Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XXIV

Pierwszą z nich był znany mi już od niedawna blondwłosy elf o strasznie porywczym temperamencie.
Tym razem chłopak jednak nie był ubrany na zielono.
Miał na sobie białą koszulę od standardowego mundurka ze srebrnymi zdobieniami.
Postawił kołnierz i podciągnął rękawy do łokci. Na jego prawej ręce spoczywały dwie czarne  bransolety. Zostawił trzy rozpięte guziki koszuli pod szyją, odsłaniając w ten sposób srebrny łańcuszek z pierścieniem, zapewne rodowym z wygrawerowanym na nim jeleniem. Blond włosy spiął w wysokiego kucyka, pozostawiając rozpuszczonych parę pasm przy twarzy. W lewym uchu pojawił się mały, złoty kolczyk w kształcie listka.

Zielonooki ujrzawszy ponownie dzisiejszego dnia Perisa, zaczął mordować go tym razem w ciszy wzrokiem.
W oczach drowa, gdy zobaczył elfa, zabłysła dziwna, trochę nikczemna iskra, ale i on zaczął pewniej posyłać blondynkowi złe spojrzenie.
Zastanawiam się, czy oni się kiedyś w końcu polubią?
Naprawdę muszę wyciągnąć z nich, dlaczego się tak nienawidzą.

Drugą, tym razem już nieznaną osobą był młody chłopak, wyglądający na około szesnaście lat o soczyście zielonych włosach jak młoda trawa. Z przodu pasma sięgały do podbródka, a z tyłu były spięte w cienki i długi do końca pleców warkocz.
Miał delikatne, wręcz kobiece rysy twarzy, a jadowicie zielone oczy niesamowicie hipnotyzowały, nie pozwalając oderwać od nich oczu.
Chłopak był niewysoki, mógł mieć może z metr siedemdziesiąt wzrostu. Jego drobne i szczupłe ciało o śniadej cerze osłaniała jasnozielona koszula mundurka z krótkim rękawem ze żółtymi runami, a nogi obejmowały ciemnozielone spodnie. Jego szyję zaś zdobił niesamowity, złoty naszyjnik z dwoma listkami, a jeden z palców nieodłączny element ubioru wszystkich poznanych mi osób z tego świata, pierścień rodowy. Na jego pierścieniu widniało rozłożyste drzewo.

Popatrzyłem uważnie dookoła, szukając jeszcze jednej, nowej twarzy, ale przede mną stał tylko opiekun, elf i ten zielonowłosy chłopak.
Przecież ten w białej pelerynie przyprowadził trzech.
Hm, a gdzie jest ta trzecia osoba?

Usłyszałem delikatny, prawie niezauważalny szmer za sobą i odwróciłem się w tamtym kierunku, lecz ku mojemu zdziwieniu niczego tam nie było. Wzruszyłem ramionami, sądząc, że mi się zdawało i z powrotem odwróciłem się we wcześniejszych kierunku.
Ni stąd, ni zowąd dziesięć centymetrów przed moją twarzą pojawiła się uśmiechnięta buzia innej osoby. Lekko podskoczyłem na krześle zaskoczony.
O mało zawału nie dostałem!

Moim ,,upiorem“ okazał się chłopak o strasznie bladej cerze i lodowo szarych oczach w kształcie migdałów, które patrzyły się na mnie z wielkim zainteresowaniem.
Odszedł ode mnie kawałek z miną mówiącą, że bardzo mocno nad czymś się zastanawia.
Wykorzystałem okazje i omiotłem go całego wzrokiem. Był średniego wzrostu, może z metr siedemdziesiąt pięć wzrostu. Średniej długość czarne, ciekawe włosy z czerwonymi i fioletowymi końcówkami okalały twarz o charakterystycznych, trochę azjatyckich rysach. Miał na sobie mundurek w czarnym kolorze o czerwonych zdobieniach. Na jego palcu także widniał  pierścień, a w uchu czarny kolczyk w kształcie krzyża. Szarooki wciąż na mnie patrząc, uśmiechnął się, ukazując mi długie, białe kły.
Wampir.
No przynajmniej wiem już, do jakiej rasy należy.

- Ładny jesteś! - wykrzyknął nagle, na co od razu zdębiałem.
Wytrzeszczyłem oczy na niego i poczułem, jak policzki mnie pieką.
Co proszę?
- Ee...dzięki?- odpowiedziałem niepewnie, nie spodziewając się takiego komplementu.
Chłopak zaśmiał się dźwięcznie.
- Oj, nie pesz się tak! Nie ma o co.
Po prostu masz charakterystyczną urodę. Nietypową jak na to miejsce.
W tej chwil moja twarz była zapewne koloru dojrzałego pomidora.
- A tak w ogóle, mam na imię Yafal, a ty?
- Isil
Wampir w podskokach siadł obok mnie przy stole, dość szybko łapiąc ze mną kontakt. 
Był strasznie żywiołowy, jak na rasę, którą w moim świecie uważa się za martwą.

Reszta naszej grupki poszła dość szybko za jego przykładem, siadają na drewnianych krzesłach.
Zielonooki elf nie był zbyt zadowolony ze swojego miejsca, które mu przypadło. Zostawili mu je akurat przy nieszczęsnym Perisie. Blondyn, gdy tylko usiadł, od razu odsunął się od drowa najdalej, jak tylko było to możliwe.
Oni są jak dzieci.
Muszą się pogodzić, przecież teraz będziemy razem współpracować.

- Dobrze moi drodzy.- przemówił uroczystym tonrm opiekun. - To jest wasza nowa grupa i wypadałoby się przedstawić, prawda? Powiedzcie swoje imię, profesje i jak chcecie to rasę. To może po kolei? Elfie?- spojrzał na blondyna.
To znaczy myślę, że spojrzał, bo przez ten kaptur nie było tego nie widać!
- Mam na imię Silver i jestem wojownikiem. - odpowiedział melodyjnym głosem.
- Drow? - ,,kapturnik“ spojrzał tym razem na Perisa.
- Zwiadowca o imieniu Peris.  I jak zgadłeś, jestem drowem. - odpowiedział mu białowłosy.
- Dobra, imię naszego wampira już znamy, a twoja profesja to zapewne czarny mag? - zadał pytanie nasz opiekun, odchylając się na krześle.
- Zgadza się!- krzyknął Yafal ponownie z pełnią energii.
- A pan zielony?- Wszyscy, jak jeden mąż obróciliśmy się w kierunku najmłodszego z nas chłopaka, a ten podniósł znad talerza na nas głowę.
- Adillen. Jestem uzdrowicielem, a z rasy druidem. - odpowiedział cichym, lekkim i przyjemnym dla ucha głosem, przypominającym brzmienie fletu.
- No, no, rzadka rasa!- wykrzyknęła radośnie nasza nowa zakapturzona opiekunka. - Już bardzo mało was pozostało, prawda?
- Tak.- odparł tym razem nieznacznie smutnym głosem Adillen.

Za chwilę głowy wszystkich powędrowały na moją osobę, przez co od razu poczułem się całkowicie niekomfortowo w związku z obecnością tutaj. 
- No, a na deser nasz białowłosy Isil! -krzyknął czarnowłosy wampir z głupawym uśmieszkiem na wąskich i spękanych ustach.
Ja na deser? Fajnie. - parsknąłem z przekąsem w głowie, powstrzymując się od niezadowolonego prychnięcia.
- Ja... Jestem magiem żywiołów. - odpowiedziałem pośpiesznie, nie do końca wiedząc, co mógłbym jeszcze im powiedzieć.
- I tylko tyle? - dopytwał się elf, unosząc jedną, wąską brew ku górze.

W oczach trójki moich nowych znajomych widniała zwyczajnie czysta ciekawość.
Jedynie Peris nie drążył tematu, bo wiedział, że i tak nie powiem swojej rasy, bo po prostu jej nie znam. Nawet nie mam cech charakterystycznych, które mogłyby mi cokolwiek powiedzieć. Granatowe oczy i białe włosy, czy jakiegokolwiek innego koloru w tym kraju sądzę, że były na porządku dziennym. Wystarczy popatrzeć na Perisa czy Adillena.

- Dlaczego nie chcesz zdradzić nam swojej rasy? Przecież nikt tu nie ma uprzedzeń. - zapytał opiekun wyraźnie ciekawskim głosem, nie chcąc zbytnio odpuścić mi tego tematu. 
- On wam nic nie powie, bo sam jej nie zna. - Wyrwał mnie z opresji drow, grzebiąc niemrawo widelcem w swoim talerzu, jakby chciał się przez niego przebić. - Nawet ja nie odkryłem jego gatunku.
- Nie wiesz, kim jesteś? - zapytał niedowierzająco Silver, otwierając trochę komicznie usta, a ja pokiwałem twierdząco głową.
- Hej! Nie martw się! Pomożemy ci odkryć prawdziwego siebie! - wykrzyczał ponownie pełen energii nasz nowo poznany krwiopijca.
- To prawda Isilu. Masz od dzisiaj nas do pomocy czy tego chcesz, czy nie. - powiedział miłym głosem opiekun i zdjął swój kaptur z głowy zamaszystym ruchem, szokując nas.

Nasz kapturnik okazał się naprawdę przystojnym szatynem o ostrych, drapieżnych rysach twarzy. Mógł mieć może lekko z dwadzieścia pięć lat. Oczy miał jak najczystsze złoto, a pod tym lewym widniał mały tatuaż w kształcie przypominającym ciernisty krzew. Zdjął z siebie cały płaszcz, ukazując nam swoje szczupłe, ale umięśnione ciało prawdziwego sportowca. 
Widać było, że nasz opiekun lubi ćwiczyć. Miał na sobie czarną, dobrze opinającą się na mim koszulę z niewielkim kapturem. Miała ona delikatne, prawie niezauważalne srebrne symbole połyskujące w świetle.
Jego nogi okrywały ciemnobrązowe spodnie i czarne, wiązane buty za kostkę.
Spod rozpiętej koszuli wystawał naszyjnik z kłem na czarnym rzemyku.
Nieźle.
Kto by pomyślał, że on tak wygląda? 

Szatyn, widząc nasze lekko zaskoczone miny, uśmiechnął się delikatnie, jak do małych dzieci.
- Wy się już przedstawiliście, to teraz czas na mnie. Mam na imię Tarinan, jestem pół elfem, drugiej połówki wam na razie nie zdradzę i uczyłem się tu nie tak dawno jako łowca.
- Łowca? Nieźle! A Isil przypomniało mi się coś! - powiedział Yafal, zwracając się do mnie. - Z tego, co pamiętam to mam jutro pierwsze WOR i ty też, prawda? - Potwierdziłem powoli głową, starając się przypomnieć, czy na sto procent mam taki przedmiot. - Skoro to wiedza rasowa, to może nasz nauczyciel pomoże ci odkryć swoje drugie ja! - zaproponował podekscytowany.
- Tak myślisz? - zapytałem z niewielką nadzieją. Jeśli pochodzę z tego świata, to może chociaż będę znać swoje korzenie.
- Pewnie!
- Dobra chłopcy. - zwrócił się do nas ponownie złotooki. - Wy popytajcie nauczycieli, a ja sprawdzę bibliotekę. Na pewno coś tam będzie.
- Dzięki Tari! - wykrzykną wampir, rzucając się na biednego pół elfa, prawie go podduszając.
- Nie skacz na mnie i nie mów do mnie Tari!

Nasz opiekun próbował odkleić od siebie szarookiego z dość marnym skutkiem mimo większej postury.
Po trzech minutach wampir łaskawie usiadł na swoje krzesło i jak gdyby nigdy nic zaczął jeść swoją kolację, a raczej grzebać w niej z niesmakiem.
Reszta posiłku minęła spokojnie w trochę niezręcznej ciszy.
Nie licząc posyłanych oczami drowowi od elfa gromów.
Ale jest progres, przecież przez całą godzinę się nie kłócili!

Gdy skończyłem jeść, bo już więcej nie dałem rady w siebie wcisnąć, mimo że jedzenie było naprawdę dobre, wstałem od stołu i powiedziałem, że jestem już zmęczony, co wcale nie było kłamstwem, więc idę do swojego pokoju. Chłopcy się ze mną pożegnali, a ja wolnym krokiem ruszyłem do wyjścia z sali.
Minąłem hol, jedne schody, drugie i wszedłem na korytarz, gdzie znajdował się mój pokój.
Poszedłem do odpowiednich drzwi i je uchyliłem. Wszedłem do środka, zdjąłem buty i walnąłem się ciężko na przyjemnie miękkie łóżko.
Dotknąłem delikatnie pierścienia na palcu i zacząłem go obracać z zamyśleniem.
Znałem jego wygląd już na pamięć. Mógłby go narysować, oddając nawet najmniejsze detale. No oczywiście, gdybym umiał rysować, ale to nie należało do moich talentów.
Nawet wzór run na nim mógłbym bez problemu napisać.
Chwilę jeszcze tak poleżałem, patrząc na niego i zapadłem w po raz pierwszy od czasu rozpoczęcia mojej wędrówki głęboki sen.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro