Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Szalik

Zima - jedna z czterech astronomicznych pór roku, która swoje występowanie zawdzięcza ruchowi ziemi wokół Słońca. Charakteryzuje się długimi nocami i krótkimi dniami, a także niską temperaturą oraz opadami śniegu. Dla jednych zima wydawała się czasem srogim i bezbarwnym, a jedyną słodyczą w trwającym nieprzerwanie przez dwadzieścia dwa tygodnie mrozie były święta Bożego Narodzenia. Istniały jednak dwie osoby - i jeden pies - które w zimę czuły się niemal jak w raju. Dlatego właśnie w czasie gdy pozostali wygrzewali się w domach, oni we trójkę z całych sił czerpali radość ze śnieżnej bieli, której delikatny puch otulał wszystko w zasięgu wzroku: ogołocone z liści drzewa zostały równo obsypane białą pokrywą, a świeżo odśnieżone parkowe ławki zdążyły już ukryć swoje niepolakierowane siedzenia pod śniegiem. Nie było widać zielonej trawy, która zamarźnięta również chowała się pod kilkunastocentymetrową warstwą śniegu.

Ani dla Yuuriego, ani tym bardziej Viktora zima nie była nowym zjawiskiem; obaj przeżyli już ponad dwadzieścia takich pór roku, mimo to akurat ta była dla nich wyjątkowa. Wszystko dlatego, że mieli z kim ją dzielić. Dłonie splątane w uścisku, bez rękawiczek, ogrzewały się wzajemnie. Długie szczupłe palce z niezwykłą czułością głaskały te krótsze, japońskie, najwięcej uwagi poświęcając zaczerwienionej od zimna skórze na kostkach i poszczególnych paliczkach. Wolne ręce ukryte były w kieszeniach kurtek, a nogi prawie po kostki brodziły w śniegu, niosąc ciała w tylko sobie znanym kierunku. Dwa głosy śmiały się na widok kłapiącego zębami pudla, który radośnie skakał po zaspach i łapał w brązowy pysk spadające z nieba płatki śniegu, zupełnie jakby dzięki zimie odmłodniał o co najmniej pięć lat. Cała sceneria wyglądała jak wyrwana prosto z bajki, a sytuacja aż prosiła o chwilę zapomnienia, kilka nieśmiałych spojrzeń bursztynowych oczu, ze dwa drętwe rosyjskie żarty, szczyptę melancholii i mnóstwo miłości. Dla Viktora była to idealna okazja na odrobinę flirtu z ukochanym.

- Yuu-...

- APSIK! - Głośne kichnięcie wydostało się z ciała Japończyka, przerywając starszemu jego nawet nie zaczęty miłosny monolog. Katsuki pociągnął zaczerwienionym nosem, wciskając go bardziej w kołnierz niebieskiej kurtki. Przez krótką chwilę narzeczeni nie odzywali się, a cisza między nimi była przerywana jedynie przez pojedyncze szczeknięcia Makkachina goniącego za jakimś bezpańskim kotem. Dopiero po kilku cennych sekundach legendarny łyżwiarz odzyskał rezon.

- Yuuri, złoto moje, przeziębiłeś się? Zimno ci? Gdzie masz szalik? - Nikiforov zasypał swojego podopiecznego serią pytań, przez którą brunet tylko się speszył.

- Zostawiłem go w domu... A-ale nic mi nie jest, to tylko katar! - zapewnił od razu, wiedząc doskonale, że znowu sprawia niebieskookiemu jedynie same problemy. Spuścił więc wzrok aż na swoje buty, ukrywając połowę twarzy za grubymi szkłami okularów. Viktor westchnął cicho na ten gest, oznaczający tyle co "Jestem ciężarem, wiem. Przepraszam.", po czym bez zbędnych tłumaczeń odwiązał swój własny szal, owijając go zaraz wokół szyi partnera. Yuuri, zaskoczony tym nagłym ruchem, jak i również ciepłem viktorowego szala, spąsowiał soczyście, przez chwilę nie będąc w stanie wydobyć z siebie głosu.

- A w domu herbata i pod koc! - powiedział stanowczo, mimo to jego usta natychmiast ułożyły się w kształt małego serduszka.

- Viktor... - Ten ciepły ton głosu i nieśmiały uśmiech na japońskich wargach były zdecydowanie najlepszym podziękowaniem, o jakim legendarny łyżwiarz mógł tylko pomarzyć. Serce z rosyjskich ust powiększyło się, tak samo jak napęczniało w tamtym momencie to prawdziwe serce. Ramiona Nikiforova już-już miały objąć ciało młodszego i przygarnąć do swojej piersi, ale jak zawsze Katsuki musiał mieć w zanadrzu jakieś swoje "ale".

- Ale teraz tobie będzie zimno. - odezwał się ciemnowłosy, szybko rozplątując jeden koniec szalika, który zaraz zarzucił na szyję petersburżanina, owijając go dwukrotnie. Viktor, który jeszcze chwilę temu chciał zapewniać, że przecież przez rosyjską krew i treningi na lodowisku jest na tyle zahartowany, że pięć czy dziesięć minut na minusowej temperaturze mu nie zagrozi, na gest narzeczonego zdębiał kompletnie. Zawsze tak reagował, gdy dwudziestoczterolatek wykazywał chociażby szczątki pewności siebie, którą najczęściej wygrzebywał podczas występów na zawodach.

- Tak lepiej. Ten szal jest na tyle długi, że jeśli nie będziemy się oddalać od siebie, to możemy korzystać z niego obaj.

- Yuuri...

- Chodź już, Makkachin nam ucieka. - Ot, cały Yuuri. Mężczyzna, który w jednej chwili pewnością siebie potrafił zawstydzić pięciokrotnego złotego medalistę łyżwiarstwa figurowego, a w drugiej sam pąsowiał jak kwitnąca róża, w myślach zapewne przeklinając siebie za ową odwagę i zuchwałość. Takiego Yuuriego Viktor znał i kochał nad życie.

- Yuuri~! - Taran w postaci rosyjskiego sportowca spadł na Japończyka, przygniatając go do śniegu, na co ten zareagował krzykiem. Nie był jednak zły, czego dowodem był późniejszy śmiech i kilka całusów w szerokie czoło.

W końcu dla pary zakochanych nieistotne było zimno, śnieg czy przemoczone ubrania. Ważne pozostawały jedynie momenty, które, zupełnie jak szalik, dzielone były wspólnie.

Od autora:

783 słowa.

Cóż mogę powiedzieć... Osoby, które wpadły tu dzięki challenge'owi od naszej kochanej Dziab na pewno mnie znają albo chociaż kojarzą. A tych, którzy trafili tu przypadkiem - witam serdecznie w krótkim fanficku o tematyce Viktuuri. Oficjalnie na Wattpadzie posługuję się nazwą MałyZwyrolek, jednak zdarzało się, że ktoś pisał do mnie MZ, Zwyrolek albo Książę Hejtu. Jest to pierwsze dzieło, które zdecydowałem się opublikować, jednak nie jest to mój pierwszy twór i muszę przyznać, że nie jestem absolutnie zadowolony z końcowej wersji tego shota. Wydaje mi się płytkie i niedopracowane, ale ostateczną ocenę pozostawiam Wam, czytelnikom. Nad samym rozdziałem pracowałem prawie miesiąc z przerwami (ah, to pisanie w szkole między lekcjami c': ), ogarnięcie odpowiedniej okładki zajęło mi tydzień, a w tworzeniu jej pomogła mi wspaniała osóbka z technikum o profilu fototechnik, której projekt okładki udało się wcisnąć gdzieś między jazdą konną a zajęciami. Sam art z okładki pochodzi od Faiell, od której posiadam zgodę na wykorzystanie obrazka.

Jak na razie to wszystko z mojej strony. Możliwe, że w przyszłości pojawią się na moim profilu inne "dzieła", ale nie chcę zapeszać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro