Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XXIX

Następnego dnia na szczęście obudziłem się tym razem o dobrym czasie, bo równo o piątej rano. Wstałem o dziwo w końcu bardzo wypoczęty i w podskokach z cudownym humorem podszedłem do szafy.
Wyjąłem z niej czarną koszulę i jakieś szare, materiałowe spodnie leżące jako pierwsze z brzegu. Szybko się w nie ubrałem i wybiegłem czym prędzej z pokoju.
Niefortunnie od razu się z kimś się zderzyłem na korytarzu.
Od niespodziewanego uderzenia mocno się zachwiałem, ale udało mi się utrzymać równowagę i nie upaść. Jeszcze tego by mi brakowało. Kompromitacja od rana.

- Wybacz, nie chciałem na ciebie wpaść. Nie patrzyłem, jak biegnę. - przeprosiłem pokornie, doskonale wiedząc, że to całkowicie moja wina. Nie patrzyłem na tę osobę, tylko złapałem się za bolącą głowę, co też raczej najgrzeczniejsze nie było. Uderzenie musiało być solidne, bo ostry ból przeszedł przez moją czaszkę.
- Następnym razem patrz, jak leziesz!- odpowiedział mi pełen jadu męski głos.
Podniosłem głowę, słysząc ten ton i po prostu zdębiałem.
Przed sobą zobaczyłem czyjąś napakowaną klatę.
Jezu...- pomyślałem w panice.- Gość musi być wielki!
Mam metr osiemdziesiąt, a sięgam mu ledwo do ramion.

Powoli podniosłem głowę wyżej, znacznie wyżej i się nieznacznie odsunąłem.
Musiałem zadrzeć głowę, by zobaczyć jego twarz.
On miał chyba z ponad dwa metry!
Chłopak, z którym się zderzyłem miał średniej długości blond włosy, zaczesane starannie do tyłu. Ostre rysy twarzy i krwistoczerwone oczy.
Byłby może uznany przez mieszkańców tego miejsca za przystojnego, gdyby nie straszna, wielka blizna przechodząca przez lewe oko.
Ubrany był w czarną koszulkę i długie, brązowe spodnie, do których był przypięty pasek z dwoma pasami do przypięcia broni oraz długie do kolan, czarne buty. Na to zarzucił ciemnoszary płaszcz bez rękawów, odsłaniając umięśnione ramiona.
Płaszcz miał brązowe łaty na barkach i biodrach.
Na dłoniach miał czarne rękawice bez palców i naszyjnik z jakimś fioletowym kryształem.
Przy jego nodze stał, warcząc na mnie wielki, czarny pies ze złotymi oczami, a jego właściciel patrzył na mnie zdenerwowany.
Nigdzie nie zobaczyłem herbu jego profesji, którego szukałem.

- Isil!- Usłyszałem z zadowoleniem, że ktoś mnie woła. Odwróciłem się w tamtą stronę z niesamowitą ulgą.
W moją stronę szedł spokojnie Peris z Estofelesem na ramieniu.
Dryblas, na którego wpadłem, odwrócił się i poszedł dalej w swoim kierunku w dalszym ciągu wkurzony.
Gdyby nie Peris, martwił bym się chyba o swoje zdrowie.
Mój bohater! - pomyślałem rozbawiony. - Idealne wyczucie czasu.
- Isil, kto to był? - zapytał mroczny elf, gdy do mnie podszedł. Patrzył za mężczyzną, idącym korytarzem.
- Nie mam pojęcia. Wpadłem na niego, gdy wybiegłem ze swojego pokoju. - odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
- Czy ty zawsze musisz mieć takie szczęście, by wpadać w kłopoty? Nie dość ich masz?- zapytał z niewielkim rozbawieniem.
- Na to wygląda. - odparłem i się zaśmiałem. 

Weszliśmy już później do sali, przywitaliśmy się z naszą drużyną i zaczęliśmy jeść śniadanie.
- Isil, czemu cię wczoraj nie było na żadnym posiłku ani na żadnych lekcjach?- zapytał Yafal, popijając z uwielbieniem na bladej twarzy jakiś czerwony płyn w szklanym kieliszku. Zdecydowanie to nie wino.
Było na to za gęste.
A w sumie czego ja się mogę spodziewać po wampirze?
Oczywiście, że to jest po prostu krew. Nawet nie chcę wiedzieć, skąd ludzie tu pracujący ją wzięli.
- Został zwolniony ze wszystkich lekcji, prócz magii żywiołów i umiejętności rasowych. - odpowiedział natychmiast zamiast mnie Tarinan.
- Aha to dlatego nie mieliśmy lekcji wczoraj z profesorem Gallenem.- stwierdził nasz zielonooki elf, jedząc w spokoju jakąś sałatkę. Od pewnego czasu zauważyłem, że nigdy nie nakłada sobie mięsa, pozostając tylko przy owocach i warzywach.
- A właśnie. Isil, jak ci idzie z żywiołami?- dopytał Peris, patrząc na mnie z uważnym spojrzeniem.
- Chyba bardzo dobrze. Wręcz świetnie powiedziałbym.-odpowiedziałem, wgryzając się w kanapkę.
- A możesz nam coś pokazać?!- poprosił wampir bardzo, nawet za bardzo, podekscytowany.

Spojrzałem na Tarinana z cichą prośbą w oczach. Używanie magii w tym pomieszczeniu było zabronione, chyba że uczniowie dostaną zgodę od swojego opiekuna. Nie wspominając o bójkach. One były szczególnie karane. Wicedyrektorka jasno uznawała przestrzegania regulaminu.
Miałem nadzieję, że dostanę zgodę na mały pokaz.
Szatyn kiwnął mi głową, przyzwalając.
Uśmiechnąłem się delikatnie z zadowoleniem i poszukałem czegoś, na czym mógłbym im zademonstrować moje nowe umiejętności.
Na naszym stole stał niezapalony świecznik.
Może to nie był zbyt rozsądny pomysł, bo ogień był kapryśny, ale powinienem dać radę.  Skupiłem się na ogniu płynącym wolnym nurtem w moim ciele i poprosiłem go, by zapalił knot tych świec.
Tym razem obyło się bez spalenia całego wosku.
Delikatne płomyczki tańczyły na końcach knotów i dawały  przyjemne światło.
Moi nowi przyjaciele patrzyli na moje dzieło z niewielkim podziwem.

- Nieźle. Szybko poszło ci z opanowaniem ognia. - pochwalił szczerze Adillen. - Z innymi żywiołami idzie ci równie dobrze?
- Z innymi nawet lepiej. Ogień i powietrze było mi najtrudniej sobie przyswoić. Stawiały największy opór.
- Chciałbym zobaczyć kiedyś, jak posługujesz się nimi wszystkim. - powiedział Yafal, dopijając swój kieliszek krwi. Skrzywiłem się, widząc, z jakim zapamiętaniem oblizuje resztki płynu ze ścianek naczynia. Strasznie łakomy.
- W sumie to jest taka możliwość.- stwierdził nagle Adillen i spojrzał na mnie.
- Isil masz dzisiaj też zajęcia z żywiołów, prawda?
- No tak. Tak jak codziennie. Plan lekcji tu się nie zmienia. - prychnąłem, przypominając mu o tym.
- To, co ty na to byśmy wszyscy przyszli obejrzeć twoje postępy?
- Ja się zgadzam, ale co powie na to profesor Crister?
- O niego się nie martw. Ja wszystko załatwię. - powiedział Tarinan, popierając pomysł druida.
- No i fajnie! Isil, chodź, musimy iść na WOR. - Wampir podszedł do mnie i pociągnął za rękę aż na trzecie piętro pod salę od uprzednio powiedzianego przedmiotu. Z prychnięciem dałem się tam zaciągnąć, żując kanapkę, którą udało mi się zabrać ze stołu.

Przyszliśmy... Co ja gadam, przybiegliśmy w idealnym momencie, ponieważ profesor Gallen właśnie otwierał swoją klasę, ledwo utrzymując pod pachami cztery grube książki.
Siedliśmy do ławek i zaczęliśmy słuchać wykładu tym razem traktującego o kotołakach. Nauczyciel nie omieszkał poprosić pewnego znajomego kotołaka z naszego roku, by zaprezentował parę swoich rasowych umiejętności.
Lekcja zleciała nam bardzo szybko i przyjemnie.
Ten przedmiot chyba zaczął być moim ulubionym.

- Yafal, nie czekaj na mnie. - zwróciłem się do wampira, gdy zabrzmiał dzwonek na przerwę.
Wampir przestał zbierać swoje książki. - Muszę jeszcze porozmawiać z Gallenem.
- No dobra. To pa!- pomachał mi energicznie i wyszedł z klasy, a ja podszedłem do szatyna, który przeglądał ze skupieniem jakieś pobazgrane papiery, przeklinając co chwilę.
- Proszę pana?
Nauczyciel podniósł na mnie swoje błękitne oczy i uśmiechnął się uprzejmie.
- Coś się stało Isil?
- Nie, tylko jestem ciekaw, co pan notował podczas moich zajęć z żywiołów?- zapytałem, siadając na krzesło przed biurkiem.
- Eh próbowałem rozgryźć, jaką masz rasę, ale moje plany spaliły na panewce. - powiedział ciężko, nie mogąc chyba pogodzić się z porażką i wyciągnął z szuflady biurka ten sam czerwony notes co wczoraj. Otworzył go na pierwszej stronie i zaczął wertować po kolei kartki.

- Nie masz żadnych cech charakterystyczny z wyglądu. Poziom twojej mocy też do niczego nie pasuje, a twoja aura rasowa jest jakaś dziwnie pomieszana, jakbyś był hybrydą.- złapał się za nasadę nosa.
- Pan widzi aury? - zapytałem z nadzieją, że może ma choć podobne zdolności, co moje.
- Co? Aaa, z profesji jestem białym magiem. - Jęknąłem z niezadowoleniem ze swojej pomyłki, ale nauczyciel nie zwrócił na to uwagi. - Jest pewne zaklęcie pozwalające widzieć aurę rasową, ale u ciebie nic nie pokazuje. A raczej pokazuje pokaźną mieszankę kolorów. Albo jesteś bardzo zmieszany rasowo, albo twoje zdolności i prawdziwa aura są w jakiś sposób zablokowane. Nawet nie wiesz, co ja czuje w tej chwili, będąc nauczycielem od ras i nie mogąc rozpoznać, jakiego gatunku jest mój uczeń. - powiedział i wziął do rąk notes i mi go wręczył. - Weź go. Masz tam wszystkie spisane twoje statystyki. Może tobie się uda odkryć te twoje prawdziwe ja. 
Wziąłem zeszyt i wstałem z krzesła.
- Dziękuję panu i do widzenia.
- Do widzenia, chłopcze.
Wyszedłem prędko z klasy i skierowałem się do sali od runoznastwa.

Przed nią stał już Adillen ze swoją jaszczurką. Gdy mnie zobaczył, delikatnie się uśmiechnął w przyjacielski sposób. Czasami mam problem, by rozgryźć, jaki ten chłopak jest.
Czasami jest cichszy nawet od Perisa, a w drugiej po prostu zmienia się w przyjaznego, pomocnego i spokojnego nastolatka, tonącego z głową w licznych książkach. To jest u niego charakterystyczne.
Głód wiedzy.

- Isil, co tam niesiesz?
- A, to?- podniosłem notes. - To zapiski profesora Gallena o prawdopodobnie mojej rasie.
- I co? Udało mu się?- zapytał z ciekawością, przyjmując ode mnie notes. Otworzył go i przeleciał po kartkach wzrokiem.
- Nie.- westchnąłem.- Poddał się. Nie wie, kim jestem i nie da rady tego odkryć.
- Co? Ale jak to?
- Normalnie. Dał mi ten zeszyt z myślą, że sam znajdę odpowiedź.
Chłopak zamyślił się na chwilę, patrząc na jakąś kartkę w notatkach nauczyciela.
- Isil, nie mamy oboje umiejętności rasowych. Może poszlibyśmy do biblioteki i poszukali informacji?
- To tu jest biblioteka?- zapytałem zdziwiony, a druid mi przytaknął. Szczerze powiedziawszy, nie myślałem, że jest tu takie miejsce. Chociaż to jest szkoła. Nie powinno mnie to dziwić. Chyba nikt z naszej grupy  nie zawędrował w tamto miejsce. Z wyjątkiem najwyraźniej Adillena.
- Dobra. I tak nie mam nic lepszego do roboty.
Skończyliśmy naszą rozmowę, ponieważ zjawiła się Eteaethe. Brązowowłosa nauczycielka otworzyła drzwi do sali, gdzie wszyscy się udaliśmy.
Przez całą lekcję powtarzaliśmy ćwiczenia z poprzednich zajęć.

Następna lekcja...moja ukochana obrona.
Szybko wróciłem do swojego pokoju i odłożyłem zeszyt od Gallena na regał z książkami oraz wyjąłem z szafy wygodniejsze ubrania do ćwiczeń. Wziąłem jakąś szarą bokserkę i czarne dresy ze ściągaczami. Im mniej łopocze mi przy kostkach podczas walki, tym lepiej.
Migiem się w nie ubrałem i posmarowałem maścią moją  ranę na ręce.
Na szczęście już była prawie zagojona. Oplotłem ją szczelnie bandażem, by nie dostał się do niej piach i pobiegłem na szkolny dziedziniec, nie chcąc podpaść jeszcze bardziej nauczycielowi. 

Na zewnątrz przywitało mnie piękne, bezchmurne niebo i strasznie palące słońce.
W lesie nie było słychać szumu, a co za tym idzie, nie było wiatru.
Było nieprzyjemnie gorąco.
Przecież jak będziemy ćwiczyć, to zaczniemy padać jak muchy z wycieńczenia, a nie ma możliwości, by nasz profesor pozwolił na przerwę. Skrzywiłem się nieznacznie.
Niezbyt przepadłem za upałami.
W taki dzień jak dzisiaj najchętniej wskoczyłbym do basenu czy jakiegoś jeziora, ale nie mogłem tego zrobić, bo muszę iść na tę głupią lekcję.
Poszedłem, że tak powiem na plac treningowy i dołączyłem do stojącego pod drzewem Silvera.

Elf również był ubrany w bokserkę, tylko że białą i szare dresy trzy-czwarte, a włosy spiął w krótką kitkę nad karkiem, jak najbardziej starając się schłodzić. Stał oparty o pień drzewa z zamkniętymi oczami, oddychając ciężko.
- Cześć Silver.
Blondyn otworzył swoje zielone oczy i spojrzał na mnie spod długich rzęs.
- Hej Isil. - odpowiedział kompletnie bez życia.
- A tobie co?
- Jak to, co? Gorąco mi... i chyba nie tylko mi.- powiedział i wskazał głową na resztę uczniów. Wszyscy siedzieli albo stali pod czymś, próbując ukryć się przed doskwierającym ciepłem.
- Nie tylko im. - odpowiedziałem.
Zdecydowanie bardziej wolałem zimę niż trwające tu lato. W Polsce, kiedy tu trafiłem była jesień, a tu w najlepsze trwało lato.
Elf spojrzał na mnie, na potem zerknął na mój bandaż.
- Już lepiej z twoją ręką?
- Co? Ach tak. Już prawie nie ma śladu po ranie. - odparłem, patrząc przed siebie.

W oddali spostrzegłem idącego w naszym kierunku Marala.
Jemu chyba też przygrzało, bo ubrał się w białą koszulkę bez rękawów i czarne mimo wszystko czarne. Pot wręcz spływał po jego szerokim czole.
Mimo że widziałem, że mu jest gorąco, to miał na ustach dziwny, zwiastujący wszystko, co najgorsze, uśmieszek.
On przygotował dla nas coś strasznego. Już to czuję w kościach.

- Cześć, dzieciaki!- powiedział to z bardzo przesłodzonym głosem, od którego zrobiło mi się niedobrze. - Zrobicie pięć kółek wokół placu i wrócicie. - zakomenderował z uśmiechem satysfakcji, widząc nasze przestraszone miny. 
To jest jakaś kpina.
Jedno takie koło ma około siedmiuset metrów!
Wszyscy stali jak kołki i patrzyli się na nauczyciela jak na zwykłego wariata.
- Na to czekacie obiboki!? Biegać i to już!- krzyknął w naszą stronę i dopiero wtedy zaczęliśmy powoli truchtać. - Ale to ma być bieg, a nie jakiś cholerny spacerek!- wrzasnął za nami.
Wszyscy niechętnie przyspieszyliśmy.

Po trzech kółkach sapałem niemiłosiernie jak lokomotywy, tak samo, jak Silver biegnący obok mnie, a on miał zdecydowanie lepszą kondycję niż ja. Pot lał się ze mnie litrami, a włosy nieprzyjemnie przyklejały się do twarzy.
Nogi zaczęły straszne boleć, oddychałem szybko, a serce waliło mi jak młot.
Nie jestem przyzwyczajony do takich biegów i to jeszcze w taką pogodę. Ostatnio przebiegłem tyle, uciekając przed ogarami, ale to było coś innego. Adrenalina w tamtym momencie mocno wspierała mój organizm, a teraz...
Gdy przebiegaliśmy obok Marala, ten warknął żebyśmy zaczeli biec, a nie udawać, że to robimy.
Brązowowłosy, młodszy chyba ode mnie chłopak o średniej posturze i czarnych oczach, przebiegając obok mnie i Silvera warknął coś pod nosem w kierunku nauczyciela. Ledwo to usłyszałem, ale mi się udało.
- A co niby robimy, zgredzie!? Sam sobie biegaj, jak chcesz!
Zaśmiałem się w duchu.
Chciałbym temu chłopakowi przybić piątkę.

- Silver...- wziąłem głęboki wdech- ...ile...jeszcze...zostało?- zapytałem, posapując co słowo.
- Jeszcze....pół....kółka. - odsapnął. Przez te trzy słowa wstąpiła we mnie nowa motywacja.
Wziąłem głębszy oddech i mimo wszystko przyspieszyłem.
Na metę dobiegłem szósty, a zaraz za mną dowlókł się blondwłosy elf.
- A w ciebie co...nowa...energia wstąpiła?- zapytał, pochylając się do swoich kolan i opierając się na nich.
- Można tak powiedzieć.
Maral podszedł do nas wszystkich na mecie.
Uczniowie siedzieli, leżeli na trawie i tak ja Silver pochylali się i próbowali ustabilizować swój oddech i rozdygotane serce.
Mój oddech też powoli wracał do normy.
- Dobra, na dzisiaj koniec. Możecie się rozejść. - powiedział piwnooki nauczyciel i poszedł w kierunku szkoły.
Przerwę na drugie śniadanie poświęciłem na moją najdłuższą kąpiel przez całe życie.

Na wiedzy i dyplomacji prawie wcale nie słuchałem, co mówią nauczyciele, przez co na dyplomacji oberwałem gwałtownie linijką po łbie.
Na godzinę wolnej, którą zyskałem, nie mając umiejętności rasowych, odsypiałem tę nieszczęsną obronę. Po godzinie poszedłem na obiad do głównej sali.
Moi przyjaciele i nasz opiekun Tarinan siedzieli już przy stole i jedli jakąś pomarańczową zupę.

- O i wstał Isil.- powiedział Yafal, siorbiąc czerninę, gdy mnie zobaczył. Kiedyś zwrócę posiłek przy jego jadłospisie.
- Ach Isil, załatwiłem wszystko z twoim nauczycielem. Możemy całą grupą iść poobserwować, jak władasz żywiołami. - powiedział Tarinan, gdy w końcu usiadłem do stołu.
- Serio? Crister się zgodził?- zapytałem zszokowany.- Ostatnim razem, gdy Adillen ze mną poszedł, to niezbyt ucieszył się z tej wizyty, tak samo, jak wtedy, gdy przyszedł do nas na lekcję profesor Gallen. Nie sądziłem, że zgodzi się, by cała grupa przyszła na jego zajęcia.
- Mam spore umiejętności perswazji. Nie musisz się o nic martwić.- odpowiedział z trochę przerażającym głosem. - I Isil, to wciąż twój profesor, więc mów o nim z większym szacunkiem, nie jak o koledze.
- No dobra. - Skinąłem posłusznie głową. - A Adillen bardzo mocno cię przepraszam. Mieliśmy iść do biblioteki poszukać informacji, ale...
- Nie musisz się tłumaczyć. - wtrącił się od razu zielonowłosy, nie dając mi dokończyć. - Silver wszystko mi wyjaśnił. To może pójdziemy tam po kolacji, co ty na to?
- Dobrze. Dzięki w ogóle, że chcesz mi pomóc. - uśmiechnąłem się do niego z wdzięcznością.
- Nie ma sprawy. To będzie dla mnie fajna zabawa.- na jego delikatnej buzi zakwitł uśmiech.
- W porządku chłopcy, jeśli wszystko omówiliście, to możemy już iść na zajęcia Isila.
Czym prędzej dokończyłem prawie nietknięty posiłek, słysząc to. 

Wszyscy na słowa naszego opiekuna wstali niespiesznie od stołu i wyszli wraz ze mną na polanę, która była używana tylko do treningu magów żywiołów.
Tutaj przez cień rzucany przez drzewa było znacznie chłodniej niż na placu do obrony.
Na polance była już Virina i Udastil rozmawiający z Cristerem pod pobliskim, rozłożystym drzewem.
Brunet, gdy nas usłyszał, odwrócił się w naszą stronę.
- O Isil, dobrze, że jesteś! Zaczynamy lekcję. Niech twoja drużyna usiądzie gdzieś i nie przeszkadza, a ty chodź do nas!  

Podbiegłem do magów, a moi przyjaciele usiedli na leżącym pniu drzewa.
- Co będziemy dziś robić?- zapytałem brązowookiego, stając przy niezadowolonych z tego Virinie i rudzielcu.
- Dzisiaj będziecie rzucać kulami ze swoich żywiołów do tych tarczy. Poćwiczycie tym samym swoją celność. - Wskazał okręgi stojące z piętnaście metrów od nas. - Isil ostatnio we mnie próbował trafić ziemią, więc ma już jako tako wprawę, ale wy...-  Wskazał na brunetkę i rudowłosego.-.... będziecie musieli poćwiczyć. Uformujcie kule i zacznijcie miotać nimi w tarcze. Ty też. - spojrzał na mnie spod grzywki.
Podszedłem bliżej tarczy i odwróciłem głowę w kierunku Cristera, stojącego obok Tarinana i moich przyjaciół.
- Profesorze Crister! A od czego mam zacząć?!
- Od wody!- odkrzyknął mi i wrócił do rozmowy z moim opiekunem. Wywróciłem na to oczami.

Przywołałem trochę wody z jeziora i uformowałem z niej niewielką kulkę, po chwili rzucając nią w tarczę.
Z ziemią zrobiłem dokładnie to samo i znów trafiłem środek.
Czymś, co miało choć trochę zbitą konsystencję łatwo trafić w cel. Teraz coś znacznie trudniejszego.
Przywołałem wokół siebie wiatr i nakazałem mu się skumulować w mojej prawej ręce.
Znów udało mi się trafić, ale ledwo. Wiatr nie chce słuchać mnie tak, jak woda czy ziemia.
A jeśli mowa o niesłuchaniu mnie...
Skupiłem całą swoją energię na cieple w mojej otwartej dłoni i obserwowałem, jak na niej niespiesznie pojawiają się delikatne płomienie, powoli tworząc z siebie wielką, jasną kulę. Zrobiło mi się bardzo ciepło. Zbyt ciepło jak na dzisiejszą pogodę.
Mógłbym patrzeć jednak na te płomienie godzinami.
Były niesamowite. Poprosiłem ogień, by uderzył w okrąg, ale on chyba miał inny plan i poleciał w stronę mojego instruktora.
Prawie by nim dostał, ale osłonił się w ostatniej chwili wodną falą z refleksem godnym mistrza.
Nauczyciel ciskał w moją stronę swoimi brązowymi oczami gromy.

- Czy ja ci wyglądam na tarczę?!- wysyczał wściekle.
- Tak trochę.- odparłem z łobuzerskim uśmieszkiem, doskonale wiedząc, że na jego zajęciach mogę sobie na to pozwolić i nie dostanę za to kary.
Brunet zamknął oczy i posłał w moją stronę trzy pociski z wody.
Pomyślałem, że bardzo chciałbym, by one we mnie nie trafiły.
Już miałem zacząć robić uniki, lecz wtedy przede mną utworzyła się nagle wielka ściana z ognia.
Kule wodne po zderzeniu z nią zmieniły się w kłęby pary.
Wszyscy w osłupieniu patrzyli na to, co się przed chwilą stało.
W oczach Cristera dostrzegłem szok i niedowierzanie.
Moi przyjaciele patrzyli na to wszystko niechlujnie z otwartymi ustami.
Patrzyłem w osłupieniu na ścianę czerwonych płomieni.

Co tu się stało?
To ja to zrobiłem?
Niepewnie dotknąłem jej  opuszkami palców, nie wiedząc, jak moje ciało zareaguje.
Znów nie poczułem bólu, tylko delikatne i bardzo przyjemne mrowienie w całym ciele. Przyłożyłem już pewnie do mojej osłony całą dłoń i poprosiłem, aby płomienie zniknęły.
O dziwo zrobiły to bardzo szybko, wynikając do mojej ręki, jakby od zawsze było tam ich miejsce.

- Isil, jak to zrobiłeś?- usłyszałem do tej pory milczącego Adillena.
- Ja...n-nie wiem. - zająłem się. - Pomyślałem tylko o tym, by te kule posłane w moją stronę od Cristera we mnie nie trafiły. - odpowiedziałem wciąż w lekkim szoku.
- Co? - pisnął. - Ja, żeby zrobić taką ścianę potrzebowałem półtora miesiąca! A ty zrobiłeś to w trzy dni?!- wykrzyknął w szoku zielonowłosy druid, a ja wzruszyłem ramionami. Naprawdę nie wiedziałem, jak to się stało.
- W porządku. Na dzisiaj koniec lekcji. Możecie iść z powrotem do szkoły.- zakomunikował Crister i wszyscy weszliśmy po chwili do głównego holu.

- Isil, ja dalej nie wiem, jak to zrobiłeś, ale to było niesamowite! - krzyczał Yafal, wymachując rękoma wciąż podniecony ostatnimi wydarzeniami.
- Jak tak dalej będzie ci szło, to przebijesz wszystkich najlepszych magów żywiołów w dziejach! - powiedział  uśmiechnięty Silver.
- Nie przesadzajmy. Nie jestem w tym aż tak dobry. Na pewno są ode mnie lepsi. I będą.- bąknąłem pod nosem.
Jeśli w ogóle zostanę w tym świecie. Nie wiem, co ze sobą tu zrobić. Nie sądzę, bym sobie poradził w tym świecie. Jestem tu bezradny. Skończyłbym tu szkołę, a co potem? Nie mam domu, pieniędzy. Żeruje na dobroci tutejszych mieszkańców.
To zwyczajnie napawa mnie przerażeniem. Ponadto ta cholerna przepowiednia i to, że ktoś na mnie poluje.
Spojrzałem na Adillena, który rozmawiał o czymś cicho z Perisem, gorączkowo gestykulując.
- Adillen?
- Co?- zapytał, zwracając na mnie swoją uwagę.
- Chodźmy teraz do tej biblioteki. Jakoś nie mam ochoty nic jeść.
- W porządku. Chodź.- Młodszy chłopak złapał mnie za nadgarstek i pociągnął w jakiś korytarz, w którym nigdy nie byłem. Nie miałem tam zajęć, a nie odczuwałem potrzeby zwiedzania tego miejsca.

Na jego końcu zauważyłem wielkie, drewniana wrota z wieloma drobnymi zdobieniami.
Zielonooki podszedł do nich i mocno je pchnął.
Od razu do mojego nosa dobiegł charakterystyczny zapach starych ksiąg.
Pomieszczenie, do którego weszliśmy, było po prostu ogromne.
Ściany były w ciepłym, orzechowym kolorze, panele w odcieniu ciemnej czekolady, a na suficie znajdował się wielki świetlik, przez który wpadało do tego miejsca dzienne światło.
Na środku sali stały rzędy ławek z krzesłami, ale i tak największą część zajmowały regały z chyba milionem książek. Wszystko to było splecione systemem galerii, schodów i licznych balkonów.
Obok wielu półek były postawione ruchome drabiny.
Biblioteka mogła mieć z trzy piętra.

- Jak ci się tu podoba?- usłyszałem ciche pytanie Adillena.
- Tu jest niesamowicie!- odpowiedziałem, wciąż z uwagą oglądając to miejsce.
Druid na widok mojej zachwyconej miny roześmiał się perliście, chyba doskonale rozumiejąc mój zachwyt tym miejscem.
- Chodź, idziemy poszukać bibliotekarki. - znów złapał mnie za rękę, jakby spodziewając się, że się zgubię między regałami i pociągnął w stronę wielkiego, czekoladowego biurka.

Leżał na nim niewielki stos woluminów i dwa miedziane świecznik. Gdy podeszliśmy do biurka, w moje oczy rzucił się pewien obrazek, a mianowicie rysunek pięknego, szarego smoka. Ten smok zdawał się żywy. Było widać wszystkie, nawet najmniejsze łuski. 
Szczególnie jego złote oczy zdawały się hipnotyzować wszystkich, którzy spojrzą na ten obraz.

Ktoś nagle dotknął moich pleców. Odskoczyłem na ten gest, prawie upuszczając rysunek, lecz w ostatniej chwili go złapałem.
Obróciłem się w kierunku osoby, która mnie niespodziewanie dotknęła. Spodziewałem się ujrzeć tam Adillena, ale zamiast niego stała tam niska, drobna staruszka z siwymi włosami upiętymi w niedbałego koka.
Ubrana była w szary, lniany sweter i czarną spódnicę do ziemi. Nos na jej pomarszczonej twarzy zdobiły wielkie okulary w czarnych oprawkach.
Jej drobne, stare ręce miały pazury jak u krogulca.
Uśmiechnęła się do mnie jakoś dziwnie. Ten uśmiech wywołał u mnie ciarki na plecach.

- Czego tu szukacie, dzieciaki?- zapytała głosem, który brzmiał jak zgrzyt dwóch mieczy.
- My...- zacząłem niepewnie, nie będąc zbyt przekonanym co do kobiety.
- Przyszliśmy tu po książkę o rasach, proszę pani. - wyręczył mnie Adillen, stając przy moim boku.
- A po co wam to, kochanieńki?- zapytała, świdrując nas swoimi prawie czarnymi oczami.
- Jest nam bardzo potrzebna. Mogłaby pani nam wskazać, gdzie leży?- poprosił zielonowłosy, patrząc na kobietę.
Staruszka uśmiechnęła się szeroko.
- Ależ oczywiście kochani!- powiedziała i złożyła dłonie.
- Jest na ostatnim regale w tamtym dziale. - pokazała dłonią jakiś punkt. Obróciłem się wraz z Adillenem w tamtym kierunku.
Był to korytarz stworzony z półek na książki znajdujący się na końcu sali.
- A mogłaby powiedzieć pani dokł...- odwróciłem się w kierunku, gdzie powinna stać, ale nie było po niej nawet najmniejszego śladu.
- Gdzie ona zniknęła?- zapytałem druida, ale on też stał zdezorientowany i rozglądał się na boki. - Dobra, mniejsza z tym, chodź poszukać tej książki.

Podeszliśmy do miejsca, które wskazała nam bibliotekarka. Stanąłem przed pierwszym regałem i zacząłem przeglądać książki. Zielonowłosy zajął się oglądaniem kolejnych półek.
Po dziesięciu minutach poddałem się.
Nigdzie nie było książki, której szukaliśmy. Gdy czytałem tytuł ostatniego tomu, przybiegł do mnie Adillen.
- Isil, znalazłem ją!- krzyknął podekscytowany.
- Gdzie?!
- Chodź za mną!- nakazał i pobiegł tylko w sobie znanym kierunku, a ja ruszyłem za nim.

Zatrzymał się przed olbrzymim regałem i wskazał pewien punkt na półce będącej na samej górze. Poszukałem wzrokiem jakiejś drabiny. Stała pod jedną z szafek po przeciwnej stronie.
Wziąłem ją i przyłożyłem do miejsca, gdzie pokazał zielonooki. Wszedłem na nią, szukając odpowiedniej książki, ale nigdzie jej nie widziałem.
- Adillen, mówiłeś, że ona tu jest.- spojrzałem w dół na przyjaciela.
- Ale ona tam była. Jakim cudem mogła ot, tak sobie zniknąć?
- Nie wiem, jak zniknęła, ale wiem, że jej tu nie ma.- mówiąc to, zszedłem powoli po szczeblach drabiny, nie chcąc z niej spaść. - Przyjdziemy tu jutro. Może dzisiaj mamy po prostu pecha.
Wyszliśmy z biblioteki z pustymi rękoma i udaliśmy się do swoich pokoi.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro