Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 6

11.10.2019r.

Ciężko powiedzieć jak do tego doszło. Jaką dokładnie metodą plan Thorina i Kiliego, realizowany przez garstkę tylko krasnoludów się spełnił. Czy to naprawdę wprowadzenie elfa między krasnoludy jakby był jednym z nich? Głęboki smutek rzucający się w oczy, zamknięty w niebieskim spojrzeniu, które na poły lękliwie, na poły z ciekawością oglądało wszystko dookoła, od tuneli wykutych w Górze, roboczych, zakurzonych i tych wielkich, barwnych, podobnych do korytarzy w najpiękniejszych zamkach, po ostre, ale sympatyczne w większości twarze krasnoludów…? A może jednak, nikt przy zdrowych zmysłach nie pomyślałby o czymś takim, ale… czyżby to Aule, sam legendarny twórca, sama ta potęga, która tchnęła życie w krasnoludów, maczał  palce i posiadane moce w frerinowej sprawie?

Kto mógł wiedzieć?

Nikt. 

Ale to nie było ważne, gdy Frerin stawiał pierwsze kroki, usamodzielniał się, nabierał odwagi, ufny w opiekę otaczających go kowali, górników, wynalazców, muzyków, złotników, kupców i wojowników. Z dnia na dzień coraz lepiej mówił ich językiem, przystosowywał się. W ciemnych spodniach i białej tunice tkanej czarnymi nićmi wyróżniał odcinał się od wszystkich. Mały elf. Obca istota pasująca do światła gwiazd, księżyca, blasku słońca… zadziwiająco dobrze prezentował się, siedząc na drewnianej ławie przy masywnym stole wśród obserwujacych go mężczyzn i kobiet, z wypiekami na twarzy śpiewając o różnych dokonaniach wielkich przodków, podbojach i paktach Durina oraz sześciu pozostałych pra-ojców, a także ich następców. Lubił śpiewać. Miał głos, który doskonale pasował do harfy Thorina, więc gdy już Król pod Górą unosił swój cenny instrument, chłopiec gramolił się ufnie na jego kolanach, Dain i Dis rozgaszczali po obu stronach i najgłośniej ze wszystkich zebranych podejmowali kolejne pieśni, tak, że ich głosy przebijały się nawet przez chór dziesiątek innych śpiewaków. 

Chociaż to Fili zabrał Frerina od Barda, aby potem pielęgnować go pod okiem Pryzmy długimi godzinami, dniami, tygodniami, miesiącami z uporem i troską matki -  mimo wszystko był młody, w oczach elfa wysoki, imponujący i pełen ciepła… ale pozbawiony pewnego autorytetu, ojcowskiej powagi, która sprawiała, że Frerin wlepiał w Króla spod Góry wzrok pełen uwielbienia i ufności, gdy mężczyzna prowadził go czasem za rękę ze sobą do najgłębszych podziemi albo na powierzchnię, na mury, na światło słońca. 

Fili nie miał pretensji, chociaż czasem czuł się odrobinę zazdrosny. Rozumiał przywiązanie elfa do Thorina. Wuj był przy nim akurat wtedy, gdy chłopiec się obudził, siwizna dodawała mu dumy i powagi, a sama obecność sprawiała, że inni pokornieli. W dodatku był już ojcem. Miał Daina i Dis. I wychował jego i Kiliego. W jakiś sposób, chyba, po prostu miał w sobie coś takiego, jakby emanował ojcowską aurą, przywołując do siebie tych, którzy szukali osłony i oparcia. Fili rozumiał. Przecież dawno temu, w latach swojego dzieciństwa, również dokonał wyboru, który uplasował Thorina na ojcowskim piedestale, gdy nie było tam już nikogo, gdy zostali z Kilim zupełnie sami...

Czas powoli, nieubłaganie gnał, pozwalając świadkom wydarzeń w Ereborze z dnia na dzień coraz bardziej kochać niebieskookiego elfa, mniej i mniej dostrzegać w nim wroga… przykładać swoje ręce do budowy przyszłości - chociaż o tym nie mieli prawa wiedzieć. To miało się dopiero wydarzyć. 

***

Bard spotkał elfa, którego życie ocalił, po raz drugi dopiero na zimę następnego roku. Pewnego ranka, gdy w mieście życie już dawno się toczyło pomimo nikłego, ledwo na razie zauważalnego blasku słońca, odbijającego się tylko w drażniący sposób od śniegu, strażnik z muru zawołał, że widzi nadjeżdżającego jeźdźca. Krasnoluda na ciemnym kucyku. Im bardziej nieoczekiwany o tej porze roku gość  się zbliżał, tym wyraźniej widać było intrygujący, niewielki kształt skulony pomiędzy jego ramionami, z oddali intrygujący szarością odcinającą się wyraźnie od ciemnych odcieni ubioru jeźdźca.
Wreszcie kucyk przekroczył bramę, zatrzymał się przed oczekującymi tego, zaciekawiony mi ludźmi i wpierw znajomy wszystkim, jasnobrody Fili zeskoczył pospiesznie, choć niezbyt zręcznie na ziemię, a następnie sprowadził na nią swój jasny "ładunek".
Dziecko otworzyło powoli zamknięte dotychczas niebieskie oczy i trzymając się kurczowo burego płaszcza mężczyzny zatoczyło powoli dookoła siebie niepewnym, zagubionym spojrzeniem. Bard wstrzymał oddech, wyczuwając, że jest obserwowany. Omiótł drobiazg od ciemnych, pewnie ciepłych butów, przez szarawe futro, po głowę otuloną atramentowymi włosami z uwagą. Wrócił w dół, skupiając się na oczach. Czuł się badany. Testowany. Elf wyglądał znajomo. Szczególnie w oczy rzucały się skazy, ciemniejsze przebarwienia na białej jak śnieg skórze. Przywódca miasta powoli odezwał się, niedowierzając w słowa, które padły z jego własnych ust:

-To ty jesteś elfem, którego sprowadziłem tu zeszłej zimy.

Drobna głowa poruszyła się. Niewielkie kiwnięcie było jedyną odpowiedzią na jego słowa.

-Chcemy z tobą porozmawiać - wtrącił Fili, przerywając ich przeciągające się milczenie.

Bard otrząsnął się, kiwnął głową, a później dał znak, aby poszli za nim. Zaprowadził gości do swojego domu i obserwował kątem oka jak elf obchodzi wszystkie izby, aby wreszcie przysiąść nieśmiało na drewnianej ławie przy stole.

-Może coś ciepłego do picia? - zapytał.

-Piwa, jeśli masz - odpowiedział Fili, rozpinając zapięcia swojego płaszcza. - Jak zima tego roku?

-Dużo lżejsza niż poprzednia - rozejrzał się, aby zlokalizować małą beczułkę piwa stojącą w kącie. - A czego nalać chłopcu?

-Też piwa - mruknął krasnolud. - Tylko mniej.

Bard uniósł brew z powątpiewaniem, ale Fili nie wyglądał jakby żartował, ani też elf jakby był zdziwiony czy zniechęcony.

-Nie jest za mały? - zapytał w końcu.

-Nie może mu zaszkodzić - zapewnił spokojnie mężczyzna. - Słyszałem tylko o jednym trunku, który mógł wpłynąć na elfy, ale nie mamy do niego dostępu, a i pora roku kiepska na wino. A piwo rozgrzeje go trochę. Musimy jeszcze wrócić do Ereboru.

Bard westchnął, ale akceptując wyjaśnienia, postawił kufel z niewielką ilością napoju przez brunetem, drugi, bardziej pełny, wyciągając w stronę Filiego.

- No... To teraz - chrząknął. - Co was sprowadza tak nagle?

Fili wypił piwo do końca, odstawił kufel i wstał.

-Poczekam na zewnątrz, kruszynko - zwrócił się do bruneta, a później wyszedł. Zdezorientowany Bard pozostał dłuższą chwilę stoją w jednym miejscu i patrząc na drzwi własnego domu, zamykające się za krasnoludem.

Westchnął, przecierając twarz, a potem podszedł do stołu i usiadł na ławie na przeciwko dziecka. Elf dłuższy czas milczał jak zaklęty, obejmując drobnymi rękoma kufel i wbijając niebieskie spojrzenie w blat, przykryty cienkim obrusem, który utkała jedna z córek Barda.

-O co mu chodziło, elfie? Fili zazwyczaj jest bardzo gadatliwy.

-Chciałem porozmawiać z panem sam - powiedział w końcu, miał miły głos. Mówił w mowie ludzi, ale jednak było słychać pewną twardość języka krasnoludów. Brzmiał niezdarnie, nie był wprawnym mówcą, ale radził sobie całkiem dobrze. - Niewiele brakowało i zamarzł bym zeszłej zimy - dodał, podnosząc wzrok. Niebieskie spojrzenie było uważne i przeszywające. Jakby sięgało głęboko aż po samą duszę Barda.

-Zauważyłem, że błąkasz się sam wśród śniegu. Musiałem ci pomóc.

-Nie musiałeś, ale to zrobiłeś - uśmiechnął się bardzo delikatnie, nieznacznie. Odbarwienia na jego twarzy przykuwały uwagę.

-Możliwe...

-Chciałem ci sam podziękować - kontynuował, cały czas używając języka ludzi z wyjątkowym, krasnoludzkim, niezdarnym akcentem. - Dziękuję - dodał, unosząc głowę. Wyglądał niewinnie. Miękki, eteryczny elf w jasnym stroju, jakby emanujący światłem gdzieś z głębi oczu, gdzieś w ogóle z wnętrza, zupełnie gryzący się z ciemną, ponurą izbą i pewnie wyglądający nawet specyficzniej w mrocznych głębinach Samotnej Góry. - Pewnie martwiłeś się o mnie chociaż czasami, gdy robiło się zimno. Fili i w ogóle wszyscy bardzo dbają o moje zdrowie i żebym czuł się bezpiecznie. Nie miałem imienia, więc otrzymałem od nich nowe.

-Jakie jest twoje imię? - zapytał, oswajając się powoli z sytuacją. - Czy krasnoludy znały jakiś elficki przydomek, albo...

-Teraz jestem Frerinem. Frerinem II,  synem Thorina - przyłożył drobną dłoń do herbu Durina wyrytego misternie na jednym z guzików ciepłego przyodziewku.

-Synem Thorina? - zmarszczył brwi. - Dlaczego właśnie Thorina?

Wzruszył ramionami na znak, że nie wie, po czym usiadł wygodniej i powiedział z rozbrajającą, pełną dziecięcej naiwności powagą: - Posiadanie taty jest miłe.

Bard kiwnął krótko.

- Cieszę się, że dbają o ciebie.

Elf podniósł się z ławki, później zaś ruszył w stronę drzwi. Cicho. Bez słowa. Chwyciwszy klamkę, zanim jeszcze otworzył drzwi, spojrzał w jego stronę. - Naprawdę dziękuję - wyszedł, zeskakując z wysokiego dosyć progu, po czym grzecznie zamknął drzwi.

Fili czekał na niego niedaleko kucyka, rozprawiając z jedną z kobiet, kołyszącą na rękach małe dziecko, na jakiś temat. Wyglądało na to, że oboje są wyjątkowo zaangażowani w rozmowę. Frerin podszedł z wahaniem, odrobinę onieśmielony, gdy obca pani go zauważyła. Chwycił brzeg rękawa krasnoluda. Starszy zaśmiał się krótko, posyłając mu uspokajające spojrzenie.

-Frerinie to Gina, spędziła zeszłą zimę w Ereborze.

-Dlaczego? - wyrzucił z siebie króciutko, przekrzywiając lekko głowę.

-Bo tu było za zimno dla jej maleństwa - wyjaśnił.

Kobieta, uśmiechając się z miękką, matczyną lekkością, przykucnęła, aby mógł zobaczyć z bliska jej dziecko. Dziewczynka miała drobne, pulchne rączki, którymi obejmowała szmacianą lalkę i śliczną, rumianą buzię. Na zamknięte oczka opadały pojedyncze pasma złocistych włosów.

-To dlatego była w Ereborze?

Fili potwierdził.

-Ona i wiele innych kobiet. Zima była okrutna i gdyby nie to, dzieci mogłyby nie wytrzymać.

-Rozumiem - oznajmił. - Możemy już wracać?

***

Frerin II. Syn Thorina II Dębowej Tarczy. Syn jego ojca. Jego brat.
Dain, wyjątkowo zadowolony, spojrzał w stronę skulonego na łóżku obok elfa, obejmującego szmacianego smoka chudymi rękoma. Frerin pasował do niego, Dis, taty, mamy, wujków Filiego i Kiliego i wszystkich, w ogóle całego Ereboru.
To było jego miejsce. Dain był tego pewien. Dain chciał mieć go blisko, własnego młodszego brata... Zawsze chciał takiego mieć. I w końcu... Może i elf, ale to było cudowne.

-Śpij dobrze, kruszynko - zażyczył, naśladując wuja Filiego, który ciągle tak mówił, po czym ześlizgnął się z łóżka w zawsze oświetlonej komnacie na przeciw komnaty rodziców i poprawiając na chudym ciele miękki materiał haftowanego koca, zanim wyszedł na korytarz, aby pójść do siebie.

Nie mógł doczekać się aż będzie już rano. Było kilka rzeczy, które chciał zrobić z okazji nowego, świeżego opadu śniegu wieczorem. Porzucać z Frerinem i Dis śniegiem. Ulepić śniegoluda. Zbudować śnieżną kwaterę... Ale to akurat z Filim i Kilim, może jeszcze Gimlim, bo nigdy wcześniej nie budował ze śniegu żadnego budynku, w każdym razie...

-Śpij dobrze - powiedział sam do siebie, zanim wlazł do własnego łóżka. - Śpij dobrze, Dain. Jutro będzie wspaniały dzień.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro