Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Spóźnię się czy nie, oto jest pytanie

*jest 25 marca 2013 roku, sezon skoków się skończył pare dni temu*

Sofie

Był poniedziałek, co sprawiało, że bardziej niż zwykle, nie miałam ochoty na opuszczenie miękkiego łóżka. Budzik zadzwonił chyba sześć razy, zanim w końcu zdecydowałam wywlec się spod kołdry. Nasuwając na stopy ciepłe papcie przeciągnęłam się. Za oknem wciąż leżał biały śnieg, na którego widok zrobiło mi się chłodno. Pocierając ramiona poszłam do kuchni, gdzie nastawiłam wodę na herbatę. Za każdym razem, kiedy coś podgrzewałam zastanawiałam się, jak inni mogli wymienić stare, poczciwe kuchenki gazowe na płyty indukcyjne i elektryczne czajniki. Zostawiłam wodę na gazie i poszłam do łazienki, żeby choć trochę się rozbudzić. Przy okazji spojrzałam w lustro i jak zwykle zauważyłam zmęczoną kobietę z rudymi włosami. Przejechałam mokrymi dłońmi po zmęczonej od nauki do upadłego twarzy. Studia wieczorowe wymagały zdecydowanie więcej czasu i poświęceń niż te zwykłe, ale nie mogłam ich rzucić jeśli kiedyś chciałabym spełnić swoje marzenia. Gapiłam się przed siebie bez większego celu, gdy usłyszałam przeciągły gwizd. Natychmiast się otrząsnęłam i pobiegłam wyłączyć palnik pod czajnikiem. Zalewając torebkę wrzątkiem uświadomiłam sobie, jak bardzo rutynowe są moje poranki. Za każdym razem niby coś, jakiś detal, ulega zmianie, ale ogólny zarys jest ten sam. Uśmiechnęłam się pod nosem. Miałam jeszcze sporo czasu do wyjścia do pracy, więc usiadłam przy stole i w ciszy popijałam ciepły napar. Nawet nie zauważyłam, że zasnęłam i uświadomił mi to dopiero budzik nastawiony na pół godziny przed planowanym wyjściem.

-Cholera-zaklęłam głośniej niż poprzednio i zostawiając niedopitą herbatę pobiegłam do sypialni się ubrać

Po drodze potknęłam się jeszcze o leżącą na ziemi torbę z moim uniformem do pracy, który w sobotę musiałam wyprać, i dopiero po tym dotarłam do jednego z dwóch pokoi w mojej kawalerce. Szybko wybrałam ciemne spodnie i bluzkę tego samego koloru, co miało idealnie odzwierciedlać mój poniedziałkowy nastrój, a następnie zniknęłam w łazience żeby się pomalować. Makijaż nie był mi potrzebny, ale kiedy miałam jeszcze piętnaście lat mama nauczyła mnie jak powinnam go robić, by podkreślić swoją urodę, a jednocześnie nie wyjść na tapeciarę, dlatego prawie nigdy z niego nie rezygnowałam. No i świetnie kamuflował ślady nieprzespanej nocy, więc zdecydowanie mi się przydawał.

Nałożyłam ciepłą kurtkę i wyszłam z mieszkania. Na samą myśl o zejściu sześciu pięter w dół zrobiło mi się niedobrze, ale takie były uroki zepsutych wind w połączeniu z mieszkaniem na poddaszu bloku. Do pracy dotarłam z ledwie pięciominutowym zapasem, co i tak było wielkim osiągnięciem. Po dość sprawnym przebraniu otworzyłam drzwi dla klientów i usiadłam za ladą. Nie było mi jednak dane nacieszyć się chwilą spokoju, bo już dziesięć minut po otwarciu przyszła jakaś dziewczynka z mamą, które koniecznie chciały kupić rybkę. Uśmiechnęłam się do nich miło i zaczęłam kolejny dzień pracy w sklepie zoologicznym. Może nie był to szczyt moich możliwości, ale na chwilę obecną potrzebowałam jakiejkolwiek dobrze płatnej pracy, więc do wszystkich klientów odnosiłam się z szacunkiem. Przepracowałam osiem godzin- od ósmej rano do szesnastej, po czym przekazałam klucz do sklepu Rolfowi i pognałam na swoje wykłady.

-Spóźnię się, na bank się spóźnię-mamrotałam pod nosem brnąc przez śnieg

Co prawda z autobusu wysiadłam dobre dwadzieścia minut przed ich rozpoczęciem, ale znając moje szczęście zatną się jakieś drzwi i, i tak się spóźnię.

Na zajęciach siedziałam prawie do dwudziestej, więc w mieszkaniu nie miałam już siły na nic. Rzuciłam się na malutką kanapę i chwilę ponarzekałam na życie, po czym zalałam wodą zupkę chińską. Jedząc "przepyszne" danie czytałam swoje notatki z kultury krajów anglojęzycznych oraz ich historii i próbowałam coś wtłoczyć do głowy. Po godzinie nauki i opychania się płatkami zaczęłam jeszcze pisać esej, który miał być do oddania na przyszły poniedziałek. Napisałam może dwieście słów, zanim mózg odmówił mi posłuszeństwa i nakazał iść spać.

Anders

Od jakiegoś czasu miałem niesłychaną przyjemność budzić się przed swoim budzikiem i mieć świadomość, że mogę pospać jeszcze dobre półtorej godziny zanim zadzwoni ten morderca snu. A wszystko za sprawą tego, że niezastąpiony Alexander Stoeckl, znany również pod pseudonimami Trener Kadry "A" Norweskich Skoczków Narciarskich oraz papa Stoeckl, przyczynił się do powołania mnie do grupy "tych najlepszych". Z tego powodu musiałem przeprowadzić się do Oslo, bo prawie codzienne dojazdy po dwie godziny plus stanie w korkach budzącego się do życia miasta zdecydowanie nie były mi potrzebne.

Poniedziałek jednak, jak to poniedziałek, swoją magią sprawił, że nie zasnąłem już nawet na chwilę i przez długi czas przyglądałem się białemu sufitowi. Dlatego gdy w końcu włączył się alarm wyłączyłem go jednym kliknięciem i bez większych oporów wstałem. Mimo że za oknem leżał śnieg, a ja spałem w samych bokserkach, nie odczuwałem chłodu. Szybko ubrałem się w niebieską koszulę i jeansy, aby chwilę później być już w kuchni i zajadać się tostami z serem. Popiłem je sokiem, który kupiłem w sobotę na wyprzedaży i po umyciu zębów oraz chwyceniu torby z dresami, butami i koszulką na zmianę wyszedłem.

Było wpół do dziewiątej, więc teoretycznie największy korek powinien był się już dawno rozładować. Oczywiście była to tylko teoria, bo w rzeczywistości i tak utknąłem na światłach. Mimo to nie stresowałem się i dojechałem na miejsce ze dwadzieścia minut przed pojawieniem się Austriaka. W kadrze "A" było kilku zawodników, ale żadnego z nich nie mogłem nazwać nawet swoim kolegą. W większości byli ode mnie sporo starsi i czułem przed nimi spory respekt. Mój najlepszy kumpel został w dalszym ciągu w kadrze "B",  więc nie widywaliśmy się zbyt często. Trening był morderczy, ale do takich właśnie przyzwyczaił mnie Stoeckl w ciągu ostatnich miesięcy. Podczas gdy chłopaki żartowali i śmiali się z głupot ja wyciskałem z siebie sto procent. Po blisko trzech godzinach wycisku trener zarządził koniec na dziś i oznajmił nam, że do połowy kwietnia mamy wolne. Mówiąc to kazał nam porządnie odpocząć i spędzić ten czas na ładowaniu akumulatorów przed intensywnymi treningami, a potem kazał się rozejść. Starsi od razu zaplanowali, że zrobią niezłą balangę, ale ja nie chciałem brać w niej udziału. Zapewne jak zwykle czułbym się niezręcznie, więc wolałem zostać w domu i poczytać książkę. Lektura wciągnęła mnie do tego stopnia, że zasnąłem trzymając ją w ręce z zapalonym światłem, w dodatku na kanapie, co w normalnych warunkach by nie przeszło.
______________
Ugh. Mam jutro (hura!☺) bal gimnazjalny, a wszystko co mamy zrobić jest w totalnej rozsypce. Niech mnie ktoś zastrzeli 😭

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro