Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział III

Zatoczyłem się delikatnie pod wpływem uderzenia. Nogi miałem jak z waty, nie potrafiłem na nich ustać. Skąd do cholery wzięła się tutaj Sakura? Spadła z nieba czy co? A jeśli siły nieczyste przysłały ją tu, aby zabrać moją duszę? W końcu... To zła kobieta była.

— Sakura, co ty tutaj robisz? — zapytałem, dręczony przez pijacką czkawkę.

Zobaczyłem tylko kłębek różowych włosów. Obraz był niewyraźny. Nagle przed oczami mignęła mi rozmazana twarz dziewczyny. Jedyne, co udało mi się zauważyć to niebezpiecznie drgające brwi Sakury. Oho, czyżby kolejny atak wścieklizny?

— Ty się jeszcze pytasz, co tutaj robię? Do cholery jasnej! Twoja matka cię szukała! Mówiła, że nie mogła się do ciebie dodzwonić — krzyczała rozjuszona.

Typowe zachowanie samicy w czasie menstruacji — przemknęło mi przez myśl.

— Daj mi spokój, kobieto — mruknąłem, kiwając się na różne strony.

Czy nie można było w spokoju napić się z kumplami?

Różowowłosa tylko pokręciła głową z zażenowania i pociągnęła mnie za rękaw.

— Chodź, Uchiha. Zaprowadzę cię do domu — powiedziała cicho z lekką irytacją.

Nic już nie opowiedziałem, nie widziałem takiej potrzeby. Kto niby chciałby się kłócić z takim babsztylem?

Wyszliśmy z bloku, niestety Sakura musiała mnie taszczyć za sobą, gdyż moje cudowne, zgrabne nóżki odmówiły mi posłuszeństwa. Mruczałem tylko coś niezrozumiałego pod nosem. Sam nie wiedziałem co.

Po pewnym czasie dotarliśmy do celu. Stanąłem, chwiejąc się w progu swojego mieszkania. Sakura tylko pchnęła mnie delikatnie i zamknęła drzwi. Od razu do mojej osoby, która była w stanie nietrzeźwości, podbiegła mama.

— Sasuke, dziecko! W jakim ty jesteś stanie?! — krzyknęła zmartwiona kobieta, pomagając mi dojść do pokoju.

— Mamo — mruknąłem, bełkocząc — dojdę sam. — I właśnie w tej chwili uderzyłem w drzwi od pomieszczenia. Moja twarz...

— Właśnie widzę, Sasuke. — Kobieta westchnęła. — A jutro miałeś iść na mecz Naruto. I jak ty niby pójdziesz, co? — zapytała, zapewne nie oczekując odpowiedzi, gdyż wiedziała, że mam słaby kontakt ze światem.

— Mmm. Nie pójdę — mruknąłem jedynie, nieświadomy.

Upadłem na mebel. Moje kochane ciepłe łóżeczko...

„Pamiętam jak wyszedłem, nie pamiętam jak wróciłem. Zapamiętać nie mam siły, lubię zapominać chwile." Pezet/Małolat — Dopamina

Obudziłem się z ogromnym kacem. Głowa bolała mnie niemiłosiernie. Przeciągnąłem się i wstałem z ledwością. Poczłapałem do kuchni, ale już w wejściu stwierdziłem, że to nie był dobry pomysł. Pomarańcz krzywdził moje oczy, więc natychmiast się wycofałem. Wszedłem do łazienki i umyłem twarz, jednak nie miałem ochoty spojrzeć w lustro. Zapewne nie wyglądałem zbyt pięknie. Westchnąłem przeciągle, po czym wyszedłem z pomieszczenia. Udałem się na balkon. Słońce świeciło już wysoko nad horyzontem. Tylko delikatne obłoki przesuwały się po niebie. Wyciągnąłem paczkę papierosów i...

— Cholera! — warknąłem pod nosem.

W środku nie było nic. Dosłownie nic! Nawet zdechłej muchy. Czyżby jakieś przebiegłe chochliki wtargnęły do mojego pokoju i zabrały mi moje skarby? W końcu palenie papierosów było dla mnie chwilą ukojenia. Pewnie to one też plątały mi słuchawki. Co za chamstwo. Kolejny raz w tym jakże przepięknym dniu westchnąłem. Szło zwariować.

Z powodu potrzeb fizjologicznych czmychnąłem do łazienki.

Gdy już załatwiłem wszystko co trzeba, ubrałem się w luźne jeansy i granatową koszulkę. Nagle do pokoju weszła moja mama.

— Sasuke, kochanie, zrobiłbyś zakupy? Zapomniałam kilku rzeczy — poprosiła mnie kobieta.

— Jasne, mamo — mruknąłem od niechcenia. Co miałem innego do roboty? — Ekhem — odchrząknąłem. — Mamy może aspirynę? — zapytałem, patrząc tępym wzrokiem na twarz rodzicielki.

— Oczywiście, skarbie, jest w kuchni w szafce na górze. — Zobaczyłem tylko jak unosi kąciki ust.

Skrzywiłem się, nie uśmiechało mi się wchodzić do tego pomieszczenia. Chciałbym jeszcze móc patrzeć na ten świat. Jednak zebrałem siły i wszedłem do kuchni. Do prawdy, byłem naprawdę odważny. W końcu chodziło tutaj o moje biedne oczy. Kiedy już ulżyłem sobie, zażywając upragnione lekarstwo, wziąłem od mamy listę oraz pieniądze, po czym wyszedłem z mieszkania.

Czekałem na windę, czekałem i czekałem. W końcu łaskawie się zjawiła. Sezamie, otwórz się! — przemknęło mi przez myśl. Otworzyła swoje wrota przede mną.

Cóż, można założyć, iż ta winda była kobietą, w dodatku damą lekkich obyczajów. Otwierała się dla każdego, nie patrzyła na płeć. Każdy w nią wchodził by potem wyjść. Nawet potrafiła zmieścić pięć osób. Skubana dobra jest...

Moje dziwne przemyślenia przerwały otwarte drzwi. Parter, pora wyjść. Doszedłem do wyjścia z bloku i po chwili znajdowałem się na zewnątrz.

Stanąłem jak wryty. Zakrztusiłem się własną śliną. Jak to kurwa możliwe? No jak? Niech ktoś to wytłumaczy, bo oszalałem. Stałem niczym kołek z otwartymi ustami i wytrzeszczonymi oczami. Byłem całkowicie skołowany. Sam nie wierzyłem w to, co widziałem. To był cios prosto w serce! A ja się ostatnio tak nad tym zastanawiałem.

Otóż panna Haruno stała z Temari i kumplami mojego brata obok ławki. Niby nic dziwnego prawda? Jednak to, co widziałem było jak najbardziej niedorzeczne.

Sakura ubrała małą czarną na grubych ramiączkach, sięgającą do połowy ud. Sukienka podkreślała jej długie nogi oraz wcięcie w talii. Na domiar wszystkiego... Ona miała cycki! Takie najprawdziwsze! Dwie, jędrne półkule, wyglądające na minimum miseczkę „C", podskakiwały pod wpływem jej ruchów. Materiał sukienki opinał się na kształtnym tyłeczku. Na nogach miała czarne szpilki w wycięciem na palce. Wyprostowane włosy powiewały pod wpływem wiatru. Dziewczyna była delikatnie wymalowana. Nie wierzyłem własnym oczom.

„Każda zmiana zaczyna się od środka, każda zmiana zaczyna się od nas. Wszystko wraca, ale zmienia swój rozmiar. Tak jak wylana łza, która zmieni się w wodospad." Hades — Zmiany

Jednak opamiętałem się. Postanowiłem zgrywać twardziela i udawać, że zmiana Sakury nie zrobiła na mnie jakiegokolwiek wrażenia. Choć sam wiedziałem, iż to było kłamstwo, ale przecież jestem Uchiha i takimi bzdurami nie powinienem się przejmować, ot co! Podszedłem do nich i powiedziałem:

— Siema, chłopaki! — Uśmiechnąłem się. — I cześć, Temari!

— Siema Sasek! — odpowiedzieli kumple mojego brata, a blondynka skinęła głową.

— Uchiha — syknęła Haruno — A ze mną to się już nie przywitasz? — zapytała podejrzliwie, marszcząc swoje wielkie czoło. Ten widok w jakiś sposób... Odpychał.

— Cóż, myślałem, że stoi tu jakiś transwestyta, a bojąc się, że zaliczę cię do nieodpowiedniego grona osób, wolałem się jednak nie witać — mruknąłem, a na moją twarz wtargnął cwaniacki uśmieszek.

Haruno cała poczerwieniała, niczym pomidor wygrzewający się na słońcu. Dłonie zacisnęła w pieści tak, że ręce jej pobladły. Wykrzywiła twarz w grymasie.

Rozwścieczona Sakura zapewne gdyby nie towarzystwo, jakie z nami przebywało, rzuciłaby się na mnie niczym głodny zwierz i rozszarpałaby na drobne kawałeczki. Żeby zyskać pewność, że nie żyłem, dodatkowo spaliłaby resztki ciała na stosie.

Ja jedynie stałem i uśmiechałem się. Miałem niezły ubaw z zaistniałej sytuacji.

Dziewczyna westchnęła, stając do mnie tyłem. Automatycznie mój wzrok powędrował na jej pośladki. No, cóż... Byłem tylko facetem.

— Niezły ma tyłeczek, nie? — zapytał mnie Hidan, dźgając łokciem w bok i puszczając do mnie oczko.

Niewątpliwie musiałem przyznać mu rację. Tyłek Haruno aż prosił się o dotknięcie. Jednakże ani moja dłoń, ani Hidana czy tym bardziej naszych kolegów, nie zakosztowała tego cudownego uczucia, jakim było zatopienie się w pośladkach Sakury. Spróbowała tego ręka Temari.

Haruno patrzyła na nią zszokowana. Blondynka jedynie uśmiechała się szeroko, zerkając to na mnie to na mojego rozmówcę.

— Czy właśnie o tym myśleliście? — zapytała, ściskając tyłek zdezorientowanej Sakury.

Razem z Hidanem spojrzeliśmy po sobie, po czym odwróciliśmy się do Temari, ze szyderczymi uśmiechami na twarzach.

— Muszę przyznać, że miałem na to ochotę — odparłem z lekkim rozbawieniem, szczerząc się jeszcze szerzej. Ciekawiło mnie, co wyniknie z tej sytuacji.

Blondynka mocniej ścisnęła pośladek Haruno, na co ta syknęła.

— Temari! Daj już spokój! Nie macaj mnie po dupie! — Odskoczyła od dziewczyny z grymasem na twarzy. Widać było, że jej to nie pasowało. Ale co mnie to obchodziło? Ja tam się dobrze bawiłem.

— Haruno — mruknąłem. — Mogę pomacać? — zapytałem z cwaniackim uśmiechem, wyciągając rękę przed siebie.

— Spierdalaj! — krzyknęła, a jej prawa pięść zderzyła się z moim policzkiem.

Zachwiałem się, mroczki przed oczami nie dawały mi spokoju. Niczym upierdliwe muchy latające naokoło.

Pod wpływem mocnego uderzenia miałem niemiłe spotkanie z chodnikiem. Gdyby nie to, że ziemia była taka twarda, zapewne wyglądałoby to zupełnie inaczej. Może skończyłoby się milej przy jakiejś herbatce... Ale nie! Kostka brukowa zgrywała twardzielke, nie litując się nawet pod wpływem moich próśb. Zapewne była to bliska przyjaciółka matki natury, która za mną nie przepadała.

— Uchiha, gnojku! Naucz się w końcu szacunku do kobiet! — krzyknęła poirytowana dziewczyna, marszcząc brwi. Do prawdy, miała bogatą mimikę twarzy.

Spojrzałem na nią spod byka i wstałem, otrzepując spodnie. Cóż, musiałem jeszcze zrobić zakupy.

— Sakura, właściwie, dlaczego się tak wystroiłaś? — zapytał znienacka Hidan, rozbierając Haruno wzrokiem.

Ta jedynie zmarszczyła brwi jeszcze bardziej, o ile to możliwe...

— Idę na chrzciny — odparła, po czym westchnęła i pokręciła głową z politowaniem.

Przyjrzałem się jej dokładnie. Zwróciła zamyśloną twarz ku niebu, a delikatne promienie słońca łaskotały ją po policzkach. Oczy iskrzyły się zielenią, a usta wygięły się w nikłym uśmiechu. Musiałem sam przed sobą przyznać, że była ładna, jednak w życiu nie powiedziałbym tego na głos. Co to, to nie! Po za tym to, iż raz ubierze się inaczej, nie znaczy, że tak nagle z chłopczycy stanie się pociągającą dziewczyną. Osobiście preferowałem inny typ kobiety.

Odwróciłem się na pięcie i mruknąłem tylko:

— Ja spadam, narka.

— Cześć, Sasuke! — pożegnali się ze mną, po czym odszedłem.

Przeszedłem kilka ulic i zauważyłem powiewające granatowe włosy na wietrze. Hinata — pomyślałem.

Dziewczyna miała na sobie jasne, obcisłe, poprzecierane jeansy, białą bluzkę na ramiączkach z dekoltem, do tego niebieskie trampki. Duże piersi falowały pod wpływem jej ruchów. Podszedł do niej Naruto i ucałował ją w policzek. Zabolało. Pomyśleć, że byłem w niej zauroczony, ale widocznie nie byliśmy sobie pisani. Jest tyle dziewczyn na tym świecie, a ja przejmowałem się jedną.

„A kiedy moja miłość zgaśnie, gdy naprawdę będę chciał iść sam. Gdy bez Ciebie będzie łatwiej, gdy bez Ciebie będę mógł być tam, gdzie mieliśmy iść razem zawsze. Gdy przestaniesz tak naprawdę znaczyć już cokolwiek dla mnie. Gdy przestanę myśleć, o czym myślisz i gdzie idziesz. Gdy to stanie się nieodwracalne, gdy stąd wyjdziesz. Gdy nie będę już tak bardzo chciał Cię widzieć. Gdy nie będę chciał Cię słuchać, gdy nie będę z Tobą milczeć. Gdy nie będziesz czuła do mnie tego już tak mocno. Gdy pomyślisz, że chcesz iść gdzieś, nie chcesz zostać. Jeśli mimo wątpliwości to nie będzie proste, nie będzie intuicyjne, coś innego będzie dobre. Jeśli będę musiał się odwrócić i to, co czuje zniszczyć, nie móc o tym mówić. Jeśli będę musiał poczuć tak, musisz zrozumieć to. Będzie koniec nas, koniec.. Dziś tak to czuję." Pezet — Spadam

Chyba pora dać sobie spokój. Przydałoby się iść z kumplami na piwo, aby dać upust emocjom. Wszedłem do sklepu i przechadzałem się pomiędzy babciami w beretach. Kupiłem to, co musiałem kupić i wróciłem do domu.

Był już wieczór. Stałem na balkonie z papierosem w ręku. Przyglądałem się zachodzącemu słońcu. Piękny widok. Ognista kula chowała się za górami, a niebo przybrało pomarańczowy kolor. Delikatne, czerwone promienie oświetlały cały krajobraz.

Po moich plecach przeszedł dreszcz. W końcu stałem tylko w samych bokserkach. Przydałoby się ubrać. Nagle usłyszałem dzwonek telefonu. Nie patrząc kto dzwoni, odebrałem komórkę. Szczerze mówiąc, zdziwiłem się, słysząc głos mojego rozmówcy.

— Cześć Sasuke...

— Cześć — mruknąłem od niechcenia.

— Przeszedłbyś się ze mną na boisko?

— Jasne — odpowiedziałem, patrząc na zegarek.

— To tak za piętnaście minut przed blokiem?

— Spoko — odrzekłem, ubierając spodnie.

Osoba rozłączyła się. W życiu bym się nie spodziewał, że zadzwoni akurat do mnie. No, ale przecież wyjścia na boisko nigdy bym nie odmówił.

Szybko pozbierałem resztę ubrań i nałożyłem na siebie. Po chwili byłem już gotowy. Wyszedłem z mieszkania, następnie zszedłem po schodach. Potem otworzyłem drzwi, przechodząc przez framugę.

— Siema, Sasuke. — Usłyszałem cichy głos.

— Cześć — odpowiedziałem, patrząc prosto w zapłakane, zielone oczy.

„Chciałbym z Tobą pójść, lecz nie umiem stawiać kroków. Nie pamiętam już jak mam czytać z Twoich oczu. Nie potrafię wypowiadać słów i w milczeniu, odgaduje, co mógł znaczyć ruch Twoich źrenic." Pezet — Źrenice

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro