podejść, lecz zatrzymała mnie ręka Naruto.
— Daj spokój.
— Dać sobie spokój? Nawet nie wiesz kim jest ten typek — syknąłem zły.
— A ty niby wiesz? — zapytał.
— Wiem więcej niż ty. To nie jest typ z którym warto się zadawać.
Uzumaki już nie odpowiedział. Patrzyliśmy na nich z daleka, po chwili oboje rozeszli się w swoim kierunku. Jak dla mnie było tak zbyt... Zwyczajnie.
Bez słowa skierowaliśmy kroki w stronę bloku.
Pożegnaliśmy się w klatce:
— Widzimy się u Hinaty!
— Taa, na razie! — odparłem i wsiadłem do windy.
Wyciągnąłem telefon z kieszeni, sprawdzając godzinę. Moją uwagę przyciągnęła nowa wiadomość od nieznanego numeru.
Tęskniłeś za mną, Sasuke?
I n e s.
To imię... Syknąłem pod nosem, następnie wsadziłem smartfona do kieszeni. Nie miałem zamiaru jej odpisywać, znowu by się do mnie przyczepiła. A tego nie chciałem, nawet bardzo.
Wchodząc do mieszkania, poczułem zapach spalonego jedzenia. Zdziwiłem się, gdyż wiedziałem, że na pewno mamy nie było w domu, więc kto mógłby gotować?
Ściągnąłem adidasy i udałem się do kuchni, gdzie zastałem Itachiego.
W fartuszku. Itachi i fartuszek. Itachi i gotowanie. Itachi i fartuszek, i gotowanie.
Równało się tragedii, a właściwie spalonemu jedzeniu.
— O, Sasuke! Jak dobrze cię widzieć! — Mój brat wymachiwał dłońmi na wszystkie strony.
On oszalał. Czy to z miłości? Serio? Ten człowiek głupiał z każdym dniem... A może to ja stawałem się coraz bardziej poważny? Nie, to nie to. Itachi Uchiha po prostu... Tego nie dało się opisać.
— Itachi, co ty odpierdalasz? — zapytałem z niesmakiem.
— Jak to, co? Zrobiłem ci obiad! — krzyknął uradowany, pokazując na spalone kotlety.
— Chyba sobie jaja robisz? — warknąłem.
— Ależ skąd! Niby po co? Moje są na właściwym miejscu — odparł, szczerząc się w moją stronę.
Jak on mnie zaczynał wkurwiać! Jak Sasame mogła się w nim zakochać, no jak? Podziwiałem tę dziewczynę.
— Itachi!
— No, co? Przecież zrobiłem ci obiad, a ty się wściekasz... — powiedział z miną zbitego psa.
— Nie ogarniam — mruknąłem do siebie.
— Wiesz, że ludzie, którzy mówią do siebie, mają problemy psychiczne? — zapytał, krzyżując ze sobą ręce.
Problemy psychiczne? To raczej nie ja w tej rodzinie jestem jedynym słowem: popierdolony tak jak mój starszy brat. I my niby byliśmy spokrewnieni...
— Itachi, czasem zachowujesz się jak dziecko.
— Ktoś musi trochę wyluzować w tej rodzinie. Ostatnio stałeś się takim sztywniakiem, co, Sasuke?
— Ktoś musi być poważny w tej rodzinie — odparłem z uśmiechem.
— Sasuke... — bąknął zrezygnowany Itachi.
Wyminąłem brata i otworzyłem lodówkę, aby wyciągnąć z niej zupę. Po chwili postawiłem ją na gazie.
— Wychodzę dzisiaj — poinformowałem go.
— Gdzie znowu? — zapytał, opierając się o blat.
— Na domówkę do Hinaty.
— E! To ta dupa, która ci się podobała, co? Może w końcu ją wyrwiesz. — Poklepał mnie po ramieniu.
Westchnąłem i posłałem mu zrezygnowane spojrzenie.
— To już przeszłość.
— Jeeeeeb! Ale z ciebie lovelas, Sasuke! Masz jakąś inną na oku?
— Itachi... Dobijasz mnie — stwierdziłem oraz nalałem sobie już ciepłą zupę do miski.
— Sakura? — zadał pytanie z przebiegłym uśmiechem.
— Co, Sakura?
— No... Chodzi mi o to, że ci się podoba. — Szturchnął mnie ramieniem.
— Jest moją przyjaciółką — odparłem, następnie udałem się do swojego pokoju.
Zjadłem zupę, po czym postanowiłem pograć w jakąś grę. Poczłapałem do pokoju Itachiego.
— Itachi — mruknąłem, widząc swojego brata, który się przebierał. Pozbył się w końcu tego fartuszka.
— Hm?
— Pograsz ze mną na PC?
— Pewnie! Dawno nie graliśmy razem — odpowiedział z uśmiechem.
I tak minęło nam kilka godzin. Było już po osiemnastej, więc postanowiłem zacząć się zbierać. Wyciągałem z szafy jakieś jeansy, T-shirt oraz czarną bluzę. Szybko się przebrałem, po chwili zadzwonił do mnie Naruto.
— Stary, bądź przed blokiem za dziesięć minut — zakomunikował.
— Spoko — wymamrotałem oraz przeczesałem dłonią włosy, a Uzumaki się rozłączył.
Użyłem jeszcze wody kolońskiej, byłem gotowy do wyjścia. Zjechałem na dół, gdzie czekał na mnie już Naruto razem z Sakurą. Jak zwykle rozmawiali swobodnie ze sobą. Przypomniał mi się czas, w którym Uzumaki zauroczył się w Haruno. Poczułem dziwny ucisk, widząc tę śmiejącą się dwójkę, więc szybko podszedłem do nich.
— O, Sasuke! Ale się odstawiłeś! — mruknął wielbiciel footballu, szczerząc się.
— Spadaj — warknąłem.
— To, co? Idziemy? — zapytała Sakura.
— Taaa, za jakieś piętnaście minut powinniśmy być u Hinaty. — Uzumaki wsadził dłonie do kieszeni.
— Naruto... Jak ci idzie z Hinatą? — dopytywała się dziewczyna, zadziornie unosząc kąciki ust w półuśmiechu.
— Ale... O co chodzi? — Naruto zrobił głupią minę.
— Debil — mruknąłem, kręcąc bezradnie głową.
— No, wiesz... Kręcicie ze sobą...
— Sakurcia! Nie mówmy o tym. — Uzumaki spalił buraka, i to porządnego.
Szliśmy przez pewien czas w ciszy, aż w końcu doszliśmy do domu Hinaty. Był niewielki, jednopiętrowy, pomalowany jasnobeżową farbą. Z przodu posesji znajdował się mały ogródek, w którym rosło wiele kwiatów.
Weszliśmy przez furtkę, aby potem Naruto zapukał do drzwi. Otworzyła nam Hyuuga, ubrana w małą czarną. Pomalowała się delikatnie, co podkreślało jej urodę.
— Um... Cześć Naruto, Sasuke, Sakura — zaczęła nieśmiało — wejdźcie.
— Siema — przywitaliśmy się.
Weszliśmy do środka. Dom Hinaty wydawał się przytulny, dominowały w nim jasne, eleganckie barwy. Widać było, że miała dzianych rodziców.
— Rozgościcie się.
W salonie siedział już Kiba, razem z Ino, Temari, Shikamaru, Gaarą, Suigetsu, Karin, Tenten, Nejim i Rock Lee. Trochę się nas tutaj nazbierało...
Przywitaliśmy się z wszystkimi i usiedliśmy na sofie. Pomieszczenie sprawiało wrażenie obszernego, ściany zostały pomalowane na jasny fiolet, a meble wykonano z ciemnego drewna z elementami bieli.
— No to, co? Pijemy? — zapytał Naruto, trzymając butelkę z trunkiem.
— No, a jak! — odpowiedział Kiba.
I tak poszła pierwsza kolejka...
Przy drugiej zaczęliśmy sobie dogryzać, przy trzeciej wszyscy głośno śpiewaliśmy Facet to świnia, przy czwartej Naruto zaczął tańczyć razem z Kibą, przy piątej Shikamaru i Temari gdzieś zniknęli, przy szóstej poszedłem zapalić, przy siódmej pojawiła się przy mnie Sakura, przy ósmej... siedzieliśmy sami w pokoju.
Byliśmy już trochę wstawieni, Sakura oddychała niespokojnie, śmiejąc się co chwilę pod nosem.
— Co, Sasuke, nadal podoba ci się Hinata? Naruto ma rywala?
— Przeeeestań — mruknąłem.
— Oj Uchiha, nie zapominaj, że teraz jesteś na moje zawołanie — odparła, przybliżając się do mnie.
Do moich nozdrzy doszedł subtelny zapach lilii zmieszany z alkoholem. Czy ta mała, różowa cholera nie miała pojęcia jak działała na mężczyzn, jak wpływała na mnie?
— Sakura — wymamrotałem pod nosem, odsuwając się od dziewczyny. — Jesteś kompletnie pijana.
— Nie prawda — zaprzeczyła, opadając na kanapę.
— Przecież widzę — warknąłem, taksując ją wzrokiem.
— Sam nie jesteś lepszy — powiedziała i pokazała mi język.
Co za...! Nie miałem siły do tej dziewczyny. Była tak irytująca, a jednocześnie przyciągała jak magnez. Uśmiechnąłem się pod nosem, a Sakura ponownie usiadła obok mnie na kanapie.
Spojrzała na mnie lekko otumanionym wzrokiem, a kolor jej oczu był bardziej wyrazisty niż kiedykolwiek. Dobry humor nam dopisywał.
„Zostaw na później wszystko, co mówiłaś przed chwilą. Tylko patrz i spojrzeniem wyznawaj mi miłość." Małpa — Pozwól mi nie mówić nic
— Sasuke! Będziesz mi robił śniadanka do szkoły, odrabiał lekcje... Chodził na zakupy... — mruczała zadowolona pod nosem.
— Jakie to banalne i nieoryginalne — stwierdziłem, ściągając z siebie bluzę.
— Wiem — powiedziała oraz czknęła. — Ale przynajmniej będę mieć cię przy sobie.
— Co? — zapytałem zdziwiony, bo coraz mniej rozumiałem z jej bełkotu. — Jesteś pijana.
— Nic — odparła trochę zawstydzona. — Za dużo wypiłam.
Przybliżyła się do mnie, tak że czułem jej oddech na swoim policzku — taki ciepły, nierówny. Sama Sakura płoszyła się pod wpływem bardziej odważnych ruchów.
W tle usłyszeliśmy kawałek Kaena — Zbyt wiele. Na twarzy Haruno zagościł uśmiech, by po chwili z jej ust wypłynęły słowa.
— Nie mów, że mnie kochasz po tej zwykłej jednej nocy, bo to puste słowa, dogodne serce się mrozi.
— Potrzebuję ciepła, tej szczerości, lecę w nicość. Nie wstydzę się miłości, byłbym przecież hipokrytą — dokończyłem za nią.
— Lubię ten kawałek — oznajmiła Sakura.
Po raz kolejny posłała mi znaczące spojrzenie i przysunęła się bliżej. Wplotła swoją dłoń w czarne włosy, następnie musnęła przelotnie moje usta. Uśmiechnąłem się pod nosem, przybliżając dziewczynę do siebie oraz pogłębiając pocałunek. Jej wargi były miękkie, smakowały wanilią. Zaśmiałem się w myślach, Sakura miała słabość właśnie do takich błyszczyków.
Zimne dłonie dziewczyny powędrowały pod moją koszulkę. Kiedy poczułem dotyk Haruno, przez całe ciało przeszedł dreszcz.
Oderwaliśmy się na chwilę od siebie i spojrzeliśmy w oczy. Jej przymglone tęczówki lustrowały mnie dokładnie. Rozchyliła delikatnie usta.
— Sasuke — mruknęła, gdy przybliżyłem się do niej, po czym zacząłem całować szyję.
Z jej ust wydobył się cichy jęk, który jeszcze bardziej mnie nakręcał. Wsadziłem Sakurze dłonie pod koszulkę, badając płaski brzuch. Poczułem, jak dostaje gęsiej skórki. Ściągnąłem z niej bluzkę, po czym zacząłem muskać ramiona Haruno. Nie była mi dłużna i również pozbawiła mnie górnej części ubioru.
— Sasuke — burknęła znowu.
Uśmiechnąłem się pod nosem, całując jej brzuch. W głowie szumiało mi od wypitego alkoholu. A miałem dzisiaj nie przesadzać...
Pchnąłem Sakurę na kanapę, tak że miękko upadła. Lekko się zawstydziła, gdy pojawiłem się tuż nad nią. Ponownie złączyłem jej usta z moimi, błądząc dłońmi po ciele Haruno. Sam również poczułem dotyk dłoni na swoich plecach. Ścisnąłem delikatnie pierś Sakury przez stanik, co owocowało jękiem pomiędzy naszymi pocałunkami.
— Kochaj mnie — wymamrotała, kompletnie zamroczona.
I wszystko prysnęło.
Kochaj mnie odbiło się echem w mojej głowie. Oderwałem się od Sakury i wstałem z kanapy. Pozbierałem swoje ubrania, szybko je na siebie zarzucając.
Przesadziliśmy dzisiaj, cholernie przesadziliśmy.
Posłałem jej jeszcze przepraszające spojrzenie, chcąc wyjść z pokoju; miałem zamiar już wrócić do domu, kiedy usłyszałem szept Sakury, który mieszał się ze słowami Wdowy:
— Karma jest zołzą, POKAŻĘ CI SAMOTNOŚĆ.
Wyszedłem. Zostawiłem ją samą ze swoimi myślami. Zostawiłem z milionami niedopowiedzeń.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro