Rozdział XIII
Tydzień minął jak z bicza strzelił.
Uśmiechnąłem się do siedzącej obok Sakury. Naruto szalał gdzieś po polanie razem z Kibą, w cieniu drzewa dojrzałem leniuchującego Shikamaru. Westchnąłem i upiłem łyka przyjemnie zimnego piwa.
Dziś była upragniona sobota — pierwszy dzień majówki. Postanowiliśmy całą paczką wybrać się w najbliższe góry. Jutro miałem wyjechać do rodziny na wieś, a tak bardzo mi się nie chciało. Chyba przejąłem pewne cechy po Narze, co mnie w pewien sposób nie zadowalało.
Ciepłe promienie słońca muskały moją bladą twarz, a delikatny podmuch wiatru zaraz ją ochładzał. Polana to niewielkie miejsce naszego pobytu, zarośnięte różnymi kwiatami, których nazw oczywiście nie znałem; obok płynął górski potok. Z tej lokalizacji mieliśmy naprawdę dobry widok na roztaczający się krajobraz.
Matka natura ostatnimi czasy okazywała mi hojność, co niezmiernie dziwiło. Pamiętałem, jak wyklinałem na nią za wszystkie czasy za te żarciki, jakie sprawiała. A tu proszę — grzałem sobie dupę na słońcu, szczęśliwy i wolny.
Sakura wzięła z mojej dłoni puszkę piwa, po czym przyłożyła ją do ust. Ostatnio nawet nie sprawiała problemów, czyżby cisza przed burzą? Z tą dziewczyną wszystko było możliwe.
Kątem oka dostrzegłem Itachiego, który wychodził z lasu razem z Sasame. Dziewczyna miała lekko rozpiętą niebieską koszulę, a na jej twarzy widniały rumieńce. Starszy brat za to jak zwykle sprawiał wrażenie wyluzowanego. Podeszli do nas szybko, a ja tylko na nich łypnąłem.
— Itachi, żeby tak dziewczynę w krzakach...
— Nic nie robiliśmy — bąknęła Sasame, wachlując się ręką.
— Jasne, kto wam uwierzy... — mruknąłem.
— Jeeeny, jak dzisiaj gorąco — jęknęła Katsumi i opadła tuż obok mnie. Itachi poszedł w jej ślady.
Rzeczywiście, mogłem spokojnie stwierdzić, że pogoda dopisywała. Dawno nie było tak upalnie. Westchnąłem, następnie podałem browara spragnionej Haruno.
— Ucieknijmy stąd. — Usłyszałem cichy szept przy uchu.
Sakura wpatrywała się we mnie błyszczącymi oczami, a wargi lekko rozchyliła. Uniosłem kąciki ust do góry.
„Znów uciec stąd! Choćby za róg, na tylną kanapę fury, byle znów... Znów uciec stąd! W jedną stronę chcę bilet, zjazd do bazy i tyle, dobra, chodźmy na chwilę... Uciec stąd, z Tobą w tytule, już tankuję furę i wiesz, że nie żartuję. Uciec stąd! Chcemy od zawsze, co w tym najciekawsze, biegniemy nie patrząc." Rozbójnik Alibaba & Jan Borysewicz ft. Sobota — Uciec stąd
— Nie chce mi się — wydukałem.
— Ty leniu! Powoli zamieniasz się w Shikamaru. — Uderzyła delikatnie pięścią moje ramię.
Swoją drogą... Spojrzałem w stronę Nary. Już nie siedział samotnie, tylko miał towarzystwo — Temari. Oczywiście słuchał paplaniny dziewczyny ze szczególnym zainteresowaniem, co wywnioskowałem z miny Shikamaru: ale to upierdliwe.
W pewnym momencie Sakura złapała mnie mocno za dłoń i pociągnęła za sobą. Ciągnęła moją osobę, biegnąc przez najbliższą polanę. Na początku nie ogarnąłem sytuacji, ale potem otrzeźwił mi umysł krzyk Itachiego. Próbowałem wyrwać się z uścisku, ale nic z tego...
Sakura mknęła jak opętana, nie byłem w stanie jej powstrzymać. Przekląłem pod nosem, w odpowiedzi usłyszałem tylko cichy śmiech dziewczyny. Poczułem zapach ściółki leśnej i damskich perfum, które należały do porywaczki. Dotarło do mnie, że nasze relacje są tak pokręcone; oboje nie wiedzieliśmy na czym staliśmy.
Starałem skupić się na drodze oraz przyspieszonym oddechu Haruno. Dziwnie to uspakajało i koiło moje zmysły. Ale nie powinienem być taki opanowany... Ta wredna, różowa małpa w końcu zdobyła się na porwanie! Uniosłem kąciki ust do góry... Czemu jestem taki głupi? Czemu nie potrafiłem okiełznać swoich uczuć? Czemu nie mogłem zapomnieć o przeszłości? Przecież to już tylko historia, setki złamanych serc, nieodwzajemnionych uśmiechów i uczuć, bójek, niewinnych pocałunków, kłótni oraz rozejmów. Czym byliśmy? Czym się staliśmy? Ile jeszcze przed nami?
„Zabiorę Cię tam, gdzie jak najdalej chciałbyś uciec stąd. Gdzie jak najprędzej mógłbyś zniknąć stąd, tam gdzie chciałbyś być na zawsze już." HuczuHucz ft. Justyna Kuśmierczyk — Najdalej
W końcu się zatrzymaliśmy; spojrzałem zdyszany na Haruno. Wyglądała tak jak zawsze: potargane przez wiatr krótkie włosy, przeszywające spojrzenie, luźne, ciuchy i zdarte trampki. Kiedyś zastanawiałem się, co widział w niej Naruto. Dziś sam nie wiedziałem, co ja w niej ujrzałem. Ale jedno do mnie dotarło: pociągała mnie jej zwyczajność. Była nazbyt przeciętna, że aż wyjątkowa. Chociaż nigdy bym tego nie powiedział na głos. To by uraziło moją pieprzoną, Uchihowską dumę.
Sakura stała, patrzyła na mnie i roześmiała się perliście. Brzmiała tak naturalnie. Miałem wrażenie, że była niczym wyrośnięte dziecko.
Podszedłem bliżej, a ta jak na zawołanie ucichła. Dotknąłem różowego kosmyka włosów, po czym spojrzałem prosto w oczy Haruno. Iskrzyły się z niewiadomego mi powodu.
Puknąłem ją dwoma palcami w czoło i pokręciłem głową z zadziornym uśmiechem.
— Jesteś szalona — mruknąłem, kiedy zrobiłem kilka kroków w tył.
Sakura rzuciła mi spojrzenie pełne niezrozumienia. Prawdopodobnie nie ogarnęła sytuacji. Podeszła bliżej, następnie pociągnęła za mój rękaw koszulki.
— Spędź ten dzień ze mną, proszę — wyszeptała, zagryzając wargę.
Westchnąłem. Co ta dziewczyna ze mną wyprawiała... Szlag mnie przy niej trafiał! Niby nic takiego nie robiła, ale przyciągała jak cholera. Haruno, czemu sprawiałaś mi te męki? Czym sobie zasłużyłem? Przecież jestem ucieleśnieniem cnót wszelakich! Zaraz, co? Oszalałem, kochany Jashinie od Hidana, oszalałem... Będę musiał jeszcze wyskoczyć na jakieś piwo, bo kompletnie bym zwariował, o ile to już nie nastąpiło.
Pewnie wielu się zastanawiało, czym tak naprawdę jest miłość. Tego nie dało się zdefiniować; sam tego nie pojmowałem. Czasami człowiekowi trudno opisać swoje uczucia i ja tak miałem w tym przypadku. Rozlewająca fala gorąca w klatce piersiowej, ukradkowe spojrzenia, skradzione pocałunki. Sam nie wiedziałem co to za uczucia. Czy to zauroczenie? A może coś więcej? Po prostu postanowiłem się temu poddać.
Sakura złapała mnie za dłoń, posyłając ciepły uśmiech. Odwzajemniłem go, dając tylko dziewczynie pole do popisu.
— Ocho, Uchiha, widzę, że ci się podoba — wydukała, pokazując język.
Prychnąłem:
— Chyba śnisz, Haruno.
Roześmiała się perliście.
— Wiem, że wolałbyś inne towarzystwo.
Może kiedyś tak było. Lubiłem konkretne dziewczyny z charakterem, wysportowanym, kształtnym ciałem i tak minimum rok starsze ode mnie. Teraz takie kobiety stały się dla mnie całkowicie obojętne, jakby wcale nie istniały. Może dlatego, że przejechałem się na jednej z takich lasek? Chociaż zawsze uważałem, że nie można wrzucać wszystkich do jednego worka, to jednak w tym przypadku samo tak wyszło.
— Niekoniecznie — mruknąłem, ściskając mocniej jej dłoń.
Przez chwilę szliśmy w ciszy, a ja obserwowałem dziewczynę. Przymknęła delikatnie oczy, ale tak by widzieć gdzie iść. Wiatr rozwiał różowe włosy, które często muskały blade policzki. Czasami miałem ochotę wedrzeć się do umysłu Sakury i przejrzeć myśli. Jednocześnie chciałbym usłyszeć wszystko z ust Haruno. Czemu to musiało być takie skomplikowane?
Przystanęliśmy, a ja rozejrzałem się wokół. Kilka wiejskich domków widniało wśród pól, las zniknął za naszymi plecami, a przed nami widniało pasmo górskie.
Obróciłem Sakurę w swoją stronę. Stuknąłem głowę przyjaciółki swoją oraz przez chwilę przyglądałem się zielonym oczom. Dziewczyna patrzyła na mnie zaciekawiona, ale nic nie powiedziała. Przyłożyłem usta do jej wysokiego czoła, następnie delikatnie je musnąłem. Zaciągnąłem się zapachem różowych włosów. Doprawdy, chyba coś przeszło z Haruno na mnie; sam zauważyłem u siebie dziecięce zachowanie.
Oderwałem się od niej, jednak ta usidliła moją osobę spojrzeniem. Jej oczy przyciągały bardziej niż zwykle. Bardziej niż zwykle też miałem ochotę ją pocałować. Nie myśląc więc wiele, schyliłem się, aby złożyć na pełnych ustach całusa. Najpierw przelotny, delikatny, potem coraz bardziej gwałtowniejszy, namiętny. Poczułem język Sakury na swoich wargach. Dobrze wiedziałem, co to oznaczało, dlatego nie mogłem zaprzepaścić takiej szansy. Powoli wtargnąłem do wnętrza warg. I to był ten moment, kiedy powoli traciło się oddech, zmysły, a dotyk parzył. Wypalał piętno na naszych wnętrznościach, gryzł, drapał, a mimo to pragnęliśmy więcej. Chcieliśmy siebie, łaknęliśmy siebie nawzajem. Pieprzone pożądanie wtargnęło w każdy zakamarek mojego ciała. Otępiałem.
Poczułem chłodny dotyk palców na swoich plecach. Po kręgosłupie przeszła niekontrolowana fala dreszczy. Westchnąłem prosto w usta Sakury, potem uśmiechnąłem się łobuzersko między pocałunkami. Nie miałem ochoty przerywać tej chwili, zwłaszcza, że cały świat tak przyjemnie wirował. Miałem wrażenie, iż Haruno odczuwała to samo co ja.
„Wciąż szukam ukojenia w intymności spotkań. Naszych doznań, gdy świat o nas zapomniał, bo przyszłość to wojna, lecz niech płonie młodość. Co dnia na nowo uczę się oddychać Tobą." Skor — Jesteś moim powietrzem
Po kilku chwilach nastał koniec. Staliśmy, wpatrzeni nawzajem w oczy, ciężko oddychając. Oddziaływaliśmy na siebie wzajemnie, a nasze ciśnienia aż skakały do góry. Odetchnąłem, odchylając głowę do tyłu i przyglądając się chmurom, które powoli sunęły po nieboskłonie. Już widziałem co ten leń — Shikamaru — w nich widział. Uspakajały zmysły, koiły szalejące myśli. To było odprężające.
Westchnąłem przeciągle, czując przyjemny ciężar na klatce piersiowej. Sakura dla wytchnienia postanowiła się we mnie wtulić. W tej chwili nie miałem nic przeciwko, a nawet ten pomysł przypadł mi do gustu. Staliśmy tak kilka minut.
— Nie sądzisz, że czas wracać? — mruknąłem, wyciągając smartfona z kieszeni oraz krzywiąc się na ilość nieodebranych połączeń. Oczywiście miałem wyłączone dźwięki.
— Nie chce — wydukała niczym małe dziecko.
Mogłem się tego spodziewać.
— Idziemy różowa, bez gadania. — Ruszyłem pierwszy w stronę, od której przyszliśmy.
Za plecami usłyszałem tylko cichy jęk protestu, jednak po chwili Sakura dorównała mi krokiem. Szliśmy w ciszy, nawet nie parząc na siebie, jakby wydarzenia sprzed kilkunastu minut wcześniej w ogóle nie miały miejsca.
Miałem wrażenie, że sama Sakura nie wiedziała, co nas łączyło. Była w tym wszystkim cholernie zagubiona, zresztą nie tylko ona.
Po kilkunastu minutach wróciliśmy na miejsce. Itachi od razu zgromił mnie spojrzeniem, siedząc obok Kiby i Naruto, którzy już porządnie sapali ze zmęczenia. Sasame poruszyła się niespokojnie na swoim miejscu, zawzięcie o czymś rozmawiając z Temari.
— Ładnie to tak uciekać, co? — Usłyszałem głos brata.
Sakura spaliła buraka, nie odpowiadając, a ja jak gdyby nic kompletnie zlałem drugiego Uchihę, dosiadając się do Shikamaru.
— Papieroska? — zapytał Nara, wyciągając paczkę fajek.
Moje kąciki ust zadrgały, unosząc się delikatnie w górę. Ten chłopak zawsze wiedział, czego było mi trzeba.
— Chętnie. — Sięgnąłem po jednego, wsadzając do ust, a kumpel sprawnym ruchem dłoni, używając zapalniczki, odpalił go.
— Całowaliście się. — Bardziej stwierdził, niż zapytał.
Nara jak zwykle przejrzał mnie na wylot. Siedzieliśmy od pierwszej liceum razem w ławce; nic mu nigdy nie umknęło. Pieprzony geniusz.
— Sasuke, grzęźniesz w naprawdę sporym bagnie.
— To jest zbyt upierdliwe, żeby o tym rozmawiać — mruknąłem.
Shikamaru zaśmiał się, dzisiaj miał wyjątkowo dobry humor.
— To moja kwestia — rzucił żartobliwie, wypuszczając dym z ust.
Tak dobrze czułem się w jego towarzystwie. Był zupełnie inny od głupkowatego Naruto, którego też szanowałem, ale miałem wrażenie, że nie rozumiał pewnych rzeczy. Za to Narze wystarczyło jedno spojrzenie, aby poznać moją sytuację. Może nie znałem go tak długo jak Uzumakiego, ale zdecydowanie lepiej się dogadywaliśmy.
On pojmował moje dziwne stosunki z Sakurą, natomiast ja znałem jego pokręcone relacje z Temari. Wiedziałem, że Sabaku była równą babką, która miała trudny charakter. Kiedyś preferowałem taki typ kobiety, ale gdyby Shikamaru wpadłby na pomysł, że mógłbym polecieć na blondynkę, na pewno obiłby mi mordę. I to tak porządnie.
Zakpiłem z własnych myśli. Nigdy nie czułem niczego do Temari oraz nie sądziłem, aby to miało się zmienić; na całe szczęście, oczywiście.
— Czas się zbierać z powrotem, nie sądzicie? — Nagle Itachi stanął tuż przede mną.
— Przydałoby się — poparł go Shikamaru.
— Ech, niech wam będzie — burknąłem.
Podniosłem swoje szanowne cztery litery, a moje spojrzenie skrzyżowało się z oczami Sakury. Jej wzrok był nieco zagubiony, matowy; przygryzła wargę. W milczeniu wyminąłem Haruno.
Wszyscy poszliśmy najbliższy przystanek, po dwudziestu minutach dotarliśmy na miejsce. Z małej tabliczki wyczytałem, że bus przyjedzie za jakieś piętnaście minut.
Sakura, Sasame i Naruto rozsiedli się na małej ławeczce. Katsumi jak zwykle nie potrafiła zamknąć swojej buzi. Zawzięcie gadała o czymś z Uzumakim. Ten idiota chichotał co chwilę pod nosem.
Kiba zagadywał do Haruno, natomiast Itachi maltretował mnie swoim spojrzeniem. Był tak natrętny, że aż nie potrafiłem tego wytrzymać. Oczywiście sparowałem, ale wiedziałem, iż nie miałem żadnych szans. Pierdolony sadysta.
— O co ci chodzi? — mruknąłem.
Mój brat rozejrzał się tylko uważnie, sprawdził, czy nikt nie podsłuchuje.
— Nie rób jej zbędnych nadziei. — Prawie co wyszeptał.
Prychnąłem.
— Nie twoja sprawa — warknąłem, wkładając ręce do kieszeni.
Itachi pokręcił głową z bezradności.
— Co byś zrobił, gdybym tak samo postępował z Sasame?
Zagryzłem policzek od wewnętrznej strony.
— Ja i Sakura to zupełnie inna sprawa.
Westchnął i popatrzył na mnie z pobłażaniem.
— Jasne, ogarnij się w końcu, Sasuke. Biednej dziewczynie tylko mącisz w głowie.
Po tych słowach odszedł, następnie podchodząc do Katsumi. Poklepał ją, jak to miał w zwyczaju, po małej główce. Oczywiście ustąpiła miejsca Itachiemu, aby usiąść mu na kolanach. Byli swoimi zupełnymi przeciwnościami, co w jakiś sposób wydawało mi się urocze. Zaraz, zaraz... O czym ja myślałem do cholery? Mój brat miał rację... Pora ogarnąć dupę.
Kątem oka zauważyłem, jak Temari do mnie podchodzi. Musiałem przyznać, że niezbyt często z nią rozmawiałem, choć nic do niej nie miałem. Taka neutralność.
— I co, Uchiha? Jak tam ci idzie z Sakurą? — zapytała z lekko ironicznym uśmiechem.
— Po staremu — mruknąłem, przeczesując włosy.
Omiotłem wzrokiem Sabaku. Miała na sobie zwiewną, czarną sukienkę przed kolano i do tego ciemne sandały. Rozpuszczone blond włosy okalały jej twarz. Prezentowała się całkiem przyzwoicie.
— A jak tam z Shikamaru?
Westchnęła, zakładając kosmyk za ucho.
— Po staremu — burknęła przyszła pani policjant.
No tak, to całkiem w stylu Temari. Pokręciłem głową, a uśmiech nie schodził mi z ust.
— Taaa... — odburknąłem, a Sabaku poklepała mnie po ramieniu, następnie podeszła do Nary.
Bus przyjechał, wszyscy szybko wsiedliśmy do niego, kupiliśmy bilety i rozsiedliśmy się na miejscach. Obok mnie przysiadł Uzumaki, za nami siedziały Sakura z Sasame. Gdzieś z tyłu zniknął Kiba, Itachi, Shikamaru oraz Temari.
Westchnąłem, czując ciekawskie spojrzenie fana footballu. Zauważyłem, że większość ostatnio podchodziło do mnie z dystansem, bojąc się mojej reakcji. A chodziło tylko o moje relacje z Sakurą.
— Sasuke, trzeba iść na jakieś piwko — stwierdził Naruto — Dawno razem nie piliśmy.
— Ano. Dawno.
— Więcej życia — mruknął, mrużąc oczy.
— Taa... Młotku — syknąłem, wiedząc, że nie lubił, jak go tak nazywałem.
— Idiota — warknął. — Idę do Kiby. A ty napawaj się tą swoją pierdoloną samotnością, głąbie.
Nic nie odpowiedziałem. Miałem wrażenie, że stosunki między mną, a Uzumakim nieco oziębły. Chyba zacząłem zaniedbywać starych znajomych. Miał rację, trzeba będzie iść na piwo. Wyciągnąłem smarfona i słuchawki z kieszeni, po czym odleciałem w inny świat, słuchając muzyki.
Po niepełnej godzinie, gdy znaleźliśmy się na odpowiednim przystanku, wszyscy wysiedliśmy. Odetchnąłem, czując miejskie powietrze. Było całkowicie inne od tego górskiego, rześkiego powiewu. Zamknąłem odtwarzacz, widząc, jak Sakura do mnie podchodzi. Ruszyliśmy całą ekipą w stronę naszego osiedla. Obok mnie kroczyła panna Haruno, jednak nie odzywaliśmy się do siebie.
Kiba, Shikamaru i Temari ruszyli w swoją stronę, natomiast ja, różowa, Sasame, Itachi oraz Naruto mieszkaliśmy w jednym bloku, więc podążaliśmy w tym samym kierunku.
Nasze gołąbeczki — krasnal i mój brat — szły sobie z tyłu za rączkę, wydłużając nam niemiłosiernie drogę do bloku.
— Te, nasze ptaszki, ruszcie tyłki — zawołał do nich zniecierpliwiony Uzumaki. To było całkiem w jego stylu.
— Daj im spokój, Naruto — mruknęła Sakura, zakładając kosmyk włosów za ucho.
— Ale, ale... Sakurcia, no... — bąknął z miną zbitego psa.
— Ech, cieszą się sobą, co w tym dziwnego? — Wzruszyła ramionami.
— Niby nic... Ale mogliby iść szybciej. — Naruto nadal marudził.
Haruno zaśmiała się pod nosem; walnęła chłopaka łokciem, na co ten odskoczył.
— Sakurciaaa — burknął pod nosem.
Ta w odpowiedzi posłała mu tylko uśmiech, następnie zwróciła twarz w moją stronę.
— To co Uchiha, u mnie za godzinę? — zapytała cwaniacko.
— Chyba śnisz, Haruno.
— Nie daj się prosić, Sasuke — mruknęła błagalnie.
Przyjrzałem jej się, szukając czegoś w mimice twarzy dziewczyny.
— Przyjdę — powiedziałem spokojnie, patrząc w zielone oczy.
— Grzeczny chłopczyk. — Pokazała mi język.
— Haruno! — warknąłem na nią.
Usłyszałem cichy chichot różowej. To niesamowite, że potrafiła być tak beztroska; tę cechę chyba najbardziej w niej lubiłem.
„Tu wolniej płynie życie, wśród porażek i zwycięstw. Tu smak węgla i sadzy, wśród słów leży na bicie. To picie zmienia pryzmat, historia jest jak blizna. Odmienność to charyzma, tak nas tu wychowano. Każdy dom niczym przystań, ziemia czarna i żyzna." Miuosh ft. Jan Skrzek — Piąta strona świata
Pożegnaliśmy się na korytarzu, a każdy z nas poszedł w swoją stronę. Oczywiście ja, jako jedyny, musiałem znosić zachowanie mojego brata.
Ten po wejściu do mieszkania wpadł na iście genialny pomysł — naturalnie według niego, bo jakby inaczej.
Wyciągnął butelkę Żubrówki, po czym łypnął na mnie głową, abym wszedł do jego pokoju.
— Wóóóódeczka — Usłyszałem jego uradowany głos.
Chyba jednak Sasame nie miała żadnych szans z tym trunkiem. Jeden-zero dla wódki.
— Nie będę pić — mruknąłem, wchodząc do siebie, by zmienić ciuchy.
— Czy ja się przesłyszałem? — zapytał Itachi, opierając się o framugę drzwi z założonymi rękami.
— Idę do Sakury.
— Ooooo! Może w końcu... — zaczął, ale nie dałem mu dokończyć.
— Jesteś debilem, Itachi — warknąłem, patrząc na niego z politowaniem.
Zaśmiał się pod nosem.
— Może masz rację. Mój głupi mały braciszku — powiedział spokojnie, przymykając oczy.
Kurna, jak ja nie lubiłem, gdy mnie tak nazywał...
— Itachi!
— No idź już młody, bo twoja dziewczyna za tobą tęskni — dogryzał mi, chociaż wiedziałem, że zwyczajnie robił sobie jaja.
— Idiota — mruknąłem tylko pod nosem, kiedy się przebrałem.
Miałem na sobie biały podkoszulek z nadrukiem, do tego lekko luźne jeansy. Założyłem na nogi jeszcze czarne trampki, po czym wybyłem z mieszkania.
Zjechałem na dół windą i zapukałem do drzwi. Otworzyła mama Sakury; ubrana, jakby miała za chwilę wyjść.
— Dzień dobry, jest może Sakura?
— O, cześć Sasuke. Wejdź, nie będziesz tak stał. — Powitała mnie z uśmiechem. — Musisz mi wybaczyć, ale wychodzę, spieszę się.
Przytaknąłem.
— Do widzenia — mruknąłem tylko, a kobieta zniknęła mi z oczu.
Skierowałem swoje kroki w stronę pokoju Haruno, grzecznie zapukałem przed wejściem, w końcu musiałem pamiętać, że była dziewczyną (choć ciężko w to uwierzyć). Odpowiedziało mi ciche „proszę", więc bez zastanowienia stanąłem w progu. Sakura siedziała na parapecie, na sobie miała tylko króciutkie, czarne szorty i białą, męską koszulę. Kilka guzików pozostawiła rozpiętych, przez materiał dojrzałem, że nie założyła górnej części bielizny. Dziewczyna miała jedną nogę opuszczoną na dół — dotykała nią podłogi, a drugą podciągnęła tak, że trzymała na niej dłoń. Sączyła powoli piwo, obdarowując mnie spojrzeniem. Przełknąłem ślinę.
— Po co miałem przyjść? — zapytałem, próbując na nią nie patrzeć.
— Tak po prostu — mruknęła delikatnie; otworzyła okno.
Poczułem świeże powietrze, którego akurat było mi trzeba. Potrząsnąłem głową, po czym zbliżyłem się do dziewczyny, ujmując jej twarz w dłonie. Przez kilka minut staliśmy, nic nie mówiąc i patrzyliśmy sobie w oczy. Utonąłem w głębi tęczówek Sakury, to zajęcie mnie wyjątkowo uspokajało. Przybliżyłem twarz oraz musnąłem zaróżowione usta Haruno. Ta jak na zawołanie oddała pocałunek. Zaznałem łagodnego, kobiecego dotyku w okolicach klatki piersiowej. Po moich plecach przeszedł dreszcz, a Sakura zaczęła bardziej na mnie napierać. Wylądowaliśmy miękko na jej łóżku. Przejechałem ręką od karku różowej do obojczyka, a dziewczyna głośno westchnęła. Drżącą dłonią zaczęła rozpinać guziki koszuli, jednak szybko zniszczyłem plany Haruno, przechodząc pocałunkami na szyję. Zostawiałem na niej mokre ślady, ale postanowiłem jeszcze zrobić małą niespodziankę w postaci malinki. Przesunąłem palcami po udach dziewczyny, powracając do jej ust. Zachłannie wpiłem się w nie, momentami tracąc oddech, a ona nie była mi dłużna. Poczułem delikatne dłonie w swoich włosach, przez co cicho zamruczałem między pocałunkami. Sakura zachichotała, zaprzestając całusom.
— Chyba wystarczy, co Sasuke? — wymamrotała kuszącym głosem.
Oparłem czoło o jej, patrząc w roziskrzone oczy.
— Tak myślisz? — zapytałem, cmokając ją w nos.
— Jestem tego pewna — odparła, wzdychając.
Ponownie zatopiłem się w ustach Haruno, a ta bardziej naparła na mnie swoim ciałem. Poczułem przeszywający gorąc tuż przy klatce piersiowej. Odsunąłem swoją osobę od dziewczyny.
— Myślę, że masz rację — wymruczałem, siadając na sofie.
Sakura podniosła swoje cztery litery i zapięła kilka guzików bluzki. Westchnąłem, przeczesując włosy. Znowu miałem mętlik w głowie, nie wiedziałem, co z sobą zrobić.
Haruno podała mi piwo, przysiadając na kanapie. Upiłem kilka łyków, napój przyjemnie chłodził wnętrze.
Różowa oparła głowę o moje ramię, przymykając lekko powieki. Usłyszałem, jak westchnęła.
— Czemu uczucia muszą być takie pokręcone? — zapytała cicho.
— Nie wiem — odpowiedziałem szczerze po kilku sekundach milczenia.
— Chciałabym być facetem — mruknęła, odbierając ode mnie piwo i robiąc łyka.
— Niewiele ci brakuje — burknąłem, posyłając jej kuksańca w bok.
— Sasuke — syknęła. — Jak ja cię cholero nienawidzę.
Powoli wstałem z kanapy, po czym obdarzyłem dziewczynę spojrzeniem.
— To chyba nie ma sensu, Sakura. Pójdę już.
Skinęła głową, przyglądając mi się uważnie.
— Zdecyduj się w końcu — wyszeptała. — Ciągle tylko uciekasz i uciekasz. Czegoś się boisz?
Między nami nastała chwila ciszy. Z początku była przyjemna, koiła zmysły, lecz z każdą minutą stawała się coraz bardziej upierdliwa.
— Chyba... — zacząłem — boję się zakochać — przyznałem szczerze, wypuszczając sporą dawkę powietrza z ust.
„Ten chłopak nie daje się kochać, jest zbyt twardy. Mimo wszystko jest zbyt żywy, bo jak zdechnie będzie zbyt martwy. Nie daje się lubić, zbyt prawdziwy na to. Zbyt to wkurwia innych, że jest czysty nawet, gdy wyjawia słabość." Bisz — Za bardzo
Sakura przymknęła powieki, następnie popatrzyła na mnie hardo.
— Rozumiem. — Na jej ustach pojawił się delikatny uśmiech.
Wstała i poszła ze mną aż do drzwi. Stojąc w progu, pocałowała moje usta.
— Od pęknięcia dzieli już tylko ukłucie — wyszeptała. — Zapomnij. — Zamknęła za mną.
„Jeśli czujesz, że musisz, powiedz mi kilka gorzkich słów, gorzkich słów. Jeśli teraz mam wyjść, już nie wrócę tu, już nie wrócę. Od pęknięcia dzieli już tylko ukłucie. Jeśli tyle masz w skrócie, to bądźmy sprawiedliwi, bo miłość zawsze była tutaj między innymi. Od pęknięcia dzieli nas ukłucie. Powiedz, kto wyjmie igłę i przegra życie?" Rover ft. Wdowa — Pęknięcie
Stałem tak kilka dobrych minut, następnie zawróciłem w stronę windy i już po krótkim czasie byłem w swoim mieszkaniu. Oczywiście w środku zastałem narąbanego Itachiego z Deidarą oraz Hidanem. Czego ja mogłem się spodziewać po moim kochanym braciszku?
— Itaaaaaaachi, zjebie, ogarnij się w końcu! — mruknąłem, kiedy wszedłem do pokoju tego debila.
— Daj mi spokój, Siuśkuu — jęczał, leżąc zaspany na ziemi, wtuliwszy się w blondyneczkę.
— Co ja z tobą mam — wymamrotałem, załamując ręce.
Postanowiłem jak najszybciej się ewakuować i pójść spać, gdyż z rana mieliśmy wyjeżdżać. No cóż, to nie ja będę miał jutro kaca... Itachi dostanie za swoje.
Szybko zaliczyłem jeszcze parę czynności w toalecie. Musiałem wyrzucić ze swoich myśli Sakurę, więc szybko udałem się do łóżka i zasnąłem.
Rano obudził mnie dźwięk budzika. Myślałem, że oszaleję! Kto wymyślił tak upierdliwe urządzenie?
Powoli zwlekłem się z ciepłego łóżka, w myślach kląłem na poranne wstawanie z powodu wyjazdu. Znając życie, rodzice już byli na nogach, a Itachi pewnie nawet na sekundę nie otworzył oka... Och! Ja mu urządzę pobudkę! To będzie moja mała, słodka zemsta za wszystkie poranki, kiedy dosypiałem w łóżku.
Zacząłem zastanawiać się tylko, czy nasikać mu na pościel, czy po prostu oblać go wodą... Wybrałem drugą opcję, chyba nie byłem aż takim złym braciszkiem, aby naszczać na swoje rodzeństwo. Choć propozycja była niezwykle kusząca... I głupia. Co mogłem poradzić na to, że uwielbiałem debilne pomysły? Przypuszczalnie to jedna z nielicznych rzeczy, które łączyły mnie z Itachim.
Szybko udałem się do łazienki, po drodze zabierając miednicę z przedpokoju. Nalałem do niej letniej wody. W międzyczasie słyszałem tylko, jak ojciec chodził po sypialni, a mama trochę hałasowała w kuchni.
Czmychnąłem do pokoju brata, bezszelestnie wchodząc przez próg. Moje kąciki ust drgnęły w górę, kiedy zobaczyłem smacznie śpiącego Itachiego. Podszedłem do łóżka, po czym wylałem zawartość miski na jego twarz. Momentalnie otworzył oczy i zerwał się z posłania. Jego mina wyrażała wszystko: wściekłość, zdziwienie, nienawiść. Wyglądał jak przemoczony kurczak. Odechce mu się zrzucania mnie z łóżka.
— Sasuke, ja cię zabiję! — Tyle usłyszałem za sobą, starając się uciec.
Oczywiście z marnym skutkiem, nasze mieszkanie nie było na tyle wielkie, abym mógł gdzieś spokojnie spierdolić. Mój brat dorwał mnie po kilku sekundach, a ja poczułem jego mokry podkoszulek.
— Nie żyjesz gnoju — warknął, ciągnąc mnie w stronę swojego pokoju.
Zacząłem się śmiać jak debil, nie mogłem przestać. Ta sytuacja była komiczna. Dawno nie odwaliłem żadnego numeru Itachiemu, więc nie mogłem zaprzepaścić takiej okazji. Co z tego, że na pewno sobie przejebałem, raz się żyje!
Mój jakże kochany braciszek ciągnął mnie za koszulkę; zaprowadził do swojego pokoju i rzucił na łóżko, siadając okrakiem, przytrzymawszy moje ręce obok głowy.
— Co to do cholery miało być? — warknął prosto w twarz. Widziałem, że był wściekły.
— Jak to, co? Pobudka — powiedziałem z uśmiechem.
— Sasuke — wycharczał. — Ja ci tego nie daruję.
— Chłopcy, zbierajcie się! — Usłyszałem razem z Itachim krzyk mamy.
Ta kobieta to czyste złoto! Uratowała swoje dziecko z opresji. A nuż otarłem się o śmierć...
— Spadaj, młody — mruknął niezadowolony, schodząc ze mnie.
Szybko ruszyłem tyłek i poszedłem do swojego pokoju. Na szczęście byłem już w połowie spakowany, wsadziłem do plecaka jeszcze najpotrzebniejsze rzeczy. Następnie czmychnąłem przez przedpokój; wszedłem do łazienki. Wykonałem wszystkie poranne czynności oraz włożyłem na siebie bieliznę, jakieś szare, dresowe spodnie i biały podkoszulek.
Wróciłem się, aby zapiąć torbę, porwałem jeszcze z półki smartfona ze słuchawkami. Wszyscy już stali gotowi w przedpokoju, a Itachi w miarę ogarnął swoją osobę — oczywiście zabijając mnie spojrzeniem. Nie reagowałem na jego zagrywki. Po sprawdzeniu czy mamy to, czego potrzebujemy, wyszliśmy z domu, a ojciec zamknął mieszkanie. Na korytarzu czekała Sasame, przywitała się z nami, a potem poświęciła więcej uwagi mojemu bratu.
— Na pewno niczego nie zapomnieliśmy? — powiedziała niepewnie Mikoto.
— Na pewno, kochanie — mruknął mój ojciec, obejmując ją ramieniem.
Słodka, Uchihowska sielanka! Nie lubiłem przesadnych czułości, ale musiałem przyznać, że taki obraz zdarzał się niezwykle rzadko.
Razem weszliśmy do windy — o dziwo nie zabrakło miejsca dla nikogo — zjechaliśmy na dół i szybko wyszliśmy na zewnątrz. Wpakowaliśmy się do auta, najpierw upychając torby w bagażniku.
Usiadłem z tyłu zaraz obok Itachiego i Sasame. Postanowiłem odpłynąć, słuchając muzyki. Należało mi się jeszcze kilka godzin snu.
Obudziłem się po jakiś dwóch godzinach. Wyciągnąłem słuchawki z uszu i od razu doszły do mnie rozmowy prowadzone w samochodzie. Katsumi, siedząca zaraz obok mnie, trajkotała o czymś zawzięcie z moim bratem, a rodzice też byli w swoim świecie. Westchnąłem, zerkając na Itachiego, który również obdarzył mnie przelotnym spojrzeniem. Wyczytałem z niego, że nadal nie odpuścił mi dzisiejszego poranka. Na samą myśl aż musiałem się uśmiechnąć. Za to drugiemu Uchiha na pewno nie było do śmiechu.
Sasame zerknęła na mnie z zaciekawieniem, całkowicie nie rozumiejąc sytuacji.
— Coś się stało? — zapytała.
— Nie, nic. Tylko rano zrobiłem mały prysznic twojej drugiej połówce — mruknąłem zadowolony.
— Eee, to znaczy? — Zmarszczyła brwi.
— Oblałem go wodą na pobudkę.
Katsumi spojrzała na Itachiego, po czym się zaśmiała.
— Mój bidulek — powiedziała współczującym głosem pełnym ironii oraz pogłaskała mojego brata po głowie.
— Sasame, i ty przeciwko mnie? — bąknął z urażoną dumą.
— Ależ skąd! — zachichotała, wtulając się w niego, a Itachi ją objął.
— Mój mały krasnal — wymamrotał.
— Ej! — burknąłem. — Ja ją tak nazywam. To jest już zarezerwowane dla mnie. — Pokazałem mu język.
Drugi Uchiha posłał mi gniewne spojrzenie.
— My sobie pogadamy, Sasuke — fuknął.
— Nie mamy o czym. — Wzruszyłem ramionami. — Ile jeszcze będziemy jechać? — zapytałem swojego ojca.
— Tak ze dwie godziny — odparł Fugaku.
— Jeeeny, umrę — mruknąłem pod nosem.
— Nikt nie będzie za tobą płakał — dogryzł mi Itachi.
Spiorunowałem go wzrokiem. Taki kochany braciszek...
Po godzinie zatrzymaliśmy się tylko na stacji benzynowej, aby załatwić wszystkie potrzeby. Dalej podróż minęła nam bezproblemowo.
Byliśmy już na miejscu. Kiedy wysiadałem z samochodu, doszedł do mnie ogromny smród jakiegoś nawozu. Witajcie wiejskie klimaty, witaj wiejskie życie! Jako miastowy Uchiha chyba poległem...
Domek był nieduży, o białym kolorze ścian i z ciemnym dachem; miał spore podwórze. Tuż obok zauważyłem kurnik oraz pole, na którym pasła się krowa.
Spojrzałem na rodziców z miną serio?, a ojciec tylko wzruszył ramionami, po czym zabrał bagaże. Z budynku wyszła moja daleka ciotka, wywijając ścierką w powietrzu. Miała na sobie długą spódnicę, białą koszulkę i fartuch. Uruchi miała dość masywną postawę, włosy spinała w koka. Kilka zmarszczek przyozdabiało jej twarz.
— W końcu jesteście, dzieci moje! — mówiła, obściskując wszystkich, i ja poczułem jej usta na swoich policzkach. — Specjalnie żem nagotowała więcej rosołu.
Mama zaśmiała się perliście.
— Dawno się nie widziałyśmy, co? — powiedziała, obejmując ciocię.
— Ano, dawno. Musicie częściej przyjeżdżać, dzieci drogie!
— Żeby to czas pozwolił — mruknął Fugaku.
— A jakby się chciało, to i by się czas znalazło — burknęła starsza kobieta, machając ścierką w stronę ojca.
Mężczyzna westchnął, już się nie odzywając.
— Chodźcie, chodźcie do środka. Co będziecie tak stać jak kwoki na tym polu.
Podążyliśmy za ciocią, a po chwili znaleźliśmy się w środku. Przedpokój był wąski i krótki, stała tam tylko półka na buty. Weszliśmy w głąb, gdzie dojrzałem mały pokój, połączony z kuchnią oraz schody na piętro. Małe lokum wydawało się przytulne, urządzone w ciepłych kolorach brązu. Poszedłem z Itachim i ojcem na górę, aby zanieść torby. Niby mieliśmy spędzać tutaj tylko jedną noc, ale wypadałoby gdzieś je umieścić. Ciotka wskazała nam pokoje, do których mieliśmy je zanieść.
Po chwili znów pojawiliśmy się w trójkę na parterze.
— Na pewno jesteście głodni! Chodźcie naszykuję wam zupy. — Usłyszałem głos Uruchi.
— Nie prawda — zaprzeczył Itachi, jednak jak na złość z jego brzucha wydobyło się ciche burczenie.
— Już ja to widzę, jak nie jesteś głodny — skwitowała Sasame.
— A właśnie! A ty dziewuszko, kim że jesteś? — zapytała dociekliwie ciocia.
— Jaaa — zaczęła Katsumi, całkowicie spalając buraka.
— Jest moją dziewczyną — powiedział Itachi i objął ją.
— Aaa! To teraz ci przyszło dzieci robić... A to czasy. Sasuke, też byś sobie kogoś znalazł — wycedziła, ni z tego ni z owego, staruszka.
— Sasuke ma jeszcze czas — stwierdziła moja mama.
Ciocia już się nie odezwała, poszła naszykować rosołu z Mikoto, a my usiedliśmy na kanapie. Chwilę później przed każdym stał talerz ciepłej zupy.
— Jedzcie, jedzcie. Specjalnie zabiłam dzisiaj kurę — mruknęła zadowolona z siebie Uruchi.
Sasame przykładając łyżkę do ust, zmarszczyła brwi, a jej oczy zaszły łzami.
— Itachiiii — wybełkotała cicho.
Cóż, taka informacja nie była jej potrzebna, tak samo jak reszcie, ale ciocia kompletnie się tym nie przejmowała. W końcu niby to całkiem normalne, ale... Żeby o tym mówić przy posiłku? Bez przesady.
Oczywiście w ciszy zjedliśmy, nawet nie marudząc. Sasame razem z Mikoto i Uruchi posprzątały ze stołu i poszły do kuchni.
Opadłem najedzony na oparcie kanapy, patrząc za okno — pogoda dopisywała.
— Może pogramy w piłkę — zaproponował mi Itachi.
— Czemu nie? — mruknąłem, podnosząc swój zadek.
— Idę z wami, chłopaki — powiedział nasz ojciec.
Razem z moim bratem spojrzeliśmy po sobie. Fugaku Uchiha i piłka nożna? Czy on sobie z nas żartował?
— No, niech będzie — wydukał długowłosy. — Ale wtedy będzie nas nieparzyście.
— Może Sasame z nami zagra — wymamrotał ojciec.
— Ona? — zdziwił się Itachi. — Nie wiem czy to dobry pomysł.
— Czemu nie? — Fugaku zmarszczył brwi.
— Jest dziewczyną — bąknąłem, wzruszając ramionami.
— Co z tego, że jestem dziewczyną? — warknęła tuż obok mnie Sasame.
— Feministka — wyszeptał Itachi, a gdy to usłyszałem, podniosłem kąciki ust do góry.
— Widzisz, Sasame. Są takie sporty, które przeznaczone są dla mężczyzn. Tak samo jak niektóre zawody i tak dalej.
Katsumi założyła ręce na biodrach, unosząc brwi do góry.
— Dobrze, że mężczyźni nie muszą rodzić dzieci. Nie wyobrażam sobie ciebie w roli wrzeszczącej mamuśki.
— Dzięki — warknąłem, taksując ją wzrokiem.
— Ależ nie ma za co, Sasuke.
— To, co? Idziemy? — powiedział Itachi, stojąc z piłką w ręku.
Skinąłem głową, po czym wszyscy skierowaliśmy się ku drzwiom. Wyszliśmy na zewnątrz, na małe podwórze, gdzie akurat nic nie było, tylko kawałek terenu.
— To w takim razie Sasame gra ze mną — powiedział mój brat.
— Pewnie muszę iść na bramkę, zgadłam? — mruknęła dziewczyna.
— Czytasz mi w myślach, skarbie — burknął, całując ją w czoło.
— Skąd ja to wiedziałam. — Udała się w wyznaczone miejsce.
Spojrzałem na ojca.
— Tylko nie spartacz tego, tato.
— Idziesz na bramkę, młody — rzekł, stojąc przede mną.
— Ale jak to?
— Reheh, frajer! — skomentował Itachi.
— Dzięki, tato — warknąłem.
I tak oto zaczęła się zabawa.
Po dwóch godzinach padliśmy na kanapę. Wszyscy mieli już dość. Po kolei szliśmy się umyć, a potem spać.
Wstałem rano, ubrany jeszcze w dres i zszedłem na parter. Na dole zastałem ciotkę krzątającą się po kuchni oraz Sasame z Itachim, siedzących na kanapie.
— Jest może mleko? — zapytałem grzecznie Uruchi.
Kobieta popatrzyła na mnie z jakimś dziwnym uśmiechem, po czym wręczyła mi drewniane wiaderko.
— Idź do obory, słoneczko. — Puściła oczko.
Stałem jak ten słup soli i kompletnie nie wiedziałem, co robić. Skoro ciocia tak mówiła... To obrałem sobie cel, a następnie wyszedłem z domu, mijając zdziwione gołąbeczki.
Po kilku minutach stanąłem przed małym, drewnianym budynkiem. Wszedłem do środka, a moim oczom ukazała się spora, łaciata krowa. Spojrzałem na nią z lekkim dystansem, całkowicie nie wiedząc jak się za to zabrać. W końcu... Nigdy nie doiłem krowy.
Podszedłem do mućki powoli, nie chcąc jej wystraszyć, chociaż w tej sytuacji to ja powinienem być wystraszony — i niestety byłem.
Zamuczała, a ja przerażony, odskoczyłem niczym oparzony. O mało co nie zesrałbym się w gacie... A przecież to tylko krowa! Sęk w tym, że jako miastowy nigdy nie miałem bezpośredniego starcia z tym zwierzęciem... I jeszcze w dodatku miałem ją wydoić.
Popatrzyła na mnie ciemnymi oczami, po czym odgoniła muchy ogonem. Przełknąłem ślinę. Dojrzałem również mały taboret, który wziąłem pod rękę oraz ustawiłem go obok krowy. Przysiadłem na nim, kładąc wiadro pod zwierzę. Przerażony pociągnąłem delikatnie za sutka, lecz nic nie uleciało. Do moich uszu doszedł cichy chichot. Obróciłem głowę w stronę źródła owego dźwięku.
Sasame i Itachi siedzieli, a wręcz turlali się po ziemi, cały czas się śmiejąc. Westchnąłem zażenowany... Ja pierdole!
— No nieźle, Sasuke — wydukał mój brat.
— W życiu bym sobie tego nie wyobraziła — mruknęła dziewczyna, przecierając mokre oczy od łez.
— Ja też — wymamrotałem, czując się jak przydupas.
Powróciłem do wykonywanej czynności, chciałem być delikatny, ale wtedy nie leciało żadne mleko... Czy ciotka mówiła serio? Przecież ja się do tego kompletnie nie nadawałem!
— No ciągnij, Sasuke. Ciągnij mocniej — popędzał mnie brat, którego spiorunowałem wzrokiem.
Przysięgałem, że jak tylko wstanę, to go zamorduję. Nie dam mu żyć, oj nie dam.
Sasame jęknęła, bo Itachi przypadkiem popchnął ją, ale dziewczyna utrzymała równowagę.
— No dajesz, Sasuke, dajesz. Mocniej! — dopingował mnie.
Jak ja nienawidziłem tej starej cholery! Czy ja nie mogłem być jedynakiem?
Nagle do obory wpadł zdyszany ojciec.
— Co tu się wyprawa, do cholery?
Zdębiałem i spaliłem buraka, kiedy na mnie spojrzał. Wybuchł niekontrolowanym śmiechem, a do niego dołączyła ciotka.
— A już myślałem... — Popatrzył na moją osobę, Itachiego i Sasame.
— Spokojnie. Nie tknąłem jej palcem — powiedział brat. — Ale za to czymś innym już tak — dodał cicho, tak abym to ja usłyszał i dziewczyna. Blondynka spaliła buraka.
— Itachi! — mruknęła.
— A co do ciągnięcia — zaczął. — Może by tak...?
Sasame spiorunowała go wzrokiem.
— Zapomnij, zboczeńcu.
Nastała chwila ciszy.
— Chyba nie zrozumiał żartu — wydukała w końcu ciotka, łapiąc powietrze.
Ja, Sasuke Uchiha, miałem ochotę zapaść się pod ziemię, jak nigdy w życiu. Cholera! Musiałem zrobić z siebie takiego debila. Już nigdy więcej nie podejdę do żadnej krowy. Żadnej.
— Przestańcie się ze mnie nabijać — burknąłem, wstając.
Sasame podeszła do mnie.
— Nie martw się, raczej nie wylądujesz na wsi, przy takiej robocie. Kompletnie się do tego nie nadajesz — powiedziała. — I nawet ciągnąć nie potrafisz.
— Krasnalu — warknąłem. — Zapamiętam to sobie.
Dziewczyna tylko wzruszyła ramionami.
— Dobra, koniec tego cyrku. Idziemy wszyscy na śniadanie — rzekł Fugaku, a my udaliśmy się za nim do domu.
Po kilku minutach wszyscy siedzieliśmy przy stole, zajadając się ciepłą jajecznicą. Oczywiście każdy, prócz niezorientowanej mamy, posyłał mi pełne rozbawienia spojrzenie. Co za upokorzenie...
— Jak ci smakuje chleb, skarbie? — Mikoto zadała pytanie.
— Normalnie, a co? — mruknąłem.
Kobieta poruszyła się niespokojnie na krześle.
— No, bo wczoraj upiekłam go z twoją ciocią.
— Jest naprawdę smaczny — wymamrotał Itachi.
— Chleb se wypieka... — zanuciłem pod nosem.
Po skończonym posiłku, byłem tym, który musiał posprzątać. Szybko wykonałem co do mnie należało, następnie przebrałem ciuchy, jakie miałem na sobie. Tym razem znowu postawiłem, na luźne w kroku, czarne, dresowe spodnie i szary podkoszulek.
Zszedłem na dół, a potem razem z Sasame oraz Itachim udaliśmy się na mały spacer.
Wróciliśmy po jakiś trzech godzinach. Ojciec oznajmił, że trzeba pakować manatki, bo wracamy do domu. Spakowałem tylko to co wyciągnąłem z torby i po chwili stałem na podwórku z innymi, żegnając się z ciocią. Niestety nie mogliśmy sobie pozwolić, aby dłużej tutaj zostać. Głównie przez pracę taty.
Wsiedliśmy do auta, Sasame jeszcze machała mojej cioci. Dom razem z kobietą zniknął nam z oczu.
Całą podróż razem z Katsumi przespaliśmy. Obudziliśmy się dopiero, kiedy wjeżdżaliśmy na nasze osiedle. Było już grubo po dwudziestej trzeciej. Z tego co zrelacjonował mi Itachi, robiliśmy kilka dłuższych postoi.
Razem z ojcem i bratem zabraliśmy bagaże, następnie udając się do bloku. Wszyscy wyjechaliśmy windą na odpowiednie piętro, a pod drzwiami pożegnaliśmy Sasame. Jak tylko wszedłem do mieszkania, zabrałem swoją torbę i poszedłem do łazienki, by po tym przywitać się z moim kochanym łóżeczkiem.
Rano wstałem udając się najpierw załatwić — potem do kuchni, w której przywitała mnie zadowolona mama.
— Cześć skarbie, zaszedłbyś do sklepu? — zapytała czule.
— Spoko — odburknąłem, po czym napiłem się wody.
Poszedłem się ubrać, następnie dostałem od Mikoto hajs i kartkę z produktami, żebym „nie zapomniał" jak to ujęła.
Po kilkunastu minutach wróciłem do domu, aby odnieść zakupy. Szybko wybyłem z domu, postanowiłem się przejść. Zjechałem windą na dół, chwilę później stałem już przed blokiem.
Skierowałem swoje kroki w stronę boiska. W słuchawkach rozbrzmiewała muzyka. Byłem tak rozkojarzony, że dałem się złapać w pułapkę. Cholerną pułapkę.
Nagle ktoś wyskoczył na mnie, zakrywając mi oczy i ogłuszając. Kompletnie nie wiedziałem co się dzieje. Słyszałem jakieś głosy, ale nie potrafiłem ich rozpoznać. Czułem, jak ktoś przerzuca moje ciało przez ramię.
Kilka sekund później straciłem świadomość.
Od Autorki: Rozdział już dawno napisany (rok 2015), dopiero teraz wzięłam się za korektę i wrzucenie go tutaj. Do zobaczenia!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro