Rozdział XIV
Moim oczom ukazał się całkiem w porządny pokój, jak na dość nieciekawe warunki, które mogłem dostrzec na zewnątrz.
Pomieszczenie utrzymane było w stonowanych odcieniach brązu i zieleni. Na środku stało wielkie łoże, na którym spokojnie zmieściłyby się dobrze trzy osoby. Po obu stronach łóżka stały dwie, dębowe szafki nocne, a na nich spoczywały miedziane świeczniki.
Po drugiej stronie pokoju stał mały stolik i dwa ciemnozielone fotele, obite jakimś chropowatym materiałem, niezbyt zachęcając do spędzenia w nich czasu. Ze ściany wychodziło całkiem spore okno, wpuszczając całkiem dużo światła, a tuż za łóżkiem zobaczyłem drzwi.
Zapewne do prowizorycznej łazienki jak w domku należącym do stojącego obok mnie jasnowłosego chłopaka.
Peris rzucił swoją torbę na stół, a ja poszedłem za jego przykładem, czując, jak powoli zaczyna mi się wrzynać w ramię. Chwilę po tym zdjęliśmy nasze płaszcze i one wylądowały na jednym z tych obleśnych foteli. Od razu było mi lżej. Co prawda rzeczy, które mieliśmy, nie były ciężkie, ale noszenie czegoś przez parę godzin może boleć.
Szczególnie że nie jestem przyzwyczajony, by robić to aż tak długo.
Siadłem na tym paskudnym, ale o dziwo całkiem miękkim fotelu, który był chyba czymś wypchany i zerknąłem na Perisa.
- To, co robimy? - dociekałem.
- To, co zaplanowaliśmy. - odrzekł. - Dzisiejszą noc spędzamy tutaj. Rano bierzemy prowiant, konie i stąd wyjeżdżamy. Spotkanie demonów utrudni nam wszystko. Musimy uważać, by się na nich nie natknąć. Za bardzo się nami interesowali. I strasznie szybko cię znaleźli.
- Masz rację. - przytaknąłem, odchylając trochę głowę do tyłu, czując, jak zaczyna mnie coś w nią uwierać. - A co z tą, jak to ująłeś, moją nową zdolnością?
- Tego nie wiem. - mówiąc to, kiwał głową i wzruszył ramionami. - Musimy odkryć, jak to dokładnie działa. Twoje oczy podczas tego robią się czarne, a to za bardzo zwraca uwagę. Będziesz musiał się nauczyć to kontrolować.
- Tylko jak? - parsknąłem, nie za bardzo czując, bym mógł nad czymś takim zapanować.
W ogóle nie wiedziałem, co ja tu tak właściwie robię.
To nie jest moje miejsce.
- Będziesz musiał poćwiczyć. - odparł niebieskooki jak zwykle spokojnym głosem. Chciałbym mieć tyle pokładów opanowania co on. - W porządku. Teraz idę się myć, a gdy ty też skończysz, zaczniemy naukę. Czas podźwignąć trochę wiader. - zaśmiał się.
Nie czekał na moją odpowiedź. Wziął jakieś ubrania i skierował się do drzwi za łóżkiem.
Ja położyłem głowę na oparciu fotela i przymknąłem oczy, starając się mimo wszystko rozluźnić.
Muszę wszystko przemyśleć i to sobie spokojnie to w głowie poukładać.
To wszystko było dla mnie nowe i niezrozumiałe. Chciałbym wszystko zrozumieć, ale na to będę potrzebował czasu.
Ciekawe, co robi mama i Leo? Martwią się o mnie?
Szukają?
A może nawet nie wiedzą, że zniknąłem?
Szczerze? Tęsknię za nimi.
Jestem tu mniej niż nawet tydzień, a już tęsknię. Bardzo mi ich brakuje. Zawsze byli moim oparciem i mnie wspierali. Brakuje mi wiecznie roześmianego, lubiącego mnie denerwować Leona.
Co prawda Peris dotrzymuje mi towarzystwa, ale Leo był przy mnie od tylu lat, od początku gimnazjum byliśmy nierozłączni.
Ciekawe, kiedy znów będzie mi dane ich zobaczyć. Jeśli kiedykolwiek będę mógł wrócić do domu.
Siedziałem tak z dobrą godzin, aż Peris nie wyłonił się z łazienki.
Miał na sobie białą koszulę i czarne spodnie. Z jego białych, sięgających do łopatek włosów skapywała woda. Przedreptał boso do łóżka i usiadł na nim wygodnie po turecku.
- Możesz iść się myć. W szarej torbie, którą niosłeś, są uszykowane dla ciebie ubrania. - Wskazał palcem wspomniany przedmiot.
Wstałem bez chęci z fotela i podszedłem do tej torby. Wybrałem pierwsze lepsze ubrania i skierowałem się do drugiego pomieszczenia.
Otworzyłem brązowe drzwi, pchając trochę już rdzewiejącą klamkę.
Łazienką okazało się małe pomieszczenie z pseudo toaletą i czymś w stylu drewnianej wanny i małą szafką.
No całkiem nowocześnie.
Tu też było wszystko w kolorach brązu, ale i także bieli.
Podszedłem do niewielkich korków niedaleko wanny i odkręciłem jeden z nich płynnym ruchem. Woda spłynęła z początku wolno do wiadra, lecz po chwili przyśpieszyła.
Wsadziłem dłoń do wody i nie spodziewając się nic innego, przywitał mnie jej chłód.
Spojrzałem na kocioł po drugiej stronie, pod którym wciąż płonął ogień i westchnąłem.
Czeka mnie długa kąpieli.
Po kilku podgrzanych wiadrach wody później, w końcu mogłem zacząć się rozbierać.
Jak ściągałem koszulę, ta o coś się zahaczyła. Mocowałem się z nią chwilę i odkryłem, co było moim problemem.
Koszula zaczepiła się o mój sygnet, który nosiłem na szyi jeszcze przed trafieniem tu.
Kompletnie zapomniałem, że go mam przy sobie i go wcale nie czułem podczas tej podróży.
Czyżbym aż tak się do niego przyzwyczaił?
Zacząłem obracać go w palcach, dalej pozostawiając go na mojej szyi.
Cieszyłem się, że go mam.
Od dziecka nosiłem go na szyi, a potem gdy na mnie pasował, to na palcu. Lecz gdy szedłem spać, znów lądował na szyi.
Od zawsze byłem do niego bardzo przywiązany i nie chciałbym go stracić.
Znalezienie go zdecydowanie poprawiło mi humor.
Zostawiłem go na szyi i dokończyłem się rozbierać.
Gdy to zrobiłem, szybko się wykąpałem.
Jakoś nie miałem ochoty dzisiaj długo siedzieć w wodzie, a jak już mówiłem, mam lekką obsesję na punkcie siedzenia w wodzie.
Ubrałem sie w szarą koszulkę i czarne spodnie.
Poprawiłem jeszcze sygnet na szyi i wyszedłem z zaparowanego pomieszczenia, ówcześniej upewniając się, czy ogień pod kotłem już wygasł.
Peris leżał na plecach na łóżku i czytał zapamiętale jakąś książkę.
On wziął ze sobą książki!?
Rzuciłem mu zaskoczone spojrzenie.
Dobra. Mniejsza z tym.
Drow zaabsorbowany książką, nie zwrócił na mnie najmniejszej uwagi, gdy wszedłem do pokoju.
Stanąłem nad nim i chrząknąłem znacząco. W końcu podniósł z kartek na mnie swoje niebieskie oczy i podpierając się, usadowił już w pozycji siedzącej.
Odłożył lekturę z cichym stuknięciem na szafkę i obrócił się w moim kierunku.
- To co, zaczynamy? - zapytał, klaszcząc w dłonie.
- Pewnie. - odparłem i siadłem po drugiej stronie łóżka. - Co mam zrobić?
- Spróbuj wyczuć moją aurę. - zaproponował po chwili namysłu.
- Łatwo ci mówić. Już ci mówiłem, nie umiem tego wywołać. - odparłem z lekką irytacją, wywracając oczami.
- Wiem o tym. Nie umiem uczyć, więc miej do mnie więcej wyrozumiałości. Innego pomysłu nie mam. Skup się na mnie. Na tym, że chcesz zobaczyć, kim jestem. Jaką mam profesje. Jakie mam intencję. Wyobraź sobie, że wychodzi ze mnie światło, rośnie i przybiera barwę.
Odetchnąłem głęboko i zacząłem robić to, co mi kazał, wsłuchując się w jego głęboki, kojący głos.
Skupiłem na mim swój wzrok, a szczególnie na oczach. Wpatrywałem się tak intensywnie, że czułem się tak, jakbym miał wgląd do jego duszy. Zacząłem myśleć, że chcę wiedzieć kim i jaki jest człowiekiem. Czułem, jakbym zaglądał coraz głębiej w duszę Perisa. W pewnej chwili poczułem i jakby zobaczyłem światełko, delikatne, ale widoczne. Wyobraziłem sobie, że chwytam je mentalną ręką i wyciągam je na zewnątrz. Cofnąłem się z wnętrza białowłosego i zobaczyłem, jak wokół niego powstaje jakaś delikatna mgiełka. Zaczęła nabierać na sile, wielkości i przybrała kolor błękitu.
Teraz widziałem ją w kolorze intensywnie.
Była niesamowita!
Błękitna jak najczystrze niebo.
Zamrugałem dwa razy i już jej nie było. Peris przyglądał mi się z zaciekawieniem, aż wreszcie przemówił.
- Twoje oczy stały się całkiem czarne, nawet białka, ale powiedz mi, czy coś widziałeś?
Znów zamrugałem i wziąłem w palce swój pierścień dalej wiszący na srebrnym łańcuszku.
Dotykanie sygnetu zawsze mnie uspokajało.
- Tak, widziałem. Twoja aura jest niebieska. - odparłem, bawiąc się błyskotką.
- Niebieska? Dobrze. To znaczy, że nie mam jeszcze profesji. Różne kolory oznaczają, z tego co czytałem, inną profesje. Niebieski - jej brak, zarny - mroczny mag, szary- wojownik, czerwony- zabójca, brąz - zwiadowca, zielony - uzdrowiciel, biały - mag światła. I jeszcze wiele innych. Tak dużo, jak dużo jest zawodów w naszym wojsku.
- Rozumiem. Gdzie to wszystko wyczytałeś? W tej książce?- zapytałem, zerkając na lekturę leżącą na szafce.
- Tak. To książka o profesjach i różnych zdolnościach. Stąd wiedziałem względnie, co miałeś zrobić. Będę musiał ci ją pożyczyć, bo musisz wybrać, w czym będziesz się specjalizował.- zamilkł, ale po chwili dodał. - Dobrze. Poćwiczymy jeszcze z godzinę.
Po umówionej godzinie byłem wycieńczony nie dość, że fizycznie to i jeszcze psychicznie. Po prostu padałem już na twarz.
Najwyraźniej na dzisiaj dość wrażeń i ćwiczeń dla tak niedoświadczonej osoby, jak ja.
Ale jest już znacznie lepiej z dwóch minut zszedłem do jednej.
Jest godzina osiemnasta z tego, co powiedział jasnowłosy, a ja nie mogę usiedzieć.
- Peris. - zajęczałem. - Skończmy na dzisiaj. Jestem zmęczony. - Powoli zamykały mi się oczy, jakby były ciężkie jak ołów.
- Widzę. Idziemy spać, a jutro znów w podróży. - Zgodził się, delikatnie skinąwszy mi głową.
Oboje weszliśmy pod kołdrę.
Ja spałem po prawej, a Peris po lewej. Jakoś niezbyt krępowałem się, śpiąc w jednym łóżku z innym facetem i to na dodatek prawie obcym. Nie było w tym dla mnie nic dziwnego, ponieważ spałem już tak z Leo i dwoma młodszymi kuzynami.
Żadne z nich nie miało u siebie w mieszkaniach tyle miejsca, by goście spali w osobnych pokojach i wszyscy byli na tyle leniwi, że stwierdzali, po co dmuchać materac.
Gdy przyłożyłem głowę do poduszki, od razu przywitały mnie słodkie objęcia snu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro