Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Szach mat.




– Szach...

Prawda jest taka, że nikt nie lubi przegrywać. Nie ważne kto, kiedy i jak bardzo by się wypierał, uczucie porażki prędzej czy później dosięgnie każdego człowieka, mniej lub bardziej go przytłaczając. To niby normalne, bo gdyby nie fakt, że zawsze będzie ktoś gorszy choćby o jedno miejsce, wygrana nie miałaby tak przyjemnego i słodkiego smaku.

Mam rację?

Oczywiście, że tak.

Sęk w tym, że niezależnie od tego, jak bardzo bym się starał – zawsze ja byłem tym gorszym kimś. I to nie tak, że celowo robiłem z siebie największą ofiarę losu, okej? Nie. Po prostu w moim życiu była taka osoba, która najzwyczajniej w świecie nie akceptowała mojego sukcesu. Ot tak, bez głębszego uzasadnienia lubiła się nade mną znęcać i zabierać mi wszystko sprzed nosa. Zazwyczaj wyglądało to tak, że kiedy w końcu coś mi się udawało, zaraz skutecznie starał się to zadeptać i udawać, że nic się nie wydarzyło, nadal uprzykrzając mi... Wszystko, tak na dobrą sprawę. Jakby to, że na chwilę przestałem uchodzić za życiowego nieudacznika było tak niespotykane oraz dziwne, że aż zakazane. I – szczerze? – dzięki niemu właśnie takie się wydawało. Mógłbym przebiec cały maraton w godzinę bez ani jednej przerwy, ale to i tak byłoby drugie miejsce, bo mimo, że na co dzień nie chce mu się ruszyć dupy do sklepu, to wykrzesa z siebie resztki sił, aby być ode mnie lepszym choćby o tę pieprzoną milisekundę.

Ach, jest jeszcze jeden mały szczegół.

Wspominałem może, że mowa tu o moim chłopaku?

– ...mat.

Zwinnym ruchem złapał swoją damkę między dwa palce i przeciągając ją wzdłuż skośnie ułożonych kratek, zepchnął na podłogę mojego króla, perfidnie się przy tym uśmiechając. Po niewielkim pomieszczeniu rozeszło się ciche stuknięcie drewnianej bryłki o podłoże, co sprawiło mu jedynie jeszcze większą satysfakcję, a ja z zażenowania spuściłem głowę i mruknąłem coś niezrozumiałego pod nosem.

– Co tam mówisz? Nie słyszę, mógłbyś wyraźniej? – zakpił białowłosy i oparł się o fotel, zakładając ręce za głowę. Kiedy przymknął oczy, przez myśl przeszło mi, żeby skorzystać z okazji i go jakoś skrzywdzić, tak żeby zetrzeć mu ten uśmieszek z ust, ale koniec końców zrezygnowałem. Pewnie oddałby mi dwa razy mocniej, a ja miałem plany na resztę swojego życia i bynajmniej nie wiązały się one z długotrwałą kontuzją którejś z kończyn.

– Jesteś okropny – burknąłem pod nosem i obrażalsko skrzyżowałem ręce na klatce piersiowej, posyłając mu nieco smutne spojrzenie.

Brawo, Park. Zachowanie godne sześciolatka.

Ale co miałem zrobić, hm? Nie pozostało mi nic, tylko pokazywać mu na każdym kroku, jak bardzo jestem niezadowolony z całego obrotu sprawy. Nie wiem nawet, dlaczego zgodziłem się na tą głupią grę, skoro od początku byłem pewien, że przegram. Jak zawsze, zresztą. Tym bardziej, że stawką było pójście na lodowisko. Rozumiecie?

Pieprzone lodowisko, czyli coś, co stoi na szczycie mojej hierarchii nienawiści!

– Powinienem chyba zacząć sobie odznaczać, ile razy w ciągu dnia mi o tym przypomnisz, bo ostatnio zdarza ci się to zadziwiająco często. – Yoongi zaśmiał się, a zaraz potem przysiadł obok mnie i położył mi rękę na kolanie. – Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę – powiedział, spoglądając na mnie. To był całkowicie inny wzrok, niż zazwyczaj. Taki... Nawet nie wiem, jak mógłbym go określić. Po prostu wyglądał, jakby naprawdę sprawiło mu to dużą radość. – Ty też powinieneś. Nie będzie aż tak źle... Jak mi nie podpadniesz, to może nawet nie zaliczysz gleby.

– Ale mi pocieszenie – warknąłem.

Starszy pogładził dłonią mój nadgarstek, lekko zbliżając do siebie nasze twarze. Miał nieodgadniony wyraz twarzy i nie wiedziałem, co zamierzał zrobić, więc zacząłem snuć teorie na ten temat. Może chciał mnie uderzyć i zabrać tam siłą? Albo zacząć szantażować? Przełknąłem głośno ślinę i cały zesztywniałem, napotykając się na jego proszące spojrzenie.

Okej. Nie byłem pewien, czy brał mnie na litość czy faktycznie zależało mu na tym aż tak bardzo. Pamiętam, jak ostatnim razem wybraliśmy się razem na łyżwy. To było jeszcze przed naszym, um... Zejściem się? Wtedy jeździł dobrze, a przynajmniej lepiej ode mnie. Nie, a tak serio, to w tym aspekcie każdy radził sobie bardziej niż ja. Darzyłem ten sport szczerą nienawiścią, a Min o tym wiedział.

No cóż... Ale jeśli naprawdę miało sprawić mu to przyjemność, to ten jeden raz mogłem się zgodzić.

Ten jeden raz, pewnie. Zawsze to samo.

Jednak wszystko co mówił, wydawało się być naprawdę szczere, a jego nadzwyczajnie łagodny wyraz twarzy i małe iskierki w oczach działały na mnie rozczulająco.

– To co? Zgadzasz się?

– No, a mam inne wyjście? Zakład to zakład – sapnąłem, podnosząc jedną brew. Moje kąciki ust również mimowolnie uniosły się ku górze.

Usłyszałem z jego strony westchnięcie, a następnie stłumiony pomruk.

– Wiedziałem, że w końcu ulegniesz, Jiminie. – Mina starszego momentalnie się zmieniła i błagalne spojrzenie przerodziło się w cwany uśmieszek. Odsunął się nagle, aby wstać i ruszyć w stronę łazienki, przelotnie spoglądając na moją twarz. Były to zaledwie ułamki sekundy, ale ja doskonale widziałem ten cyniczny błysk w jego oku.

Czyli jednak litość.

Co za gnida.

▼∆▼

– Przeziębisz się.

Białowłosy z niewielkim uśmiechem na ustach się do mnie zbliżył, owijając moją szyję mięciutkim szalikiem w kratkę. Prychnąłem cicho, aby pokazać mu, że nadal jestem bardzo niezadowolony z całej tej sytuacji. Pomimo to jednak, ciepło rozlało się po moim ciele, kiedy chłopak szczelnie okrył mnie czerwonym materiałem. Nawet jeśli wiedziałem, że chciał się tylko przymilić, i tak sprawiło mi to radość. Nie okazywał mi takich czułych gestów zbyt często, może dlatego ucieszyłem się trochę bardziej, niż normalnie... Oczywiście, nie dając tego po sobie poznać.

Dla niektórych „czuły" pewnie wyda się nieco przesadzonym określeniem dla tak błahej sprawy. Ja jednak wiedziałem, że jak na Yoongiego, to było bardzo kochane, serio.

On był jak kamień. Wiecznie z taką samą, znudzoną miną, jakby dla każdej napotkanej osoby obmyślał plan mordu. No cóż, ale trzeba przyznać, że był ładnym kamieniem... Kiedy zobaczyłem go po raz pierwszy, byłem niemalże pewny, że uroczy wygląd chłopaka odzwierciedla jego charakter. Gdybym zaufał staremu porzekadłu, mówiącemu, że pozory mylą, ominąłbym go wtedy szerokim łukiem. Już na pierwszym spotkaniu mi się oberwało. Jak to w ogóle możliwe, że osoba o tak drobnej posturze i łagodnych rysach twarzy ma gorszy charakter, niż połączenie upierdliwej teściowej z typową, szkolną gwiazdką, która zawsze wygrywa i ma to, co chce?

Mnie też sobie wziął. Nie mam pojęcia, jak to zrobił, ale na dodatek przez ponad dwa lata zdołał przy sobie utrzymać. I pomimo tych wszystkich dziwnych akcji, które z perspektywy trzeciej osoby nie miały nic wspólnego z miłością, nie zapowiadało się na to, aby kiedyś puścił.

– Nie podlizuj się. Oboje wiemy, że za niecałe pół godziny nawet nie przejdzie ci przez głowę to, że mógłbym zachorować – rzuciłem urażony. – Podczas gdy ja będę starał się nie stracić zębów, ty będziesz zbyt zajęty nabijaniem się ze mnie. Mam ci przypomnieć, jak skończyło się ostatnio?

– Daj spokój, to był jednorazowy wybryk – roześmiał się. Przypomnienie tamtego dnia z pewnością sprawiło mu dużo radości i satysfakcji. – Zmieniłem się, Jimin.

– Jasne, tak mi mów. – Posłałem mu zrezygnowane spojrznie. – Poza tym we dwójkę idziemy tam dopiero drugi raz, więc nawet nie próbuj tłumaczyć się „jednorazowym wybrykiem"... Ale gdybyś w przeszłości miał ku temu więcej okazji, z pewnością ponownie byś mnie wyśmiał. Mam rację?

Yoongi pokręcił głową z wyraźnym rozbawieniem i chwycił leżące na półce kluczyki do auta.

– Poczekam na ciebie w samochodzie – oznajmił, mijając mnie w przejściu. – Pośpiesz się, bo chyba nie chcesz się spóźnić, hm?

Marzę o tym.

Droga minęła szybko. Zbyt szybko. Byłem zawiedziony faktem, że przez te głupie pół godziny nie zdołałem wymyślić na tyle dobrego pretekstu, aby dał mi spokój. Nie, żebym cały czas obmyślał plan zniszczenia jego samochodu... Jestem grzecznym chłopcem, jasne? Czasami po prostu trzeba.

Wydąłem dolną wargę, gdy zaparkowaliśmy przed ogromnym budynkiem.

– Yoongi-ah – zacząłem, siląc się na najbardziej beznadziejny ton głosu. – Chyba zapomniałem łyżew.

Chłopak spojrzał na mnie jak na idiotę.

– Ty nie masz łyżew.

Noicoztegoprzestańsięczepiaćkurduplu.

– Zawsze warto spróbować. – Spuściłem głowę i westchnąłem teatralnie.

– Nie martw się, marcheweczko. Wypożyczysz – powiedział wesoło i poczochrał mnie po włosach, przez co kilka kosmyków opadło mi na oczy. Świetnie. Nie dość, że muszę tu być, to jeszcze niszczy mi moją idealną fryzurę.

Zmierzyłem go wzrokiem i wysiadłem z auta, trzaskając drzwiami w geście frustracji. Tak, to moja dusza cierpiała, a za chwilę miałem jeszcze obić tyłek na tym cholernym lodowisku.

– Złość piękności szkodzi. Chociaż tobie już chyba nic nie grozi. – Min mrugnął w moją stronę i otworzył bagażnik, unosząc czarną klapę do góry.

Nie łgaj. Kochasz tą twarz.

– Strasznie dramatyzujesz, wiesz? – zapytał, nie dając mi czasu na odpowiedź i przewiesił przez ramię torbę ze swoim skarbem. Czasem miałem wrażenie, że dbał o swoje łyżwy bardziej niż o mnie.

Auć.

– Ty za to masz dzisiaj niebywale dobry humor – odparłem zgryźliwie, choć tak naprawdę cieszył mnie ten fakt. Ale shh, on się o tym nie dowie.

– No mam. – Uśmiechnął się szeroko i pociągnął mnie za rękaw w stronę głównego wejścia. Przeżegnałem się w myślach i przekroczyłem próg drzwi, od razu rozglądając się po wnętrzu. Wyglądało przytulnie, prawdopodobnie za sprawą ciemnobrązowych, skórzanych kanap, ścian w odcieniach beżu i porozstawianych gdzieniegdzie miniaturowych drzewek w doniczkach.

Kto jak kto, ale ja aż za dobrze wiedziałem, że pierwsze wrażenie bywa mylne.

Całe szczęście, w środku nie było wiele ludzi. Co prawda mało też nie, ale z tego co słyszałem od Yoongiego, czasem ciężko było się tu jakkolwiek poruszyć albo dotrzeć do kas. Może jednak ten ktoś u góry się nade mną zlitował i postanowił nie kompromitować mnie przed tłumem.

Szybko uwinęliśmy się z kupnem biletów i przeszliśmy do innego, zdecydowanie chłodniejszego pomieszczenia. Było równie duże, co tamto, ale różnica polegała na tym, że wszędzie znajdowały się ławki, a na nich ludzie zmieniający obuwie.

– Idź wypożyczyć łyżwy – polecił starszy i skinął głową w stronę okienka i siedzącego w nim mężczyzny.

Przytaknąłem i bez zbędnych komentarzy zbliżyłem się do człowieka, który miał wręczyć mi te niewygodne buty z kawałkiem metalu wszczepionym w podeszwę.

– Rozmiar? – zapytał, kiedy długa kolejka przede mną zniknęła.

– Trzydzieści siedem. – Skinąłem w jego stronę i już z parą łyżew w rękach wróciłem do chichrającego się Yoongiego. – Jakiś problem?

– Ależ skąd – odpowiedział, starając się zachować względną powagę.

Bardzo śmieszne.

Och, dlaczego to mnie upatrzył sobie na swoją ofiarę? To ludzie nazywali miłością? W takim razie ja się wycofuję.

To znaczy, kocham go. Oczywiście, że kocham, ale...

– Po prostu twoje stopy są urocze.

– Huh?

– No wiesz... Takie malutkie.

Żartowałem. Czym ten nieznośny krasnal zasłużył sobie na moją miłość?

– Zamknij się.

– Ja ciebie też. – Trącił mnie ramieniem i zabrał się za wiązanie sznurówek. – Mówiłem serio, to rozczulające.

– Ja też mówiłem serio. Możesz się zamknąć.

Pierwszy raz od dawna mnie posłuchał i faktycznie zamilkł. Widziałem kątem oka, jak powstrzymuje się przed jakimś złośliwym komentarzem, gdy mocowałem się z zapięciem tego dziadostwa.

– Idziemy? – zapytał, podając mi rękę.

Prychnąłem cicho, chcąc pokazać mu, że sam dam sobie doskonale radę. Szkoda tylko, że kiedy zrobiłem pierwszy krok, straciłem równowagę i wylądowałem twarzą na zimnej, mokrej i zbitej wykładzinie.

– Co ty wyrabiasz, Jimin? – Yoongi od razu przy mnie kucnął, starając się stłumić w sobie chichot.

Zbyt długo go znałem i nie ważne, jak bardzo by się tego wypierał, wiedziałem o nim więcej, niż ktokolwiek inny. To jasne, że nad jakąkolwiek pomocą przeważała chęć wyśmiania mnie.

– Próbuję przybić czołem piątkę z podłogą, nie widzisz? – warknąłem ironicznie i podniosłem się z kolan, zniecierpliwiony ciągnąc chłopaka do wejścia na lodowisko. Po drodze musiałem rozmasować sobie obolały policzek, modląc się o to, aby nie znaleźć jutro na twarzy żadnego siniaka. Już nawet nie obchodzili mnie ludzie, którzy wgapiali się we mnie, jakbym właśnie zrobił niewiadomo co, a przecież tylko się wyrąbałem. Dość spektakularnie, ale halo, ludzka rzecz, tak?

Stanąłem przy bandzie i dokładnie zbadałem wzrokiem całą salę. Jedynie ja oraz kilka pojedynczych osób nie znajdowaliśmy się jeszcze na lodzie.

Westchnąłem krótko, stawiając pierwszą stopę na zimnej, twardej i przede wszystkim śliskiej powierzchni. Nadal kurczowo trzymałem się plastikowej barierki, żeby nie stracić równowagi, ale nawet to nie było w stanie zapewnić mi większego bezpieczeństwa. Wystarczyło odjechać zaledwie kilka metrów od bramki i już walczyłem o przetrwanie, zaczynając się niebezpiecznie chwiać. Prawdopodobnie gdyby nie obejmujące mnie w pasie ręce, nie udałoby mi się ponownie stanąć do pionu i mój tyłek byłby boleśnie stłuczony.

– Dobrze się czujesz? – Spojrzałem na uśmiechniętego Mina, jednak nie strzepnąłem jego dłoni ze swojego brzucha. Pozwoliłem na to, aby obejmował mnie z wielu powodów; choćby dlatego, że było zimno, a ja nadal nie czułem się pewnie mając na nogach łyżwy, więc mój chłopak stanowił dla mnie pewnego rodzaju przenośną poręcz. No i lubiłem się do niego przytulać, ale to oczywistość. – Tu jest dużo ludzi – dodałem niechętnie.

– No i co z tego? Ja tylko uczę cię jeździć – odparł, wzruszając ramionami. Zadowolony skinąłem głową, jednak chwilę później poczułem, jak pomiędzy nas wdziera się zimne powietrze, więc doszedłem do wniosku, że postanowił się ode mnie odłączyć.

– Koniec lekcji jazdy na łyżwach? – Wydąłem dolną wargę, bojąc się sprawdzić, gdzie teraz jest Min. Zapewne gdybym przechylił głowę choćby o kilka stopni, zapomniałbym, że muszę utrzymać równowagę i zaliczyłbym glebę. Albo lód. Znowu. – To nie fair. Liczyłem na trochę dłuższe zajęcia.

Yoongi wysunął się do przodu i gładkim ruchem odwrócił twarzą w moją stronę. Zerknął jeszcze przez ramię, aby sprawdzić, czy przypadkiem w nikogo nie wjedzie i będąc pewnym, że droga wolna, wyciągnął przed siebie ręce na wysokość bioder.

– Złap się mnie – polecił, co niepewnie zrobiłem. Jego dłonie były przemarznięte i poczułem silną potrzebę, aby je ogrzać, jednak nie zdążyłem wcielić swojego planu w życie, ponieważ starszy pociągnął mnie do siebie. – Spokojnie – powiedział szybko, widząc moją zdezorientowaną minę. – Ja będę jechał do tyłu, przy okazji cię asekurując. Ty postaraj się po prostu nie upaść.

Pokiwałem głową, całkowicie zdając się na jego słowa. W sumie nie było aż tak źle – powoli brnąłem do przodu i nawet nie martwiłem się tym, że w każdej chwili mogę się przewrócić, bo nadal kurczowo zaciskałem palce na dłoniach Yoongiego.

– Widzisz, świetnie ci idzie – stwierdził w pewnym momencie, posyłając mi delikatny uśmiech. – Chcesz spróbować sam?

– Jeszcze nie. Tak jest dobrze.

Po kilku minutach jazdy w ten sposób wydawało mi się, że jestem już w stanie przejechać kilka metrów samodzielnie, jednak zdecydowanie bardziej przeważała moja zachcianka spędzenia jeszcze chwili na trzymaniu się z Yoongim za ręce. Co jakiś czas byłem trącany przez obcych ludzi i kątem oka widziałem też, jak jakieś dzieciaki się ze mnie śmieją, bo ledwo co stałem na lodzie, ale dopóki miałem przed sobą mojego osobistego instruktora, było dobrze. Właściwie ani trochę nie przeszkadzało mi to skupisko ludzi, wśród jakich się znajdowaliśmy i przestał mnie nawet irytować fakt, że trzykrotnie młodsza dziewczynka jeździ lepiej niż ja.

Choć spojrzenie zwrócone miałem na swoje niezdarne stopy, niemalże od razu zorientowałem się, kiedy chłopak wysunął dłonie z mojego uścisku. Odruchowo przeniosłem na niego swój zdziwiony wzrok, chcąc wyskoczyć z pretensjami, że nie odpowiada mi jego decyzja.

Hej, ja jeszcze nie skończyłem. Osobiście mógłbym spędzić tak resztę czasu, jaki nam pozostał. Szkoda, że Min nie załapał aluzji.

– Trochę samodzielności, Chimchim – zaśmiał się i zrównał tempo jazdy z moim.

Burknąłem niezadowolony pod nosem.

Mimowolnie złagodniałem, kiedy o mało co nie poleciałem do przodu, a ręka Yoongiego zdążyła mnie w porę złapać. Podziękowałem cicho i odchrząknąłem, czując, jak pieką mnie policzki. Wolałem zrzucić to na mróz, a nie fakt, że zsunął dłoń na moje biodro, delikatnie zaciskając tam palce.

Minęło może jakieś dwadzieścia minut, w trakcie których usłyszałem od niego kilka komplementów na temat tego, że jeszcze nie wybiłem sobie zębów, a gdy już wylądowałem na plecach, o dziwo pomógł mi wstać. Wyczuwałem w tym pewien podstęp, ponieważ nigdy wcześniej nie był dla mnie tak miły, ale postanowiłem to zignorować, dopóki wszystko faktycznie było dobrze.

– Dasz mi chwilę? – zapytał w pewnym momencie, tęskno spoglądając na drugą stronę lodowiska.

Westchnąłem cicho i przytaknąłem, przez co na jego twarzy pojawił się ogromny uśmiech. Kilka sekund później był już daleko ode mnie, gładko sunąc pomiędzy ludźmi.

Lubiłem go takiego i w tamtej chwili całkowicie przestałem żałować, że podczas naszej gry w szachy przegrałem. Wszystko to było warte szczerego uśmiechu, jakim obdarzył mnie przed chwilą, nawet moje spektakularne potknięcie się o powietrze jeszcze zanim w ogóle weszliśmy na salę. Nadal nie przepadałem za tym miejscem, to prawda, ale wtedy stwierdziłem, że mógłbym przychodzić tam codziennie tylko po to, aby stać przy bandzie i przez całą godzinę obserwować, jak sprawnie porusza się na lodzie. Wyglądał, jakby żaden ruch nie wymagał od niego najmniejszego wysiłku, a każdy jego mięsień od zawsze miał zaprogramowane, jak i kiedy powinien pracować, żeby wszystko tak idealnie współgrało. Patrzyłem na tego drobnego chłopaka, jego rozwiane włosy oraz ciało pędzące jakby po niewidzialnym torze i byłem szczęśliwy.

Byłem szczęśliwy, bo on też był.

Pomimo minusowej temperatury, od wewnątrz całego wypełniało mnie znajome ciepło i łaskotanie, nasilające się z każdym kolejnym uśmiechem, jaki od niego dostawałem.

Czyli jednak to jest miłość, huh? W takim razie za żadne skarby nie chcę się wycofywać.

Och, Jimin. W takich chwilach robi się z ciebie strasznie miękka klucha.

Pokręciłem głową, będąc zażenowany swoją osobą i oderwałem się od barierki, decydując na to, że sam do niego podjadę. Będąc kilka metrów od punktu mojej niedawnej asekuracji, uśmiechnąłem się zadowolony, jednak w duchu nadal błagałem, aby nikt we mnie przypadkiem nie wjechał. Znając moje szczęście, połowę drogi przejadę na twarzy.

Po minucie spędzonej na jeździe bez żadnej potyczki mogłem stwierdzić, że idzie mi całkiem nieźle. Uniosłem tryumfalnie jeden kącik ust ku górze, bo byłem z siebie naprawdę zadowolony i zacząłem szukać wzrokiem tego niskiego, białowłosego skrzacika, po którego w końcu się wybrałem. Biegałem wzrokiem po całej sali, ale pomiędzy taką ilością ludzi nie byłem w stanie nic dostrzec.

Opuściłem bezwiednie ramiona i ponownie spojrzałem przed siebie, kiedy z mojego gardła samoczynnie wydobył się urwany krzyk, stłumiony przez głośne łupnięcie na lód. Nim zdążyłem się zorientować, jest grane, usłyszałem przy uchu przeciągłe i bolesne jęknięcie. Wystraszony poczułem też, że pode mną nie ma zimnej powierzchni, a czyjeś drobne ciało.

Cholera.

Odskoczyłem do tyłu jak oparzony i spojrzałem na dziewczynę, którą – jak podejrzewam – nieźle poturbowałem. Brawo, Jimin! Chciałeś się wykazać i sprawdzić swoje umiejętności, a co ci z tego wyszło? Nieudolne morderstwo na niewinnej osobie.

Bogu dzięki, że nieudolne. Inaczej mogłoby być słabo.

– Przepraszam – powiedziałem zmieszany, podnosząc się z kolan i podając dziewczynie rękę. – Nie patrzyłem przed siebie, naprawdę nie chciałem...

– Nic się nie stało – przerwała mi ciemnowłosa, łapiąc się mojej dłoni. – Ja też nie uważałam.

– Wszystko w porządku? – wypaliłem, czując, jak moje policzki nabierają rumieńców. W odpowiedzi usłyszałem tylko cichy śmiech. Boże, co za wstyd. – W końcu cię przygniotłem, mogłem zrobić ci krzywdę.

– Jest dobrze, serio. Najwyżej przejadę się dziś do szpitala.

Już miałem się uśmiechnąć, kiedy dotarło do mnie ostatnie zdanie wypowiedziane z jej ust. Wbiłem w nią przerażone spojrzenie, przełykając głośno ślinę. O nie, czyli jednak skrzywdziłem niewinnego człowieka... Ja nie chciałem! Yoongi, gdzie jesteś? Potrzebuję pomocy!

– Hej, żartuję – roześmiała się, trącając mnie delikatnie w ramię. Zabolało trochę bardziej, niż oczekiwałem, prawdopodobnie przez to, że przed chwilą nieźle je sobie stłukłem. – Ale jeśli chcesz, możesz mi to wynagrodzić.

Chciałem coś odpowiedzieć, kiedy kątem oka zauważyłem, jak stojący za nowo poznaną dziewczyną Min obrzuca mnie oskarżycielskim spojrzeniem, a zaraz potem odwraca się na pięcie, kierując w stronę wyjścia. Przekląłem w myślach, domyślając się, że pewnie obserwował z boku całą sytuację i już miałem zerwać się, aby go zatrzymać, kiedy dotarł do mnie głos poszkodowanej.

– Wybaczę ci, jeśli zaprosisz mnie na kawę. Co ty na-

– Przepraszam, Noona, ale mój chłopak prawdopodobnie chce mnie zabić i zaraz mi ucieknie, muszę iść – rzuciłem tylko i pozostawiłem zdezorientowaną dziewczynę za sobą, próbując jak najszybciej przedrzeć się przez tłum ludzi.

Namnożyło się ich w tamtym miejscu tak dużo, że miałem wrażenie, iż celowo starają mi się uniemożliwić drogę Yoongiego.

Już pomijam fakt, że o mało co znów kogoś nie poturbowałem.

No, ale w końcu udało mi się przebić. Było ciężko, ale dałem radę! Zapomniałem nawet na chwilę o tym, że jestem największą sierotą, jaką ten świat widział, i się nie przewróciłem. Niestety kiedy już wyskoczyłem z tego lodowego piekła, nie mogłem stwierdzić, że osiągnąłem swój cel, bo wśród ludzi którzy postanowili sobie zrobić przerwę od jazdy, nigdzie nie dostrzegałem Yoongiego. Byłem skłonny zacząć podchodzić do obcych osób i pytać ich, czy nie widzieli nigdzie białowłosego kurdupla ze skwaszoną miną, ale w ostatniej chwili udało mi się wychwycić jego fioletowy szalik, znikający za zamykającymi się drzwiami. Szybko zmierzyłem w tamtym kierunku – co było naprawdę trudne w łyżwach – i nie patrząc nawet, co to za pokój, wtargnąłem do środka.

Ku mojemu zdziwieniu nie zobaczyłem tam nikogo, poza Minem. Wprawdzie pomieszczenie nie było zbyt duże, a na środku stał jedynie jakiś dziwny sprzęt, ale nie spodziewałem się tam takiej... ciszy. Ucieszyłem się, że chociaż tutaj moje uszy choć na chwilę odpoczną od krzyków ludzi i głośnej muzyki puszczanej na hali.

Słysząc przekręcanie zamka w drzwiach, Yoongi odwrócił się w moją stronę, obrzucając mnie przenikliwym spojrzeniem. Miałem nadzieję, że to nie działa jak w tych wszystkich filmach i właśnie nas tutaj nie zatrzasnąłem.

– Wyjdź – powiedział tylko.

– Nie mam zamiaru.

Chłopak przewrócił oczami i odszedł w stronę dziwnej maszyny, całkowicie mnie ignorując. Zagryzłem dolną wargę, wiedząc, że nie będzie łatwo.

W końcu to Yoongi.

– Co to za pomieszczenie? – zapytałem i zrobiłem kilka kroków w przód, chwilowo odpuszczając sobie dalsze brnięcie w naszą nadchodzącą kłótnię. Ale, jeśli mam być szczery, żyłem nadzieją, że uda mi się jej zapobiec.

– Dla personelu, czyli nie dla ciebie. Wyjdź, zdrajco.

– O ile dobrze się orientuję, to ty też tutaj nie pracujesz – mruknąłem, zakładając ręce na klatkę piersiową.

– Jakbyś nie zauważył, zazwyczaj bywam tu częściej, niż raz w tygodniu, więc zdążyłem zaznajomić się z tutejszymi ludźmi. – Był wyraźnie zirytowany mną, moimi pytaniami oraz samym faktem, że rozmawiałem przed chwilą z kimś, kto nie był nim.

Westchnąłem cicho.

– Naprawdę nie wierzę w to, że jesteś zazdrosny o taką błahostkę, Yoongi.

Kątem oka dostrzegłem, jak starszy zaciska dłonie w pięści.

To głupie, wiem, ale mimo wszystko sprawiło mi to satysfakcję. Już nawet nie patrzyłem, czy dostanę od niego w twarz i szybkim krokiem podszedłem do Mina (po drodze ściągając oczywiście te niewygodne, plastikowe łyżwy), który nadal stał jak słup i nie drgnął choćby o centymetr.

Na szczęście nie był na tyle obrażony, aby się do mnie nie odzywać.

– Jesteś mój, więc rozmawiasz tylko ze mną, a nie jakimiś głupimi laskami, które ślinią się, gdy tylko na nie spojrzysz – niemalże wysyczał, przez co odczułem jad utkwiony w jego głosie wewnątrz siebie. Ale to nie było bolesne, tylko raczej... Pobudzające. Działało jak zastrzyk z adrenaliną, który momentalnie sprawił, że krew zaczęła we mnie buzować.

Uśmiechnąłem się cwanie pod nosem, co chyba zdenerwowało go jeszcze bardziej. Mogłem to wywnioskować na przykład po jego spojrzeniu, które stało się tak ostre, jakby schowane w nim były dwa sztylety.

– Zrozumiałeś?

Tak, zazdrośniku.

Pokiwałem delikatnie głową.

– Ach, to miłe z twojej strony, że jednak się mną interesujesz – zacząłem, nie spuszczając wzroku z jego twarzy – ale nie myślisz chyba, że byłbym skłonny zwrócić uwagę na kogoś innego, mając ciebie, hm? – Moje usta przez cały czas wykrzywione były w przebiegłym uśmiechu, a ręka „przypadkiem" powędrowała na biodro białowłosego.

Wzdrygnął się na ten gest, ale zaraz jego mina ponownie zamieniła się w niczym nieruszony kamień, jednak udało mi się dostrzec pewien istotny (a nawet bardzo) szczegół.

Łamał się. Powoli odpuszczał swojej zaborczości i chociaż walczył, w końcu się poddawał.

To był moment, w którym miałem przewagę.

Mogłem wygrać.

– Nie wierzysz mi, co? – zapytałem, kiedy zacząłem się niecierpliwić. Mógłby odpuścić sobie już teraz, bo przeciąganie całej sprawy działało mi na nerwy. – Naprawdę, możesz być spokojny. Powiedziałem jej, że mój chłopak jest zazdrosny i muszę iść go poszukać, bo nie będę miał jak wrócić do domu.

Zamrugał kilkakrotnie, lekko ożywając na tą wiadomość.

– Serio?

– Nie dosłownie, ale coś w ten deseń. – Zaśmiałem się, przez co dostałem od niego w brzuch. Co prawda delikatnie, jednak nadziałem się wcześniej na kolano owej dziewczyny, więc... No, sami rozumiecie.

Zacisnąłem delikatnie palce na materiale koszulki chłopaka i wzruszyłem ramionami, gdy napotkałem się na jego nieodgadnione spojrzenie.

Nie był zaskoczony ani zmieszany. Za tą osłoną obojętności kryło się coś jeszcze, a ja jeszcze dzisiaj zamierzałem to stamtąd wydrzeć.

Rozejrzałem się po pomieszczeniu i niezauważalnym ruchem (który on dziwnym sposobem zauważył) przyciągnąłem go bliżej siebie, zatrzymując wzrok na maszynie, o której zdążyłem wcześniej wspomnieć.

– Co to tak właściwie jest?

– Na tym ostrzysz łyżwy. – Przewrócił oczami i pociągnął za skrawek mojej koszuli w dół, widocznie nie mogąc znieść faktu, że stoimy tak blisko siebie. I to wcale nie tak, że celowo napierałem na niego swoimi biodrami.

Lubiłem się z nim bawić.

– I w akcie złości przyszedłeś tutaj, żeby naostrzyć swoje łyżwy, tak? – zakpiłem, uważając całą tą sytuację za śmieszną.

Znów spojrzałem w jego czarne tęczówki, jednak teraz nie zauważyłem tam sztyletów, a ogień. Żywy płomień, czekający na odpowiednią okazję do tego, żeby wybuchnąć, zabierając ze sobą jak najwięcej ofiar.

– Kurwa, Park, naprawdę to cię teraz najbardziej interesuje?

I w tamtym momencie chciałem mu oznajmić, że nie, tym razem to nie ja będę ofiarą, ale uniemożliwił mi to w zbyt gwałtowny i brutalny sposób, abym mógł cokolwiek z siebie wydusić. Odebrał mi jedyną możliwość powiedzenia czegokolwiek, a gdy tak nachalnie napierał swoimi ustami na moje wargi, powoli odcinał także mój dopływ tlenu. A może to ja po prostu zapomniałem na chwilę, na czym polega oddychanie?

A, zresztą. Pieprzyć to.

Nie chciałem mu dawać żadnej satysfakcji, więc przejąłem kontrolę nad naszym pocałunkiem, wplątując w to swój język. Zacząłem pchać go do przodu, nie wiedząc nawet, co za nim się znajduje i czy na nic nie wpadnie, ale jedynym, na co trafiliśmy, była ściana, do której mój chłopak był obecnie przyszpilony, delikatnie mówiąc.

Może i byłem tym na dole, może i to mnie zawsze potem bolał tyłek, ale to wcale nie zabraniało mi od czasu do czasu choć minimalnie przejąć kontroli, prawda? Doskonale wiedziałem, że po upływie kilku chwil znów zostanę zdominowany, więc korzystałem z okazji.

– Hyung... – jęknąłem pomiędzy urwanymi pocałunkami, napierając kolanem na jego krocze. – Wróćmy do domu, proszę.

– Dlaczego nazywasz mnie hyungiem tylko wtedy, kiedy czegoś chcesz? – Yoongi uchylił swoje dotychczas przymknięte powieki, aby obdarzyć mnie kpiącym, ale jednocześnie ironicznym spojrzeniem.

– To nieprawda – zaprotestowałem, nachylając się do jego ucha. Przejechałem językiem po całej jego długości, czemu towarzyszyło ciche westchnięcie i wyraźny rumieniec na policzkach chłopaka. Między nami od zawsze toczyło się coś w rodzaju walki, czystej rywalizacji. W tym przypadku Min po prostu nie chciał pokazać, że podoba mu się to, co robię. – Ale wydaje mi się, że w domu będzie nam wygodniej. Nie sądzisz, hyung?

Nie doczekałem się odpowiedzi. Chyba, że można zaliczyć do niej przeciągłe jęknięcie, wywołane moim niespodziewanym zaciśnięciem zębów na płatku jego ucha.

Bawiłem się świetnie, kiedy widziałem, jak przeze mnie nie może wytrzymać i cały od wewnątrz płonie. Przeniosłem pocałunki na jego szyję, którą tak pięknie przede mną eksponował, dając mi tym samym pełne pole do popisu. Pewnie nawet nie był do końca świadomy tego, że prawie całkiem oddał mi się do dyspozycji. Prawie, bo nadal znajdowaliśmy się na tym piekielnym lodowisku.

Byłem zaskoczony, kiedy nagle złapał mnie za ramiona i odsunął od siebie na odległość metra. Początkowo myślałem, że potrzebuje chwili na złapanie oddechu, ale zwątpiłem, gdy rękawem bluzy wytarł swoje usta z lśniącej śliny, przy czym nawet na mnie nie spojrzał. Po prostu przeszedł obok, a gdy się odwróciłem, zobaczyłem, że bierze z podłogi torbę i kieruje się w stronę wyjścia.

Przypomniał sobie, że ma na mnie focha?

Błagam, tylko nie teraz.

– Yoongi?

Zatrzymał się w półkroku i wreszcie pozwolił mi zajrzeć wgłąb swoich czarnych jak noc oczu. Role się odwróciły i tym razem to ja stałem z kamienną miną, nie bardzo rozumiejąc, w co pogrywa, podczas gdy on uśmiechał się półgębkiem.

– Zamierzasz tu zostać? Myślałem, że masz inne plany na dzisiejszy wieczór.

▼∆▼

– Daj mi zamknąć te cholerne drzwi, napaleńcu.

O, nie. Nie było nawet mowy, żebym choć na chwilę dał mu spokój, zwłaszcza po tym, gdy wspomniał o naszych (a raczej moich) planach. Kiedy do moich uszu dotarł brzęk kluczy i trzaśnięcie drzwi, od razu go do nich przyszpiliłem, niewiele myśląc. No, a na pewno nie o tym, żeby je zamknąć, bo miałem ważniejsze sprawy na głowie.

– Chcesz, żeby znowu ktoś nam przerwał? – mruknął, choć ciężko było wydusić mu choćby słowo, gdy tak natarczywie naciskałem na jego usta.

– Błagam cię. Po tym, co zobaczył, Taehyung nie przyjdzie tu przez najbliższy miesiąc.

Przez lekko uchylone powieki dostrzegłem, jak starszy przewraca tylko oczami, więc dla świętego spokoju na oślep sięgnąłem ręką do zamka i szybkim ruchem go przekręciłem. W tym samym momencie zostałem popchnięty w tył, jednak Yoongi nadal trzymał się blisko mnie, walcząc z moim językiem i zaciskając swoją dłoń na kołnierzu mojej koszuli. Uśmiechnąłem się przez pocałunek, gdy przypadkiem wpadłem plecami na filar znajdujący się pomiędzy salonem a kuchnią. Białowłosy prawdopodobnie tego nawet nie zauważył, zbyt bardzo zaabsorbowany badaniem mojej jamy ustnej i odpinaniem kolejnych guzików. Skorzystałem z okazji, gdy nie zwracał uwagi na nic, poza moimi wargami i usadowiłem go na stojącej kilka metrów dalej kanapie, siadając okrakiem na jego udach.

Na chwilę się od niego oderwałem, czemu towarzyszył niezadowolony pomruk chłopaka. Boże, skąd ten człowiek bierze tyle pokładów powietrza? Mi zaczęło brakować go jakieś pół minuty temu, chociaż nie da się ukryć, że od kiedy zacząłem spotykać się z Yoongim, moje umiejętności w tym aspekcie znacząco wzrosły.

Inne również, ale o tym za chwilę, keke.

Spojrzałem w jego oczy i natychmiast uderzył we mnie wzrok pełen pretensji oraz niezrozumienia, a gdy spróbował zbliżyć swoją twarz do mojej, zaśmiałem się cicho, odsuwając głowę do tyłu. Rozchylił usta, prawdopodobnie z zamiarem opieprzenia mnie, jednak zamiast tego wydobył się z nich nagły i głośny jęk, gdy niespodziewanie poruszyłem biodrami. Yoongi, gdyby mógł, zapewne zakryłby wtedy usta dłonią z zażenowania, ale umiejętnie go ubezwładniłem, mocniej naciskając na jego krocze. Podczas gdy on starał się nie stracić przytomności (chociaż może już ją stracił, bo miał zamknięte oczy i odchyloną głowę), ja sprawnie i coraz bardziej subtelnie ocierałem się o jego rosnące wybrzuszenie w spodniach. Nawet nie próbowałem ukryć faktu, że niesamowicie wielką satysfakcję sprawiała mi jego uległość i brak jakiegokolwiek protestu. Na mojej twarzy cały czas widniał przebiegły uśmiech, ale z czasem zaczęło mnie to zwyczajnie nudzić, więc zaprzestałem swoich działań, nachylając się do jego ucha.

Min uchylił powieki i spojrzał na mnie tymi swoimi błyszczącymi oczami, które wyrażały tylko jedno – „nie przestawaj". Oczywiście nie miałem takiego zamiaru i już po chwili wessałem się w szyję starszego, dłonią odnajdując drogę do rozporka jego spodni. Yoongi sięgnął do pozostałych guzików mojej koszuli i po prostu ją ze mnie zerwał, drąc materiał na strzępy.

W sumie ją lubiłem.

Ale wiecie, co wam powiem?

Pieprzyć to.

Przygryzłem bladą skórę chłopaka z zamiarem zostawienia na niej bordowego śladu, żeby każdy później wiedział, do kogo należy. Powtórzyłem tą czynność jeszcze kilka razy, czemu towarzyszyły ciche syknięcia i westchnięcia Mina, co podminowało mnie jeszcze bardziej i gwałtownie wtargnąłem swoimi sprawnymi palcami pod materiał czerwonych bokserek, jakie na sobie miał.

Już niedługo, swoją drogą, bo zamierzałem się ich pozbyć.

Drugą dłonią sięgnąłem jego torsu i na chwilę oderwałem się od rozpalonej skóry, aby ułatwić sobie pozbawienia go górnej części garderoby. Kilka sekund później koszulka wisiała na ekranie telewizora (ma się tego cela, chociaż tak de facto to Yoongi powinien celować), a ja miałem wolny dostęp do klatki piersiowej Mina. Mokrymi pocałunkami zsunąłem się do jednego z sutków, kręcąc wokół niego najróżniejsze kształty oraz przyszczypując go od czasu do czasu zębami. Podczas gdy on słodko jęczał nad moim uchem, złapałem jego członka w dłoń i delikatnie nim poruszyłem, co spowodowało, że przez ciało mojego chłopaka przeszedł niespodziewany dreszcz.

Zostawiając na jego klatce piersiowej kolejną soczystą malinkę, zjechałem w dół wzdłuż jego uroczego brzuszka i zatrzymałem się przy materiale spodni, które o dziwo miał jeszcze na sobie. Swoją drogą miałem do niego ogromną słabość i nie wyobrażałem sobie Yoongiego z sześciopakiem albo bicepsem jak mój, o nie. Zdecydowanie bardziej wolałem, gdy był taki drobny, pozornie bezbronny, trzymając tę drugą stronę tylko dla mnie.

Zsunąłem się z kanapy i uklęknąłem pomiędzy jego nogami, a potem z delikatnym uśmiechem na ustach chwyciłem za spodnie po obu stronach jego bioder i wraz z bokserkami pociągnąłem je w dół, pozostawiając na wysokości kostek. Min dokładnie obserwował to, co robię, w międzyczasie skopując swoje jeansy gdzieś w kąt pokoju.

– Przestaniesz się tak gapić? – warknął, kiedy uwiesiłem swój wzrok na jego dumnie prężącej się męskości i odwrócił głowę na prawo, widocznie zirytowany (no i może zawstydzony).

Mimowolnie oblizałem swoje usta, powoli przysuwając się w kierunku jego krocza. Po drodze zahaczyłem także językiem o drobne uda chłopaka, niezbyt spiesznie składając na nich delikatne pocałunki i gdy w końcu dotarłem do najczulszego punktu, Yoongi odruchowo ułożył dłonie na mojej głowie, przygryzając przy tym wargę.

To był widok, dla którego było warto przechodzić przez te wszystkie męczarnie. Zdecydowanie.

Złapałem w dłoń jego penisa, owiewając go ciepłym oddechem i kilkukrotnie musnąłem trzon wargami, jednak zaraz na ich miejscu pojawił się język, przez co poczułem, jak palce starszego zaciskają się na moich włosach. Syknąłem cicho i powoli wsunąłem sobie jego główkę do ust, następnie delikatnie drażniąc ją zębami, gdy do moich uszu z każdą chwilą docierało coraz więcej westchnień i pojękiwań.

Mówiłem już, że kocham doprowadzać go do takiego stanu?

Po krótkiej chwili takich zabaw wsunąłem go sobie głębiej do ust i zacząłem powoli poruszać głową w górę i w dół. Yoongi nie stawiał żadnych protestów, jedynie nadal mruczał pod nosem, czasem wydając z siebie jakieś głośniejsze dźwięki, a mnie to wszystko jak najbardziej odpowiadało, choć nie zamierzałem jeszcze kończyć. Wręcz przeciwnie, dopiero się rozkręcałem (mój przyjaciel w spodniach także, bo od jakiegoś czasu strasznie mnie uwierały).

– Jimin-ahh, twoje usta są idealne – wyjęczał i nawet na mnie nie spojrzał, tylko niespokojnie poruszył biodrami.

To był dla mnie znak, żeby powoli kończyć naszą grę wstępną i przejść do konkretów oraz by, przede wszystkim, pozbyć się wreszcie tych niezwykle ciasnych spodni, w których jeszcze siedziałem. Oczywiście nie obyło się bez niepocieszonego spojrzenia oraz niezbyt cenzuralnego zdania skierowanego pod moim adresem, gdy tylko odchyliłem głowę do tyłu i moje usta nagle przestały zajmować się męskością Yoongiego, która zdecydowanie prosiła w tamtym momencie o uwagę. Mogłem sobie tylko wyobrazić wewnętrzną rozpacz Mina, bo w końcu moje idealne usta przerwały najprawdopodobniej jeden z najprzyjemniejszych momentów w jego życiu, ale hej, zrobiłem to z troski dla nas obu. Jeszcze zdążę mu to wynagrodzić.

– Jestem w stanie sprawić, byś poczuł się znacznie lepiej, hyung – mruknąłem tajemniczo, podnosząc się z kolan i wreszcie pozbywając tych cholernych, uwierających spodni. Z ulgą ponownie usiadłem okrakiem na udach Mina, ponieważ mój penis w tamtym momencie naprawdę cierpiał. Zdążyłem zrobić się twardy, a uwięziony w tak ograniczonym przestrzenią miejscu jak moje bokserki, miałem ochotę się rozpłakać.

Na szczęście ChimChim jest już wolny i może szaleć. Znaczy, tak właściwie to nadal ja jestem tym, który skończy z bolącym tyłkiem, ale nieważne.

Yoongi wzdrygnął się, kiedy sięgnąłem do szafki obok po truskawkowy lubrykant, który został w niej jeszcze po ostatnim razie, przypadkiem ocierając się o jego krocze. Delikatny uśmiech wpłynął na moje usta w momencie, gdy powróciłem na poprzednią pozycję i wreszcie mogłem zobaczyć jego zarumienioną twarz oraz lekko rozchylone usta, podsycane przez palący wzrok, jaki we mnie bezwstydnie wlepiał.

Wycisnąłem sobie trochę płynu na dłoń i nie spuszczając spojrzenia z twarzy chłopaka, bez pośpiechu przejechałem ręką po całej długości jego penisa, oczywiście starając się zadbać o to, aby nie pominąć żadnego miejsca. To było piękne, patrzeć, jak Yoongi z ledwością utrzymuje wszystkie emocje w sobie i niemalże morduje mnie wzrokiem, jednocześnie błagając o więcej.

– Jimin, do cholery – powiedział przez zęby, kiedy moja dłoń zbyt długo zalegała na jego kroczu. Choć wcale nie wydawało się, aby przeszkadzał mu ten fakt, ale musiałem się z nim zgodzić, bo ja tez od jakiegoś czasu domagałem się nieco więcej uwagi, a mimo to nadal wytrwale się nim zajmowałem. Należy mi się jakiś medal na najlepszego chłopaka, prawda? Ktoś inny pewnie rzuciłby się na niego od razu, ale ja wolałem go trochę pomęczyć, jak rasowy sadysta.

Nie mówiąc nic więcej, nakierowałem jego członka na swoje wejście, jednak zaprzestałem swoich działań, kiedy przerwał mi głos starszego.

– Poczekaj, najpie-

– Nie wytrzymam dłużej, hyung. Zróbmy to bez rozciągania.

Yoongi nie był zbytnio przekonany co do moich słów, zwłaszcza, że ostatnim razem skończyło się to dla mnie trudnościami w chodzeniu na następny dzień, ale prawdę mówiąc nie miał tu nic do gadania i poczułem go w sobie ledwie kilka sekund później. Powoli opuściłem swoje ciało w dół, pozwalając na to, aby wszedł we mnie całą swoją długością. Chłopak nie mógł się pohamować i z jego ust uleciało głośne, gardłowe jęknięcie, gdy moje ścianki tak ciasno opinały się na jego penisie i nawet mnie przypadkiem wyrwało się westchnięcie, wyrażające głównie ból, ale w jakimś stopniu również przyjemność i ulgę.

Dałem sobie chwilę na to, aby przyzwyczaić się do tego uczucia i w momencie, w którym dłonie Mina znalazły się na moich biodrach, poruszyłem miednicą do przodu, z każdą sekundą zwiększając intensywność swoich ruchów. Im dalej brnąłem w tym kierunku, tym więcej jęków, urwanych oddechów oraz niepełnych (i niecenzuralnych) słów uwalniało się z naszych ust, a zwłaszcza z moich, gdy Yoongi postanowił mnie dopieścić i prawą dłoń nakierował na mojego członka, podczas gdy drugą wbijał mi w biodro, coraz mocniej zatapiając w nim swoje paznokcie.

W tamtym momencie mogłem być sobie wdzięczny za to, że od kilku lat zajmowałem się tańcem, bo to na pewno rozwinęło moje umiejętności i usprawniło co nie co (jeśli wiecie, co mam na myśli), tym samym sprawiając przyjemność nam obu. Wnioskowałem tak po minie białowłosego, który chyba powoli odlatywał i sam zaczął inicjować ruchy biodrami, zdecydowanie wybijając je do przodu.

Mówiłem, że to on był tym od celowania, bo trafił idealnie.

– T-tutaj, Yoongi-ahh, błagam – zawyłem, kiedy chłopak odnalazł mój czuły punkt, a później raz za razem wymierzał idealne pchnięcia, aby doprowadzić mnie do szaleństwa. Na dodatek przyssał się do mojego obojczyka, zapewne nie chcąc pozostawać w tyle w kwestii malinek, nie zapominając o tym, że nadal masował mojego przyjaciela, a ja już kompletnie nie wiedziałem, na czym się skupić. Położyłem mu dłonie na ramionach i oboje zwiększyliśmy prędkość naszych ruchów do maksimum. Powoli czułem, jak tracę kontakt z rzeczywistością i z czasem przestały docierać do mnie nawet moje własne jęki. Miałem wrażenie, że zaraz naprawdę odlecę i w pewnym momencie skupiłem się tylko na tym, jak cholernie dobrze mi było. Gorąco aż biło od naszych ocierających się o siebie, idealnie zsynchronizowanych ciał, przez co z ledwością oddychałem, a moje serce o mało co nie wyskoczyło z klatki piersiowej. Zbliżając się do końca zacisnąłem mocno oczy i po prostu starałem się nie stracić oddechu, gdy całe podniecenie skumulowane w moim podbrzuszu opuściło mnie wraz z głośnym jękiem. Wygiąłem się w łuk, nie mogąc znieść tak ogromnej przyjemności, a kilka pchnięć później mój chłopak również szczytował, zalewając moje wnętrze swoim nasieniem.

– O mój boże, Jimin, jesteś perfekcyjny – wysapał i objął mnie w pasie ramionami, przyciągając bliżej do siebie. Pozwoliłem sobie wtulić twarz w jego szyję, nadal nie mogąc uspokoić rozszalałego bicia serca, próbującego wyrwać się z piersi. – Nikt poza mną nie ma prawa widzieć cię w takim stanie, kocham cię i jesteś tylko i wyłącznie mój, rozumiesz?

Chociaż tego nie widział, pokiwałem z uśmiechem głową, przylegając do niego całym swoim ciałem. Chłopak owiewał mój kark swoim gorącym, nienaturalnie przyspieszonym oddechem, a ja przez cały czas nie mogłem wyrzucić ze swojej głowy ostatniego zdania, które padło z jego ust.

– Ja ciebie też kocham, hyung.

Ludzie często rezygnują z gry już na starcie, kiedy są pewni swojej przegranej. Nie podejmują nawet żadnych działań, bo perspektywa porażki przed drugą osobą wydaje im się być zbyt upokarzająca, jakby było to czymś w rodzaju piętna, przez którego pryzmat ludzie będą nas później postrzegać. Tak naprawdę większość prędzej czy później zapomina o czyjejś wygranej albo porażce, bo nie ma to dla nich żadnego znaczenia. Sami inicjujemy zawody, w których jesteśmy pewni swojego sukcesu tylko po to, aby się dowartościować i dopieścić swoje wygłodniałe ego, niedopuszczające do siebie możliwości, że gdzieś tam może istnieć ktoś lepszy. Ktoś, kto wygra i zepchnie nas na drugie miejsce.

Ale to było w porządku, bo wiedziałem, że te wszystkie porażki są po coś, a ja i tak dostanę swoją nagrodę.

I miałem rację.

Tym razem to ja wygrałem, Min Yoongi.

Szach mat. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro