Rozdział VIII
— Itachi, do cholery! — krzyknąłem, szturchając mocno chłopaka. To jednak na nic nie pomogło. Zdenerwowany wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem pod trzycyfrowy numer.
— Halo, pogotowie? — zapytałem poddenerwowany. W słuchawce usłyszałem spokojny głos mężczyzny.
— Proszę przyjechać na ulicę Bohaterów Monte Cassino szesnaście przez pięćdziesiąt siedem, nieprzytomny dwudziestoletni mężczyzna — powiedziałem chrapliwym głosem, przypominając sobie podstawy udzielania pierwszej pomocy, której uczyli mnie w szkole.
Itachi dasz radę! Musiałeś dać.
„Kradnąc życiu coś więcej niż tylko oddech, nienawidząc ciszy, kochamy ją coraz mocniej"
Skor ft. Buka — Posłuchaj
Zbadałem puls i odetchnąłem z ulgą. Długowłosy oddychał, jednak jego wydech był bardzo płytki. Wykonałem wszystkie potrzebne czynności, po czym czekałem na przyjazd karetki... No, to sobie poczekałem.
Wiedziałem, że muszę się uspokoić, gdyż zdenerwowanie nic tutaj nie dało.
Ratownicy przyjechali po piętnastu minutach. Zabrali ze sobą Itachiego, a ja wybrałem się z nimi. W drodze do karetki minąłem się z mamą, która wracała z zakupów.
Podbiegła do mnie przerażona, krzycząc:
— Co się tutaj stało?! — Spojrzałem jej prosto w czarne, zszokowane oczy. — Co z Itachim?
— Mamo... — zacząłem — Itachi znowu...
Jej oczy prawie wyszły na wierzch.
— Przecież obiecywał, że już więcej nie będzie! Jak do tego doszło? — rzekła przerażona, a jej dłonie zaczęły się trząść.
— Uspokój się, mamo — powiedziałem i objąłem kobietę, dając jej całusa w czoło. W końcu już dawno ją przerosłem.
— Będzie dobrze — dodałem po chwili. — Idę z nimi, a Ty zostań w domu i przyjedź później z ojcem.
Skinęła jedynie głową, patrząc na swojego starszego syna z troską. Wiedziałem, że będzie się denerwować przez cały czas w oczekiwaniu na tatę.
Kiedy znaleźliśmy się w szpitalu, zabrali Itachiego na badania. Dobrze wiedziałem co mu zrobią, w końcu to nie pierwszy raz doszło do takiej sytuacji.
Westchnąłem i usadowiłem się wygodnie na krześle. Czemu to znowu się zaczęło? Itachi kurwa! Było już dobrze. Znowu zawiniłeś. Tylko czemu...?
Nagle czyjś krzyk przerwał moje przemyślenia.
— Sasuke! — Usłyszałem zdenerwowany głos, by po chwili osoba, która mnie wołała, stanęła obok głośno dysząc.
— Sasuke, co się stało? — poprawiła swoją grzywkę, patrząc uważnie w moje oczy.
— Itachi znowu... — mruknąłem lekko przybity.
Westchnęła głośno oraz usadowiła się na krześle.
— Znowu do tego doszło... — wyjąkała. — A było już dobrze...
Usiadłem obok niej i zmierzwiłem jej krótkie włosy.
— Nie martw się Sasame, będzie dobrze. Nie pozwolę Itachiemu... — Nie dane było mi dokończyć.
— Nie pozwolisz?! — prychnęła rozjuszona. — Przecież już do tego doszło! Wcześniej też mówiłeś, że nie dojdzie, i co?! Okłamujesz sam siebie, Sasuke — fuknęła, patrząc na mnie z odrazą.
Westchnąłem po raz kolejny tego dnia. Nie ma co, życie kopało w dupę i to nieźle.
Spojrzałem na dziewczynę. Ze zdenerwowania trzęsły jej się dłonie, a oczy wodziły po całym korytarzu.
— Pewnie już jutro go wypuszczą, będzie dobrze. — Po tych słowach jej głowa opadła na moje ramię.
— Sasuke, tak się martwiłam — mruknęła, a po jej policzku spłynęła łza.
Objąłem dziewczynę ramieniem, wiedziałem, że teraz potrzebowała chwili spokoju i wyciszenia. Chwilę później oderwała się ode mnie, przecierając oczy.
— Dzięki — burknęła, a ja posłałem jej smutny uśmiech. Siedzieliśmy tak, jakiś czas w ciszy, kiedy pojawiła się przy nas kolejna osoba.
— Marika? — powiedziałem zdziwiony, widząc niską brunetkę.
— Co z Itachim? — warknęła, patrząc na mnie nieprzytomnym wzrokiem. Poczułem, że coś było nie tak.
— Wyjdzie z tego — prychnąłem, patrząc na nią z pogardą. Od początku nie pasowało mi coś w tej dziewczynie, teraz jeszcze bardziej się do tego przekonywałem.
— Ty — warknęła. — Mów! — Spojrzała na mnie złowrogo. Już miałem się odezwać, kiedy usłyszałem pewny siebie głos.
— Kim ty, do cholery, jesteś, że masz prawo odzywać się tak do Sasuke? — warknęła Sasame, wstając, a jej spojrzenie ciskało piorunami w dziewczynę.
— Jestem dziewczyną Itachiego — odparła i zarzuciła dumnie włosami do tyłu.
Sasame zdębiała, a jej oczy w momencie rozszerzyły się ze zdziwienia.
— Dziewczyną Ita... Itachiego? — wyjąkała, zaciskając palce w pięści.
— Tak. A ty co? Z tego co wiem, krasnale ogrodowe głosu nie mają? — popatrzyła na dziewczynę z góry. W końcu Marika była niska, ale Sasame i tak nie dorównywała jej wzrostem.
Katsumi syknęła zła, już miała jej dogryźć, kiedy lekarz podszedł do naszej trójki.
— Czy jest tutaj ktoś z rodziny Itachiego Uchihy? — zapytał, poprawiając okulary w grubych, czarnych oprawkach, które zsuwały mu się z nosa.
— Jestem jego bratem — odparłem, wstając.
— A nie ma tutaj kogoś z rodziców? — zapytał wysoki mężczyzna. Miał może kilka lat po czterdziestce. Jego oczy były w kolorze jasnej zieleni, a brązowe włosy, lekko już siwiejące układały się w nieładzie. Na sobie przyodział standardowy kitel.
— Aktualnie nie — powiedziałem beznamiętnie, patrząc na doktora.
— W takim razie proszę za mną. — Westchnął oraz udał się na ubocze.
Rozmowa z lekarzem, była krótka i treściwa. Powiedział mi, że jutro Itachi wyjdzie ze szpitala. Byłem pewny tego od początku.
Westchnąłem, następnie podszedłem do dziewczyn, które siedziały w ciszy.
— I co? — zapytała Sasame, wstając, po czym popatrzyła na mnie uważnie.
— Nic... Jutro wychodzi. — Dziewczyna w odpowiedzi skinęła głową i z powrotem usiadła na miejscu.
— Możesz już iść — fuknęła Marika do Sasame. — Nie jesteś tutaj potrzebna.
Dziewczyna wstała oraz patrząc smutnym wzrokiem, odwróciła się, następnie udała w stronę wyjścia.
— Sasame! — krzyknąłem i złapałem dziewczynę za rękę.
— Nie idź. Itachi się ucieszy, jak cię tutaj zobaczy — szepnąłem do jej ucha, tak, aby tylko ona to usłyszała.
— I myślisz, że wytrzymam z nią, zanim będziemy mogły zobaczyć Itachiego? — warknęła, łypiąc na mnie swoimi niebieskimi oczami.
— Dasz radę, wiem to — mruknąłem, po czym pociągnąłem ją za sobą, po chwili znowu staliśmy przy Marice.
— Poczekacie tutaj na moją mamę, powinna niedługo przyjechać z ojcem — powiedziałem, patrząc na obie uważnie. — Ja idę się przejść, muszę chwilę odetchnąć.
Sasame skinęła głową na znak, że rozumie, za to Marika prychnęła i rozsiadła się na siedzeniu.
— A przy rodzicach byłaś taka milutka... — stwierdziłem, następnie udałem się w stronę wyjścia.
Kiedy już wyszedłem na zewnątrz, wyciągnąłem z kieszeni paczkę papierosów. Musiałem zapalić, cholernie tego potrzebowałem.
Znowu westchnąłem, zaciągając się dymem z papierosa. Co za gówno — pomyślałem — Ludzie zaczynają brać to do ust z ciekawości, a potem wpadają w uzależnienie i wydają na to pieniądze, jednocześnie się zabijając.
Prychnąłem. Przecież byłem jednym z nich.
Wyciągnąłem telefon i wsadziłem słuchawki do uszu.
„Mówiłaś mi żebym przestał palić, że za dużo śpię, a w modzie energia na fali. I wszystko sięga granic, nawet styl życia jak mój, wybacz nie chcę być inny, by iść po omacku."
O.S.T.R — Mówiłaś mi
Przemierzałem uliczki parku obok szpitala, wsłuchując się w słowa Ostrego. Odkąd pamiętam lubiłem jego nawijkę. Zawsze wnosiła coś do mojego życia.
Nagle wpadła na mnie drobna osóbka w dresach. Rozpoznałem te różowe włosy. Sakura...
— Przepraszam — wydukała, nawet na mnie nie patrząc i chciała iść dalej, lecz ją zatrzymałem.
— O co cho.. — zaczęła oraz podniosła głowę. — Sasuke? Co ty tutaj robisz? Nie powinieneś być w szpitalu?
— Ech. — Podrapałem się po głowie. — Musiałem trochę odetchnąć, różowa.
Syknęła z niezadowolenia. Byliśmy niedaleko wejścia do szpitala, a ja usłyszałem głos Mariki. Pociągnąłem Sakurę za murek, aby nas nie zobaczyła.
— Co ty, do cholery, robisz, debilu? — warknęła dziewczyna, a ja kazałem się jej uciszyć.
— Siedź cicho — fuknąłem, po czym przyjrzałem się sytuacji jaka zaistniała przy wejściu.
Marika rozmawiała z trzema innymi dziewczynami. Jedna z nich wyglądała jak Azjatka, o długich, czarnych włosach do ramion, lekko skośnych oczach i śniadej cerze. Ubrana była skromnie, elegancko, widać było, że miała sporo hajsu. Druga zaś miała krótkie, rude włosy, piegi na twarzy oraz septum. Odzieniem nie wyróżniała się zbytnio — ubrana w ciemne rurki, baleriny i zielonkawą bluzeczkę, na to cienki sweter. Zaś ostatnią przedstawicielkę płci pięknej dobrze znałem. Była to Ines. Dziewczyna, która niegdyś zawróciła mi w głowie — wysoka blondynką, odznaczała się potarganymi jeansami, białą bokserką i czarną, skórzaną kurtką. Do tego nosiła swoje wieczne, czarne trampki. Wyróżniała się swoją charakterystyczną opalenizną oraz dość sporym biustem. W końcu ojciec Ines był Hiszpanem, a matka Polką. Poznałem ją na imprezie z okazji moich szesnastych urodzin, jednak już dawno się ze sobą nie widzieliśmy. Zdziwiło mnie to, że znała się z Mariką... Chociaż... Coś mi tutaj nie pasowało.
Próbowałem wyłapać coś z rozmowy dziewczyn, jednak nie byłem w stanie niczego usłyszeć. Mruknąłem niezadowolony pod nosem.
— Co jest? — zapytała Sakura, wychylając się, jednak ponownie ją szarpnąłem i wróciła na swoje miejsce.
— Nie wychylaj się — warknąłem.
— Jak mi powiesz o co chodzi — mruknęła, oplatając się dłońmi pod biustem. Jak zwykle miała na sobie luźne, dresowe ciuchy. Cała ona.
Wyjrzałem ponownie zza ściany, jednak grupki nie było, jedynie rudowłosa dziewczyna szła w przeciwnym kierunku niż my się znajdowaliśmy.
— Nic. Już nic. — Spojrzałem na nią i odszedłem kawałek.
— Jak to nic? — zapytała zdziwiona. — Przecież przed chwilą...
— Zapomnij... — warknąłem. — A teraz idź, tam gdzie miałaś iść.
Już miałem ją zostawić, kiedy zaczęła mówić.
— Ale przecież my...
— Jakie my? Co? Nie ma nas! — krzyknąłem, odwracając się do dziewczyny. — Po ostatnich wydarzeniach nie wyobrażaj sobie za dużo.
— Ale, Sasuke — zaczęła zbita z tropu. Widziałem, że się w tym wszystkim pogubiła.
— Nie „Sasuke"! Zapomnij o wszystkim! Nie jestem tobą zainteresowany — mruknąłem, nie patrząc na dziewczynę. Skrzywdziłem ją, będąc całkowicie tego świadomym.
Po tych słowach, poszedłem w swoją stronę.
„Nie mam zamiaru spełniać czyiś oczekiwań, w życiu nie chodzi o to, by sympatię zdobywać. Więc czasem ktoś zarzuci Ci egoizm - i co z tego? Masz wszelkie prawo do tego, by się bronić."
Eldo — Granice
Teraz musiałem uporać się z własnymi kłopotami. A moim problemem aktualnie był Itachi. Wiedziałem, że Marika nie jest taka cudowna, jak się wydawało. Dlatego... Należało to sprawdzić.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro