Rozdział X
Yahiko uśmiechnął się kpiąco, podchodząc do nas bliżej.
— No, jak tam braciszek? Stęskniłem się za nim.
— Nie twoja sprawa — odburknąłem zły.
— Nie moja? Przecież byliśmy takimi dobrymi kumplami — zaśmiał się pod nosem, obdarzając mnie przenikliwym spojrzeniem.
Jednak po chwili wzrok powiódł niżej, a uśmiech na jego twarzy poszerzył się.
— Ulala, Uchiha, czyżbyś miał nową dziewczynę?
— Od niej się odpierdol — warknąłem, przesuwając swoją osobę delikatnie w bok.
— Wcześniej Ines... Teraz ta dziewczyna.. Jak ci na imię, maleńka? — zapytał rudowłosy, zbliżając się do Sasame.
— Chodź, idziemy. — Złapałem blondynkę za rękę, a ta posłusznie, bez słowa ruszyła za mną.
Usłyszałem jeszcze, jak Yahiko wołał moje imię, więc odwróciłem się tylko na chwilę.
— Pozdrów braciszka! — krzyknął, a na jego twarz wpełznął uśmiech, który nie świadczył o niczym dobrym.
— Ja pierdolę — mruknąłem pod nosem niezbyt zadowolony z obecnej sytuacji. Zdałem sobie sprawę, że wpakowałem w to też Sasame.
Spojrzałem na dziewczynę, szła w ciszy obok mnie, nie zadając jakichkolwiek pytań. Jakby... Nie ona.
— Sasame — zacząłem, a jej oczy powędrowały w moją stronę — coś się stało? Wszystko w porządku?
— Pytasz czy coś się stało, tak? Sasuke, ty jaja sobie robisz? Serio? Jakiś rudy gościu podbija do nas, zaczyna coś pieprzyć i w dodatku otacza nas stado kolesi. Stary, nic nie jest w porządku.
Westchnąłem głośno, przyglądając się dziewczynie. Niebieskie oczy wpatrzone były w moją twarz z pewnym smutkiem. Widziałem w nich zawód. Ogromny. W dodatku nie mogłem przeoczyć tego zaciekawienia, jakie pojawiło się na jej twarzy.
— Sasuke? — bąknęła po ciuchu, zakładając za ucho kosmyk za długiej już grzywki.
— Tsa? — mruknąłem niewyraźnie, lekko zainteresowany.
— Kim był ten rudy koleś? Widziałam, że coś przekazywał Marice — dokończyła Sasame, zatapiając się w mojej bluzie.
— Wiesz, Sasame... To diler, mała. Kiedyś Itachi kupował u niego dragi — odparłem po cichu, jakby samemu nie wierząc we własne słowa.
Na jej twarzy zawitał smutny uśmiech, a światła latarni odbiły się w oczach. Między nami zapadła cisza, którą przerywał jedynie świst wiatru i cykanie świerszczy. Moja ręka spoczęła na głowie Sasame, po czym poczochrała krótkie włosy.
— Masz ochotę na mały spacer? — zapytałem, unosząc kąciki ust. Poczułem się tak beztrosko, tak... Lekko. Jakbym latał.
„Nie mamy skrzydeł by latać, a mimo to nasz cel. Nie chcemy wracać w tyle nie wartych tego miejsc. Wyżej od świata, gdzie ciszej jest, życie ma inną treść, łatwiej o sens i sedno." Miuosh — Nie mamy skrzydeł
— Jasne — odparła, a po chwili usłyszeliśmy piosenkę „Aviciiego – Hej Brother". Sasame pospiesznie wyciągnęła telefon z kieszeni spodni.
— Sorry, mama do mnie dzwoni. — Oddaliła się metr ode mnie, a ja skinąłem jedynie głową.
Po chwili stanęła obok mnie.
— To co, idziemy? — zadała pytanie, wkładając dłonie do kieszeni.
— Co Sasame, godzina policyjna? — zaśmiałem się, przeczesując włosy.
— Wal się, Uchiha — odburknęła blondynka, posyłając mi pełne pogardy spojrzenie. Jak to Katsumi.
— O której do domciu, dziecinko? — Zadrwiłem sobie z niej.
Jak widać nie zbyt jej się to spodobało.
— Nie denerwuj mnie, Uchiha! — Westchnęła. — Moja mama tylko spytała, gdzie jestem. Odpowiedziałam, że z tobą, więc stwierdziła, że nie ma się o co martwić.
— Spoko, spoko, karzełku. — Posłałem jej uśmiech.
Spojrzała na mnie z błyskiem w oku.
— Wiesz, Sasuke... Dlaczego wy, Uchiha, jesteście tak cholernie przystojni? To niesprawiedliwe. Mnie ani Bóg nie obdarzył wzrostem, urodą, cyckami! Niczym! Jedynie wredotę mam we krwi — prychnęła z pewnym oburzeniem.
W odpowiedzi dostała mój gromki śmiech. Nie mogłem przestać chichotać, mimo że na twarzy Sasame rósł grymas niezadowolenia.
— Ech, jednak o czymś zapomniałam. Natura nie obdarzyła was, a przede wszystkim ciebie, mózgiem i poczuciem taktu. Oj tak, tego szczególnie ci brakuje.
— Ej! To już nie było zabawne — mruknąłem, trzymając się za brzuch.
Przez twarz Sasame przeszedł cień uśmiechu, po czym wystawiła język w moją stronę. Zaśmiałem się pod nosem. Jak dziecko.
Szliśmy przez osiedle w ciszy. Mrok już zapadł całkowicie, oświetlało nas światło księżyca i pobliskich latarń.
„Miasto nocą, to miasto, w którym robi się wiele wielkich bzdur. Wiele widziały miasta mury, roi się wiele wściekłych psów. Roi się wiele brudnych szmat, za pieniądze robią to, co chcesz. Oto właśnie ten ciemny świat, który często wyciska łzę. Zabiera, pożera, cholera, jeśli tobie nie dane tutaj żyć. Frajera zaciera ściera, wierz mi przejebane tobą tutaj być. Kiedy ciebie pochłonie to, na ciebie nie czeka spokój. Kiedy ciebie pochłonie to, nazwa tego to strefa mroku." KaeN — Strefa mroku
Westchnąłem. To wszystko było takie popierdolone. Dosłownie — mój brat, jego dziewczyna, moje uczucia, sytuacja, powrót Yahiko, miłość Sasame do Itachiego. Przecież jestem tylko zwykłym nastolatkiem, który chce zostać sobą. Czemu życie jest takie brutalne i tak chętnie rozdawało kopy w dupę? Nic nie rozumiem.
Ścieżka do celu była naprawdę długa i kręta. Żeby cokolwiek osiągnąć, trzeba naprawdę się postarać.
Usiedliśmy z Sasame na pobliskiej ławce. Obok nas stał szary, czteropiętrowy blok, a po drugiej stronie mieściła się ulica, przez którą od czasu do czasu przejeżdżało jakieś auto. Z kieszeni wyciągnąłem paczkę fajek i zacząłem obracać ją w dłoniach. Po chwili wylądowała w pobliskim koszu.
— Sasuke, co ty właściwie czujesz do Sakury, co? — zapytała Katsumi, podciągając nogi pod brodę.
Westchnąłem głośno. Dobre pytanie.
— Sam nie wiem — odparłem, patrząc na nią nieprzytomnym wzrokiem.
Miałem ogromną ochotę zapalić, niestety wykurzyłem wszystkie papierosy. Życie jest takie brutalne.
Spojrzałem w oczy Sasame, już któryś raz z kolei dzisiejszego dnia. Spokojnie mogłem nazwać ją swoją przyjaciółką. Nie mówiliśmy nic. Tylko patrzyliśmy. A i tak rozumieliśmy siebie nawzajem.
„Błądzisz oczyma, myślami, gdzieś pośród fal, jesteś jak biała linia na tle toni błękitu, palcem na wzburzonej wodzie pozostawiasz ślad. Rozkładasz dłonie jak żagiel pod wiatr, bądź czujna, podły los potrafi być przebiegły. Nie zdradź nikomu żadnej z mojej tajemnic, tylko Tobie mogę ufać, tylko Ciebie jestem pewny. Nawołujesz na jeziorze, Twój śpiew łagodzi nerwy." Lukasyno — Zabierz mnie tam
Spokojnie wstałem, rzucając krótko.
— Zbieraj się, czas iść do domu.
Sasame ruszyła za mną, naciągając kaptur na głowę. W drodze powrotnej nie zamieniliśmy ze sobą ani słowa. Zacząłem pod nosem gwizdać tylko mnie znajomą melodię. Po kilkunastu minutach byliśmy na miejscu. Weszliśmy do bloku, a potem poszliśmy do windy. Pożegnaliśmy się przy drzwiach, gdzie Sasame oddała mi bluzę.
Wparowałem do mieszkania, zrobiłem sobie coś do jedzenia, ściągnąłem ubrania i poszedłem spać.
Rano zwlekłem się z łóżka, potykając się o milion różnych rzeczy. W końcu mój pokój nie należał do tych najczystszych. Westchnąłem, widząc jeszcze resztki pizzy na biurku. Trzeba by było to kiedyś posprzątać.
Udałem się do łazienki w celu wykonania porannych czynności. Później poszedłem do kuchni, aby przygotować sobie kawę. Po kilku minutach popijałem ciepły napój. Spojrzałem na moją mamę, która wchodziła zaspana do pomieszczenia. Posłała mi ciepły uśmiech, zakładając kosmyk ciemnych włosów za ucho.
— Itachi dziś wraca — powiedziała, popijając moją kawę.
— Wiem — odparłem i zacząłem robić sobie śniadanie.
Dzisiaj czekał mnie trening, więc musiałem przygotować sobie coś więcej do jedzenia. Kilka minut później byłem spakowany, ogarnięty oraz gotowy do wyjścia. Złapałem jeszcze za telefon, wkładając słuchawki do uszu.
„Przemierzamy cały świat, przemierzamy wszechświat, dobijamy do bram i tam oczekujemy wejścia. Cały ten świat jest u stóp nam, cały świat jest u stóp, bracie, siostro ma." K2 ft. Buka — 1 Moment
Szedłem przez moje osiedle, dzisiaj pogoda dopisywała. Słońce delikatnie grzało w plecy, nuciłem pod nosem tekst Buki. Uśmiechnąłem się do siebie, nie zwracając uwagi na wzrok przechodniów.
Zauważyłem Sakurę, która wracała z kilkoma siatkami w rękach. Szła z naprzeciwka, kiedy byliśmy już blisko siebie, przystanąłem.
— Cześć. Gdzie tak pędzisz? — zapytałem z cwaniackim uśmiechem na twarzy.
Ubrana w dres, z nieogarniętą fryzurą na głowie.
— Aaa... Wracam do domu, byłam na zakupach w Żabce — powiedziała i uśmiechnęła się smutno.
— Wiesz... — zacząłem — przepraszam za to, co było ostatnio, poniosło mnie trochę. — Westchnąłem oraz zmierzwiłem jej włosy ręką.
W odpowiedzi tylko wystawiła mi język.
— Znowu pijesz te energetyki — fuknęła, widząc jak wyciągam z torby Tigera.
— A daj spokój — mruknąłem, przykładając butelkę do ust.
Fuknęła coś niezrozumiałego pod nosem.
— Co masz w tej siatce, różowa? — zapytałem, zaglądając do reklamówek.
— Sasuke! Co w ogóle cię to obchodzi, co? — prychnęła, odciągając mnie.
Zaśmiałem się z jej bezradności.
— Sakura, ty nie masz wcale siły — powiedziałem, ukazując szereg zębów.
— A z ciebie to taki mięśniak, że o ja pierdolę — wymruczała, patrząc na mnie spod byka.
— Chcesz zobaczyć, jakie mam mięśnie? — zapytałem zadziornie, podnosząc skrawek koszuli do góry.
— Nie! Dzięki — powiedziała i już chciała odejść, kiedy zatrzymał ją blondyn.
— Gdzie się wybierasz? — zapytał Naruto, poprawiając czarną koszulkę.
— Idę do domu — odparła z zamiarem odejścia.
— Daj, pomogę ci to zanieść — odpowiedział Uzumaki. – Siema, Sasuke.
— Siema, siema.
— Widzimy się dzisiaj na piwie u Deidary! — krzyknął oraz razem z Sakurą zniknęli za rogiem bloku.
Udałem się na autobus. Po kilku minutach pojazd podjechał na przystanek. Spojrzałem za okno, wszystko tak szybko mknęło, przemijało. Obserwowałem ludzi, idących po chodniku. Zabiegani, jedni uśmiechnięci, drudzy smutni. Dzieci goniły się nawzajem.
„Gonimy słońce aż do śmierci być może, mamy dziecinne pytania, chcemy dorosłych odpowiedzi. Biegniemy bezczelnie jak złodzieje rowerów, sami pośród miasta za wszelką cenę do celu." Pelson ft. Eldo — Kinematografia
Na moją twarz wkradł się uśmiech. Miałem słabość do takich rozmyśleń. Życie nie raz dawało w kość, ale każdy tak kurczowo się niego trzymał... Mimo przeciwności, mimo problemów. Ludzie chcieli żyć.
Wysiadłem na odpowiednim przystanku. Skierowałem swoje kroki ku dwupiętrowemu budynkowi. Był on w kolorze bardzo jasnej czerwieni, na drugim piętrze znajdowały się balkony, na pierwszym sala, na której trenowałem.
Wszedłem do środka, ściany odznaczały się szarym kolorem. Do góry prowadziły schody, wszystko wyglądało tak samo — jak w każdej kamienicy. Po minucie znalazłem się na piętrze i otworzyłem drzwi. Stałem właśnie w korytarzu, gdzie była recepcja. Mruknąłem ciche „cześć" do Konan, która siedziała za ladą. Głównie jej praca polegała na odbieraniu telefonów, robieniu kawy, czy informowaniu o ważnych sprawach. Czasem też dochodziły inne obowiązki. Skierowałem swoje kroki do szatni, gdzie zastałem już resztę ekipy. Przebrałem się w strój do treningów i z innymi wyszedłem na salę.
Zdyszany opadłem na materac. Musiałem przyznać, że dzisiaj trener dał nam niezły wycisk. Myślałem też, że pozabijamy się z Nejim. Chłopak stanął nade mną.
— Coś ostatnio nie jesteś w formie, Sasuke — powiedział, rozpuszczając swoje długie włosy.
Zastanawiałem się, jak to jest być facetem i posiadać takie długie kudły. Takie to upierdliwe. Ech, zaczynałem mieć nawyki po Shikamaru. Chociaż jakby tak pomyśleć... Mój brat przecież miał długie włosy.
— Bywa — oburknąłem, ściągając przepocony podkoszulek.
Przyglądałem się jak Lee stawia dzielnie czoło Tenten. Skąd ten koleś brał tyle zapału? Dziewczyna nie dawała mu forów, walczyła zacięcie. Po chwili oboje padli na materac.
Trener stwierdził, że na dzisiaj koniec. Neji podał mi dłoń i pomógł wstać, skierowaliśmy się pod prysznice. Oczywiście dziewczyny miały oddzielną łazienkę.
— Sasuke, idziesz jutro na mecz Naruto? — zapytał Neji, wychodząc spod natrysku, owinięty w pasie ręcznikiem.
— Pewnie pójdę. Z resztą ten debil pewnie wbije mi rano na chatę, więc nie będę miał wyjścia — mruknąłem, wchodząc do kabiny.
Ciepłe krople koiły moje ciało, westchnąłem, było to strasznie odprężające. Strumień wody spływał po moich plecach, a zapach żelu doszedł do moich nozdrzy. Po chwili zakręciłem kurek i złapałem za ręcznik, wytarłem się, następnie owinąłem nim. Założyłem bieliznę oraz wyszedłem z kabiny. Praktycznie wszyscy już byli ubrani, Lee jeszcze siedział w bokserkach.
Włożyłem na siebie spodnie i koszulkę, a bluzę wpakowałem do torby. Wyciągnąłem wodę, napiłem się, podając butelkę Brewce, który wyciągnął po nią rękę.
— Dzięki — powiedział, oddając mi ją.
— Spoko — odpowiedziałem, zbierając się.
Wyszedłem do holu z zamiarem wyjścia.
— Sasuke, poczekaj na nas! Pójdziemy razem — powiedziała Tenten, zawiązując włosy w dwie kitki.
— No, spoko — mruknąłem przymulony po raz kolejny oraz usiadłem na pobliskim krześle.
Spojrzałem na komórkę; Naruto znowu zbombardował mnie smsami. Teraz to na pewno będę musiał iść na ten mecz. Nie ma lipy, Uzumaki by mi go nie odpuścił. Westchnąłem i podniosłem swoje cztery liter, widząc już całą trójkę, która stała przy wyjściu.
Wyszliśmy z budynku, następnie poszliśmy na autobus. Po kilku minutach pojawiliśmy się już na miejscu.
— Może w końcu dzisiaj uda mi się umówić z Sakurą! — mruknął Lee, poprawiając gejowskie spodnie.
Z takim wyglądem, to na pewno nie zamoczysz — pomyślałem rozbawiony. Jego zapał niekiedy mnie przerażał. To był doprawdy specyficzny człowiek.
— Mam tylko nadzieję, że kuzynka Hinata nie będzie flirtować z Naruto. — Westchnął Neji, podtrzymując torbę na swoim ramieniu. — Ostatnio ciągle z nim przebywa.
— Ej, dajcie już spokój — wtrąciła się brunetka. — Hinata wie co robi.
— To nie zmienia faktu, że to moja kuzynka — mruknął Hyuga, piorunując wzrokiem Tenten. Ta tylko mlasnęła w odpowiedzi, nic nie robiąc sobie z zabójczego spojrzenia.
— Ale ma swoje życie — dodałem, patrząc na Nejiego. Na jego czole pojawiła się niebezpieczna żyłka.
— Bronisz ich, Uchiha?
— Ja tylko mówię, to co myślę — powiedziałem, wkładając dłonie w kieszenie.
Między nami nastała cisza. Było słychać szum przejeżdżających samochodów. Żadne z nas nie kwapiło się, żeby coś powiedzieć. No... Może jedynie Lee odstawał od reszty, gdyż chwilę później padło pytanie z jego ust.
— Idziecie do Deidary?
— Myślisz, że przegapiłbym okazję do picia? — zapytałem z łobuzerskim uśmiechem. Tylko papierosa mi brakowało. I to nawet bardzo.
— Ja idę pilnować Hinaty. — Hyuga znowu zaczął ten temat , lecz nikt już nie miał zamiaru się przyczepić. W końcu chłopak wiedział swoje — my swoje.
— Jeśli dziewczyny pójdą, to ja też wpadnę — powiedziała Tenten.
Czy każde dziewczyny wyznawały taką zasadę: jeśli większość nie szła, to jedna też nie. Nawet do kibla chodziły razem! Chyba żaden facet tego nie rozumiał, tym bardziej ja.
W końcu autobus przyjechał, oczywiście pierwsze wparowały do niego starsze panie, nawet nie patrząc czy ktoś chce wyjść. Westchnąłem. Ach, ta typowa mentalność.
Po chwili staliśmy w środku. Było niewyobrażalnie duszno, jak w typowym busie. Na szczęście nie trafiliśmy na tłok.
Przejeżdżając przez miasto, przyglądaliśmy się rozmaitym straganom, samochodom i kamienicom. Poruszyłem się nieznacznie, słysząc jak kobiecy głos z automatu wymienił nazwę naszego przystanku. Po minucie byliśmy na miejscu, pożegnałem się z całą trójką.
— Zobaczymy się u Deidary! — krzyknęła jeszcze brunetka, znikając za rogiem bloku.
Uśmiechnąłem się pod nosem, miałem ochotę na zimnie piwo. Taką cholerną. I musiałem kupić sobie paczkę papierosów, gdyż przeczuwałem, że bez fajek nie wytrzymałbym długo.
Poszedłem w stronę swojego wieżowca. Widząc stary, poszarzały blok uniosłem kąciki ust. Otworzyłem drzwi od klatki schodowej, po czym wszedłem do środka. Chłód przyjemnie uderzył w moje ciało. Zaczekałem na windę, nawet nie zauważyłem, kiedy już w niej stałem. Chwilę później byłem pod drzwiami od mieszkania.
Powitał mnie ciepły uśmiech matki. Jak zawsze ubrana w luźną, granatową sukienkę, a na to miała nałożony szary fartuch. Włosy spięła w kucyka.
— Chodź Sasuke na obiad, Itachi już wrócił — powiedziała radośnie, ja westchnąłem.
Ściągnąłem buty, a torbę zaniosłem do pokoju. Wszedłem do pomieszczenia i zobaczyłem swoją rodzinę oraz Marikę. Nie wiedziałem, jak miałem się zachować, najchętniej wyrzuciłbym ją z domu, ale to przecież dziewczyna Itachiego. Dla mnie była tylko zwykłą suką. Musiałem przeżyć jej obecność, ze względu na rodziców oraz brata.
Zasiedliśmy wspólnie do obiadu. Przyznałem, że czas nam mijał przyjemnie, szybko. Nie miałem na co narzekać, rodzinna atmosfera udzieliła się wszystkim, nawet Marice.
Wstałem od stołu i pomogłem mamie pozbierać talerze. W podziękowaniu musnęła tylko mój policzek, po czym posłała ciepły uśmiech.
— Mamo — mruknąłem — co ja jestem małym dzieckiem, żeby mi buziaki dawać? — Skrzywiłem się lekko.
— Dla mnie zawsze będziesz dzieckiem, Sasuke. — Z jej ust ani na moment nie zszedł uśmiech.
Westchnąłem. W sumie to nie chciałem dorastać, przerażały mnie te problemy, perspektywy. I jak tu żyć?
— Ja już będę się zbierać — oznajmiła Marika, poprawiając beżową sukienkę. Musiałem przyznać, że prezentowała się na niej całkiem nieźle. Gdyby tylko nie jej charakter... Diablica wcielona.
— Już? — zapytała moja mama z pewną nadzieją w głosie.
— No tak, rodzice czekają — Dziewczyna zaśmiała się i przyłożyła dłoń do ust.
Taaa rodzice... A może te egzotyczne koleżaneczki? Nie pragnąłem widzieć, co one robiły razem. Sama Ines nie była święta, a co dopiero w duecie. Dobrały się dziołchy, oj dobrały.
— No dobrze, nie będę cię tutaj przecież trzymać — oznajmiła moja rodzicielka i odprowadziła kulturalnie brunetkę do wyjścia.
Kiedy wreszcie Marika zniknęła za drzwiami, pożegnawszy się z Itachim namiętnym pocałunkiem — już myślałem, że od tego mu stanął, ale chyba nie jest w tym taka dobra — brat wpadł od razu do kuchni z krzykiem:
— Wreszcie wolny! Sasuś, idziemy się schlać!
Doprawdy było to komiczne. W końcu jeszcze minutę wcześniej tak dogłębnie żegnał się ze swoją dziewczyną, a teraz wrzeszczał ze szczęścia, kiedy sobie poszła. I jak tu chłopie zrozumieć własnego brata?
Zaśmiałem się i poklepałem go po plecach. Cieszyłem się, że miałem tak popieprzoną rodzinkę. Z takimi ludźmi od razu jakoś lepiej. Przynajmniej można pośmiać się z ich głupoty; myśląc „ich" miałem na myśli Itachiego. Bo kogo tu innego?
— Jasne. Tylko kup mi fajki. Nie chce mi się latać po mieście i szukać, gdzie mi sprzedadzą — mruknąłem.
Najgorsze jest to, że wszystkie sprzedawczynie z osiedla znały moją osobę. W końcu matka uwielbiała chwalić się swoimi dziećmi, a nazwisko Uchiha nie było tutaj nikomu nieznane.
— Spoko — powiedział, a na jego twarz wpełznął głupkowaty uśmiech. — Sasuś, ty dzieciuchu, nawet fajek ci nie chcą sprzedać!
— Wal się — odburknąłem. Ten idiota niekiedy doprowadzał mnie do szewskiej pasji.
— Pewnie jakbyś poszedł po gumki, sprzedawczyni podała by ci orbitki — Zaśmiał się, wycierając łzy z kącików oczu, po czym poczochrał moje włosy.
— Przynajmniej miałbym je na co założyć — odgryzłem się.
— Co? Nakładasz orbitki na swojego? To grubo widzę. Mam nadzieję, że jeszcze nie zmajstrowałeś żadnego dzieciaka.
— Itachi! — warknąłem. — Odpierdol się!
— No, dobrze, już dobrze. — Wyszedł z kuchni, zabierając ze sobą sok pomarańczowy.
Westchnąłem głośno oraz udałem się za bratem. Założyłem na siebie bluzę, po czym razem z Itachim wypadliśmy z mieszkania. Naszym kierunkiem było jedno miejsce — dom Deidary. Planowaliśmy dzisiaj trochę pomelanżować. No, może więcej niż trochę.
Idąc ulicami naszego osiedla, nie rozmawialiśmy wiele. Uważałem nawet, że cisza była nam potrzebna. W końcu po kilku minutach znaleźliśmy się na miejscu. Stojąc przed drzwiami od mieszkania, słyszeliśmy tylko muzykę i parę znanych nam głosów.
W progu pojawił się Hidan z browcem w ręku. Włosy miał ulizane, czarna koszula opinała się na jego ciele, a kilka pierwszych guzików pozostało niezapiętych. Do moich nozdrzy doszedł ostry zapach wody kolońskiej, przez co wykrzywiłem twarz w grymasie.
— Właźcie, chłopaki! — powiedział lekko podchmielony.
— Siema — mruknął Itachi, razem ze mną wchodząc do środka.
W powietrzu unosiła się woń tytoniu, było niesamowicie duszno. Wszedłem do niebieskiego pokoju, gdzie na kanapie oraz podłodze siedziała już reszta naszej ekipy.
Sasori, który chyba jako jedyny z nich był póki co trzeźwy, podszedł do mnie, podając zimne piwo. Dzisiaj o tym marzyłem — a jednak marzenia się spełniały!
Zerknąłem w bok, na podłodze w okręgu siedziały dziewczyny. Sasame śmiała się najgłośniej jak to ona. Sakura przesiadywała tuż obok, ubrana w białą bokserkę i szare dresowe spodnie. Tylko tak... Jakby cycków jej ubyło. Magia?
— Tsss — wyruczał podchmielony Hidan — Sakura coś ma mniejsze cycki niż ostatnio — stwierdził chyba zbyt głośno, bo usłyszały go dziewczyny.
Sasame od razu poderwała się z miejsca i podbiła do nas, ciągnąc mnie oraz delikwenta za uszy.
— Czy wyście zgłupieli? — warknęła zła, tupiąc nogą.
— Przecież powiedziałem tylko prawdę. — Złapał się za bolące miejsce chłopak o szarych włosach. — Jak to możliwe, że kiedy szła na te całe chrzciny, miała większe cycki?
Blondynka głośno westchnęła i pokręciła głową z bezradności.
— Hidan, wiesz, istnieje coś takiego jak push-up. Sakura była wtedy na zakupach z Ino. Nie sposób się tego domyśleć.
— To wszystko wyjaśnia — mamrotał chłopak, taksując wzrokiem Haruno.
Nagle Sasame, jakby zaczęła się za mną czaić.
— Co ty robisz, głupia? — burknąłem, całkowicie jej nie rozumiejąc.
— Patrz na dwunastą — szepnęła, chowając się.
Spojrzałem w wybrane miejsce oraz byłem pewny, że ujrzę tam mojego brata, lecz moja podświadomość mnie zmyliła. Naruto i Hinata stali w progu, wyglądali jakby nie mogli nawiązać ze sobą żadnego kontaktu.
— I co związku z tym? — bąknąłem, nie kapując tego co wyprawiała.
— Nie widzisz, jak mają się ku sobie? Idę do dziewczyn, czas rozpocząć projekt pod tytułem „Akcja swatka".
Ona jest nienormalna, czy tylko mi się wydawało? Otaczali mnie idioci. Mój wzrok powędrował za Sasame, która stała przy grupie dziewczyn.
Spotkałem spojrzenie zielonych oczu. Przysiągłbym, że zaczęły się mienić nieznanym mi blaskiem jakby pragnieniem. Jej wargi delikatnie się rozchyliły, mówiła coś do Ino — a ja nie mogłem oderwać od niej wzroku.
„Ale te oczy uwiodły mnie mrugnięciem powiek. Chłopcy są źli, ale nie ty, sam powiedz. Bo kiedy siedzisz tu, tymi oczami na mnie patrzysz, to nie pamiętam żadnych słów mojej matki. Bo my dziewczyny wciąż zapominamy. Że co? Że trzeba słuchać mamy." Lilu — Mama mówiła
Po chwili podniosła się i zaczęła kierować w moją stronę. Przełknąłem ślinę, upijając łyk piwa. Podeszła, fundując mi powitanie z uśmiechem.
— Siema, Sasuke — mruknęła. Jej policzki były rumiane od temperatury w pokoju oraz trunku jakiego spożyła.
— Cześć — odpowiedziałem, opierając się plecami o ścianę.
Włosy jak zawsze rozczochrane tylko dodawały uroku. Miałem taką cholerną ochotę, aby posmakować jej ust. Już się do niej zbliżyłem z takim zamiarem, kiedy ręką skutecznie mi to uniemożliwiła. Odsunęła się ode mnie, unosząc kąciki ust.
— Bierzesz z nami udział w swatce? — zapytała z cwaniackim wyrazem. — Czy może Hinata nadal ci się podoba, co, Uchiha? Jesteś gnojem, wiesz? — powiedziała i po chwili mogłem oglądać plecy panny Haruno.
— Sakura! — warknąłem, a ta tylko odwróciła swoją osobę, następnie pokazała mi środkowy palec, cały czas się uśmiechając.
Podszedłem do dziewczyn, mrucząc, że biorę udział w tej durnej zabawie. Sasame zaśmiała się.
— Wiedziałam, że Sakura cię przekona — powiedziała, szczerząc zęby.
Westchnąłem, ta dziewczyna była niemożliwa.
— No, to słucham waszego planu — odburknąłem, siadając z piwem przy krasnalu.
— Mamy zamiar zwabić ich na zewnątrz, żeby wybrali się na romantyczny spacer. Tak sami, lekko podchmieleni. Może coś więcej między nimi zaiskrzy! — Sasame entuzjastycznie zaklaskała dłońmi. Wariatka.
— I ty myślisz, że to się uda? — bąknąłem nieco załamany. Z kim ja się zadawałem...
— No, trzeba im pomóc. Ostatnio Hinata zapomina języka w gębie, kiedy w pobliżu jest Naruto, a kiedyś tak nie było. Jej pewność siebie nagle zniknęła. Co ta miłość robi z ludźmi — odparła Tenten z rozmarzonym wyrazem twarzy.
— Dobra, pomogę wam, zagadam coś Naruto, ale jakby co nie mam z tym nic wspólnego, jasne? — mruknąłem, patrząc groźnie na blondynkę.
— Dziękuję! — powiedziała entuzjastycznie i rzuciła się na mnie. Zrzuciłem Katsumi z siebie.
— Czas rozpocząć przedstawienie. — Twarz Sasame przyozdobił szeroki uśmiech. — Idź do Naruto, my zajmiemy się Hinatą.
Wstałem oraz podszedłem do Uzumakiego.
— Siema, stary.
— Siema — odpowiedział, wsadzając ręce w kieszenie.
— Idziemy na fajkę na zewnątrz? Tutaj nie ma czym oddychać — syknąłem, poprawiając bluzę.
— Spoko — wymamrotał. — Strasznie tu duszno.
Pokiwałem tylko głową oraz wyszedłem razem z blondynem. Usiadł na ławce przed blokiem, a ja stanąłem przed nim.
— Kurwa — mruknąłem.
— Co jest? — zapytał, patrząc na mnie zdziwiony.
— Zapomniałem wziąć ze sobą fajek, poczekaj tu chwilę, zaraz wrócę — powiedziałem, następnie zawróciłem. Na schodach minąłem się z Hinatą i Ino, co oznaczało, że dziewczynom się udało. Potem blondynka wróciła do środka, a my obserwowaliśmy parę z okna. O dziwo, rozmawiali oraz śmiali się co chwilę.
Wyszedłem z kuchni, po czym skierowałem się w stronę pokoju Deidary. Sam gospodarz już obalał z Nagato, Konan i Sasorim butelkę wódki. Dziwne, że nie było z nimi mojego brata.
— Gdzie Itachi? — zapytałem blondyneczki.
— Skąd mam to wiedzieć? Gdzieś się zmył, kiedy wy siedzieliście w kuchni.
Wróciłem do pomieszczenia, gdzie przebywałem wcześniej. Zauważyłem, że zniknęła też Sasame. No pięknie...
Nie sądziłem, aby mój brat szybko wrócił, dlatego poszedłem do salonu oraz zacząłem libację z resztą ekipy. Tak zleciało mi kilka godzin.
Ledwo doszedłem do swojego bloku. Coś czułem, że na jutrzejszym, albo i nawet dzisiejszym meczu, nie będę mógł ustać na nogach. Otwarłem drzwi do klatki, po czym wgramoliłem się po schodach. Kilka minut zajęło mi znalezienie przycisku od windy. Wszystko widziałem jak przez mgłę. Drzwi otworzyły się, a ja wszedłem do środka. Zobaczyłem swoje odbicie w lustrze i stwierdziłem, że gorzej być nie mogło. Wyszedłem z windy oraz wyciągnąłem klucze. Kilka chwil mocowałem się z zamkiem, a raczej trudziłem się, aby w trafić w dziurkę. Po minucie przebywałem w ciemnym przedpokoju. Rodziców jeszcze nie było, wyszli gdzieś dzisiaj razem. Postanowiłem zrobić spontaniczny najazd na Itachiego. Otworzyłem drzwi od jego pokoju.
Tylko zaświeciłem małą, nocną lampkę, która stała na biurku i zamarłem. Najpierw ujrzałem zużytą prezerwatywę na podłodze. Przełknąłem ślinę, następnie spojrzałem wyżej.
Pierwszy raz w życiu się tak zawstydziłem! Mimo alkoholu płynącego w moich żyłach, poczułem jak poczerwieniałem na policzkach i to na pewno nie od trunków.
Wpatrywałem się prosto w ciemne oczy mojego brata. Jego tors był nagi, obejmował w swoich ramionach dziewczynę. Przykrywała ich biała kołdra tak, że ledwo widziałem jej twarz.
— Co ty robisz, Sasuke? — zapytał mnie zdziwiony oraz zaspany. Kiedy jednak chciałem coś powiedzieć, przyłożył palec do ust.
— Cśś... Bo jeszcze ją obudzisz.
— Jak to możliwe? — szepnąłem, stojąc jak słup soli.
Itachi westchnął i zaczął mówić po cichu:
— Najpierw mieliśmy ci zrobić mały żart, a potem wyszło jak wyszło.
— Czy ty wiesz...? — zadałem pytanie zdumiony.
— Zdaję sobie ze wszystkiego sprawę — powiedział, głaszcząc śpiącą dziewczynę po włosach.
— Jeśli ją skrzywdzisz, skopię ci dupę — warknąłem z zamiarem wyjścia z pokoju.
— Trzymam cię za słowo — odpowiedział, przykrywając siebie pościelą.
— Wolę już, abyś był z Sasame niż Mariką, ta druga zdecydowanie do ciebie nie pasuje. — Stanąłem w progu.
— Nie mam zamiaru dłużej z nią być. Nie po dzisiejszej nocy. — Zapewnił mnie swoimi słowami.
Zamknąłem drzwi za sobą. Pomimo mojego stanu nietrzeźwości, przyswoiłem wszystkie informacje. Uniosłem kąciki ust. Kibicowałem im. Miałem nadzieję, że Itachi tego nie spierdoli.
Kiedy rozebrałem się do bokserek, walnąłem się na swoje łóżko i momentalnie zasnąłem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro