Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

16. Wędrówka Romea i Julii

— Nienawidzę życia. I obozów. Żałuję, że tu przyjechałam. Nigdy więcej — jęczałam. Tak to właśnie wyglądało, kiedy rano nie chciało się wstać na śniadanie, skoro był środek nocy. Szósta trzydzieści. Matko Boska, dodaj mi sił...
   — Oluś — mruknęłam, zerkając jednym okiem na koleżankę. — Pomóż mi wstać...
   Dziewczyna złapała mnie za rękę i pociągnęła w swoją stronę, jednak ja sama pozostałam nieruchoma.
   — Wykaż trochę zaangażowania — sapnęła z uśmiechem, nie przerywając prób postawienia mnie na nogi, chociaż gdyby udało się jej wyciągnąć mnie z łóżka, prawdopodobnie moja twarz spotkałaby się z podłogą.

   Tamten dzień miał być "na rozluźnienie", więc pani Martyna oraz pan Marcin zorganizowali nam wycieczkę do teatru. Z buta. Siedem kilometrów w jedną stronę.
   — Dziewczyny, zakładać pampersy — powiedziała Julka, która w tamtej chwili wyszła z toalety. — Na wszelki wypadek. Mam wielką paczkę i chcę ją uszczuplić, żeby mieć miejsce w plecaku. Widzicie, jak ja o was dbam?
   — Jakie pampersy? — zdziwiła się Ewelina, na co Portowska tylko wskazała swoje krocze i poruszyła brwiami.
   — Podpaski, dziubaski.
   — To nie jest śmieszne — mruknęłam, przypominając sobie o nadchodzącej miesiączce, jaka miała się niedługo pojawić. Bałam się, że nie zdążę wrócić do domu i okres złapie mnie w trakcie obozu, przez co będę musiała prosić Martynę o zwolnienie z prawie wszystkich aktywności, jakie dla nas przygotowała. Lubiłam wykorzystywać niedyspozycję na lekcjach wychowania fizycznego, jednak to była inna para kaloszy. Niektóre dziewczęta przechodziły przez to bez większych problemów, a mnie czasem najsilniejsze leki nie pomagały. Zależało od miesiąca, raz było o, raz tragicznie.
   Pozostało mi się jedynie modlić o ułaskawienie mojego brzucha.
  

♢♢♢

— Ale dalej, ruchy! — ponaglała opiekunka, kiedy nieudolnie się rozciągaliśmy. — Przed nami długa droga.
   — Co ty nie powiesz... — warknął cicho Olaf, po czym poprawił swoje okulary, które zsunęły się mu na końcówkę nosa podczas skłonów. — Jakbym nie wiedział.
   Zachichotałam, chcąc rozluźnić atmosferę. Wiedziałam, że ten marsz nikogo nie cieszył, prócz Julki, która na biwakach harcerskich pokonywała trasy dwa razy dłuższe i nie narzekała przy tym ani trochę. To się nazywa pozytywne nastawienie!
   — Jakby co, to będziesz mnie niosła na rękach. — Ewelina trąciła moje ramię.
   — Nie, ona będzie niosła mnie — Emil zrobił komiczną minę, przez co kilka osób obok nas wybuchnęło śmiechem. — Lubię mdleć, jakby co.
   — Bez urazy, ja mam więcej siły — odezwał się Filip. — Emila wezmę na plecy, Ewelinę na ręce, a jakby ktoś się jeszcze uparł, to na głowie posadzę.
   — To ja chcę na plecy — odparłam szybko — bo Emila może zaniesie pan Marcin.
   Blondyn przewrócił oczami, zerkając w stronę naszego opiekuna, który żywo dyskutował o czymś ze swoją siostrą.
   — Teraz myślę o rozgrzewce — szepnął nastolatek w naszą stronę. — Julciu, daj gumkę.
   — Łooo, spokojnie, kowboju! — jęknęła oraz wytrzeszczyła oczy ze zdumienia. — Skąd mam ci wytrzasnąć kondomy?
   Chłopak przymknął oczy, a także uśmiechnął się delikatnie. Wyglądało na to, że jedynie Julka nie zrozumiała, o co chodziło jej przyjacielowi, podczas gdy my kręciliśmy głowami z rozbawienia.
   — Do włosów — odezwał się w końcu Emil. — Gumka do włosów.
   Portowska zacisnęła usta w wąską linię, patrząc na nas z osobna ze zdezorientowaną miną, aż w końcu spuściła wzrok, próbując się przy tym nie zaśmiać.
   — Uznajmy, że tego nie było.
   — Gotowi? — Martyna pomachała do osób stojących najdalej od niej. — Plecaki są? No to w drogę!
   I cóż więcej mówić? Rozpoczęliśmy naszą wycieczkę. Początkowo trzymałam się Oli oraz Karola, jednak chwilę później wszystkie trójki się przemieszały, dzięki czemu trafiłam na Monikę z Olafem.
   — To nie tak, że bazgrolę po książkach — powiedziała zirytowana dziewczyna, podczas gdy okularnik przytakiwał tylko ze śmiechem. — Po prostu muszę się czasem wyżyć. Ale gdybym zebrała te wszystkie teksty z marginesów... Boże, Madziu, pamiętam, kiedy mi napisałaś w książce do angielskiego... — powiedziała, jednak nie udało się jej dokończyć, ponieważ dostała nagłego napadu śmiechu. Przyznam, że miałam mały mindfuck.
   — Ale co takiego? — zapytałam zdziwiona. — Bo wiesz, ja w podręcznikach zapisuję... różne rzeczy...
   Wychowawczyni odwróciła się do mnie z zabawnym wyrazem twarzy.
   — Mhm. Jasne. Tylko nie to, co trzeba — mruknęła i zaśmiała się cicho, przez co spaliłam buraka na twarzy i skrzyżowałam ramiona na piersiach. Uwielbiałam tę kobietę.

♢♢♢

— Julka, schowaj to jedzenie! — Pani Migon spojrzała groźnie na nastolatkę wcinającą długie żelki w cukrze. Dziewczyna szybko zapakowała przysmak do woreczka, po czym zerknęła przepraszająco na nauczycielkę.
   — Ej... podziel się tym, jak zgasną światła — szepnęłam do koleżanki, na co uśmiechnęła się złowieszczo i znacząco poklepała plecak.
   Po kilku minutach w sali zrobiło się ciemno, a sztuczny dym rozszedł się po scenie. Pierwsze rzędy, w tym nasz, doznały zaszczytu wdychania oparów, przez co dało się słyszeć echo głośnego kaszlenia.
   Czerwone reflektory oświetliły ubranych na biało aktorów, stojących nieruchomo. Kamienne wyrazy twarzy oraz obojętność w oczach tylko bardziej nas przeraziły. Wyglądali, jakby mieli zaraz zeskoczyć na widownię i kogoś zabić. Nie, nie żartuję.
   Ich śpiew zadźwięczał nam w uszach na tle ponurej, mrocznej muzyki, a krzyk jednego z bohaterów był tak głośny, że aż zatkałam uszy.
   — Dalsza ma wola oznajmiona będzie. Jeszcze raz wzywam wszystkich tu obecnych pod karą śmierci, aby się rozeszli!*
   Kwestia była powtarzana kilkukrotnie, a przez chwilę naprawdę rozważałam opcję, czy aby na pewno nie uciec. Spoglądaliśmy po sobie raz z rozbawieniem, raz z niepewnością, a gdy aktorzy w końcu schowali się za kulisami, zrozumieliśmy, że jednak nie mają zamiaru pozbawić nas życia. Pierwszy raz czułam tak silne emocje w teatrze... i muszę przyznać, że podobało mi się to.


   Późniejszy bal był przedstawiony w straszny sposób. Tańczący goście w maskach przy spokojnej muzyce, co chwilę przerywanej okropnym skrzypieniem w głośnikach, jakoby z horroru, zwracali same twarze ku widowni i patrzyli na nas morderczo. Przy pierwszym przerywniku aż podskoczyłyśmy z Portowską na krzesłach, głównie z zaskoczenia.
    — Kurwa, jak się zesrałam... — szepnęła przerażona Julka, upuszczając wcześniej cukierka.
   — Ale chyba nie tak na serio? — dopytałam na wszelki wypadek, chociaż miałam świadomość, że tylko żartowała.
   — Musiałabym mieć znieczuloną dupę, by się nie zorientować.

   Cały spektakl minął dosyć poważnie. To nas urzekło. Romeo i Julia w nieco innym, mroczniejszym świetle. Musiałam szczerze przyznać, że książka była gorsza. Znacznie gorsza.
   — Będziesz moją Julią? — zapytał mnie Filip, który siedział wraz z Bartkiem za mną.
   — Powiedz to Ewelinie albo prawdziwej Julce — odparłam, wskazując wspomnianą koleżankę, która tylko spojrzała na nas ze zdziwieniem i mruknęła coś z pełną buzią żelek.
   — Pfefuwam — fuknęła, co w jej wykonaniu miało chyba znaczyć "przeżuwam".

   Przed kurtynę wyszli dwaj aktorzy i przeprowadzili dla nas krótkie warsztaty teatralne.
   — Gra ktoś z was na jakimś instrumencie? Gitara, pianino? — zapytał jeden z nich po kilku minutach, a Monika nieśmiało uniosła rękę.
   — Brawo, mamy jedną pannę! Jaki instrument?
   — Wiolonczela.
   — Czyli gitara.
   Nastolatka wytrzeszczyła oczy z oburzenia, podczas gdy aktor kontynuował swój monolog.
   — Co za ułom — warknęła, przymykając oczy i siląc się na wredny uśmiech.
   — Ktoś ma jeszcze jakieś pytania? — odezwał się drugi mężczyzna. Czyjaś ręka uniosła się, a po wyznaczeniu, ów chłopak zapytał:
   — Jak siedzę sobie w teatrze... to który podłokietnik jest mój?
   Cała sala zaniosła się śmiechem, słysząc problem, dotyczący każdego z nas. Ostatecznie nie uzyskaliśmy na to odpowiedzi, ale przynajmniej dostaliśmy rozkminę na całe życie, o ile wcześniej się nad tym nie zastanawialiśmy.
   Wsunęłam do ust żelka od Julki, jednak zamiast oddać mi cały smakołyk, nastolatka chwyciła za drugi koniec.
   — Ostatni — wyjaśniła.
   — Wszystkie zeżarłaś?
   — Rosnę, potrzebuję energii!

   Na szczęście droga powrotna upłynęła migusiem, gdyż pod teatr przyjechały autokary. Odrobina cywilizacji, a chwilę później znowu do lasu.
   — Przygotujcie się, bo na miejscu czeka nas szturmowanie! — Martyna klasnęła w dłonie. Emil udał wielkie oburzenie z powodu, iż Marcin wybrał drugi autokar jako podwózkę, więc to młodsze klasy miały zaszczyt słyszeć jego głos podczas drogi powrotnej. Mnie to natomiast było obojętne. Zamierzałam zrelaksować się przy słuchawkach i muzyce z telefonu.
   — Szturmowanie, Magda, halo! Możemy współpracować — szepnął Filip, siedzący za nami. — Chodź, będzie fajnie. Opracujemy taktykę i w ogóle.
   Chciałam od razu się zgodzić, jednak uznałam po chwili, że walka ramię w ramię z nim nie będzie aż taka fajna, jak próba rozniesienia jego drużyny. To nie Monopoly, nie znienawidzimy się podczas gry... prawda?
   Właśnie dlatego odpowiedź była prosta.

   — Zniszczę cię.

______________________

Romeo i Julia - przypisy:

* fragment wypowiedzi Eskalusa, księcia panującego w Weronie

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro