9. touch me and i'll bleed your nose
Brienne upuściła miecz, który z brzękiem uderzył o piaszczysty brzeg morza i potarła piekącą dłoń, na której widniała już czerwona pręga rozciętej skóry. Zaklęła pod nosem, wyrzucając z siebie najgorsze przekleństwo jakie znała, podczas gdy Jaime posłał jej ten swój zarozumiały uśmiech i obiecała sobie, że więcej nie da mu tej satysfakcji.
Zdusiła w sobie chęć natychmiastowego uduszenia mężczyzny, pozbierała się i krążyła teraz wokół niego, czekając, aż wreszcie zakończy swój głupi rytuał przed walką, polegający na przerzucaniu miecza z ręki do ręki, żeby sprawdzić jego wagę i wyważenie. Brienne mruknęła zirytowana.
— Miecz nie różni się niczym od tego wczorajszego, Lannister. Dostałeś dokładnie ten sam — rzuciła zniecierpliwiona.
— Nie wiesz tego — odpowiedział łagodnie. — Może to jeden z tych cięższych.
— Dobrze wiesz, że tak nie jest.
Spojrzał na nią, ruchem głowy odrzucając z czoła włosy — długie, gęste, o barwie ciemnego złota, zdawało się jeszcze dłuższe, niż wtedy, gdy dziewczyna widziała go po raz pierwszy, wjeżdżającego na dziedziniec w towarzystwie Renly'ego Baratheona, jeśli tylko było to możliwe, żeby w przeciągu niespełna półtora tygodnia aż tak bardzo urosły. Brienne zaczerwieniła się gwałtownie, dostrzegając przy tym ruchu do tej pory osłonięty skrawek bladej skóry na karku. Tak bardzo pragnęła znowu zanurzyć palce w jego lokach, przeczesać i przygładzić je dłonią, albo chociaż odgarnąć mu z oczu za długie kosmyki.
Uśmiechnął się do niej, leniwie, niczym kot, mrużąc przy tym zielone oczy z namysłem i wyczekiwaniem. Brienne poczuła, jak robi jej się gorąco, ale mężczyzna wreszcie po raz ostatni podrzucił miecz w dłoni i stanął na wprost niej, przyjmując pozycję, szybko, zdecydowanie i z wdziękiem, którego za nic nie potrafiła mu odmówić. Jego uśmiech w jednej chwili z przepełnionego wyższością stał się wyzywający i Brienne rzuciła się do ataku.
Wygrał jeden, dwa pojedynki, kolejny przegrał i znów zwyciężył w następnym, zanim nie zdecydowali o przerwie w treningu i jednakowo zdyszani nie opadli na piasek przy jednej z wydm, którą porastały ponadto gęste kępki trawy. Ostatnio właśnie do zatoczki przesłoniętej klifem, gęstymi krzakami czeremchy i leśnych jagód chodzili, żeby trenować, z dala od wścibskich spojrzeń i niepotrzebnego, stale niesłabnącego zainteresowania. Tam też spędzali czas po walce, przekomarzając się, dokuczając sobie wzajemnie, albo po prostu rozmawiając.
Brienne odwróciła głowę, patrząc na Jaimego, który sięgnął po bukłak z wodą i pociągnął zeń kilka długich łyków, odchylając głowę w tył. Dziewczyna powiodła wzrokiem po krzywiźnie jego podbródka, szyi, aż do karku, skrytego za zasłoną złotych włosów. Zdecydowanie za długich. Siedział tuż obok niej, piękny prawie tak samo jak bóg wyrzeźbiony z marmuru. Walczyli długo, a on ani trochę się przy tym nie spocił. Ona sama czuła się brudna i sponiewierana, po tym jak trzy razy położył ją na ziemi. W ubraniu i włosach miała pełno piasku, ze splecionego rano warkocza wysunęły się pojedyncze kosmyki, opadające jej teraz na czoło i twarz, a upstrzone piegami policzki pokrywał rumieniec, który zawsze długo się utrzymywał.
Brienne opuściła wzrok na klingę, której dotąd nie wypuściła z dłoni i obróciła miecz, opierając go sztychem o sypki piasek. Nie powinna tak o nim myśleć. To nie było w porządku.
— Byłeś już kiedyś z dziewczyną?
Coś w twarzy Jaimego drgnęło.
— Tak — odpowiedział, nie patrząc na nią, ale Brienne chciała tylko wiedzieć, czy to wszystko, co o dzieleniu z kimś łoża powiedziała jej septa, jest prawdą, czy nie. A jemu mogła ufać, że jej nie okłamie.
— Jak było?
Zarumienił się.
— To miłe.
— Dla mężczyzny.
— Dla kobiety też, albo coś jest nie w porządku.
— To bolesne. Dla kobiety.
— A boisz się bólu?
Brienne potrząsnęła głową.
— Sam akt jest... właściwie... prawie nudny. Ale, szczerze mówiąc, ja... lubię... to znaczy nie... — Z westchnieniem przeczesał włosy palcami i zaklął. — Byłoby o wiele prościej z tobą o tym rozmawiać, gdybyś była prostą dziewką z tawerny. Ale ty jesteś lady i...
— Żadna ze mnie lady — odpowiedziała, nie podnosząc wzroku.
— Rzeczywiście, trzeba przyznać, że dziwna z ciebie dama.
Odwróciła się od niego bez słowa, zaciskając mocno dłoń na rękojeści miecza. W jakiś dziwny sposób przypominała mu Tyriona, choć na pierwszy rzut oka wydawałoby się, że trudno by znaleźć dwoje bardziej różniących się od siebie ludzi.
— Nie chciałem cię obrazić, Brienne. Wybacz mi. Kiedy inni mówią o — Jaime odetchnął głębiej — o spaniu z kobietą — brzmi to tak, jakby byli spragnieni przez całe życie i wreszcie napili się wody. Ale tak nie jest. Równie dobra jest walka. Lepsza.
— Dlaczego mnie wtedy pocałowałeś?
Jaime uśmiechnął się lekko, wpatrzony w horyzont, w miejsce, gdzie niebo ginęło w toni szafirowych wód wyspy. Przez chwilę słychać było tylko szum spienionych fal pieszczących lekko piaszczysty brzeg i wiatr kołyszący lekko źdźbłami traw, zanim odpowiedział:
— Dałem się ponieść emocjom.
— A czy... chłopak... mężczyzna... nawet jeśli nie żywi do jakiejś kobiety żadnych uczuć... potrafiłby ją pocałować? Jesteście do czegoś takiego zdolni?
— Jeśli mam być szczery, to wielu potrafiłoby pocałować kobietę z ciekawości lub pod wpływem impulsu, nawet gdyby jej nie kochali. Inaczej nie byłoby domów uciechy. Tyle, że nie wszyscy są tacy. Istnieją mężczyźni, którzy wierzą, że powinni całować się tylko z dziewczynami, do których coś czują. Na przykład ja. — Odwrócił głowę, by spojrzeć na nią z tym samym rozbrajającym uśmiechem, który posyłał jej przy ich pierwszym spotkaniu i potem, na uczcie. — Odpoczęłaś? — zapytał z cieniem irytacji w głosie, nie czekając na reakcję. — Gotowa na więcej?
Brienne skinęła głową, podnosząc się z miejsca. Zwarli się znów w tańcu, w rozpaczliwej walce o dominację, dobierając kroki do muzyki mieczy, do szczęku stali, kiedy ostrza zderzały się w pocałunku. Wymieniali między sobą cięcia, pchnięcia i uniki, dopóki jedno nie wzięło góry nad drugim. Stal zadźwięczała czysto, gdy Brienne uderzyła, przyblokowała Jaimego i rozbroiła. Jego miecz turniejowy z pluskiem wylądował na płyciźnie, leniwie uniesiony kolejną falą, zgarniającą piasek znad brzegu w błękitną otchłań.
Nie podniósł go, stał wciąż w miejscu, nie odrywając od niej wzroku, aż Brienne poczuła się nieswojo.
— Podnieś miecz, ser — odezwała się w końcu.
— W zbrojowni macie ich o wiele więcej.
Jaime z westchnieniem przysiadł z powrotem na trawie i ułożył się na piasku, wsparty plecami o wydmowe wzniesienie. Ostre promienie słońca zalśniły refleksem w jego włosach, sprawiając, że na tle jasnej zieleni trawy i ciepłego koloru piasku wyglądały niemal jak płynne złoto. Brienne przełknęła ślinę, rumieniąc się znowu. To naturalne — powiedziała sobie stanowczo. Ona nie była ślepa, a on był przystojny. Wielu mężczyzn było. Żeby ukryć zażenowanie, zgrzytnęła zębami z irytacją.
— Powinieneś mieć więcej szacunku dla swoich rzeczy — warknęła, wchodząc po kostki do chłodnej morskiej wody, żeby podnieść klingę i niedbale rzuciła w niego mieczem, aż podskoczył zaskoczony, żeby złapać mokrą stal w obie dłonie. — Nic cię nie obchodzi — rzuciła chłodno. — A już najmniej ty sam i twoje uczucia.
— Skąd w tobie taka złość na mnie? Nic mi nie wiadomo, bym wyrządził ci jakąś krzywdę. Nawet z ciebie nie drwiłem, bo uwierz mi, gdybym naprawdę chciał z ciebie drwić, włożyłbym w to znacznie więcej wysiłku.
— Skrzywdziłeś wielu innych. Tych, których poprzysiągłeś strzec. Słabych, niewinnych...
— ...króla? — Wszystko zawsze wracało do Aerysa. — Nie próbuj osądzać tego, czego nie rozumiesz, dziewko.
— Nazywam się Brienne. Nie dziewka.
— A ja mam na imię Jaime, nie Królobójca.
— Chcesz się wyprzeć tego, że zabiłeś króla?
— Nie. A czy ty chcesz się wyprzeć swojej płci? Jeśli tak, to rozwiązuj spodnie i udowodnij mi, że się mylę. — Uśmiechnął się do niej niewinnie. — Prosiłbym cię, żebyś rozchyliła gorsecik, ale sądząc po twoim wyglądzie, to niczego nie dowiedzie.
— Dlaczego złożyłeś tę przysięgę? — zapytała. — Po co przywdziewałeś biały płaszcz, jeśli zamierzałeś zdradzić wszystko, co sobą reprezentuje?
Po co? Czy mógł jej udzielić jakieś odpowiedzi, którą by zrozumiała? Prawda nie przypadłaby jej do gustu.
— Byłem piętnastoletnim chłopcem. Dla kogoś tak młodego to wielki zaszczyt.
— To nie jest żadna odpowiedź — rzuciła wzgardliwie. — Aerys był szalony i okrutny, nikt temu nie przeczy. Mimo to pozostawał królem, ukoronowanym i namaszczonym. A ty przysiągłeś go bronić.
— Wiem, co przysiągłem.
— Być rycerzem to rzadki i cenny dar — stwierdziła. — Zwłaszcza rycerzem Gwardii Królewskiej. Tylko niewielu go otrzymuje, a ty nie potrafisz tego uszanować. Aleś ty dziecinny.
— Jestem rycerzem, rycerzem Gwardii Królewskiej — byłem tam, w stolicy na kontynencie, gdy miasto upadało pod rządami szaleńca, podczas gdy ty tutaj bawiłaś się mieczem, słuchałaś pieśni i pogrążałaś w głupich, naiwnych marzeniach o rycerstwie. Nie masz prawa mówić mi o dojrzałości, podczas gdy sama dajesz się rozstawiać po kątach ślepo wpatrzona w ojca.
Brienne zacisnęła dłonie w pięści, a zaraz potem schyliła się, żeby zgarnąć całą garść mułu i rzucić nim prosto w mężczyznę. Jaime zamrugał zaskoczony, gdy błoto rozprysło się na jego piersi, brudząc aksamitny czerwony kaftan ze złoceniami.
— Nie waż się mówić w ten sposób o moim ojcu — warknęła przez zaciśnięte zęby.
Nawet patrząc na niego, nie potrafiła powiedzieć, czy bardziej był na nią wściekły czy rozbawiony tym co zrobiła.
— Dotknij mnie, a rozkwaszę ci nos — ostrzegła go tylko krótko, gdy zrobił krok w jej stronę.
Jaime powoli ukucnął, zgarniając muł z dna morza tuż przy brzegu.
— Lannister...
— Przecież cię nie dotknąłem — odpowiedział, zdecydowanie zbyt radośnie.
Rzucił się na nią, z garścią pełną mokrego piasku i przez chwilę tylko ganiali się po brzegu morza, rozchlapując wodę i ciskając w siebie błotem, dopóki Jaime nie poślizgnął się na kamieniu, łapiąc ją przy tym odruchowo wpół i oboje przewrócili się, lądując z pluskiem w wodzie. Brienne zachłysnęła się i wypluła to co miała w ustach, żeby zaraz potem znowu rzucić w niego piaskiem. Gdzieś w międzyczasie rzeczywiście musiała go uderzyć, bo z nosa lała mu się krew. Nie mogła się jednak pozbyć uczucia satysfakcji, które ogarnęło ją na moment, gdy patrzyła na Jaimego, zupełnie zaskoczonego i oniemiałego rozwojem sytuacji, którą w końcu sam zapoczątkował. Pocałował ją potem po raz drugi, zaprzeczając w ten sposób wszystkim swoim słowom, wszystkiemu, co od niego usłyszała tego dnia.
Cersei Lannister była wściekła, gdy wrócili wreszcie do Wieczornego Dworu po kąpieli w morzu, oboje oblepieni schnącym powoli mułem, w wilgotnych ubraniach, Brienne na bosaka, a mężczyzna z zaschniętą krwią na twarzy, ale Jaimem wciąż wstrząsały sporadyczne napady śmiechu, jakby ich walka wręcz w mokrym piasku i morskiej wodzie była najzabawniejszą rzeczą, jaka go kiedykolwiek spotkała. Brienne również nie potrafiła ukryć rozbawienia, ilekroć spoglądała w jego stronę. Selwyn spojrzał tylko najpierw na swojego gościa, potem na córkę i postanowił nie pytać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro