Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XX



Rozmowa z lekarzem wprawiła Mata w przerażenie. Wyjaśnił, że to jego dziecko, że do tej pory nie miał pojęcia, że ma zostać ojcem.

Stan Isabelle był stabilny, jak usłyszał, natomiast ciągle walka toczyła się o ich córkę. Dziecko było wciąż zagrożone. Niewskazane były silne emocje. Nie było mowy o zobaczeniu się z Isabelle w najbliższych dniach, dopóki sytuacja nie unormuje się trochę.

Lekarz nie ukrywał, że jeśli poród nastąpi w najbliższych tygodniach, tak słabe dziecko z pewnością nie ma żadnych szans. Kiedy wyszedł na korytarz, opadł na najbliższe krzesło i ukrył twarz w dłoniach.

Vera usiadła obok, nic nie mówiąc. Widziała, jak bardzo Mat przeżył słowa lekarza, nawet nie próbowała zgadnąć, co dzieje się w tej chwili w jego głowie. Zauważyła, że w ostatnich miesiącach przybyło mu siwych włosów. Łzy wydostały się przez palce i bezgłośnie spłynęły po policzkach mężczyzny.

– Mat, to bardzo ważne, że tu jesteś. Martwiłyśmy się z Dianne, że Isabelle zostanie sama z maleństwem, a obie potrzebują opieki. Ona nie wiedziała na początku, że jest w ciąży. Za ciężko pracowała, prawie nie jadła i nie spała, mało nie straciła dziecka. Nie może w ogóle wstawać, więc cały czas musi ktoś być obok niej.

– Chciałbym to być ja, ale jestem takim idiotą, Vero, takim strasznym idiotą. Ona może nie chcieć mnie nigdy więcej widzieć.

– Ta dziewczyna kocha cię cały czas, woła cię przez sen. Cokolwiek między wami się stało, ona już dawno ci wybaczyła.

– Ona może tak, ale ja sobie nie mogę wybaczyć. Była sama przez cały ten czas, cały czas. Nawet nie wiem, jak się musiała czuć.

Poklepała zgarbionego mężczyznę po ramieniu i odeszła, zostawiając go na korytarzu. Siedział tak, nie licząc godzin, aż pielęgniarka oznajmiła, że pora odwiedzin skończyła się.

Powlókł się do domu, myśląc bez ustanku o Isabelle. Nigdy w życiu tak się nie bał. O nią, o ich córeczkę, o to, że każe mu odejść i żyć bez siebie.

Noc minęła niepostrzeżenie, a kiedy znów stał przy drzwiach, zobaczył swoją siostrę wychodzącą z pokoju Isabelle.

– Mat, co ty tu robisz? Kto ci powiedział o Isabelle?

– Vera. Dzięki Bogu. Chodź na kawę do stołówki. Siadaj, Dianne, muszę ci coś powiedzieć. – Kiedy już usiadła na krześle, które jej podsunął, nie wiedział jak zacząć.

– Pamiętasz, jak rozmawialiśmy niedawno? Pytałaś, czy się zakochałem.

– No tak, ale co to ma do rzeczy?

– Dianne, pomyśl trochę. Zakochałem się w Isabelle. Jak wariat. – Siostra patrzyła na niego bez słowa, prawie widział niewidzialne trybiki obracające się w jej głowie.

– Ale ona... Jest w ciąży, i właśnie się rozwiodła.

– Poznaliśmy się, kiedy objąłem biuro ojca. Sama wiesz, że nie chciałem się znów wiązać, po dwóch rozwodach to chyba nie dziwne. Tobie akurat nie muszę tego tłumaczyć, siostrzyczko. – Spojrzeli sobie w oczy z nagłym zrozumieniem pełnym bólu.

– Wszystko stało się błyskawicznie. Nie planowaliśmy dzieci ani wspólnej przyszłości, a Isabelle mówiła, że jest zabezpieczona.

– Więc to ty... o mój Boże, to ty. Mat, nie jesteś dzieckiem. Wiesz, do czego może prowadzić seks, przynajmniej powinieneś wiedzieć w tym wieku. – Dianne nie ukrywała, jak bardzo przygnębiła ją wiadomość, że to Mat jest przyczyną cierpienia jej przyjaciółki.

– Było cudownie, ale przeze mnie się zepsuło. Byłem o nią strasznie zazdrosny i pokłóciliśmy się. Wyjechałem w delegację, wiesz, ten kontrakt z Japończykami, o którym ci opowiadałem, sprawy się strasznie przeciągnęły. Chciałem jakoś ją przeprosić po powrocie, powiedzieć, że jest najważniejsza, ale nie odbierała telefonu, wyprowadziła się gdzieś i rzuciła pracę.

– Tak, musiała iść do szpitala od razu, gdy dowiedziała się o ciąży. Nie masz pojęcia, co ona przeżyła. Dwa albo trzy razy myślałyśmy, że poroniła. Lekarze ledwie odratowali malutką. Teraz też nie jest dobrze.

– Rozmawiałem z lekarzem, powiedział mi, jak bardzo jest źle. Boję się o nie, Dianne. Wiesz, kiedy znikła tak nieodwołalnie, szukałem jej wszędzie przez te pierwsze miesiące, dzwoniłem codziennie, ale nigdzie jej nie było, nie chciała mnie znać. A ja nie umiem bez niej żyć. Ona już nigdy nie zechce mnie znać. Dianne, ona musi nienawidzić mnie z całego serca.

Znów ukrył twarz w dłoniach a Dianne pogładziła jego przedwcześnie posiwiałe włosy. Znała swego brata jak nikogo innego na świecie, wiedziała, że jego cierpienie jest prawdziwe, i współczuła obojgu, jemu i Isabelle. Przytuliła głowę do jego ramienia i tak siedzieli przez chwilę.

Lekkie postukiwanie obcasów oznajmiło przybycie Very. Dianne spojrzała na nią pytająco i uniosła brew. Vera powinna być w butiku, skoro Dianne była w szpitalu. Przyjaciółka uśmiechnęła się i wyjaśniła łobuzersko.

– Czekolada po południu. – Mat nic z tego nie zrozumiał, ale jego siostra roześmiała się, kręcąc głową. Obie rozumiały się prawie bez słów.

– No więc, Mat. Tak to sobie obmyśliłam. Nie możesz jej zaskoczyć wizytą, to zbyt ryzykowne. Telefonu jej nie oddamy, bo też jej szkodzi. Dianne ma go w torbie, tak na marginesie. Ale jeżeli lekarz pozwoli, napiszesz do niej króciutki list, zaniesiemy go z Dianne, niech wie, że się jednak gdzieś pojawiłeś. Cokolwiek tam napiszesz, przejdzie przez nasze ręce, czyli cenzura, cenzura i jeszcze raz cenzura. Myśl co pisać, a ja idę do lekarza. – Zakręciła się na pięcie i już jej nie było.

– Zostawię cię samego, braciszku. Muszę wracać do butiku. Trzymaj się. – Dianne ucałowała go w czoło i wyszła.

Kiedy został sam na pustym szpitalnym korytarzu, z kartką papieru w dłoni, nie miał pojęcia, co jej napisać. Co napisać, żeby nie zdenerwowała się i żeby ich mała córeczka została tam, gdzie jest, jak najdłużej. Musi wiedzieć, jak bardzo ją kocha i czym dla niego się stała.

Zanim skończył, kartka była cała pokreślona i pognieciona.

„Droga Isabelle. Wybacz mi całe zło, które ci wyrządziłem. Kocham cię z całego serca, ufam ci i przepraszam za wszystko. Chcę spędzić z tobą resztę życia, a jeśli zechcesz, wychowywać z tobą nasze dzieci. Błagam cię, nie odpychaj mnie od siebie i przebacz. Twój Mat."

Kiedy Vera wróciła, okazało się, że dziś Isabelle czuła się nieco lepiej i lekarz zezwolił na podanie jej liściku. Vera przejrzała, co napisał, nie okazując najmniejszego skrępowania. W końcu skinęła głową i podała Matowi papier listowy. Odebrała gotowy arkusz z jego rąk, i nie czekając ani nic nie mówiąc, weszła do pokoju Isabelle.


(1026 słów)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro