Nie sądziłem, że dotrzymam obietnicy
Sofie
Koniec egzaminów przyniósł mi niewyobrażalną ulgę. W momencie, kiedy nic nie mogłam już zmienić, opadły ze mnie wszystkie emocje. Wyrażając, zresztą uzasadnioną, radość poszłam z Andersem na starówkę. Zafundowałam nam obiad, a potem lody, chociaż gdyby jego trener się dowiedział, pewnie by mnie zamordował. Następnie mężczyzna odwiózł mnie do mieszkania i pomógł spakować wszystkie potrzebne na tydzień pobytu rzeczy. Mimo że początkowo miał to być jedynie jednodniowy wypad, to Rolf, który traktuje mnie jak córkę od śmierci mojego ojca, kiedy się o tym dowiedział dał mi tydzień przymusowego urlopu. Wiedząc, że odpoczynek dobrze mi zrobi nie opierałam się, dlatego pojechaliśmy już dzień po ostatnim egzaminie. Starałam się podziwiać widoki, które aż zapierały dech w piersiach, ale z powodu wczesnej pory nie udało mi się wygrać z sennością, więc w końcu moja głowa spoczęła na szybie, a ja zasnęłam. Obudziło mnie dopiero potarcie w kolano i głos Fanniego oznajmiający, że dojechaliśmy. Przespałam tabliczkę informującą, dokąd się wjeżdżamy, więc tak na dobrą sprawę nie miałam pojęcia, gdzie jestem. Wyszłam z samochodu przeciągając się niczym kot. Rozejrzałam się dookoła i wydobyłam z siebie przeciągłe "wow". Anders uśmiechnął się.
-Czyli mam rozumieć, że ci się podoba?-spytał wesoło, a ja przytaknęłam skinieniem głowy-Rodzice pewnie już nie śpią i nie mogą się doczekać, aż cię poznają, ale mam pewien rytuał kiedy tu przyjeżdżam. Zawsze pierwszym, co robię, jest odwiedzenie miejsca, gdzie w przedszkolu zbudowałem z przyjaciółką szałas. Miałbyś ochotę pójść ze mną?-spytał kurtuazyjnie wyciągając do mnie dłoń
Zarumieniłam się delikatnie i przyjęłam wyciągniętą rękę. Ruszyliśmy w kierunku furtki, która wychodziła prosto na chodnik. Szliśmy przed siebie, a on opowiadał historie, które wydawały mi się być dziwnie znajome. Patrzyłam to w lewo, to w prawo, a z każdym obrotem nabierałam wrażenia, że kiedyś już tu byłam. Utwierdziłam się w tym przekonaniu jednak dopiero w momencie, gdy stanął przed budowlą składającą się z kilkudziesięciu skrzyżowanych patyków. Wtedy byłam pewna. Konstrukcja wyglądała identycznie jak wtedy, gdy ostatni raz tu przyszłam. Wtedy też byłam z moim przyjacielem z przedszkola, a potem rozstaliśmy się, bo musiałam się przeprowadzić do stolicy. Myśli przelatywały mi przez głowę z prędkością światła, a mi, niekontrolowane wypsnął się komentarz o budowli.
-To był kiedyś też mój szałas...-szepnęłam tak, że Norweg bez trudu to usłyszał i spojrzał na mnie wielkimi oczami
-Mogłabyś powtórzyć, słońce?-poprosił wciąż nie mogąc wyjść z szoku
-Kiedyś mieszkałam tu z rodzicami i wtedy też miałam szałas, dokładnie w tym miejscu-uzupełniłam swoją wypowiedź
-Czekaj, czyli mieszkałaś tu kiedyś?-dalej nie wierzył w to, co słyszy
-Do szóstego roku życia-przytaknęłam-No chyba, że mam sklerozę i wcale nie jesteśmy w Hornidal-zachichotałam i rozłożyłam ręce do uścisku-Fajnie wreszcie wiedzieć, że masz się dobrze, Anders-uśmiechnęłam się i przytuliłam go
-Nie sądziłem, że kiedyś jeszcze spotkam tę malutką dziewczynkę z przedszkola-powiedział pod nosem
-No widzisz, to chyba przeznaczenie-puściłam go i usiadłam przy budowli
-Nie zdziwiłbym się. Nigdy nie sądziłem, że naprawdę spełnię tę obietnicę-opadł na twardą ziemię koło mnie-W życiu nie zdarzył mi się jeszcze tak mile zaskakujący przypadek-puścił mi oczko, a ja zaśmiałam się
-A mi tak. Nawet okoliczności były podobne-uśmiechnęłam się mimowolnie przywracając w głowie obraz sprzed osiemnastu lat
Nie pamiętałam dosłownie wszystkiego, bo miałam wtedy tylko trzy lata, ale na pewno jakoś mi wtedy pomógł.
-Nie pamiętam-zrobił smutną minkę
-Ja wiem tylko, że mi pomogłeś. Tak jak kiedy zemdlałam-przytuliłam go
Siedzieliśmy tak jakiś czas, aż w końcu Fanni stwierdził, że czas wracać. Przemierzając jeden z niewielu chodników miasteczka podskakiwałam niczym małe dziecko szczęśliwa, że mój chłopak okazał się być osobą, za którą tak bardzo tęskniłam. On też wyglądał na niezwykle rozradowanego tym faktem, bo całą drogę szczerzył się jak głupi. Dowiedziałam się, że jego rodzice, w momencie gdy jego brat opuścił dom, sprzedali niebieską budowlę i zamieszkali na farmie, bo było im wygodniej, a niewielka ilość pokoi nie przeszkadzała dwójce osób. Przekroczyliśmy próg domu państwa Fannemel trzymając się za dłonie śmiejąc się. Jego mama, gdy to zobaczyła, o mały włos nie upadła na podłogę i tylko szybki, wyćwiczony refleks Andersa pozwolił jej utrzymać pozycję pionową. Dopiero kiedy upewniła się, że stoi stabilnie dała upust swojej radości rzucając się na mnie mocno ściskając. W tej samej chwili nadszedł ojciec Fanniego, który stanął jak wryty.
-No, no, synu, jestem z ciebie dumny-to był jego jedyny komentarz
Anders
Wiadomość, że kobieta, którą w tej chwili ubóstwiam całym sercem, jest również tą, za którą najbardziej tęskniłem, wstrząsnęła mną. Nieco zdezorientowany, ale jednocześnie niezmiernie szczęśliwy, zaproponowałem Sofie powrót do domu moich rodziców. Zgodziła się i energicznie podskakując pociągnęła mnie w kierunku chodnika prowadzącego prosto do szukanej przez nas furtki. Wchodząc do budynku rzuciłem głośne "Już jesteśmy" i czekałem aż pojawi się moja nadpobudliwa mama. Nie minęły nawet trzy sekundy, a moja rodzicielka już prawie leżała rozłożona na podłodze. Chyba naprawdę nie wierzyła, że znalazłem sobie drugą połówkę. Ojciec pojawił się kiedy usłyszał pisk dochodzący z holu, ale tylko pogratulował mi złapania jakiejś kobitki i wrócił do oglądania meczu. Jego żona jednak nie zamierzała odpuścić, bo pod pretekstem śniadania zaciągnęła nas do kuchni. Lubiłem jej potrawy, ale jej głównym celem na pewno było sprawdzenie Sofie. Dlatego kiedy usiedliśmy ścisnąłem jej dłoń. Moja mama potrafiła być naprawdę przerażająca. Tak jak przypuszczałem zaczęła smarować kromki chleba, jednocześnie sprawdzając, jak dobrze dziewczyna mnie zna. Uśmiechnąłem się pod nosem, kiedy nie dała się zagiąć przy żadnym pytaniu, choć raz musiałem nieco jej podpowiedzieć. Gdy Norweżka zeszła jednak ma temat rozmiarów moich ubrań nie wytrzymałem.
-Nie przesadzasz, mamo? Jesteśmy razem niecały miesiąc, a ty pytasz ją tak, jakbyśmy spędzili ze sobą całe życie i jeszcze więcej-wywróciłem oczami
Kobieta naburmuszyła się, ale nic nie powiedziała. Nie odezwała się też po powrocie z kościoła i dopiero kiedy Sofie zaoferowała, że zajmiemy się kolacją trochę jej przeszło. Przy pomocy książki kucharskiej, oraz w niewielkim stopniu mojej, rudowłosa przygotowała naprawdę pysznego łososia, czym zdecydowanie zaskarbiła sobie łaskę mojej mamy. Po kolacji trochę rozmawialiśmy, ale koło jedenastej Sofie zrobiła się już bardzo senna. Pokazałem jej, gdzie jest łazienka i powiedziałem, żeby zawołała jak się umyje, albo zeszła do salonu. Wybrała tę drugą opcję, dzięki czemu mogłem bez przeszkód przyjrzeć się jej mokrym włosom opadającym na ramiona zakryte górną częścią piżamy. Wyglądała naprawdę uroczo i gdyby nie jej ziewnięcie pewnie nie przestałbym się na nią gapić. Otrząsnąłem się i przepraszając na chwilę rodziców ponownie zaprowadziłem ją na górę.
-Jak ci się na razie podoba?-spytałem prowadząc ją za rękę po schodach, a w drugiej dłoni ściskając jej kosmetyczkę, która prawie wypadła jeszcze w salonie
-Cóż, chyba twoja mama mnie lubi, więc nie narzekam-zaśmiała się-A poza tym, tutaj jest naprawdę przyjemnie. U nas w domu nigdy nie było tak przytulnie-westchnęła-Mama starała się jak mogła, ale ojciec jej nie pomagał, więc nie wiem, jak to jest wychowywać się w do końca pełnej rodzinie-weszliśmy na piętro, więc odwróciłem się do niej twarzą i mocno przytuliłem
Staliśmy tak chwilę, a potem zaprowadziłem ją do pokoju, w którym spałem przebywając tu. Nie był duży, bo mieściło się tu tylko łóżko, komoda z pamiątkami z różnych zawodów i mój stary sprzęt sportowy. Był nawet karabin, którego używałem trenując jeszcze biathlon. Kobieta rozejrzała się na boki.
-I to wszystko ty zdobyłeś?-spytała z niedowierzaniem przyglądając się sporej kolekcji różnych pucharków
-Od czasów podstawówki trochę się tego nazbierało-wskazałem na dyplom z napisem "Szkoła podstawowa"
-Rzeczywiście-uśmiechnęła się tłumiąc ziewnięcie
-Chyba potrzebujesz się już położyć-zachichotałem i pościeliłem łóżko-Mam nadzieję, że będzie ci się dobrze spało-powiedziałem przyglądając się jak wsuwa się pod kołdrę
Trochę powierciła się, aż w końcu znalazła wygodną pozycję.
-Ej, ale skoro ja śpię w twoim łóżku, to gdzie ty będziesz spał?-zapytała
-Na kanapie w salonie. Nie mamy tu więcej pokoi wyposażonych w łóżka-zaśmiał się
-Nie wyśpisz się-stwierdziła odkrywczo
-Dam radę-puściłem jej oczko i na odchodne dodałem, że bardzo ładnie wygląda w tej piżamie
Zarumieniła się, a ja wychodząc miałem na ustach szeroki uśmiech. Rodzice najwyraźniej poszli już spać, bo w salonie nie było żywej duszy. Z głośnym westchnięciem rozłożyłem kanapę i pościeliłem zostawionym przez mamę prześcieradłem. Na to rzuciłem poduszkę i kołdrę, a następnie niechętnie wczłapałem na górę. Przed szybkim prysznicem zrobiłem jeszcze trochę ćwiczeń, o których w ciągu dnia zapomniałem i dopiero po tym mogłem wejść pod strumień chłodnej wody. Kiedy w końcu padłem na wersalkę poczułem, jak bardzo jestem zmęczony. Kilka godzin za kierownicą, a potem jeszcze popołudnie z rodzinką dało się we znaki, bo już po kilku minutach spałem jak zabity.
__________
Ale beznadzieja. Spóźniłam się z rozdziałem, a jakby tego było mało, to jeszcze z życzeniami urodzinowymi dla przyjaciółki. Brawo, Zuzia.
W ogóle odnoszę wrażenie, że to opowiadanie jest słabe i takie nudne, że aż nie chce się go czytać
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro