Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział IV

Wiatr targał różowymi włosami, a zielone oczy wpatrywały się uważnie w moje oblicze. Dziewczyna miała grobową minę. Widać było, iż próbowała powstrzymać płacz. Natarczywie przygryzała nabrzmiałe wargi.

— Możemy porozmawiać? — zapytała cicho, przecierając oczy rękawem od dużej, szarej bluzy.

— Jasne — odparłem beznamiętnie, zarzucając kaptur na głowę.

Moje buty zetknęły się z brudnym chodnikiem. Szliśmy w ciszy w stronę boiska. Nie potrzebowaliśmy w tej chwili słów. Towarzyszyły nam jedynie odgłosy przejeżdżających samochodów.

Po dziesięciu minutach dotarliśmy do wyznaczonego miejsca. Boisko było puste. Usiedliśmy na stole od ping-ponga. Zerknąłem na dziewczynę obok. Nie wyglądała zbyt dobrze.

— Sakura — mruknąłem — co się stało? — zadałem pytanie spokojnym głosem.

W dzieciństwie również przychodziła do mnie ze swoimi problemami, jednak z czasem to minęło, a nasze stosunki pogorszyły się.

Dziewczyna jak to miewała w zwyczaju, zmarszczyła swoje brwi, a jej usta zwężyły się jeszcze bardziej.

— Sasuke — wydukała, zerkając na mnie niepewnie.

— No? — zapytałem, odwracając twarz w jej kierunku.

Posłałem dziewczynie ciepły uśmiech. Dziwne prawda? Ja, ten, który zawsze jej dogryzał, tak po prostu jestem miły. A niech się dziewczyna cieszy! Więcej takiej okazji nie będzie miała. Sakura zacisnęła mocno dłonie na swoich spodniach. Widać było, że biła się z własnymi myślami.

— Sasuke — zaczęła, biorąc głęboki wdech — moja babcia trafiła do szpitala.

Takie buty — przemknęło mi przez myśl.

— Ostatnio nie czuła się najlepiej. Boje się, że ją stracę — powiedziała cicho, a wypowiadając ostatnie zdanie, głos się jej załamał.

„Na szczęście pracujesz całe życie, a na nieszczęście sekundę." Rahim — Sekunda

Z tego co pamiętałem, Sakura zawsze była przywiązana do swojej babci. Jak byliśmy młodsi, chodziliśmy do niej często na kluski. No, staruszka jak staruszka, ładowała nam ogromne porcje jedzenia, a my już najedzeni, wpychaliśmy w siebie ostatkami sił wielkie dawki pożywienia. Kobiety nie szło przegadać... Ach, to dzieciństwo!

Po policzkach dziewczyny spływały słone krople.

— Sakura, dlaczego cię nie ma przy niej w szpitalu? — zapytałem cicho, zerkając na zapłakaną twarz koleżanki.

— Mama nie pozwoliła mi jechać. Nie chciała, abym widziała babcię w złym stanie — odparła, wycierając policzki rękawem od bluzy.

Całkiem rozumiałem zachowanie jej rodzicielki. Sakura, jak na swój silny charakter, była zbyt uczuciowa i zapewne widok chorej babci dobiłby ją.

— Płacz — powiedziałem pewnie, przyciągając dziewczynę do siebie. Objąłem ją mocno, nie czując sprzeciwu z jej strony. Po chwili poczułem delikatne dłonie Sakury na swoich plecach. Do moich uszu dotarło ciche łkanie. Przez kilka minut trwaliśmy w takiej pozycji. W końcu odsunęła się ode mnie, przecierając załzawione oczy.

— Nie martw się, Sakura. Jak chcesz to pogadam z Itachim, może jutro cię podwiezie do tego szpitala — powiedziałem łagodnym tonem, przeczesując swoje czarne włosy.

— Dziękuję, Sasuke — wyszeptała, posyłając mi uśmiech. Musiałem przyznać, że wyglądała wtedy o wiele ładniej. Mogłaby częściej to robić.

— Dasz radę — odparłem, a kąciki moich ust powędrowały do góry.

„Damy radę! – to dla moich ziomków,

Damy radę! – dla ich rodzin i potomków.

Damy radę! – dla bliskich i wszystkich,

Którzy wiesz, też od życia swoje bierz, damy radę!" WWO — Damy radę

Podniosłem swój szanowny tyłek pochodzący z rodu Uchihów. Poprawiłem kaptur i ponownie założyłem go na swoją głowę.

— Chodźmy na piwko, landrynko. — Zaśmiałem się z naburmuszonej miny Sakury.

Wyglądała jak małe, rozkapryszone dziecko. Zmarszczyła swój nosek i zarzuciła dumnie włosami.

— Nie pomyliło ci się coś, Uchiha? — syknęła, obdarowując mnie pełnym wrogości spojrzeniem.

I wszystko powróciło do normy — pomyślałem.

Wyciągnąłem telefon z kieszeni oraz zadzwoniłem do brata.

— Halo. — Usłyszałem tak dobrze znany mi głos.

— Siema Itachi. Słuchaj gdzie jesteś?

— U Deidary.

— A co robicie? – zapytałem, modląc się w duchu, aby urządzali libacje.

— Czy to nie oczywiste? Jak zwykle pijemy — mruknął, wzdychając od niechcenia.

No tak, bo co niby innego mogliby robić u blondyneczki?

— Będę tam z Sakurą za dziesięć minut. Cześć — odparłem szybko, a rozłączając się usłyszałem tylko: jak to z Sakurą?

Zaśmiałem się pod nosem, na co dziewczyna spojrzała na mnie jak na debila.

— Czego się tak szczerzysz? — zapytała kąśliwie, marszcząc brwi.

— Bo nie widziałem brzydszego kaczątka niż ty — odparłem, siląc się na drwiący ton głosu.

Dziewczyna teatralnie przewróciła oczami i z dumnie wypiętą piersią pognała do przodu. Była niczym rozwydrzona kotka. Trochę jej zachowanie mnie irytowało.

— Gdzie tak pędzisz, różowa? — zapytałem, śmiejąc się w duchu.

Sakura odwróciła się na pięcie i uraczyła mnie pełnym gniewu spojrzeniem. Jednak, kiedy dotarło do niej moje pytanie, na jej twarz wpełzło zakłopotanie.

— Właściwie to gdzie idziemy? — zadała pytanie, zatapiając swoją dłoń w różowych włosach.

Westchnąłem.

— Do Deidary — odparłem nieco zażenowany.

Czy bogowie nie lubili mnie tak bardzo, aby obdarzyć mnie przyjaciółką blondynką? Sakura nie dość, że posiadała taki naturalny kolor włosów, to jeszcze czasem się tak zachowywała.

Po dziesięciu minutach znaleźliśmy się w tej melinie, zwanej mieszkaniem Deidary. Ów gospodarz, już smacznie sobie chrapał, zapewne śniąc o czymś przyjemnym. W całym pomieszczeniu unosił się zapach etanolu i tytoniu. Pokręciłem delikatnie nosem, kiedy ta mieszanka dotarła do moich nozdrzy. Sakura stała za mną ze zrezygnowaną miną. W mieszkaniu było dziwnie pusto...

Kopnąłem lekko blondyna, lecz ten jedynie przekręcił się na drugi bok i zamruczał coś niezrozumiałego.

Poziom mojej irytacji wzrósł, jednak dziewczyna wyprzedziła mnie w zadaniu ciosu.

— Gdzie są wszyscy? — zapytałem Deidary.

Blondyn siedząc, lekko kiwał się na boki oraz patrzył na nas nieprzytomnym wzrokiem.

— Poszli — odparł cicho i znowu zapadł w sen.

Jak to poszli? Robili chyba sobie jaja!

Odwróciłem się do dziewczyny.

— Sorry, dziś chyba nie pijemy.

Sakura na to skinęła głową, po czym skierowaliśmy kroki w stronę drzwi. Kiedy już wyszliśmy z bloku, każde z nas udało się w swoją stronę.

Wchodząc do mieszkania, usłyszałem donośny głos mojego ojca. No, to Itachi miał przejebane — przemknęło mi przez myśl.

— Co ty sobie wyobrażasz gówniarzu?! Masz dwadzieścia lat chłopie! Do pracy byś poszedł, a nie wiecznie pić z kumplami!

W takich momentach szczerze współczułem bratu.

Po chwili rozgniewany ojciec wpadł do mojego pokoju.

— A ty gdzie byłeś?! — zapytał mnie, przeszywając groźnym wzrokiem i luzując krawat.

— Z Sakurą — odparłem, ściągając bluzę, następnie rzucając ją na łóżko.

Mężczyzna westchnął.

— I co tam u niej? — zadał pytanie o wiele łagodniejszym tonem głosu.

— Ech — mruknąłem — jej babcia jest w szpitalu, ostatnio gorzej się czuła.

Mina ojca stężała.

— Rozumiem — szepnął. — Pozdrów ją ode mnie.

— Spoko, tato — odpowiedziałem, posyłając mu uśmiech.

Mężczyzna tylko pokręcił głową i wyszedł z pokoju, zamykając za sobą drzwi.

Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Wszędzie był kurz! Spojrzałem na lampę, wydawać by się mogło, że w tym miejscu zaczął żyć swoim życiem oraz wytwarzał nowe organizmy żywe. O zgrozo! Zaraz ten perfidny pył zacząłby sam płacić czynsz! Stwierdziłem, iż przyda się tutaj co nieco posprzątać. Uporałem się z tym w ciągu godziny. Następnie spakowałem się na jutrzejsze zajęcia. Posiedziałem jeszcze na necie i poszedłem spać.

Dryń! Dryń! Irytujący dźwięk brzęczał koło mojego ucha.

Przeklęty budzik! Rzuciłem nędznym urządzeniem gdzieś w głąb pokoju. Otuliłem się kołdrą i uciąłem sobie drzemkę. Jednakże nie było mi dane długo rozkoszować się ciepłem oraz miękkością mojego łóżka.

— Sasuke! — Usłyszałem tylko wrzask mojego brata. — Pora wstawać!

Całkowicie zignorowałem tego upierdliwego typka. Ktoś wszedł do mojego pokoju i szybkim ruchem ściągnął pościel, tak, że spadłem na podłogę.

— Kurwa! — mruknąłem pod nosem.

Zimne panele nie były dla mnie przyjazne. Wręcz raziły swoim chłodem, drażniąc mój delikatny tyłeczek.

Półprzytomnym wzrokiem spojrzałem na osobę, która zakłóciła błogi spokój.

— Itachi — warknąłem, widząc sylwetkę brata.

— Rusz dupsko Sasuke, bo się spóźnisz — odparł tylko i zniknął za drzwiami.

Wstałem z podłogi, wyciągnąłem jakieś ciuchy z szafy, po czym ubrałem się. Poczłapałem do kuchni, porwałem jabłko, wgryzając się w nie. Zrobiłem sobie prowiant, następnie pognałem do łazienki. Kiedy wykonałem wszystkie poranne czynności, zabrałem plecak i udałem się do szkoły.

Po półgodzinie byłem już na miejscu. Wszedłem do budynku, kierując swe kroki w stronę szafki. Pozbierałem z niej wszystkie potrzebne rzeczy, potem udałem się pod klasę. Spotkałem tam moją sąsiadkę, siedzącą na ławce obok sali. Rzuciła mi tylko krótkie spojrzenie. Nigdy za mną nie przepadała.

— Nie przywitasz się? — zapytałem kąśliwie, stając przed nią.

— Nie mam zamiaru z tobą rozmawiać — odparła, krzywiąc swój malutki pyszczek.

— Czasem wypada wykazać się, choć nikłą kulturą osobistą, Sasame — syknąłem.

W sumie sam nigdy nie byłem kulturalnym człowiekiem.

Dziewczyna zmarszczyła brwi. Och, jak ja lubiłem ją drażnić.

— Wal się, Uchiha — mruknęła tylko, wkładając słuchawki do uszu.

Sasame była kurduplem, a jej wzrost nie przekraczał metra sześćdziesiąt, jak taki krasnal ogrodowy, dorównywała im wzrostem. W końcu to jedna z najniższych albo i nawet najniższa osoba w klasie. Odznaczała się pulchną buźką, krótko przystrzyżonymi blond włosami z niebiesko-różową grzywką i błękitnymi oczami. Największą jej zaletą było to, iż miała bogatą mimikę twarzy, nie to co Haruno. Tak, to wielki plus, gdyż o wiele bardziej zabawnie okazywała swoją irytację lub złość. Dlatego tak bardzo lubiłem jej dogryzać.

Wyciągnąłem słuchawkę z jej ucha oraz schyliłem się nad nią.

— Czemu jesteś taka nie miła, krasnoludku? — szepnąłem prowokująco.

Ona jedynie zatrzepotała rzęsami, położyła palec na ustach i zrobiła słodką minkę.

— Ja? — zapytała przesłodzonym głosem. — Przecież ja zawsze jestem miła.

— Daj spokój, Sasame. Wiem, że robisz sobie jaja — odparłem znudzony.

Dziewczyna posłała mi jedynie złośliwy uśmiech, po czym ponownie odpłynęła, słuchając muzyki.

Powoli klasa zaczęła się zbierać. Koło nas przechodził właśnie nauczyciel chemii — Orochimaru. Sasame aż zapiszczała z wrażenia. Ona miała nie równo pod sufitem! Jak można do cholery jarać się kimś takim? Nigdy nie rozumiałem kobiet...

„Stary ja nie rozumiem tych kobiet. Na początku jest wspaniale – miłość, pierdolone motylki w brzuchu. A potem ci taka zaczyna wpierdalać helikoptery, choinki i ludzi. Nawet kiedyś skonstruowała bombę atomową jak przeczytała „Mein Kampf" tylko, dlatego, że biedny listonosz pomylił skrzynki pocztowe. To zła kobieta była..." Buka — Pierwsza Miłość

Nagle poczułem mdły zapach perfum.

— Sasuke! — był to ostatni głos, jaki chciałbym usłyszeć w swoim życiu.

Nawet się nie odwróciłem, wolałem nie ryzykować. Zbytnio ceniłem sobie swoje istnienie. Może i było marne, ale zawsze coś...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro