Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

To moje szurnięte rodzeństwo

Sofie

Piąty maja nie kojarzył mi się do tej pory zbyt dobrze. W poprzednich latach tego dnia spotykały mnie same przykre rzeczy i aż bałam się pomyśleć, co byłoby w tym roku, gdyby nie Anders. Na początku swoim towarzystwem nie pozwolił mi nawet przez sekundę pomyśleć o jakiejś głupocie, a potem z wielkim skupieniem na twarzy wysłuchał moich żali. Może to dziwne, ale kiedy podzieliłam się z nim tym wszystkim, co trapiło mnie już od dawna, poczułam się dużo lepiej. Mimo że potem dość długo płakałam wtulona w jego klatkę piersiową, w głowie czułam niesamowitą lekkość. Dzięki jego obecności i słowom zrozumiałam w końcu, że nie muszę dłużej cierpieć w samotności. Jego dłoń głaszcząca mnie po głowie pomogła mi się w końcu uspokoić, dzięki czemu zasnęłam wyczerpana silnymi emocjami. Mój sen, mimo że dość osobliwy – strażaka Sama tańczącego z wilkami z pewnością nie można nazwać normalnym – przyniósł mi wiele ulgi. Od dawna nie spało mi się tak dobrze, co tylko utwierdziło mnie w tkwiącym gdzieś z tyłu głowy przeczuciu – jestem zauroczona w Andersie. Ta myśl skutecznie przeszkodziła mi w wypoczynku, zmuszając do opuszczenia krainy, gdzie króluje wyobraźnia i sprawiła, że gwałtownie otworzyłam oczy. Dopiero świtało, ale mimo to, chyba pierwszy raz w życiu, ucieszyłam się z wczesnej pobudki. Dzięki niej dostrzegłam naprawdę cudowny obraz, który doprowadził moje serce niemalże do cwału. Tuż obok mojej głowy spoczywała ta należąca do Fannemela. W pierwszym odruchu chciałam krzyknąć, zaskoczona jego bliskością, ale gdy zobaczyłam jak spokojnie wygląda, śpiąc, powstrzymałam się.

Była wczesna, niedzielna godzina, jednak na zewnątrz i tak panował spory ruch. Jednak w tej chwili to, co się działo na zewnątrz niewiele mnie obchodziło, gdy miałam szansę bezkarnego wpatrywania się w twarz mężczyzny. Z bliska zauważyłam sporo małych blizn, wyglądających na takie po trądziku – zapewne przechodził go dużo dłużej i intensywniej niż rówieśnicy. Nieco odstające uszy dodawały mu dziecięcego uroku. Blond włosy opadały na czoło, zasłaniając część zamkniętych teraz powiek. Doskonale pasowały do niego niebieskie oczy, których teraz nie byłam w stanie dostrzec, a długie, jasne rzęsy z pewnością były kolejnym z jego atutów. Westchnęłam, zachwycona wyglądem Andersa, by potem zwrócić uwagę na jego dłoń, poprzedniego wieczoru przeczesującą gęstą dżunglę moich lekko kręconych włosów, a teraz przerzuconą przez moją talie. Opuszkami palców nieświadomie musnął mój niezbyt płaski brzuch, przyprawiając mnie tym o mimowolne dreszcze.

Chwilę później Anders zaczął się wiercić. Rękę, którą wcześniej ratował przykrywający nas koc od zsunięcia się, podniósł do góry. Następnie podrapał się po nosie, marszcząc brwi – widać było, że się budzi. Korzystając z tego, że jeszcze nie był do końca świadomy, odgarnęłam mu włosy z czoła. Były... niemal idealne! Miękkie, zachęcające do zanurzenia w nich dłoni, a jednocześnie na tyle sztywne, by nie latać na wszystkie strony. W końcu mężczyzna otworzył oczy, być może przez mój dotyk, a mi udało uchwycić się jego zamglone snem spojrzenie, przez co poczułam się jak w raju. Szybko jednak, lekko speszona, odwróciłam wzrok, psując magię chwili, czego od razu pożałowałam. Skrępowana panującą ciszą wstałam i, prosząc Fauniego o pomoc, udałam się do kuchni przygotować śniadanie.

Od tej niedzieli, którą do południa spędziliśmy razem, minął już prawie tydzień. A dokładnie rzecz biorąc, sześć dni i tyle samo nocy. Nawałem nauki wykręcałam się od spotkań z nim w cztery oczy. Nie chciałam kłamać, ale potrzebowałam kilku dób na uporządkowanie własnych emocji i uczuć. Nie dało to jednak oczekiwanego rezultatu, a tylko zasmuciło, bo kontakt z Norwegiem był zdecydowanie moim ulubionym punktem dnia. Do sobotniego wieczoru wystarczyły mi rozmowy, telefoniczne, ale czułam, że długo tak nie pociągnę. Dlatego też zebrałam się w się i specjalnie dla mężczyzny upiekłam zdrowe, i smaczne ciasto marchewkowe. W niedzielę spędziłam przed szafą blisko trzy godziny, co chyba było moim nowym rekordem, ponieważ nie byłam w sanie zdecydować, czy do czarnych, luźnych jeansów lepiej pasuje różowy sweterek czy biała koszula. Ostatecznie wybrałam sweter i zrobiłam odpowiedni do tej stylizacji makijaż, który szczególną uwagę skupiał na zielonych oczach. Zadowolona z efektu końcowego ładnie zapakowałam swoje kulinarne dzieło i pojechałam do kościoła. Specjalnie wybrałam ten niedaleko Andersa, by po skończonej mszy pójść tam na piechotę. Ruchu nigdy za wiele, jak mawiała moja babcia. Z uśmiechem na ustach zadzwoniłam domofonem. Nie czekałam długo na Fannemela, który odezwał się niemal natychmiast.

-Kto tam?-spytał niski głos, w którym rozpoznałam ten należący do skoczka

-To ja, Sofie. Byłam w tym tygodniu lekko nieswoja i chciałam cię przeprosić-wyznałam niepewnie

-W takim razie już cię wpuszczam-usłyszałam charakterystyczny dźwięk , więc pociągnęłam drzwi do siebie-Powodzenia ze wspinaczką-powiedział śmiejąc się i odłożył słuchawkę

Anders

Po usłyszeniu o tych wszystkich przykrych rzeczach, które spotkały Sofie, zrobiło mi się jej bardzo żal. Niby  wielu ludzi dotykają tragedie, ale ta kobieta, tak doświadczona przez życie, była dla mnie ważniejsza niż "inni". Dlatego długo po tym wyznaniu gładziłem ją po włosach. W końcu szloch ustał, a ona, przytulona do mnie, zasnęła. Nie wiedziałem , czy mogę zostać na noc, ale troska o nią i niechęć do budzenia jej wygrały z dobrymi manierami. Miałem mieszane uczucia, kiedy nakrywałem nas kocem, ale gdy ufnie przytuliła się do mojej piersi jeszcze mocniej wszystkie odeszły w zapomnienie. W końcu i ja odpłynąłem. Obudziło mnie dopiero odgarniecie włosów z czoła, które było tak delikatne jak żadne inne do tej pory, a kilka dziewczyn już w swoim życiu miałem. Uśmiechnąłem się i otworzyłem oczy, prawie natychmiast napotykając te należące do rudowłosej. Szybko jednak przerwała kontakt wzrokowy i chyba nieco zawstydzona poszła robić śniadanie. Spędziliśmy czas razem do południa, ale  czułem, że Norweżka zachowuj się nerwowo. Przez następne dni skutecznie zbywała moje zaproszenia i rozmawiała ze mną tylko przez telefon albo wiadomości. Nie satysfakcjonowało mnie to w żadnym stopniu, ale nie chciałem się narzucać. Wiedziałem, że jeśli będę zbyt nachalny, odsunie się ode mnie.

W niedzielę przyjechała do mnie rodzinka. bracie, siostra i mama z tatą. Przywieźli ze sobą tort, więc bez wahania wpuściłem ich do środka. Dużo czasu rozmawialiśmy, ale rodzice tuż po trzeciej zmyli się, bo tato nie chciał jechać po zmroku. Zostałem sam z rodzeństwem. Na początku było trochę sztywno, ale szybko rozluźniliśmy atmosferę. Niespodziewanie zadzwonił dzwonek domofonu. Niechętnie zaprzestałem łaskotek siostry i poszedłem sprawdzić, czego ktoś może de mnie dzisiaj chcieć.

-Kto tam?-spytałem niemrawo

-To ja, Sofie-momentalnie się ożywiłem-Byłam w tym tygodniu lekko nieswoja i chciałam cię przeprosi-powiedziała niepewnie

-W takim razie już cię wpuszczam. Powodzenia ze wspinaczką-zaśmiałem się i wyszedłem na klatkę schodową, uprzednio prosząc rodzeństwo o niezdemolowanie mi mieszkania

Wchodziła szybko, niosąc w dłoniach jakiś pakunek. Uśmiechnęła się nie mój widok.

-Pasuje ci ta czapka-stwierdziłem patrząc na cienki, niebieski materiał na jej głowie

-Dziękuję-zaczerwieniła się-Przyniosłam  ciasto, żeby nie było, że wpraszam się bez niczego-zaśmiała się

-Zanim będzie za późno-odwróciłem się do niej zatrzymując rękę na klamce-Jest teraz u mnie rodzeństwo, więc ignoruj wszelkie dziwne komentarze. Zwłaszcza mojego bliźniaka-wpuściłem ją do środka

Z salonu, jak na zawołanie, wypadł Einar, a za nim reszta towarzystwa. Kiedy zobaczyli Sofie stanęli jak wryci, zwłaszcza moja siostra. Pewnie przeliczała w swojej głownie najróżniejsze scenariusze, albo kalkulowała ile makijażu użyła Sofie, żeby wyglądać tak olśniewająco. Pierwszy z szoku otrząsnął się mój bliźniak, który niemal natychmiast wydał z siebie przeciągły gwizd. Zmroziłem go wzrokiem.

-To moja znajoma-puściłem kobiecie niezauważalne oczko-Sofie. Sofie, to moje szurnięte rodzeństwo-przedstawiłem ich sobie

Podczas gdy "szurnięte rodzeństwo" prowadziło zawziętą dyskusje w salonie, ja zabrałem od zielonookiej ciasto, które pomogła mi pokroić. Zajadając się wypiekiem gestykulowaliśmy, co doprowadziło do zbicia jednego z talerzy, ale nie przejmowałem się tym. Całą swoją uwagę skupiałem na Sofie, która coraz śmielej zachowywała się wobec trójki nowopoznanych osób. Uciekli dość szybko, ale i tak pochłonęli większość ciasta, którego zostało dosłownie pięć kawałków.

-Co o nich sądzisz?-spytałem po zamknięciu drzwi

-Cóż, wydaje mi się, że miałeś ciekawe dzieciństwo-zaśmiała się

-Nie tylko dzięki nim-spojrzała na mnie pytająco-Miałem w przedszkolu przyjaciółkę, dzięki której dzień był magiczny, ale powiem ci o tym kiedy indziej-obiecałem

-Trzymam za słowo-wyszczerzyła się

Nie siedziała długo, bo podobno miała do napisania ważną pacę, ale ta  chwila wystarczyła, żebym nabrał nowej energii do życia.
_____________
NA ŚMIERĆ ZAPOMNIAŁAM, ŻE  DZISIAJ ŚRODA 🙈

Ale, żeby nie było, zdążyłam 😂

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro