Rozdział 5 ,,Sabotaż"
O trzeciej miałyśmy już wszystko rozpakowane. Spałyśmy w śpiworach. Wymieniłam się z Lustie śpiworem, bo ona nienawidzi niebieskiego, a ja nienawidzę fioletowego. Śpię między Berryblue a JamJam. Nasz pokój jest nieco mały. Mamy widok na całe Waterfall, bo mieszkamy na samej górze. Kamienne ściany są pokryte dziwnymi bluszczami, które czasami je Felli. Podłoga jest taka ciepła i drewniana. W pokoju stoi też biurko, dwa lustra i lodówka. Na samej górze wisi żyrandol, który można do woli skręcać i wykręcać.
Siedziałam z JamJam i Felli obok lodówki. Robiłyśmy domowy energetyk. W lodówce jest dosłownie wszystko. Nawet rzeczy, których nie powinno być w lodówce.
— Sprawdźmy, co się stanie, jak dodamy trochę tego – mówiła, dosypując cukier do mieszanki wody, oranżadki truskawkowej i małych okruchów białej czekolady.
— Będzie dawało więcej kopa – mruknęła Felli, zaciskając pięści.
— Może – odezwałam się.
Jedna łyżka cukru zmieniła się w trzy. Potem dodałyśmy jeszcze trochę oranżadki cytrynowej i barwnika spożywczego, żeby wyglądało jak eliksir czegośtam. Ja jakoś nigdy nie widziałam czarnych eliksirów. Lustie podjęła się spróbowania. Wzięła łyk i oblizała usta.
— Smakuje... normalnie. Nic, czego jeszcze bym nie próbowała – stwierdziła.
— A czego próbowałaś? – zapytała niskim głosem Felli, ruszając brwiami. Lustie westchnęła.
— Pizzy w proszku. Nie polecam – odpowiedziała i pobiegła do śpiworu. Coś ukrywa. Jest coś, o czym ona nie chce mówić.
Cały wieczór minął nawet spokojnie. O szóstej zjadłyśmy obiado-kolacje, czyli papkę z bułki, sera, szynki oraz ketchupem. Bardzo lubię to danie. Ma taki ciekawy smak. Potem ja, Inkette i Errir wyszłyśmy na balkon.
— Podoba się wam tu? – zapytałam wesoło, rozpoczynając rozmowę.
— Nawet, nawet – skwitowała Errir znużonym głosem, wystawiając ręce za barierkę.
— Od jutra zacznie się jakaś szkoła – oznajmiła smutno Inkette. Errir przeklnęła pod nosem. Szkoła? To miał być chyba letni obóz.
— Trochę zimno. Chodźmy już.
Wyszłam pierwsza, za mną Inkette. Errir nie wychodziła, wciąż wpatrywała się w księżyc. Usiadłam obok śpiworu i wyciągnęłam spod poduszki fioletowy klejnot. Znalazłam go w domu Toriel, na samym początku.
— Łał, co on symbolizuje? – zaciekawiła się Berryblue. Klęczała przy mnie. Wzruszyłam ramionami.
— Mój początek i wiarę w powrót do miejsca, które uznałam za dom – mruknęłam. Ach, wspomnienia. Nie zorientowałam się, gdy zasnęłam.
———————————————————
Usłyszałam ciche nucenie. Nic, czym mogłabym się zająć. Następnie jednak obudził mnie dźwięk złamania się lusterka. Szybko zerwałam się. Tak się zdziwiłam, że zrobiłam dwa kroki w tył. Prawie na balkonie stała Errir, która patrzyła mi się w oczy, robiąc krąg ze szkiełek lustra.
— To wszystko tylko gra, nowa. Nie widzisz? – krzyczała. Nikt się jednak nie obudził. Oprócz Lustie. Ona jednak nie patrzyła na Errir i wyszła.
— Poczekaj!
— A niech się tam zabije. Lub ja zrobię to za nią. W pobliżu znajduje się RDZEŃ. Nie, nie ta lokacja przed zamkiem Króla, tylko rdzeń wszystkich AU. Muszę zdobyć ten rdzeń i go zniszczyć – opowiedziała Errir. Jej głos był straszny. Co ona chce zrobić?
— Jeżeli zniszczysz wszystkie AU, zniszczysz też siebie, bo pochodzisz z AU – bąknęłam. Ona to usłyszała i tupnęła nogą. Jest niebezpieczna.
— Kogo to obchodzi? Najważniejsze jest to, że zniszczę Inkette. Już nigdy nie stworzy nowego AU – warknęła Errir. Nagle, ze swojej skórzanej kurtki wyciągnęła złoty miecz otoczony napisami ,,ERROR" i ,,GIŃ".
Lustie weszła do pokoju. Ledwo wlokła się na nogach. Była cała w błocie, a na jej spódnicy leżał piasek. Albo nie, był trochę bardziej biały.
— Patrz, jak łatwo niszczę takich jak ty.
Drżałam. Nie chcę umierać! Wypuśćcie mnie! To sen? Errir podbiegła do Lustie i chciała wycelował mieczem w jej klatkę piersiową. Lustie jednak odskoczyła.
— Nawet na fazie potrafię walczyć – wydyszała, po czym odwróciła ostrze miecza w stronę Errir i zraniła ją w policzek. Mimo to, rana natychmiast zniknęła.
— Napewno?
————————————————————
— NIE, ERRIR, NIE! – krzyknęłam.
Ale otworzyłam już oczy. Była dziesiąta rano, a ja leżałam w śpiworze.
A Errir miała na sobie tą ranę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro