Rozdział V
Mruknąłem niezadowolony pod nosem. A niech cię! Odepchnąłem niewyżytą małpę i odsunąłem się jak najdalej. Po wykonanej ucieczce zerknąłem na rudzielca.
Otrzepała się z kurzu, następnie poprawiła swoje okulary z grubymi, czarnymi oprawkami.
— Sasuke! — krzyknęła i tupnęła nogą, jak małe rozkapryszone dziecko. — Czemu mi uciekasz?
— Bo nie chcę mieć z tobą do czynienia — odburknąłem, oddalając się jeszcze bardziej.
Dziewczyna przewróciła oczami, potem spojrzała na swojego towarzysza.
— Suigetsu powiedz mu coś, nooo — mruknęła i zatrzepotała rzęsami.
— Oj Karin. Daj mu spokój. — Chłopak wzruszył tylko ramionami i posłał mi przepraszające spojrzenie.
Dziewczyna wygięła twarz w grymasie jednak, po chwili rozchmurzyła się.
— A właśnie! Gdzie macie Sakurę? — zapytała, udając zamyśloną.
— Nie przyszła dzisiaj do szkoły — odpowiedziała Sasame, zerkając na mnie z błyskiem w oku.
— Nie patrz tak na mnie — mruknąłem i usiadłem obok niej na ławce.
— Oj Sasuke, Sasuke. — Pokręciła tylko swoją główką, głośno wzdychając.
Wtedy zadzwonił dzwonek, ogłaszając początek lekcji. Niechętnie wstałem oraz udałem się pod drzwi. Sasame również wykonała te czynności.
Pierwsze mieliśmy chemię z panem Orochimaru. Jak to mawiał nasz krasnal „eliksiry". Co jak co, ale za dużo Harrego Pottera się naoglądała dziewczę jedne. Na stos z nią!
Podczas mojej ekstazy, wynikającej o namyśle spalenia Sasame, wpadłem na nauczyciela, jednak nie było to miłe spotkanie.
Profesor zerknął na mnie tylko srogim wzrokiem i udał się do biurka. Teraz to ja czułem się jak palony na stosie. Niestety.
Westchnąłem oraz pędem udałem się na miejsce. Nie miałem ochoty doszczętnie się spalić. Zająłem miejsce obok Shikamaru. Lubiłem gościa, miał takie swobodne podejście do życia. Tylko co on kurwa widział w tych chmurach?
Ziewnąłem głośno, czego niestety zaraz pożałowałem. Pan Orochimaru chyba tak nie lubił mojej osoby, że miał mnie cały czas na oku albo ewentualnie, co było mniej prawdopodobne, czuł do mnie miętę. Już osobiście wolałem pierwszą opcję.
— A ty co, Uchiha? Nudzi cię moja lekcja? — zapytał, a jego głos był przesączony jadem. Dosłownie.
— Ależ jak mógł tak pan pomyśleć — odrzekłem pełen powagi z nutką ironii.
Nauczyciel tylko pokręcił głową z powodu irytacji i odpuścił mi ten grzech ciężki, jakim była zniewaga, której się dopuściłem.
Lekcja jakoś zleciała. Po kilku następnych, na jednej z przerw zauważyłem różowe włosy. Udałem się więc za dziewczyną oraz pociągnąłem ją za rękaw dużej, szarej bluzy. Od razu poczułem na sobie parę zielonych oczu.
— Jak tam? — Zadałem proste, banalne pytanie, ale w tej sytuacji było bardzo istotne.
— Już w porządku — odpowiedziała, zakładając kosmyk włosów za ucho.
Uśmiech wpełznął na jej twarz, rozjaśniając jej ponure oblicze. W pewnym sensie cieszyłem się, że Sakura nie była przygnębiona.
— To dobrze — odburknąłem, a mój wzrok powędrował na jej malinowe, pełne usta. Wpatrywałem się w nie jak zahipnotyzowany i nie mogłem oderwać od nich wzroku. Po chwili jednak wróciłem z zaświatów.
— Echm, Sasuke muszę lecieć, zaraz mam lekcję z Tsunade i nie chcę się spóźnić. — Tyle usłyszałem, po czym zniknęła z zasięgu mojego wzorku.
Wzruszyłem tylko ramionami, obróciłem się, a następnie wpadłem na małą kruszynkę.
— Sasame — mruknąłem, czując zapach jej perfum.
— Sasukeeee! Czemu się z nią nie umówisz? Przecież widzę jak na nią patrzysz! — Zaczynała wymachiwać swoim małym paluszkiem tuż przed moim nosem. Pomijając fakt, że ledwo ten palec dochodził do takich wysokości. Westchnąłem głośno.
— Jak dziecko Sasame, jak dziecko...
Po tych słowach udałem się pod klasę.
Minęły następne lekcje. Nie powiem, że byłem nimi piekielnie zainteresowany. Wręcz nudziło mi się jak cholera. Sekundy trwały w nieskończoność, a kiedy rozbrzmiał ostatni dzwonek, od razu zerwałem się ze swojego miejsca i pognałem do wyjścia.
Aktualnie jechałem autobusem do domu. Marzyłem tylko, aby znaleźć się w moim ukochanym zakamarku małego świata, czyli pokój plus komputer. I cały świat mógłby nie istnieć.
Znów zacząłem rozmyślać. Lubiłem to, mimo że mogłoby być to dla wielu zadziwiające.
Spoglądałem na ludzi, którzy chodzili po ulicach. Wiecznie się gdzieś spieszyli, do szkoły, do pracy... Coraz mniej czasu dla bliskich i rodziny. Sam wpadłem w ten wir szarej rzeczywistości. Taka monotonia była wciągająca i trudno było się uwolnić z jej sideł.
„Otwieram oczy, widzę mój wszechświat,
On rozszerza źrenice jak przełknięta tabletka.
Różni nas stan, tempo, rytm, bicie serca,
To od wewnątrz całe życie napędza."
Hifi Banda – Otwórz oczy
Byłem zwykłym szarym człowiekiem. Nikim więcej, nikim mniej. Ludzie wokół oceniali tylko wygląd, gdyż nie znali mojej osobowości. Dla jednych jestem tylko zwykłym dresiarzem, dla innych chuliganem, chociaż i to tak było zbyt miłe określenie.
Wszyscy są zagubieni. Ten świat jest zbyt wielki, żeby taka mała istota, jaką jest człowiek mogła wszystko zrozumieć. Ludzie to przerażone istoty, choć tak naprawdę nikt do tego się nie przyznawał. Nawet przed samym sobą. Żyliśmy w ciągłym lęku i stresie. Przecież w każdej chwili można zostać zwolnionym z pracy i wylądować na ulicy albo stracić kogoś ważnego w życiu. Życie to nieustanny lęk. Jednak często kurczowo trzymamy się delikatnego, wypłowiałego i ponaciąganego sznureczka nadziei, który jest jedyną szansą na lepsze jutro. Czasami jednak ten ból sprawia, że przestawaliśmy wierzyć.
„Widzę ból, który spala w ludziach resztki nadziei,
Czuję ból co pozwala mi z nimi dotykać Ziemi.
Upadam razem z nimi, by wstawać tak jak oni.
Oddaję kawałek serca, to rana co się nie goi."
Hifi Banda – Otwórz oczy
Moje rozmyślenia przerwał kobiecy głos, jaki ogłosił, że teraz będzie mój przystanek. Ktoś pociągnął mnie za rękaw. Odwróciłem się i w sumie ten widok mnie nie zdziwił. Zobaczyłem małego ludka, który bacznie mi się przyglądał.
— Czego chcesz, Sasame? — mruknąłem oraz żeby ją wkurzyć zacząłem ziewać.
Dziewczyna jakby się trochę zmieszała, a jej policzki zalały się czerwienią.
— Mogę wracać z tobą do domu? — zapytała ni z tego, ni z owego. Wiedziałem, że takie pytanie z jej ust to nie lada wyzwanie. Jednak na pewno nie zawstydziła się z mojego powodu. Uniosłem kąciki ust w delikatnym uśmiechu.
— Pewnie — odpowiedziałem, a koleżanka nagle się ożywiła.
Zaczęła gadać jak najęta, dobrze, że już autobus się zatrzymał i wysiedliśmy. Po tym krasnal się nieco uspokoił i szliśmy do domu w ciszy.
Po chwili stanęliśmy pod blokiem.
— Coś się stało? — zapytałem od niechcenia. Miałem ochotę być już w swoim mieszkaniu.
— Sasuke... — zaczęła cichutko, przebierając nogami.
— No? — mruknąłem po raz kolejny. Marzyłem o mojej ciepłej kołderce.
— Co tam u Itachiego? — zapytała na jednym wdechu, a jej policzki oblały się czerwienią.
Spojrzałem na nią przelotnie. To takie buty — pomyślałem. Od dłuższego czasu zdawałem sobie z tego sprawę, ale myślałem, że Sasame nawet samej sobie się do tego nie przyznawała.
— A co? — odburknąłem, udając, że mnie to wcale nie interesuje.
Dziewczyna jeszcze bardziej spaliła buraka. W sumie nigdy jej takiej nie widziałem, więc grzechem było nie podroczyć się z nią.
— Po prostu mnie to ciekawi. Dawno się nie widzieliśmy... No wiesz, chciałabym wiedzieć co słychać u starego kumpla — mruknęła cała zestresowana.
W głębi duszy miałem niezły ubaw. Kastumi musiała być niezłą desperatką, żeby pytać mnie o takie rzeczy. Normalnie poszłaby do mojego brata oraz z nim pogadała.
— Nie wiem. Idź do niego i z nim pogadaj. — Zapiąłem zamek od kurtki aż po szyję.
— Sasuke, proszę — wyszeptała cicho, ciągnąc mnie za rękaw.
Pogoda dzisiaj nie była zbyt piękna, a z nieba leciała delikatna mżawka. Spojrzałem na małą i ujrzałem kruche dziewczę z mokrymi włosami.
— Sasame... Wiesz, Itachi spędza cały swój czas z kumplami. Nie w głowie mu dziewczyny. A ciebie uważa za młodszą siostrę. — Westchnąłem. — Lepiej daj sobie spokój, oszczędzisz sobie cierpienia.
Jej ucisk na mojej kurtce zelżał, a głowa opadła delikatnie w dół. Zrobiło mi się jej trochę żal.
— Hej, mała — mruknąłem, a dziewczyna odwróciła twarz w moją stronę.
Położyłem dłoń na jej głowie i poczochrałem mokre od deszczu włosy.
„Te kilka słów może być droższe niż pieniądze,
Słodsze niż cukier i coś, na co dzisiaj mam ochotę.
Może być lepsze niż jutro i pojutrze,
Chcę je tylko usłyszeć, a potem mogę umrzeć."
Miuosh x Onar – Kika słów
Zachrypniętym głosem dodałem:
— Nie martw się. Itachi cię lubi. — Posłałem oczko koleżance, a na twarzy Sasame zawitał delikatny uśmiech.
Złapałem ją za rękę i pociągnąłem w stronę drzwi.
— Chodźmy już do domu, bo się jeszcze przeziębisz.
Nie rozmawialiśmy już w windzie. Niepotrzebne były słowa.
Pożegnałem się z krasnalem skinieniem głowy, po czym wszedłem do mieszkania.
Z pokoju rodziców dobiegł do mnie śmiech Itachiego. Zdziwiło mnie to, gdyż normalnie to siedział z kumplami na piwie.
Ściągnąłem kurtkę oraz buty po czym udałem się w stronę pomieszczenia, skąd słyszałem głosy. To co zobaczyłem spowodowało mój szok. Nie potrafiłem nic powiedzieć, stałem jak słup soli. Itachi widząc moje zdezorientowanie, przeprosił zebranych i wziął mnie pod rękę do mojego pokoju.
— Coś się stało, Sasuke? — zapytał, przyglądając mi się uważnie.
Usiadłem obok niego na łóżku, następnie głośno westchnąłem, opierając łokcie o nogi, a na dłoniach położyłem swoją głowę tak, że widziałem podłogę przez palce.
— Wszystko okej — mruknąłem zagubiony.
— Przecież widzę, że nie. — Męczył mnie tymi swoimi pytaniami, stwierdzeniami. Miałem cholernie irytującego brata, jakby nie mógł mi dać spokoju.
— Gadałem dzisiaj z Sasame — odpowiedziałem zdawkowo, dochodząc do siebie.
— Iiii? — zapytał przeciągle mój brat, domagając się jak najwięcej szczegółów.
— Wiesz, że ona... — Nie dane mi było skończyć, gdyż rozmówca się wtrącił.
— Wiem. Nie musisz mi o tym mówić. Zauważyłem to już dawno — mówił a jego ton jakby złagodniał.
W końcu niegdyś spędzał wiele czasu z Sasame, pilnował jej i uczył życia. Był kimś w rodzaju starszego brata, którego nigdy nie miała. Bronił jej gdy trzeba było, pocieszał oraz wywoływał uśmiech na twarzy.
— Jednak nie mogę nic na to poradzić — dodał. — Nie mogę z nią być. Ona jest zbyt krucha, a ja nie nadaję się na jej chłopaka. To nie moja rola do spełnienia — powiedział smutno, jednocześnie pewny swoich słów.
Przekląłem w myślach, on nawet nie dawał szans Sasame.
— Spoko stary — mruknąłem. — Nic do tego nie mam.
— Zrozum Sasuke, tak jest lepiej. Nie chce jej skrzywdzić. Ona jest...
Nie dałem mu skończyć.
— Nie jest taka krucha jak ci się wydaje, ma dość ostry charakter. Przynajmniej w stosunku do mnie. W sumie nawet lepiej, że nie będziesz jej chłopakiem. Nie pasujecie do siebie — odrzekłem, po czym wstałem, a mój brat zrobił to samo.
Stanęliśmy naprzeciwko siebie, Itachi położył mi dłoń na ramieniu i poklepał.
— To co, gotowy, aby poznać moją dziewczynę?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro