16. Wędrówka Romea i Julii
— Nienawidzę życia. I obozów. Żałuję, że tu przyjechałam. Nigdy więcej — jęczałam. Tak to właśnie wyglądało, kiedy rano nie chciało się wstać na śniadanie, skoro był środek nocy. Szósta trzydzieści. Matko Boska, dodaj mi sił...
— Oluś — mruknęłam, zerkając jednym okiem na koleżankę. — Pomóż mi wstać...
Dziewczyna złapała mnie za rękę i pociągnęła w swoją stronę, jednak ja sama pozostałam nieruchoma.
— Wykaż trochę zaangażowania — sapnęła z uśmiechem, nie przerywając prób postawienia mnie na nogi, chociaż gdyby udało się jej wyciągnąć mnie z łóżka, prawdopodobnie moja twarz spotkałaby się z podłogą.
Tamten dzień miał być "na rozluźnienie", więc pani Martyna oraz pan Marcin zorganizowali nam wycieczkę do teatru. Z buta. Siedem kilometrów w jedną stronę.
— Dziewczyny, zakładać pampersy — powiedziała Julka, która w tamtej chwili wyszła z toalety. — Na wszelki wypadek. Mam wielką paczkę i chcę ją uszczuplić, żeby mieć miejsce w plecaku. Widzicie, jak ja o was dbam?
— Jakie pampersy? — zdziwiła się Ewelina, na co Portowska tylko wskazała swoje krocze i poruszyła brwiami.
— Podpaski, dziubaski.
— To nie jest śmieszne — mruknęłam, przypominając sobie o nadchodzącej miesiączce, jaka miała się niedługo pojawić. Bałam się, że nie zdążę wrócić do domu i okres złapie mnie w trakcie obozu, przez co będę musiała prosić Martynę o zwolnienie z prawie wszystkich aktywności, jakie dla nas przygotowała. Lubiłam wykorzystywać niedyspozycję na lekcjach wychowania fizycznego, jednak to była inna para kaloszy. Niektóre dziewczęta przechodziły przez to bez większych problemów, a mnie czasem najsilniejsze leki nie pomagały. Zależało od miesiąca, raz było o, raz tragicznie.
Pozostało mi się jedynie modlić o ułaskawienie mojego brzucha.
♢♢♢
— Ale dalej, ruchy! — ponaglała opiekunka, kiedy nieudolnie się rozciągaliśmy. — Przed nami długa droga.
— Co ty nie powiesz... — warknął cicho Olaf, po czym poprawił swoje okulary, które zsunęły się mu na końcówkę nosa podczas skłonów. — Jakbym nie wiedział.
Zachichotałam, chcąc rozluźnić atmosferę. Wiedziałam, że ten marsz nikogo nie cieszył, prócz Julki, która na biwakach harcerskich pokonywała trasy dwa razy dłuższe i nie narzekała przy tym ani trochę. To się nazywa pozytywne nastawienie!
— Jakby co, to będziesz mnie niosła na rękach. — Ewelina trąciła moje ramię.
— Nie, ona będzie niosła mnie — Emil zrobił komiczną minę, przez co kilka osób obok nas wybuchnęło śmiechem. — Lubię mdleć, jakby co.
— Bez urazy, ja mam więcej siły — odezwał się Filip. — Emila wezmę na plecy, Ewelinę na ręce, a jakby ktoś się jeszcze uparł, to na głowie posadzę.
— To ja chcę na plecy — odparłam szybko — bo Emila może zaniesie pan Marcin.
Blondyn przewrócił oczami, zerkając w stronę naszego opiekuna, który żywo dyskutował o czymś ze swoją siostrą.
— Teraz myślę o rozgrzewce — szepnął nastolatek w naszą stronę. — Julciu, daj gumkę.
— Łooo, spokojnie, kowboju! — jęknęła oraz wytrzeszczyła oczy ze zdumienia. — Skąd mam ci wytrzasnąć kondomy?
Chłopak przymknął oczy, a także uśmiechnął się delikatnie. Wyglądało na to, że jedynie Julka nie zrozumiała, o co chodziło jej przyjacielowi, podczas gdy my kręciliśmy głowami z rozbawienia.
— Do włosów — odezwał się w końcu Emil. — Gumka do włosów.
Portowska zacisnęła usta w wąską linię, patrząc na nas z osobna ze zdezorientowaną miną, aż w końcu spuściła wzrok, próbując się przy tym nie zaśmiać.
— Uznajmy, że tego nie było.
— Gotowi? — Martyna pomachała do osób stojących najdalej od niej. — Plecaki są? No to w drogę!
I cóż więcej mówić? Rozpoczęliśmy naszą wycieczkę. Początkowo trzymałam się Oli oraz Karola, jednak chwilę później wszystkie trójki się przemieszały, dzięki czemu trafiłam na Monikę z Olafem.
— To nie tak, że bazgrolę po książkach — powiedziała zirytowana dziewczyna, podczas gdy okularnik przytakiwał tylko ze śmiechem. — Po prostu muszę się czasem wyżyć. Ale gdybym zebrała te wszystkie teksty z marginesów... Boże, Madziu, pamiętam, kiedy mi napisałaś w książce do angielskiego... — powiedziała, jednak nie udało się jej dokończyć, ponieważ dostała nagłego napadu śmiechu. Przyznam, że miałam mały mindfuck.
— Ale co takiego? — zapytałam zdziwiona. — Bo wiesz, ja w podręcznikach zapisuję... różne rzeczy...
Wychowawczyni odwróciła się do mnie z zabawnym wyrazem twarzy.
— Mhm. Jasne. Tylko nie to, co trzeba — mruknęła i zaśmiała się cicho, przez co spaliłam buraka na twarzy i skrzyżowałam ramiona na piersiach. Uwielbiałam tę kobietę.
♢♢♢
— Julka, schowaj to jedzenie! — Pani Migon spojrzała groźnie na nastolatkę wcinającą długie żelki w cukrze. Dziewczyna szybko zapakowała przysmak do woreczka, po czym zerknęła przepraszająco na nauczycielkę.
— Ej... podziel się tym, jak zgasną światła — szepnęłam do koleżanki, na co uśmiechnęła się złowieszczo i znacząco poklepała plecak.
Po kilku minutach w sali zrobiło się ciemno, a sztuczny dym rozszedł się po scenie. Pierwsze rzędy, w tym nasz, doznały zaszczytu wdychania oparów, przez co dało się słyszeć echo głośnego kaszlenia.
Czerwone reflektory oświetliły ubranych na biało aktorów, stojących nieruchomo. Kamienne wyrazy twarzy oraz obojętność w oczach tylko bardziej nas przeraziły. Wyglądali, jakby mieli zaraz zeskoczyć na widownię i kogoś zabić. Nie, nie żartuję.
Ich śpiew zadźwięczał nam w uszach na tle ponurej, mrocznej muzyki, a krzyk jednego z bohaterów był tak głośny, że aż zatkałam uszy.
— Dalsza ma wola oznajmiona będzie. Jeszcze raz wzywam wszystkich tu obecnych pod karą śmierci, aby się rozeszli!*
Kwestia była powtarzana kilkukrotnie, a przez chwilę naprawdę rozważałam opcję, czy aby na pewno nie uciec. Spoglądaliśmy po sobie raz z rozbawieniem, raz z niepewnością, a gdy aktorzy w końcu schowali się za kulisami, zrozumieliśmy, że jednak nie mają zamiaru pozbawić nas życia. Pierwszy raz czułam tak silne emocje w teatrze... i muszę przyznać, że podobało mi się to.
Późniejszy bal był przedstawiony w straszny sposób. Tańczący goście w maskach przy spokojnej muzyce, co chwilę przerywanej okropnym skrzypieniem w głośnikach, jakoby z horroru, zwracali same twarze ku widowni i patrzyli na nas morderczo. Przy pierwszym przerywniku aż podskoczyłyśmy z Portowską na krzesłach, głównie z zaskoczenia.
— Kurwa, jak się zesrałam... — szepnęła przerażona Julka, upuszczając wcześniej cukierka.
— Ale chyba nie tak na serio? — dopytałam na wszelki wypadek, chociaż miałam świadomość, że tylko żartowała.
— Musiałabym mieć znieczuloną dupę, by się nie zorientować.
Cały spektakl minął dosyć poważnie. To nas urzekło. Romeo i Julia w nieco innym, mroczniejszym świetle. Musiałam szczerze przyznać, że książka była gorsza. Znacznie gorsza.
— Będziesz moją Julią? — zapytał mnie Filip, który siedział wraz z Bartkiem za mną.
— Powiedz to Ewelinie albo prawdziwej Julce — odparłam, wskazując wspomnianą koleżankę, która tylko spojrzała na nas ze zdziwieniem i mruknęła coś z pełną buzią żelek.
— Pfefuwam — fuknęła, co w jej wykonaniu miało chyba znaczyć "przeżuwam".
Przed kurtynę wyszli dwaj aktorzy i przeprowadzili dla nas krótkie warsztaty teatralne.
— Gra ktoś z was na jakimś instrumencie? Gitara, pianino? — zapytał jeden z nich po kilku minutach, a Monika nieśmiało uniosła rękę.
— Brawo, mamy jedną pannę! Jaki instrument?
— Wiolonczela.
— Czyli gitara.
Nastolatka wytrzeszczyła oczy z oburzenia, podczas gdy aktor kontynuował swój monolog.
— Co za ułom — warknęła, przymykając oczy i siląc się na wredny uśmiech.
— Ktoś ma jeszcze jakieś pytania? — odezwał się drugi mężczyzna. Czyjaś ręka uniosła się, a po wyznaczeniu, ów chłopak zapytał:
— Jak siedzę sobie w teatrze... to który podłokietnik jest mój?
Cała sala zaniosła się śmiechem, słysząc problem, dotyczący każdego z nas. Ostatecznie nie uzyskaliśmy na to odpowiedzi, ale przynajmniej dostaliśmy rozkminę na całe życie, o ile wcześniej się nad tym nie zastanawialiśmy.
Wsunęłam do ust żelka od Julki, jednak zamiast oddać mi cały smakołyk, nastolatka chwyciła za drugi koniec.
— Ostatni — wyjaśniła.
— Wszystkie zeżarłaś?
— Rosnę, potrzebuję energii!
Na szczęście droga powrotna upłynęła migusiem, gdyż pod teatr przyjechały autokary. Odrobina cywilizacji, a chwilę później znowu do lasu.
— Przygotujcie się, bo na miejscu czeka nas szturmowanie! — Martyna klasnęła w dłonie. Emil udał wielkie oburzenie z powodu, iż Marcin wybrał drugi autokar jako podwózkę, więc to młodsze klasy miały zaszczyt słyszeć jego głos podczas drogi powrotnej. Mnie to natomiast było obojętne. Zamierzałam zrelaksować się przy słuchawkach i muzyce z telefonu.
— Szturmowanie, Magda, halo! Możemy współpracować — szepnął Filip, siedzący za nami. — Chodź, będzie fajnie. Opracujemy taktykę i w ogóle.
Chciałam od razu się zgodzić, jednak uznałam po chwili, że walka ramię w ramię z nim nie będzie aż taka fajna, jak próba rozniesienia jego drużyny. To nie Monopoly, nie znienawidzimy się podczas gry... prawda?
Właśnie dlatego odpowiedź była prosta.
— Zniszczę cię.
______________________
Romeo i Julia - przypisy:
* fragment wypowiedzi Eskalusa, księcia panującego w Weronie
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro