Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7

17.10.2019r.
Dla Milo-nee-san

- Jak myślisz, mamo, ile właściwie Frerin ma lat? - Dain stanął na palcach, zaglądając przez kamienną balustradę jednego z korytarzy w dół. Tata siedział na tronie, uśmiechając się nieznacznie, gdy Fili i Frerin, siedzący wygodnie później, grali w coś używając kolorowych kamyków.
- Nie więcej niż pięć lat - kobieta uniosła dłoń ozdobioną pierścieniami, aby zmierzwić ciemne włosy syna. - W każdym razie rozwija się bardzo szybko.
- Skąd wiesz, mamo? Obserwowałaś już kiedyś jakiegoś dorastającego elfa?
-Nie, elfa nie. Ale Frerin to nie pierwsze dziecko, które mam pod opieką. Sam wiesz, Dainie.
Kiwnął głową. - Myślisz, że gdy skończy się bawić z Filim, będzie chciał pójść ze mną i Dis na górę? Popatrzeć na gwiazdy?
-Pobiegnij go zapytać - zaproponowała. - Myślę, że będzie szczęśliwy - dodała. - Elfy kochają gwiazdy.
Pobiegł.
Królowa uśmiechnęła się nieznacznie, spoglądając z góry na męża, prawdopodobnie nie rozumiejącego nic z zasad gry Frerina i Filiego, ale wyglądającego na szczęśliwego.
Nadawał się na ojca.
Był wspaniały w opiekowaniu się dziećmi i wychowywaniu ich.

***

-Dis... Jesteś pewna? - Frerin spojrzał na siostrę z powątpiewaniem, oglądając uważnie strój, który założył z pomocą starszej.
-Oczywiście! Dzisiaj święto, musisz wyglądać jak przystało na księcia Ereboru! - poprawiła jego włosy, misternie uplecione w koślawy trochę, ale nadal ładny warkocz.
Frerin miał na sobie ciemne spodnie i buty, a do nich śliczną, szafirową tunikę haftowaną motywem gwiazd. Wisior z herbem Durina spoczywał na jego chudej piersi, a srebrne bransolety grzechotały cicho na lewym przegubie.
-To nie zbyt dla  - zmarszczył brwi, próbując przypomnieć sobie odpowiednie słowo. - No... dziewczynki?
-No wiesz? - fuknęła, ciągnąc go lekko, trochę żartobliwie, za ucho. - Ja nam sukienkę - powiedziała, pokazując mu jak bordowy materiał faluje wokół jej nóg, gdy wykonała pół obrót.
-Przepraszam - wymamrotał zakłopotany.
-Nie przepraszaj - nachyliła się, całując go w czoło. - Chodź! Dain, Fili i Kili na pewno są już gotowi!
Miała rację.
Fili i Kili stali już w korytarzu, poprawiając sobie na wzajem skórzane kurty i posplatane włosy. Wyglądali prawie elegancko. Dain, skrzywiony, nerwowo wygładzał materiał zielonej tuniki. Nie znosił oficjalnych ubrań. Nie znosił oficjalnych, skomplikowanych wystąpień związanych z tradycjami i w ogóle. Był jeszcze młody, więc nudziły go.
-Tata będzie przemawiał? - zapytał Frerin, podbiegając do Filiego i Kiliego, i wyciągając ręce, aby któryś go podniósł.
-Jak co roku - potwierdził brunet, sadzając go sobie na biodrze. - To będzie bardzo oficjalna przemowa, kruszynko.
-Czyli długa?
-Nudna - poprawił Dain.
-Tak, dosyć długa - Fili zdzielił przyszłego króla w tył głowy. - Ciebie też czekają takie mowy - upomniał go.
-Nie chceee...
-Ale musisz - zawołał z poziomu objęć Kiliego Frerin. - Bo ja będę cię bardzo uważnie wtedy słuchać! Tak jak taty dzisiaj - pokiwał mocno głową.

***

- Elf... - stary krasnolud patrzył z uwagą na małego chłopca siedzącego na fotelu Thorina, który właśnie tłumaczył jemu i kilku innym detale dotyczące broni dla osłony Ereboru. Chciał wprowadzić kilka poprawek.
- Frerin, druhu, mieszka tu już ponad rok - przypomniał król, poprawiając ułożenie jednego planu na blacie stołu.
- Ale nie mogę... Ciężko się pogodzić. Z takimi raczej walczymy, może ubijamy interesy, ale na pewno nie wychowujemy...
- Skupmy się na sprawie, dla której tu jesteśmy, panowie - Thorin huknął w stół. - Te wstrętne orki i inne męty mnożą się w ostatnich latach dziwnie uparcie. Jest ich coraz więcej. Musimy być w stanie skutecznie chronić Erebor.
- Wstrętne orki!
Przez chwilę panowała cisza. Grupa mężczyzn odwróciła się w stronę brunecika, machającego w powietrzu zabawkowym smokiem, którego Dis oddała mu najwyraźniej na stałe.
- Wstrętne orki! - powtórzył całkiem po krasnoludzku i to z ładnym akcentem Frerin, uśmiechając się słodko.
- Ha! Widzicie? Nawet ta drobinka wie, co wszystkim w Śródziemiu psuje krew! - zawołał stary Bifur, parskając swoim zwyczajowym głośnym śmiechem. Thorin podszedł do fotela i wziął Frerina na ręce.
- Skoro tak chcesz to pomożesz nam tutaj zamiast trochę dzisiaj, a pisanie poćwiczysz jutro - zarządził.
Bystre niebieskie oczy rozglądały się dookoła zachłannie, gdy stanął z nim posadzonym na biodrze przy stole i pokazał misterne plany.
- To rozumiem; tak powiedziałby krasnolud! - oznajmił stary tak energicznie jakby mu już przeszło bycie nie przyzwyczajonym do elfa.
- Wstrętne - powtórzył jeszcze raz Frerin zanim dumnie uniósł małą głowę. - Psują krew.
-Jak nic innego psują, dzieciaku. Jak nic innego - Bombur skinął, posyłając chłopcu miły uśmiech.

***


- To już ponad rok... - Elladan, siedząc w dużym salonie Rivendell, oparł głowę na ramieniu ojca, przymykając powieki. - Powinienem teraz uczyć go z Luthien jak pisać i czytać - łzy zaczęły zbierać mu się w oczach. - Albo rzucać poduszkami w napuszonych strażników i zbyt głośno śpiewające elfy wokół domostwa...
- Szukamy go.
- Wiesz, że to bez sensu - wytknął mu zdławionym głosem syn. - Minęło tak wiele czasu i nigdzie nikt go nie widział...
- Elladanie...
- Musisz mieć nadzieję - odezwał się młody mężczyzna, dotychczas w milczeniu siedzący w fotelu z zasępioną miną. - To wbrew pozorom mało czasu. Tylko kilkanaście miesięcy... wciąż jest szansa, że Elros się gdzieś znajdzie.
- Nie! - Elladan zatrząsł się mocniej. - Mam dosyć już tego, Estelu - wyszeptał. - Tkwię tu, czekając każdego dnia na nowinę, a tymczasem serce mi pęka...
- Synu - Elrond objął go mocniej, gładząc po ramieniu powoli, najbardziej uspokajająco jak mógł.  - Jesteś przemęczony, wyczerpany, ciężko ci to wytrzymać, ale...
- Wyślijcie posłańców, aby zakończono poszukiwania - poprosił cicho. - A gdy będzie to już możliwe... Chcę odpłynąć do Valinoru.
- Złamane serce miesza ci w głowie! - zaprotestował mężczyzna. - Porywacz mógł się przyczaić gdzieś i czeka tylko teraz aż usłyszy, że poszukiwania zakończone...
- Estelu, kocham cię, kocham jak brata, ale nie pouczaj mnie! - Elladan odepchnął ojca od siebie i podniósł się gwałtownie, nieuważnie rozbijając filiżankę, którą wcześniej trzymał, a o której zupełnie zapomniał. Wyszedł z salonu gwałtownie, przyciskając kikut ręki, który zdawał się boleć jakby ręka wciąż była cała i zdrowa do piersi.
Zatrzymał się dopiero kilka korytarzy dalej. Zdyszany i rozkojarzony. A potem osunął na kolana, zanosząc rozpaczliwym płaczem, na który nie mógł się zdobyć na oczach ojca i młodego dunedaina.
Erestor odnalazł go  dosłownie chwilę później, jakby kierowany szóstym zmysłem i podniósł, chwytając delikatnie za ramiona, jakby był małym chłopcem, a nie mężczyzną. Zmusił go do przemierzenia drogi do lazaretu, a potem przyjęcia leków na sen. Siedział przy nim później. Cały czas w milczeniu. Tak jak siedziałby przy swojej córce, jak siedziałby przy wnuku... Jego serce też było podarte na kawałki. Ale musiał być silny.
Chciał być silny.

- Elrondzie, proszę... Zawiadomimy zaprzyjaźnionych ludzi, poprosimy... Gdybyśmy się przełamali i powiedzieli o sytuacji krasnoludom, które przecież mnóstwo czasu spędzają na targowiskach, w podróży i handlu...
- Estelu - mężczyzna wyciągnął dłoń, a gdy podszedł, chwycił go i przygarnął, zamykając w ojcowskim uścisku. - Przez wieki zdążyłem opłakać setki osób. Wierz mi, podobnie jak tobie ciężko mi i chciałbym przeszukać całe Śródziemie... Ale obaj znamy Elladana. Wiemy, że nie zniesie więcej.
- Ale może...
- Kiedyś nadejdzie taki dzień, gdy będziesz mądrym mężczyzną i przywódcą dunedainów, Estelu. Wtedy zrozumiesz to, co teraz przeżywa Elladan. Przyjdzie wiele chwil, gdy będziesz musiał wybrać między życiem wyniszczającą nadzieją, a pogodzeniem się z losem po to, aby utrzymać się przy zdrowych zmysłach.
- Skoro chce wypłynąć, może moglibyśmy sami szukać... To dziecko... To był silny elf, a jeśli został porwany to na pewno...
- On odpłynie, ale Erestor nie, a jego serce także rozdarto już wielokrotnie. Pozwól, aby los sam zaopiekował się tą sprawą.
- Elrondzie...
- Valarowie na pewno czuwają, dziecko - Elrond spojrzał na niego ze smutkiem i troską, tak jak jeszcze na razie, póki Estel wciąż był młody, mógł sobie na to pozwolić. - Może nie robią już nic tak spektakularnego jak dawniej, ale zawsze będą czuwać. Pozostaje nam w nich wierzyć.
-Nie wiem, czy potrafię - powiedział cicho.
-Ale ja wiem, że tak - odrzekł krótko, kategorycznie Elrond. - Idź poszukać Elrohira. Jestem pewien, że nie zaszkodzi wam jakiś trening, strzelectwo, fechtunek, cokolwiek...
-T-tak jest - odwrócił głowę w bok, a później odsunął się trochę sztywno, niezdarnie i wyszedł.

***

Frerin bał się chodzić samotnie po korytarzach Ereboru, wśród ciemności i setek dźwięków, których jeszcze nie mógł całkiem zrozumieć. Samotność i cisza przypominały mu coś złego, jakby tylko czaiły się, aby go dopaść i pożreć.
Pewnego wieczoru jednak, po wyjątkowo złym śnie, pilnie potrzebował spotkać się z tatą. Było jedno z krasnoludzkich świąt i wszyscy dorośli i prawie dorośli przebywali w wielkiej sali jadalnej. Słyszał ich tam. 
Rozmawiali, śpiewali, stukali kubkami i kuflami. 
Przełknął ciężko ślinę, obejmując rękoma ciasno swoją smoczą zabawkę i pobiegł przed siebie, prosto w najbliższy korytarz, nie rozglądając się, nie zastanawiając, nie zatrzymując, ani nic podobnego. 
Gdy wpadł do jadalni, trząsł się ze strachu i ciężko łapał oddech, ale w otoczeniu kilkudziesięciu krasnoludów od razu poczuł się trochę pewniej. 
-Frerin, co tu robisz, mały? - jeden z rudobrodych przystanął, zauważając go drepczącego boso w stronę stołu. - Zawołać kogoś do ciebie? Filiego? Kiliego? Lady Dis?
- Tatę - podsunął pospiesznie.
- Czekaj chwilkę - mężczyzna okręcił się, rozejrzał, a potem zawołał silnym głosem: - Wasza Wysokość! - okrzyk huknął, rozchodząc się po wielkim pomieszczeniu.
Zapanowała cisza, bo mogło się okazać, że stało się coś niebezpiecznego i potrzebna była pilna pomoc. Ofierze sprzeczki, pojedynku czy czegoś takiego. 
Kiedy tylko Thorin stał się widoczny między innymi, Frerin podbiegł i wczepił się w rodzica mocno.
-Sam tu przyszedłeś, mały? - zaniepokojony mężczyzna chwycił go pod ramiona i uniósł w górę, spoglądając w głąb niebieskich wystraszonych oczu. 
- Miałem zły sen - wyjaśnił cichutko, z ulgą przyjmując, że wszyscy wrócili do wcześniejszych zajęć, picia i śpiewania. Byłoby mu chyba wstyd, gdyby słyszeli, że przerwał świętowanie z powodu koszmaru.
- To niedobrze - mężczyzna pogładził go uspokajająco po potarganych włosach. - Chcesz mi opowiedzieć?
Przełknął ślinę, a później kiwnął głową.
-Posłuchasz?
- Oczywiście, ale najpierw… przejdziemy się może na powietrze, co? Zobaczyć gwiazdy.
- Śnił mi się smok - zaczął cichutko, opierając głowę na ramieniu mężczyzny. - Ale taki ogromny, czerwony. Miał wściekłe, jasne oczy...

***

Rudobrody Gimli westchnął, przecierając czoło i spojrzał na Frerina, niewprawnie, ale z uporem manewrującego niewielkim złotniczym przyrządem.
-I jak? - zapytał.
-Chyba... Wygląda dobrze? - zapytał z nadzieją chłopiec, podnosząc z blatu koślawy wisiorek złożony z wymęczonych odrobinę srebrnych oczek.
-Mogło być lepiej - oznajmił brutalnie szczerze. - Ale to jeden z twoich pierwszych razów. A wygląda naprawdę mocno i trwale, więc uważam, że możesz być dumny.
-Kili się ucieszy?
Gimli uśmiechnął się szerzej.
-Jestem pewien, że taki prezent sprawi mu niesamowitą radość, Frerinie.
- Teraz ten! - ogłosił. - Pomożesz mi zrobić bransoletkę dla Filiego? - zapytał po chwili ciszy. - Tata nie pozwala mi wchodzić samemu do kuźni na powierzchni, ani nic tam robić.
Rudobrody wyciągnął dłoń nad stołem i zmierzwił mu włosy.
-Za chwilę pójdziemy, w porządku? Muszę wpierw uporządkować moje narzędzia. Skończ w tym czasie rysować wzór na bransoletkę. Musimy mieć jak najlepiej wykonany projekt.
-Tak jest - uśmiechnął się szeroko, sięgając po atrament i pióro. - Zrobię najlepszy herb Durina na świecie!
-No, to masz sporo pracy.

Frerin roześmiał się, pełen energii i planów. Zapowiadał się na naprawdę zdolnego wytwórcę, gdy już zbierze więcej doświadczeń.

***

-Tato.
-Tak, Frerinie? - Thorin spojrzał z uwagą na chłopca ubranego w lekko potargany strój ćwiczebny.
-Dlaczego tak patrzysz jak Fili i Kili, i Dain próbują nauczyć mnie fechtunku?
-Bez powodu - zapewnił natychmiast król, odwracając lekko w bok głowę, aby ukryć pewne zakłopotanie. - Po prostu uznałem, że mała przerwa w pracy mi nie zaszkodzi.
-Ale to już szósty dzień z rzędu - zauważył bystrze.
-Tata jest nadopiekuńczy, Frerin! Nie przejmuj się - Dain chwycił brata za dłoń, wymachując drewnianym mieczem za pomocą drugiej ręki. - Jeszcze miesiąc czy dwa, jak przywyknie to się uspokoi trochę.
-Na pewno?- Młody krasnolud potwierdził, po czym ustawił to i sam stanął na przeciw.- Pamiętasz właściwą postawę?
Stanął najlepiej jak potrafił odwzorowując pozycję brata, ugięte nogi, chwyt na mieczu z drewna.
-To ta.
-Dobrze - zgodził się, uśmiechając szeroki. - Do dotknięcia, jasne? Kto wygra trzy pojedynki wygrywa!
-Tylko żebyście nie zyskali żadnych bardzo poważnych obrażeń - uprzedziła Dis, siedząca na uboczu z przygotowanymi opatrunkami i maściami, aby zająć się nimi na sam koniec.

***

-Fili.
-Tak, Frerinie?
-Myślisz, że kiedykolwiek będę mógł zejść do kuźni w środku, aby tam pracować? Wykuwać broń, albo przetapiać złoto, albo, albo...
-Zwolnij trochę - uspokoił jego zapał blondyn, kładąc mu dłoń w grubej rękawicy na ramieniu. - Na razie jesteś zbyt wrażliwy na wysokie temperatury i niedoświadczony, dlatego pracujemy tu, na górze. Wszyscy tu zaczynają.
-Krasnoludy też?
-Większość - potwierdził. - Nie zamartwiaj się. Masz już jakieś dziesięć lat. Rozwijasz się i uczysz naprawdę szybko - zapewnił. - Uwaga! - dodał, dając znać, aby Frerin się odsunął na pewną odległość, gdy już to nastąpiło, chwycił pewnie za zimny, twardy koniec metalowego walca, którego pewna część spoczywała w rubinowym wnętrzu pieca. - Patrz z zewnątrz bo pierwszy raz może być szokujący. Zaraz ci pokażę jak zrobić sztylet.
Elf z wahaniem wycofał się, stając na progu. A potem patrzył jak Fili pracuje. Podziwiał.
I marzył, że gdy już będzie dorosły, zostanie nauczony, albo nauczy się od innych, jak być kowalem. Pragnął nim zostać. Być jak krasnoludy. Być najlepszym krasnoludem, chociaż jako elf miał słabsze ciało, drobniejsze ręce i dłuższą drogę przed sobą.
-Uwaga!
Łup!
Młot.
Łup!
Młot.
Fili walił bez trudu, a kolejne uderzenia rozchodząc się hałaśliwie wokół przeszywały chłopca na wskroś, bardziej i bardziej rozniecając jego niesamowite, piękne pragnienia oraz nierealne tęsknoty, z których nie miał prawa zdawać sobie sprawy. Tęsknoty mogące pochodzić jedynie z minionych czasów, gdy istniały jeszcze wielkie królestwa elfów i elfy wraz z krasnoludami prowadziły interesy, współpracowały, tworzyły, wznosiły...
Z minionych czasów noldorów, którzy wznieśli Eregion.

Wyjaśnienia

Drużyna Thorina, pewnie większości znana grupa jego bliskich przyjaciół to kompanii z wyprawy w celu odzyskania Ereboru, której dotyczy książka "Hobbit":
W jej skład (poza samym Thorinem) wchodzą/wchodzili/będą wchodzić:
*Kili & Fili - siostrzeńcy Thorina, których mężczyzna wychował
*Dwalin - brat Balina
*Balin - brat Dwalina, później później później przez pewien czas władający Morią (do tego jeszcze wrócimy)
*Dori, Nori, Ori - bracia (Ori wyruszy do Mori z Balinem)
*Oin - brat Gloina, wuj Gimliego
*Gloin - brat Oina, ojciec Gimliego
*Bifur - kuzyn Bofura i Bombura, jeśli oglądaliście film - to ten krasnolud z resztkami topora w głowie, który ma problem z porozumiewaniem się
*Bofur
*Bombur - brat Bofura i kuzyn Bifura, w filmie był sympatycznym rudym grubaskiem

Dalej, jestem pewna, że użyłam już terminu Valinor, ale pewnie odpłynięcie do Valinoru naszego skrzywdzonego, okaleczonego Elladana wciąż brzmi trochę podejrzanie. Proszę się nie martwić. Do Valinoru / na Zachód odpływają powoli wszystkie elfy, jedne szybciej, ponieważ spotkało ich coś, przez co cierpią i nie mają już siły być częścią Śródziemia, inne później, bo są do tego zmuszone. Primo - kończy się ich era, secundo - książka / film, ci, którzy znają zapewne pamiętają, nastał czas, wróg jest zbyt silny, tak, to wciąż kończąca się era elfów, czas im odejść. To dlatego Elrond nie chciał pozwolić Arwenie na ślub z Aragornem, to dlatego elfy z Rivendell szły w filmie w korowodzie przez las, rozświetlając drogę latarniami, to dlatego w różnych miejscach elfy mówią o Łabędziej przystani. Valinor to cel ich wszystkich;  po co, dlaczego i jak działa? Do tego jeszcze wrócimy, bo przyda nam się za kilka rozdziałów.

Jeśli coś jeszcze się nie wyjaśniło - pytajcie śmiało, postaram się to nadrobić ╰(⸝⸝⸝´꒳'⸝⸝⸝)╯

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro