Rozdział IX
Po raz kolejny wyciągnąłem słuchawki oraz wsadziłem je do uszu. Musiałem się odstresować. Jutro będę miał trening z Lee, TenTen, Nejim i Suigetsu. Przynajmniej wtedy zapominałem o tych wszystkich problemach, wyładowywałem swoje emocje.
Wyciągnąłem z kieszeni paczkę papierosów, gdy ją otworzyłem, nieco się skrzywiłem. W środku był ostatni papieros. No pięknie, teraz będę martwił się jeszcze o fajki...
„Tyle razy próbowali ją zabrać z naszych domów,
Dziś chcą znowu tyle, że z nagrań,
Miała wrogów od dawna,
Chcieli ją zabić, skreślić, strawić, wdeptać w asfalt."
Pelson ft. Hades — O niej
Zaciągnąłem się dymem i rozpocząłem rozmyślać o tym wszystkim. Itachi znowu zaczął brać dragi. Kiedy udało mu się wyjść z nałogu, przeszedł na alkohol. Wszyscy przymykali na to oko. W końcu lepiej, żeby się zachlał niż nafaszerował jakimś gównem, prawda? Lepiej wybrać mniejsze zło. Niby mieliśmy prawo do wolności, a tak naprawdę jej nie mieliśmy. Nie dość, że swobodę odbierały nam nałogi, to jeszcze państwo i inni ludzie. I jak tu, kurwa, żyć?
„Czasami czuję jakby w moim sercu deszcz padał,
Jakbym całe życie biegł, biegł i nie stawał.
Może padnę na zawał, albo przećpam się fetą,
Może spadnę ze skarpy rozpędzoną Corvettą."
Zbuku — Czuję to
Wiedziałem, że tym razem już nie będzie tak łatwo. Nie chciałem, aby to po raz kolejny się wydarzyło. Itachi nie dałby już rady. I to jest najgorsze, ta świadomość... A ja mogłem tylko stać oraz patrzeć, jednak... Miałem szansę dowiedzieć się o tym czegoś więcej — chciałem z tego skorzystać. Zaciągnąłem się po raz kolejny i spojrzałem na dzieci, które bawiły się niedaleko. Sam chętnie powróciłbym do dzieciństwa — ta beztroska, radość oraz bezinteresowność. Życie było wtedy piękne, jeszcze nie kopnęło w dupę i nie powiedziało: od teraz radź sobie sam. A potem to już inna bajka.
Uniosłem kąciki ust, widząc kumpli Itachiego. Pewnie szli w kierunku szpitala, żeby odwiedzić mojego brata. Przydałaby mu się odrobina rozrywki, gdyż z jego ekipą nie dało się nudzić. Zawsze byli pełni życia, rzucali sucharami na prawo i lewo, a humor im dopisywał. Czasem bardzo im tego zazdrościłem, mimo że jestem zwykłym nastolatkiem, trochę już przeżyłem. A w dodatku jeszcze mój brat ponownie zaczął brać. Po raz kolejny zaciągnąłem się i wypuściłem dym z ust. Nie raz już chciałem skończyć z tym nałogiem, ale zawsze kończyło się fiaskiem. Nie miałem aż tak silnej woli, byłem tylko słabym, uzależnionym człowiekiem. Ale nie mogłem się poddać, musiałem trwać przy swojej rodzinie, to dla nich żyłem, nic innego się nie liczyło.
Nagle poczułem szarpnięcie za rękaw bluzy, mimowolnie odwróciłem głowę. Przede mną wyrosła Sasame, trochę nieobecna, speszona i zagubiona. Jej oczy błądziły po moim ubiorze, jakby nie mogły znaleźć miejsca na którym mogłyby się zatrzymać. Po chwili spojrzała mi w twarz, a niebieskie tęczówki zabłyszczały ze smutkiem. Dziewczyna przełknęła ślinę, z jej ust wydobył się cichy głos:
— Twoi rodzice już są u Itachiego, więc stwierdziłam, że nie będę im przeszkadzać.
Skinąłem głową na znak, że zrozumiałem. Dziewczyna objęła swoje ramiona i spojrzała zamglonym wzrokiem na mnie. Zgasiłem papierosa oraz ściągnąłem bluzę z siebie, rzucając ją blondynce. Ta posłała mi nikły, smutny uśmiech w podzięce. Założyła ją, po czym oboje usiedliśmy na pobliskiej ławce.
Zawsze łączyły nas przyjazne stosunki, mimo że często sobie dogryzaliśmy. Sasame nie raz mi pomagała, ja również się starałem, chociaż większe oparcie zawsze miała w Itachim. Oboje traktowaliśmy ją jako naszą młodszą siostrę — chociaż była w moim wieku, to tak drobna dziewczyna, że inaczej nie dało się jej traktować. Nie musieliśmy nic mówić, a dobrze się rozumieliśmy. Nie raz już słyszałem teksty od kumpli, czy my przypadkiem nie jesteśmy razem. Zawsze się z tego śmiałem, nawet teraz, gdyby ktoś rzucił takie hasło, wybuchłbym śmiechem. Sasame to przyjaciółką, siostra, wiedziałem również, że i mnie traktowała jak brata. Z Itachim to już trochę inna bajka z powodu uczuć, jakimi go darzyła. Szkoda tylko, że nigdy nie były i nie będą odwzajemnione. Itachi wiedział, że związek z Sasame okazałby się kompletnym niewypałem. Ona również zapewne zdawała sobie z tego sprawę, mimo to nadal chciała być przy moim bracie, spotykać się z nim jak kumpel z kumpelą. I wiedziałem, że więcej jej do szczęścia nie brakowało.
Uniosłem kąciki ust do góry, a moja ręka zaczęła mierzwić krótkie włosy dziewczyny. Ta spojrzała na mnie groźnie, po czym zaczęła wymachiwać nogami niczym mały brzdąc. Na twarzy Sasame zawitał radosny uśmiech. Gdy na nią patrzyłem, widziałem małe, zagubione dziecko, które powoli wkraczało w dorosłość.
— Co wy tu robicie? — Przed nami stanęła brunetka wraz z dwoma towarzyszami. Tenten, Neji i Lee to była paczka nierozłącznych przyjaciół. Tsa... Święta trójca.
— Siedzimy. Nie widać? — Parsknąłem ironicznie. Ryusaki posłała mi groźne spojrzenie.
— Gdzie Sakura? — Jak zawsze Lee dopytywał o Haruno. Miłośnik walki wręcz był w nią cholernie zapatrzony, co niekiedy działało mi na nerwy. Zresztą nie tylko mi.
— Skąd mam to wiedzieć? — parsknąłem. — Co, ja jestem jej niańką?
— Daj spokój, Sasuke — zaczęła spokojnie Sasame. — Wyszliśmy dopiero ze szpitala.
— Rozumiemy — mruknął Neji. — Jutro widzimy się na walkach, Sasuke.
Ja tylko pokiwałem głową, po czym ułożyłem ją na splecionych dłoniach. Nagle słońce wyjrzało zza chumr, oświetlając nasze twarze.
Tenten skrzywiła się delikatnie, a jej brązowe włosy do ramion podwiewały razem z wiatrem. Lee wyszczerzył zęby w uśmiechu, poprawiając zielony uniform. Czasem zastanawiałem się, skąd on się urwał. I jeszcze ta fryzura jak od garnka... Neji za to stał jak posąg, a długi, ciemny kosmyk pieścił jego policzek. Ta trójka zdecydowanie była najdziwniejszą paczką, jaką znałem.
— Pssst, Sasuke — szepnęła do mnie Sasame, tak, aby reszta jej nie usłyszała. — Po naszej lewej stoi Marika z jakąś dziewczyną.
Spojrzałem kątem oka w tamto miejsce i ujrzałem brunetkę oraz moją dawną znajomą — Ines. Zerknąłem na Sasame, a następnie wymamrotałem:
— Zbieramy się.
Pora dowiedzieć się czegoś więcej na temat dziewczyny mojego brata. Razem z Sasame wstaliśmy.
— Sorry, ale my się już zbieramy — oznajmiłem, po czym dodałem — nara.
— Cześć — rzuciła jeszcze Tenten i wszyscy się rozeszli.
Szliśmy z Sasame tak, żeby dziewczyny, które obraliśmy za cel nas nie zauważyły. Pociągnąłem blondynkę za sobą, stanęliśmy za rogiem bloku. Trochę naszą widoczność przysłaniały liczne krzaki, a z takiej odległości nie dało się usłyszeć, o czym rozmawiały zgromadzone. Po chwili jednak każda zaczęła się oddalać w swoją stronę. Postanowiłem podążyć za Mariką, gdyż nią teraz byłem zainteresowany, właściwie to jej zachowaniem i postawą. Przeczuwałem, że to ona miała coś wspólnego z tym, że mój brat ponownie zaczął brać dragi. Udaliśmy się z Sasame za dziewczyną.
Marika przez kilka godzin w sumie nic takiego nie robiła. Spotkała się z kilkoma koleżankami, poszła się przejść, wyskoczyła na fajkę. Były już godziny wieczorne — jak dla mnie było w chuj ciemno i w zimno, a Sasame trzęsła się w mojej bluzie.
Westchnąłem, kiedy Marika spotkała się z jakimś chłopakiem. Był rudowłosy, miałem przyjemność go kiedyś poznać. Yahiko należał niegdyś do bandy mojego brata, a jego obecność nie wróżyła niczego dobrego. W końcu chłopak to diler i właśnie od niego zawsze chłopaki kupowali towar. Myślałem, że ten rozdział jest już zamknięty, ale chyba się myliłem. Przypomniały mi się czasy, kiedy to jeszcze na naszym osiedlu istniały małe gangi. Nie były one znane w Polsce czy w Europie, raczej to małe organizacje — ekipy, które łatwo oraz szybko można rozwiązać. Akatsuki właśnie należało do jednego z takich osiedlowych zgrai. Tak właśnie mój brat poznał swoich kumpli — członków kilku takich gangów, o ile to gangami można było nazywać. Po prostu zawsze trzymali się razem, mieli jedne interesy, zatargi, problemy.
Zauważyłem, że Yahiko przekazał coś Marice, a ta mu zapłaciła. Nie trudno było się domyślić, o co chodziło. Przekląłem pod nosem, gdy wzrok chłopaka zatrzymał się w miejscu, gdzie się znajdowaliśmy. Staliśmy za murkiem, tak, aby nas nie było widać.
Zaczął iść w naszą stronę, a ja przyciągnąłem Sasame bliżej siebie, powoli się oddalając. Jednak pech, który nieustannie mi towarzyszył sprawił, że znaleźliśmy się na parkingu, gdzie stała reszta ekipy Yahiko.
Sasame wpadła przypadkiem na jednego z chłopaków. Gdy na nią spojrzałem, zauważyłem ten charakterystyczny błysk w ich oczach. Ta dziewczyna to miała pecha do facetów.
Osobnik posiadał ciemne włosy, jednak nie mogłem zbytnio dojrzeć koloru jego oczu. Po chwili blondynka stanęła obok mnie, całkowicie się rumieniąc.
— Sasame, w porządku? — zapytałem, obejmując dziewczynę ramieniem.
— W jak najlepszym porządku — odparła, odgarniając włosy z twarzy.
— Kim jesteście? — zapytał chłopak w którego ramiona wpadła Katsumi.
— Nikim ważnym — odpowiedziałem i już chciałem odejść, kiedy zatrzymał mnie dobrze znany mi głos.
— No proszę, kogo my tutaj mamy. Sasuke Uchiha. Dawno się nie widzieliśmy.
Odwróciłem się na pięcie, zasłaniając swoim ciałem Sasame. Zobaczyłem rudowłosego mężczyznę, z którym nie chciałem mieć nic wspólnego.
— A no dawno, jakoś nie było okazji się spotkać — odparłem, zaciskając dłonie w pięści.
Nad nami zawisła specyficzna aura, dusząca oraz drażniąca mój umysł. Zapadła denerwująca cisza, a każdy odgłos wywoływał na moich plecach dreszcze. Poczułem, że od tej chwili nie będzie zbyt kolorowo. A jedyne co mogłem zrobić, to stać i patrzeć, jak to wszystko się potoczy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro