Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XXXVII


Zza drzwi w regale wyłoniła się szara czupryna dyrektora szkoły, który po chwili wszedł do nas do gabinetu i stanął przy moim prawym boku.
- Isil, jak się czujesz?- zapytał mężczyzna z troską widoczną w błękitnych oczach.
- Dobrze, dziękuję...wujku.- odpowiedziałem z delikatnym uśmiechem. Direl odpowiedział mi tym samym, a tata jak był do tej pory posępny, tak teraz uśmiechał się od ucha do ucha patrząc na nas.
- Wujku?- szarowłosy parsknął śmiechem.- Takiego miana jeszcze nie miałem. Byłem królem, dyrektorem, ojcem i dziadkiem, ale jeszcze nie wujkiem. - zaśmiał się i roztrzepał mi włosy na wszyskie strony. Złapałem się za głowę i zacząłem je z powrotem układać.
-  A propo dziadka. - usłyszałem głos taty.- z tego co się orientuję, to twój najmłodszy wnuk uczy się w tej szkole, prawda Direlu?
- Tak, Silver w tym roku dołączył do pierwszorocznych i bodajże przyjaźni się z tobą Isilu? - odpowiedział anioł i spojrzał na mnie, a ja mu przytaknąłem.
- To co, zrobimy mały zlocik rodzinny?- zaśmiał się dźwięcznie czarnowłosy.- Ty spotkasz się z wnukiem, ja go poznam i przy okazji reszte znajomych Isila.
- Czemu by nie? Obstawiam, że dalej siedzą w bibliotece i na mnie czekają.- powiedziałem wstając z krzesła. Nogi mi trochę zcierpły od siedzenia. Muszę to rozchodzić.
- Co wy robiliście w bibliotece?- zapytał Direl podnosząc jedną brew do góry.
- Mój opiekun uczył mnie przemiany.
- I jak ci poszło?- zapytał ojciec patrząc mi w oczy.
- Całkiem dobrze. Znieniłem się za pierwszym razem.
- Fiufiu nieźle! Masz potencjał!- wykrzyknął szarowłosy. - A pokazałbyś nam tą drugą postać?

Zamknąłem oczy i skupiłem się na przemianie. Po paru sekundach poczułem kłucie w plecach i usłyszałem cichy szelest. Otworzyłem oczy i uśmiechnąłem się do mężczyzn. Dewos stał oparty o biurko i posyłał mi zadowolony uśmiech, a Direl...zaczął macać moje skrzydła.
- On jest w tej formie taki podobny do ciebie, Dewosie!- usłyszałem z tyłu za swoimi plecami.
- Tak. To prawda. Ma nawet takie same skrzydła co ja, tylko że ja mam całe czarne. - odpowiedział i odszedł kawałek od biurka, a z jego pleców wyrosła wielka para skrzydeł.
Na prawdę byłyby identyczne gdyby nie moje granatowe końcówki. W moim ojcu prócz skrzydeł nie zmieniło się nic. Wciąż miał takie same czarne, roztrzepane włosy i obsydianowe oczy. To tylko u mnie zmiana jest na 180 stopni. Dewos po chwili schował swoje skrzydła, a ja cofnąłem przemianę.
- Skoro już po prezentacji, to możemy już iść!- wykrzyknął podekscytowany anioł.

Wszyscy razem wyszliśmy z gabinetu i po 8 minutach staliśmy pod drzwiami biblioteki.
- Synu, idź pierwszy. Wyjaśnij im wszystko i przekaż mi, że możemy wejść.

Pokiwałem głową tacie i wkroczyłem do pomieszczenia.
Tak jak sądziłem, wszyscy moi przyjaciele oraz Tarinan siedzieli przy tym samym stoliku co ich zostawiłem i rozmawiali o czymś. Podszedłem po cichaczu do Adillena, bo wydał mi się najlepszą ofiarą do wystraszenia. Stanąłem za nim i szybko chwyciłem go za ramiona. Chłopak lekko podskoczył na krześle i złapał się za serce. Odwrócił powoli do mnie zieloną głowę i spojrzał na mnie z pretensą w jadeitowych oczach.
- Dlaczego to zrobiłeś?- pisnął
- Nudziło mi się, a reszta tych ciołków nie da się przestraszyć.
- Dobra Isil, co chciała od ciebie ta wiedźma?- zapytał Peris rzucając mi spojrzenie swych kobaltowych oczu.
Usiadłem spokojnie na krześle i założyłem nogi na stół.
- Zaprowadziła mnie do gabinetu dyrektorka.
- Co? Ale przecież dyrektora podobno nie ma.- odrzekł Adillen podnosząc wzrok znad swojej jaszczurki, którą spokojnie głaskał.
- Okazało się, że był przez cały czas i powiedział mi coś bardzo ważnego. Znacie przepowiednie o dziecku, które ma strącić uzurpatora z tronu?- wszyscy zgodnie pokiwali głowami.- Codzi o to że...ta przepowiednia jest o mnie.
- Co??!!- usłyszałem zgodny okrzyk zdumienia wszystkich zebranych przy tym stole. 
- Wszystko to wyjawił mi dyrektor i przy okazji kogoś mi przedstawił.
Powiedziałem i spojrzałem na drzwi.

,, Możecie już wejść“ posłałem myśl odnajdując umysł Dewosa.

Od razu przez drzwi wkroczyła para mężczyzn, która z uśmiechami podeszła do nas do stolika. Silver wpatrywał się w Direla z otwartą buzią by po chwili krzyknąć
- Dziadek!
Anioł kiwnął głową z jeszcze większym uśmiechem i objął wnuka zamykając go w niedźwiedzim uścisku, który blondyn oddał z równym zapytałem.

Wszyscy patrzyli na to w osłupieniu, no może prócz mnie i taty, który usiadł na krześle zakładając nogę na nogę i opierając się wygodnie na oparciu krzesła z delikatnym uśmiechem. Usiadłem na krześle obok niego i obserwowałem jak Direl uwalnia wnuka z uścisku i mierzwi mu te jego błon kudełki.
- Tęskniłem dziadku.- powiedział zielonooki do srebrnowłosego.
- Ja za wami też. Musisz mi potem powiedzieć co w domu.- odpowiedział mu i oboje dołączyli się do nas siadając na wolnych miejscach.

- Ktoś mi tu wyjaśni o co chodzi?!!- krzyknął Yafal uderzając o blat stołu, który mocno zatrzeszczał. Boże...zaraz całą bibliotekę rozwali jak czegoś się nie dowie.
- Ok, uspokujcie się!- podniosłem głos, na co wszyscy posłali spojrzenia w moją stronę. - Ten facet, którego Silver nazwał dziadkiem ma na imię Direl i jest właśnie dyrektorem szkoły oraz zarazem moim wujkiem. - moja drużyna popatrzyła na mnie jeszcze bardziej zdziwiona, ale żadne z nich mi nie przerwało.- Za to ten brunet po moim prawym boku...- tu wskazałem na demona- ...to Dewos...
- Czekaj czekaj!- przerwał mi głos Tarinana.- To imię....to TEN Dewos?- zapytał akcentując przedostatni wyraz.
Czarnooki zaśmiał się i wstał z krzesła.
- Tak, jestem TYM Dewosem.- wykonał dworski ukłon i wrócił na miejsce obok mnie, a ja parsknąłem śmiechem i  korzystając z tego że nikt nic nie mówi dokończyłem swoją wypowiedź.
-...i jest moim tatą.

No jak usłyszeli wiadomość o tym ,że jestem wybrańcem i Direl to dziadek Silvera i dyrektor szkoły to byli zdziwieni, ale teraz to normalnie im kopary opadły i próbowali je nieudolnie podnosić z ziemi.
- Co! Prawowity król Umbry jest twoim ojcem?- usłyszałem to tej pory cichego Perisa.
Jeszcze nigdy nie widziałem na jego twarzy takiego zaskoczenia. Zachichotałem cicho.
No co?
Chciało mi się po prostu z tego śmiać.

Wciąż śmiejąc się z głupkowatych min moich przyjaciół przytaknąłem powoli drowowi.
- To znaczy że...- zaczął powoli drow, ale Yafal się wmieszał.
- Isil jest książątkiem!
Strzeliłem facepalma. Wszyscy prócz mnie buchnęli gromkim śmiechem. Przestali dopiero wtedy, gdy posłałem im spojrzenie ala ,, Wypatroszę was!“
- Dobra, ale teraz już na poważnie.- rozkazał Direl i spojrzał ma mnie swoimi błękitnymi oczami.- Isil, co zamierzasz? Umbra jak i Terra cię potrzebują! Nikt nie ma takiej mocy, by powstrzymać Deryta przed zawładnięciem tymi krainami.
- No właśnie! Nikt nie ma siły ,by go powstrzymać, a w szczególności ja! Przecież nie dam sobie rady! Jedynym co mówi o tym że go pokonam ,to przepowiednia! Równie dobrze może się nie sprawdzić!- powiedziałem przestraszony możliwością starcia z królem mrocznego królestwa. Ja dopiero wszystkiego się uczę, a już spoczął na mnie tak wielki obowiązek.
- Isil, wiem że się boisz, ale od czego masz nas?- usłyszałem kojący głos mojego rodzica i ciekłe ramię oplatające moje plecy.
- Is, myślałeś, że dalibyśmy ci iść tam samemu? Mowy nie ma!- usłyszałem oburzony głos Perisa.
- Nie chcę was w to mieszać!
- Isil, nawet nie myśl, że poszedłbyś gdziekolwiek sam! Jesteś drużyną. A co do tej walki...wierzę, że dasz sobie radę. -czuły głos Silvera dotarł do moich uszu.
Wszyscy moi przyjaciele, wujek i tata naprawdę we mnie wierzą. Wierzą że dam sobie radę i jeszcze chcą mnie wspierać. Czym zasłużyłem sobie by mieć takich przyjaciół?
- To jak, zgadzasz się na pomoc w uwolnieniu Umbry i Terry przed Derytem?- zapytałem delikatnie dyrektor patrząc mi w oczy.
A mam jakiejś wyjście? Tak czy siak wszyscy będą na mnie polować, a w szczególności mój demoniczny wuj.
Przytaknąłem mężczyźnie i spojrzałem na mojego rodziciela, który mocno mnie objął.
- Jutro z samego rana jedziemy do stolicy Terry. Trzeba poinformować o wszystkim Arana.- powiedział gdy się ode mnie odsunął i posłał mi ciepły uśmiech. - Jedziemy w tym samym składzie co jesteśmy teraz w bibliotece.
- Zgadzam się.- przytaknął mu szarowłosy.- Teraz idźmy do pokoi, trzeba się przygotować do drogi i mocno wyspać.
Wszyscy postąpiliśmy zgodnie z zaleceniem idąc do siebie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro