Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XVIII



Vera nie próżnowała. Szukała na własną rękę owego nieznanego Mata, który tak haniebnie zachował się wobec Isabelle, porzucając ją i nie interesując się konsekwencjami ich związku. Tylko facet mógł być tak podły i bezmyślny, ona sama coś o tym wiedziała.

Musiała go odszukać i zmusić, by poniósł konsekwencje swojej zabawy. Nie miał prawa zrzucać całej odpowiedzialności na Isabelle. Był tak samo 'winny' jak ona zaistniałej sytuacji.

Pierwszym miejscem, do którego się udała, był dom dziewczyny. Akurat dziś miał przyjść ogrodnik. Czekała na niego, wystawiając zgrabne łydki do słońca, aż poczuła na sobie czyjś wzrok.

– A, jesteś już, Jim, czekam na ciebie właśnie.

– Dzień dobry pani, Vero. Jakieś wiadomości od Isabelle?

– Nie, ale mam do ciebie pytanie. Może wiesz przypadkiem, z kim spotykała się Isabelle zanim wyjechała?

– No właściwie chyba z nikim, ale taki jeden przyjeżdżał tu wtedy kilka razy, wypytywał o nią. Trochę kulał na jedną nogę, jakby go bolała. Teraz też cały czas tu się plącze, wytrwały jest.

– Wiesz, kto to taki?

– Nie mam pojęcia, ale to jakiś dziany gość.

– Dziany? Znaczy bogaty?

– Pewnie, nie każdy jeździ czarnym jaguarem. Najwyżej dwuletnim, skóra w środku.

– Może pamiętasz, jak ten człowiek wygląda?

– Ciemne włosy, takie trochę siwych, może być koło czterdziestki, ale tego nie jestem pewien. Raczej ćwiczy, no i dość wysoki, wyższy ode mnie sporo.

– Dzięki, Jim, pomogłeś mi bardzo. Jeśli możesz, poproś, by do mnie zadzwonił, jeżeli tu jeszcze wpadnie. Powiedz, że to bardzo ważne, ok?

– Nie ma sprawy. Pani Vero, czy z Isabelle wszystko w porządku? Jakoś nic mi się tu nie trzyma kupy, ani ten jej nagły wyjazd, ani nic.

– Nie mogę ci wiele powiedzieć, Jim, obiecałam Isabelle. Ale na razie wszystko jest pod kontrolą. To ci musi wystarczyć.

Kiedy odjeżdżała, wciąż patrzył za nią zaniepokojony, wcale nie przekonany, że wszystko jest w porządku.

Dokąd jeszcze mogła pojechać? Przyszło jej do głowy, że może w I&I ktoś będzie coś wiedział, ale tam właściwie nikt nie miał z Isabelle kontaktu. Jedna z dziewczyn dała jej za to telefon do byłego męża Isabelle, Marka.

Vera sporo słyszała o tym draniu, szczególnie Dianne nie pozostawiała na nim suchej nitki. Uznała jednak, że Mark mógł coś wiedzieć.

Już kiedy usłyszała jego głos przez telefon, czuła, że ta rozmowa to tylko strata czasu. Ku jej zaskoczeniu, po kilku zdaniach telefon przejęła jakaś dziewczyna, podejrzewała, że była to nowa żona Marka, przez którą rozpadło się małżeństwo Isabelle.

– My tu nie chcemy nic więcej słyszeć o tej dziwce, Isabelle. Niech sobie romansuje dalej z kim popadnie. Co, pewnie jesteś żoną jej szefa, co to ostatnio z nim sypia? – Słysząc piskliwe pytanie kobiety, Vera zacisnęła pięści. Gdyby nie odległość rzuciłaby się rozmówczyni do gardła.

– Nie, ale mam do niej sprawę. Nie wiesz, gdzie mogę ją znaleźć? Pani jest nową żoną Marka, jeśli dobrze rozumiem, tak? – Ostatkiem cierpliwości zdobyła się na uprzejmy ton.

– Tak, Alice Bluecastle, żona Marka. Nie wiem i nic mnie to nie obchodzi, co się z nią dzieje, może się w końcu utopiła, żmija. Kuzynka mówiła, że nie przychodzi do pracy. Nikt tam za nią nie tęskni, to pewne. – głos po drugiej stronie przesycony był nienawiścią.

– A gdzie ta kuzynka pracuje?

– W agencji jakiejś, chyba reklamowej, ale nie wiem na pewno. Zresztą, guzik mnie obchodzi, co się dzieje z tą suką.

– Czy możesz dać mi telefon do swojej kuzynki? Albo jakikolwiek kontakt do niej? – Vera zaczynała tracić cierpliwość, coraz bardziej drażniła ją złośliwa Alice po drugiej stronie linii. Milczała jednak dla dobra śledztwa.

– Pewnie, każdemu będę rozdawać jej numer. Nie ma mowy, zapomnij. – W głosie Alice zabrzmiała jakaś satysfakcja. Zaśmiała się nieprzyjemnie.

– To może chociaż, gdybyś spotkała się z tą kuzynką, mogłabyś jej podać mój telefon i poprosić by się ze mną skontaktowała?

– Może, ale nie obiecuję. – Po czym nowa żona Marka rozłączyła się bez ostrzeżenia.

Vera była w kropce. Nie miała wyjścia, jak tylko zadzwonić do Dianne.

– Dianne, czy może Isabelle wspominała ci, gdzie pracuje?

– Cześć. Wiesz, mówiła coś o agencji, ale nie wiem, jakiej. Zapytamy ją wieczorem, kiedy się z nią zobaczymy.

– Nie mam czasu czekać do wieczora. Muszę wiedzieć zaraz.

– Mogę zadzwonić do brata, on też pracuje w takiej agencji, poproszę go, żeby podzwonił po znajomych. Może czegoś się dowie.

– Dzwoń od razu. – Vera natychmiast się rozłączyła.

Dianne zastanawiała się, co nowego obmyśliła Vera, znała ją aż nazbyt dobrze, żeby wiedzieć, że musiała wbić sobie coś do głowy. Poza tym, Vera miała dziwny instynkt, przeczucie, jakąś podświadomą nawigację. Wiedziała, czego szukać zanim ktoś wspomniał o tym choćby słowem.

Zwykle dzieliła się z Dianne tym, co akurat zaprzątało jej myśli. Dziś była wyjątkowo tajemnicza. Z westchnieniem, dziewczyna wykręciła numer brata.

– Mat? To ty?

–A kogo się spodziewałaś? W końcu to mój prywatny numer. – Zażartował wcale nie wesołym głosem.

– Mam do ciebie prośbę. Czy mógłbyś popytać wśród znajomych, czy przypadkiem nie pracowała u nich parę miesięcy temu kobieta o nazwisku Isabelle Bluecastle lub Isabelle Gordon? To pilne, takie na wczoraj. Vera prosiła. Nie wiem, po co, bo się rozłączyła.

– Właściwie nie muszę nikogo pytać. Pracowała w firmie ojca, ale jakiś czas temu złożyła wymówienie i znikła. Wiesz coś o niej? - Mat czuł, jak napinają mu się wszystkie mięśnie, kiedy czekał na odpowiedź siostry.

– Tak, właściwie wiem, ale na razie nie jestem upoważniona nikomu nic mówić. – Nie sądziła, by Isabelle chciała ujawniać swój stan swemu byłemu szefowi. Wiedziała, że po odejściu ojca na zasłużoną emeryturę, stanowisko objął Mat.

– Dianne, proszę cię, jeśli coś wiesz, powiedz. Czy nic jej nie jest? – Miał ochotę udusić Dianne za tę nieszczęsną lojalność.

- Przykro mi, braciszku, muszę najpierw mieć zgodę Isabelle, żeby cokolwiek ci powiedzieć. – Rozłączyła się, zanim zdążył wrzasnąć do słuchawki.

- Vera? Nie zgadniesz. Isabelle pracowała u Mata. - Rzuciła, nie czekając aż przyjaciółka się odezwie.

– Wiem. Tak myślałam. Ale kim jest ten Mat? to muszę ustalić. – Vera nie zrozumiała, co Dianne miała na  myśli.

– Właśnie próbuję ci wytłumaczyć, jej szefem jest mój brat. Był. Mat. Mathew John Dovan, znaczy. Pracowała w firmie naszego ojca, tata przeszedł na emeryturę i zostawił wszystko Matowi, ale potem zostawiła wypowiedzenie i nie pojawiła się więcej.

– Niewiarygodne. Niemożliwe. Ale numer. Cholera. O cholera. –Vera zaniemówiła.

– Wiem, ja też zdziwiłam się, świat jest taki mały, co?

– Słuchaj, Dianne, nic nie mów Isabelle, że rozpytywałam o jej pracę, dobra? Próbuję coś ustalić, i myślę, że już wiem wszystko, co trzeba. Chociaż to naprawdę szokujące. Porozmawiamy wieczorem. Na razie.

Dianne stała przez chwilę z telefonem w dłoni, i patrząc z napięciem w wyświetlacz, próbowała zgadnąć, co tym razem wymyśliła jej postrzelona szefowa. Zachowywała się dziwnie, nawet jak na nią. Coraz bardziej intrygowała ją cała ta sprawa.

Vera po drugiej stronie linii nie była w stanie ochłonąć. Układanka dopiero zaczęła nabierać kształtów, a całość bynajmniej nie wyglądała różowo. Więc ojcem dziecka Isabelle jest brat Dianne. Niesamowity zbieg okoliczności.

Mat nie wyglądał na drania, ale ludzie czasem potrafią ukrywać swoje prawdziwe oblicze. Chociaż znała go od lat, za dużo widziała w życiu, żeby ufać jakiemukolwiek facetowi. Musiała z nim porozmawiać. Nie czekając, zawróciła samochód i pojechała do agencji, w której pracował Mat.


(1211 słów)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro