Rozdział XXXV
Powoli zaczęły napływać do mnie różne bodźce. Czułem wokół siebie czyjąś obecność i po jakimś czasie zacząłem słyszeć jakieś zatroskane głosy.
Próbowałem podnieść powieki, ale były strasznie ociężałe, jakby były zrobione z ołowiu.
,, Isil, jak się czujesz?“ delikatny, zmartwiony, męski głos musnął mój umysł.
Już dawno go nie słyszałem.
Szczerze powiedziawszy, to nawet mi go brakowało.
,, Jakby ktoś walnął mnie obuchem.“
,, No ciekawe porównanie. Wybacz mi, że dawno się nie odzywałem i nie byłem ci w stanie pomóc.“ powiedział z wyraźną skruchą.
,, Nic takiego się nie stało i cieszę się, że cie słyszę.“
,, Ja też i cieszę się też ,bo nic ci się nie stało. Muszę kończyć. Wracaj do pełni sił. Do zobaczenia.“
,,Pa“ odpowiedziałem cicho.
Czekaj?
Co?
Ale....jak to do zobaczenia?
Nie rozumiem.
Spróbowałem jeszcze raz podnieść powieki i udało mi się.
Zobaczyłem biały sufit i orzechowe ściany. To na pewno nie mój pokój. Gdzie ja jestem?
Wyczułem, że leżę na czymś miękkim. Obstawiam, że to łóżko.
Niespiesznie, obolały podniosłem się do siadu. Pomieszczenie w którym się znajdowałem jak już zauważyłem miało brązowe ściany i podłogę o barwie świeżo łuskanych kasztanów. Meble w tym pokoju miały kolor gorzkiej czekolady. Trzy duże okna po mojej prawej stronie dawały dużą ilość dziennego światła.
Na parapetach stały doniczki z kolorowymi kwiatami.
Najważniejszą moją uwagę przykuły rzędy białych łóżek z białą pościelą. W prawym rogu pokoju stało wielkie biuro ze stertą kartek i jakimiś fiolkami.
- O już się obudziłeś!- usłyszałem niedaleko dobrze znany mi głos. Uśmiechnąłem się, ale pewnie wyglądało to bardziej jak grymas.
- Część Adillen.- spojrzałem na chłopaka wchodzącego przez czarne drzwi po lewej stronie sali. Zielonowłosy podszedł do zajmowanego przeze mnie łóżka i uniadł na taborecie przy nim.
Jego oczy i wyraz twarzy wrażały ulgę i szczęście.
- Jak się czujesz?- zapytał cicho patrząc w moje oczy.
- Dobrze. Znacznie lepiej. Co się tak właściwie stało?
- Widzę ,że mój pacjent wstał!- usłyszałem męski, nieznany mi głos. Obróciłem głowę w jego kierunku. Przy drzwiach z których wyszedł Adi, stał wysoki, całkiem przystojny mężczyzna o zielonych oczach i średniej długości również zielonych włosach. Sądząc po twarzy z małą ilością zmarszczek mógł mieć ponad 30 lat. Miał na sobie czarne spodnie, szarą koszulkę i coś na krztałt białego kitla lekarskiego. Od razu poznałem, że to ojciec Adillena. Jego syn jest jego najprawdziwszą kopią.
Mężczyzna podszedł powoli do łóżka i stanął obok syna.
- Mam na imię Ayash i jestem tu nauczycielem zielarstwa oraz medykiem.
- Dzień dobry, panu.- przywitałem się grzecznie.- Jak pan zapewne wie, jestem Isil. Jest pan ojcem Adiego, prawda?- zapytałem patrząc w te wściekle zielone oczy.
Facet zachichotał cicho i się do mnie uśmiechnął.
- Tak, jestem. A wracając do tematu. Pytałeś się ,co się stało? Otóż przeszedłeś swoją pierwszą zmianę.
Popatrzyłem na swe dłonie lekko wzdychając.
- Czyli to wszystko nie był sen? Jakim cudem to wszystko się stało?- zapytałem patrząc na dwie zielonowłose osoby przede mną.
- Nie jesteśmy tego pewni Isil. Możliwe, że twoje ciało zareagowało tak, ponieważ spotkało się z takim poziomem magii jak u Kaylara, albo po prostu uznało, że przyszedł na to już najwyższy czas.- wyjaśnił spokojnie Adillen wstając ze stołka.
- Kiedy będę mógł stąd wyjść?- spojrzałem na Ayasha.
- Właściwie....to nawet już.
Dam ci mały eliksir na podwyższenie energii. - powiedział i podszedł po biurka z którego wziął małą fiolkę z jakąś pomarańczową substancją. Wrócił do mnie i podał płyn karząc mi go wypić. Zrobiłem wdech i przechyliłem zawartość naczynia do mojego gardła. Eliksir okazał się bardzo słodki i przypominał mi w smaku trochę pomarańcze lub mandarynki.
Podałem flakonik mężczyźnie i popatrzyłem na mojego młodego przyjaciela.
- To co Isil, idziemy? Chłopacy od samego rana czatują na korytarzu, by dowiedzieć się jak się czujesz. Napędziłeś nam wczoraj niezłego stracha. Ucieszyliby się widząc cię. Wciąż czekają na korytarzu.
- Dobrze, już idę. - odpowiedziałem mu cicho wstając z łóżka.
- Tato jest jeszcze jedna sprawa.- szesnastolatek zwrócił się do swojego rodziciela. - Co z jego przemianą i używaniem magii?
Mężczyzna zrobił zamyśloną minę.
- Właściwie to nie ma przeciwskazań jeśli chodzi o magię.
A przemiana....cóż , raczej nic mu nie powinno być. Pierwsze zmiany zazwyczaj są męczące i bardzo bolesne, a potem już nic takiego się nie dzieje. - popatrzył na mnie.-Jeśli się zmienisz i będziesz się czuł słabo to przyjdź do mnie. Dam ci odpowiednie leki. A teraz idźcie już do swoich przyjaciół.
Pożegnaliśmy się i ruszyliśmy do drzwi. Ledwo je otworzyłem, a już ktoś się uwiesił na mojej szyi.
Tym kimś okazała się czarnowłosa pijawka zwana Yafalem.
Z marnym skutkiem próbowałem go od siebie odkleić, ponieważ za Chiny nie chciał mnie puścić. Poddałem się i oparłem brodę o głowę szarookiego.
- No już Yafal ,jest wszystko ok.
To tylko zmiana. Nic mi nie jest.
- Wiem. Ale i tak wszyscy się baliśmy. - usłyszałem jego głos tuż przy moim uchu. - Moja pierwsza zmiana też była bolesna, ale nie tak jak twoja. - dodał gdy się ode mnie odkleił, pokazując mi w ten sposób resztę moich przyjaciół. Silver, Peris i Tarinan stali niedaleko patrząc na nas.
- Już jest wszystko w porządku. Naprawdę czuję się świetnie.
- To dobrze, Isil. Chodźmy do biblioteki. Musimy pogadać. - powiedział i ruszył w kierunku biblioteki zwanej przez nas pokojem pełnym tajemnic.
Otworzyliśmy wielkie wrota i weszliśmy do olbrzymiego pokoju.
Na przeciw stała znana przez nas staruszka.
Jej oczy świdrowały nas za okularów i posłała nam serdeczny ,ale i zarazem zimny uśmiech.
- Czego dziś potrzebujecie z mojej biblioteki, chłopcy. - zapytała głosem godnym miana postaci z horroru.
Ona mi czasami przypomina wiedźme. Jakby mi tak w nocy wyskoczyła z zaskoczenia przede mnie, zszedłbym na zawał.
- Niczego. Po prostu chcemy w spokoju porozmawiać, droga pani. - odpowiedział z szacunkiem złotooki łowca.
Ciekawi mnie to, dlaczego nikt nie zna imienia tej starszej kobiety.
Nie słyszałem od nikogo przez ten cały miesiąc, by ktokolwiek wypowiedział jej imię. Zawsze tylko słyszałem jak mówili o niej ,, wiedźma“ , ,,staruszka z biblioteki“, czy choćby ,, upiór szkoły“.
Kobiecina zmróżyła oczy i zniknęła, tak po prostu się rozpłynęła.
Moi przyjaciele siedli już przyzwyczajeni do najbliższego stołu, a ja poszedłem za ich przykładem i usiadłem na krześle obok Perisa. Spojrzałem na brązowowłosego.
- Tarinanie, czyżbyś chciał ze mną rozmawiać o tym co się stało wczoraj?
- Tak. Isil czy ty wiesz czym jesteś?
- Nie, przecież nie widziałem jak wyglądałem po....- przerwałem rozumiejąc o co mu chodzi.- Chcesz abym się zmienił, tak?
- Tak, wtedy zrobimy szczegółowe oględziny.
- W pożądku, tylko że ja nie wiem jak mam się zmienić z powrotem.
Starszy mężczyzna uśmiechnął się i oparł głowę o dłoń, która znalazła się blisko jego tatuażu pod okiem.
- Pomyśl o tym, że chcesz się zmienić. To powinno wystarczyć. Bynajmniej mi tyle wystarcza.
- No dobrze. - odpowiedziałem cicho. I znów na niego spojrzałem.- Czym tak naprawdę jesteś? Nigdy nam tego nie powiedziałeś.
- Jestem tygrysołakiem.
- Czyli że co, zmienisz się w tygryska?- zaśmiał się Yafal.
- A żebyś wiedział wampirku.- odpowiedział mu opiekun i po chwili zamiast niego stał przy stole wielki czarny, złotooki tygrys, który zaryczał w stronę bruneta. Szarooki wystawił długie kły i zasyczał jak kot.
- Chłopaki, uspokujcie się.- poprosił Adillen patrząc to na tygrysa to w teraz czerwone oczy wampira.
Yaf schował kły i zmienił kolor oczu na zimną szarość. Terinan również wrócił do swojej postaci i popatrzył na mnie nagląco, bym się wreszcie zmienił. Zamknąłem oczy i głośno westchnąłem skupiając się na wsześniejszej wskazówce złotookiego. Po minucie poczułem lekkie kłucie w dolnej części łopatek i zaraz potem delikatny powiew wiatru.
Otworzyłem powoli oczy nie wiedząc czego mam się spodziewać. Spojrzałem na moich przyjaciół. Każdy z nich patrzył na mnie z szeroko otwartymi oczami i ustami poruszającymi się jak u ryby wyciągniętej z wody.
- A tego to się nie spodziewałem!- usłyszałem okrzyk Tarinana, który wstał z krzesła i zaczął mnie oglądać na różne sposoby. Z początku nie wiedziałem o co im chodzi aż nie poczułem dziwnego ciężaru na plecach i trochę moich włosów poleciały mi na oczy. Tylko...one były czarne z niebieskimi pasmami!! Wziąłem niepewnie jeden kosmyk w palce. Jakim cudem stały się czarne, a co najważniejsze, skąd ten ciężar na plecach? Obkręciłem trochę głowę i skamieniałem. Z moich pleców wyrastała para smoliście czarnych skrzydeł! Ich granatowe końcówki prawie dotykały ziemi.
Były niesamowite! Spróbowałem nimi delikatnie ruszyć i się udało! Delikatnie dotknąłem jedno z nich. Pióra je obrastające były bardzo miękkie i wydawały się bardzo delikatne. Powoli rozprostowałem je na całą szerokość i machnąłem nimi parę razy. Zaśmiałem się cicho uradowany. To po prostu cudowne. Widać nie tylko mi się one podobały. Moi przyjaciele patrzyli na mnie jak zaczarowani. Tarinan stanął przede mną i patrzył mi w oczy, ale....coś mi się tu nie zgadza. Boże jestem jego wzrostu! Urosłem? I to 10 cm?
Już uwielbiam tą moją drugą postać! Mam skrzydła i jeszcze do tego rosne!
- Isil, musisz coś jeszcze zobaczyć.- powiedział tygrysołak i podał mi nie wiem skąd brązowe lusterko.
Ja się pytam ,skąd on je wyjął!? Ale mniejsza z tym. Zerknąłem do zwierciadła. Z początku nie dostrzegłem nic dziwnego, ale potem zobaczyłem swoje oczy. Jedno z nich dalej było granatowe, ale drugie stało się czarne, jakby źrenica pochłonęła tęczówkę.
Wow!
- Tarinan, chyba raczej nie będziemy musieli zgadywać jakiej rasy jest Isil.- stwierdził oglądając mnie Adillen. Wspomniany opiekun usiadł z powrotem na krzesło i posłał mi szeroki uśmiech.
- Masz rację Adi. Ale akurat ta rasa u niego mnie zaskoczyła.
- Halo ja tu jestem!!- zacząłem wymachiwać na boki rękoma ze zdenerwowania i by zwrócić na siebie ich uwagę. - Powie mi ktoś wreszcie czym dokładnie jestem, bo nie wiem czy dobrze myślę?
- A jak sądzisz?- spytał Yafal dziwnie się uśmiechając.
- Demonem, prawda?- spojrzałem swoimi w tej chwili kolorowymi oczyma na opiekuna.
- Zgadza się Isil. Będziesz musiał uważać. W Terze wiele osób po prostu nietoleruje tej rasy. Wszyscy porównują demony do Deryta, obecnego władcy Umbry.
Jak spotykają twoją rasę od razu sądzą, że są szpiegami. - powiedział złotooki.
- Racja, a apropo demonów w Terze. W naszym kierunku zmierza Tenebris.- szepnął Yafal tak byśmy tylko my to słyszeli.
Obróciłem się w kierunku wejścia do biblioteki.
Szła tamtędy wysoka, szczupła kobieta o czarnych włosach związanych w warkocz sięgający do połowy uda. Całkiem ładna twarz miała surowy i zimny wyraz, a wąskie usta pomalowane ciemno czerwoną szminką zaciśnięte były w wąską kreskę. Szare oczy były zimne jak lód, który przypominały. Wygląda na koło 40 lat. Ubrana w czarną sukienkę do ziemi i również czarne obcasy stukające o panele. Tenebris z tego co wiem jest nauczycielką czarnej magii i jedyną w tej szkole przedstawicielką rasy demona.......no może już nie jedyną.
Pomyślałem, że chciałbym wrócić do mojego dawnego wyglądu i wtedy skrzydła się schowały, a włosy znów stały się białe. Oczy też pewnie wróciły do dawnej barwy. Kobieta stanęła metr od nas i na mnie spojrzała.
- Isilu, proszę iść za mną.- zakomenderiwała zimno i zaczęła iść w kierunku wyjścia z biblioteki.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro