Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział LXIV

Otworzyłem oczy i odetchnąłem.
Spojrzałem powoli po wszystkich zebranych.
Każdy miał lśniące znaki zapytania w oczach, ale spokojnie czekali ma moje wyjaśnienia.

- Kto napisał?- Yafal w końcu nie wytrzymał, ściskając czule w swoich ramionach nietoperza.
- Tata.-westchnąłem i spojrzałem na fioletowookiego.- Isabaalu, czy mógłbyś zaprowadzić nas do Patet cecinderut?
- Oczywiście, ale dlaczego?-mężczyzna założył ręce po sobie.
- Mój ojciec stacjonuje tam z wojskiem ojca Silvera. Musimy się tam dostać.-wyjaśniłem chowając list skrzętnie do swojej torby.
- Oczywiście...
- Isilu, dla czego nie spytałeś się, czy ja nas tam zaprowadzę?-przerwał mu Kirial, marszcząc brwi.- Przecież Równina Poległych jest niedaleko stolicy. Wychowałem się w Devit.- argumentował demon, żywo gestykulując.
- Wiem.-odpowiedziałem szybko.- Ale skoro Isabaal został wspomniany w liście, by nas przyprowadzić, to może znaczyć, że ma się tam pojawić. Równie dobrze mógłby nas poinstruować gdzie mamy się kierować, prawda?
- Możesz mieć rację.-poparł mnie Silver.- Wielki smok jest nieocenionym sprzymierzeńcem.
- Mogę coś powiedzieć?-szatyn wciął się w wypowiedź elfa i podniósł rękę jak w szkole przy odpowiedzi.
Aż mi się przypomniała lekcja matematyki.
Skinąłem głową na pozwolenie.
- Możecie mieć rację, ale podróż teraz nie jest możliwa.
- Niby dlaczego?- prychnął drow.
- Książe i Kirial, jeśli się nie myle, powinni wydobrzeć jeszcze chociaż dwa dni. Skoro mamy iść do obecnej siedziby wojska, to znaczy, że niedługo zacznie się bitwa. W tym stanie nie za wiele się zdadzą w roli żołnierzy.

Czarnowłosy demon warknął coś pod nosem i zobaczyłem jak w jednej sekundzie robi zamach, a srebrny błysk szybuje w kierunku stojącego i rozluźnionego smoka.
Starszy mężczyzna uchylił się w ostatniej chwili przed ostrzem, a ostry jak brzytwa sztylet wbił się ze zgrzytem w ścianę jaskini.
- Co ty wyrabiasz?!- naskoczył na niego Peris, biorąc w dłonie łuk i błyskawicznie nakładając strzałę.
- Zapamiętaj to sobie Smoku, może i jestem ranny, ale wciąż jestem mordercą.
Odwróciłem swój wzrok z Isabaala na na demona o oczach koloru obsydianu.
Chłopak wyglądał ,jakby miał zaraz ponownie zaatakować. Stał prosto z lekko rozstawionymi nogami, a ręce opuścił wzdłuż ciała, by nie krępowały mu żadnych ruchów. Jego oczy błyszczały intensywnie chęcią mordu. Grzywka opadła na czoło, ukrywając czarne oczy o gadziej źrenicy.
Cała jego postawa przypominała węża gotowego w każdej chwili aby ukąsić.
Wzdrygnąłem się nieznacznie.

Trudno mi to przyznać, ale Kirial był w tym momencie po prostu przerażający. Nie wywołał na mnie takiego wrażenia nawet podczas naszego pierwszego spotkania.

Nieoczekiwanie smok się zaśmiał, ba zaczął rechotać jak opentany. Trochę histeryczne, dodając.
Wszyscy spojrzeliśmy na niego jak na idiotę.
Gdy mężczyzna uspokoił się, zwrócił się do Kiriala.
- Teraz już wiem, skąd cię kojarzyłem, chłopcze. A może powinienem powiedzieć, Duchu?
Peris ściągnął brwi w konsternacji, ale po chwili otworzył gwałtownie oczy, patrząc na demona z niedowierzaniem.
- To nie możliwe!-wykrzyknął, unisząc broń w jego stronę i napinając cięciwe.
Brunet stał spokojnie całkowicie niewzruszony. Po prostu patrzył z delikatnym uśmiechem na gotowego do walki drowa.

Jedyna myśl jaka teraz krążyła mi po głowie, to: Co tu się kurwa dzieje, ja się pytam!?

Jak najprędzej stanąłem między tą dwójką i posłałem im najbardziej mrożące spojrzenie, na jakie było mnie w tej chwili stać.
Jeszcze by się pozabijali, jakbym nie wkroczył. A jest to bardzo prawdopodobne, zważywszy ich temperament.
- O co chodzi? Niech mi ktoś to wytłymaczy!-zasyczałem przez zaciśnięte z gniewu zęby jak najprawdziwszy wąż.
Silver wraz z Adillenem patrzyli skacząc wzrokiem od jednego do drugiego, czasami zachaczając o smoka z takim samym niezrozumieniem w oczach jak moje.
Od nich nic nie wyciągnę.

Wampir jakimś dziwnym trafem nagle ucichł i przestał tarmosić swoje zwierzątko za uszami. Miał dziwny jak dla niego, poważny wyraz twarzy.
- Yaf, nie wierzę, że to mówię, ale ty wydajesz się najspokojniejszy z nas wszystkich.-zwróciłem się do niego.- Mów.-nakazałem, a szare oczy jakby pociemniały.
- Otóż nasz towarzysz drogi działa, albo działał podobno pod pseudonimem Duch.
Wszyscy, którzy choć trochę utrzymują kontakt ze znajomymi za murami kraju Umbra, słyszeli historię wszelakiego rodzaju o jednym z najlepszych zabójców i przy okazji ostatnim wytrenowanym przez legendę skrytobójców, Erthacie Krwawej klindze. Tak, wiem, niezbyt ciekawy ten przydomek. Co dziesięć lat Erthat wybiera sobie nowego ucznia i go szkoli. Ostatnim, w jego karierze przed śmiercią, uczniem został młody chłopak, który po trzech latach swojej działalności dostał miano Ducha, przez swoją szybkość, ciszę w poruszaniu się i śmiertelną dokładność. Podobno po śmierci mistrza pieczę nad młodym mordercą przejął nikt inny jak Deryt.-ostatnie słowo wyplół z obrzydzeniem.- Więcej nic nie wiadomo. Nikt nie jest także pewny, czy te informacje są w pełni prawdziwe. - skończył opowiadać i spojrzał podejrzliwie na Kiriala.

Chłopak zaśmiał się tylko pod nosem i uniósł zaciekawiony wzrok na rebelianta.
- Skąd znasz moją tożsamość?-spytał, ignorując to, co powiedział przed chwilą Yafal, potwierdzając tym samym, kim jest.
Jeden koniec ust starszego mężczyzny uniósł się nieznacznie do góry.
- Pamiętasz tamtą młodą tygrysołaczkę, którą na zlecenie dowódcy królewskich szpiegów miałeś zamordować?-rzucił jakby z zadowoleniem.
- Tak.- warknął zabójca.- Wiedziała, że na nią czycham. Gdy wreszcie ją dopadłem, ogłuszyła mnie, gdy ją zaatakowałem i zwiała. Zobaczyła wcześniej moją twarz. To była moja jedyna tak cholernie nieudana misja.
- Nie jedyna.-prychnął cicho Peris, patrząc na mnie wymownie.
- Do czego zmierzasz?
- Trafiła do mnie, a ja przeszmuglowałem ją za granice państwa, ale wcześniej zdradziła mi rysopis jej niedoszłego mordercy.- teraz uśmiech maga mógłby sięgać uszu, a on sam patrzył na czarnowłosego z wyższością.

- Rozumiem, że już skończyliście, tak?-skrzyżowałem ręce na piersi.
Czarnooki skiną mi głową i rozluźnił swoją postawę, ale wciąż pozostał czujny.
- Oczywiście, ale nawet nie jesteś świadom mój Książe z jakim niebezpieczeństwem musiałeś spać pod jednym dachem.
- Rozumiem. Ale wiem na pewno, ile razy on uratował mi tyłek, na przykład na klifie i ile z nami przeszedł, jak wiele razy z nami walczył, uczył mnie latać, ile krwi za nas przelał. Gdyby chciał mnie skrzywdzić, zrobił by to już dawno. Może to czysta głupota, ale ufam mu.-ostatnie zdanie wypowiedziałem, patrząc głęboko w oczy chłopaka, o którym mówiłem.
Zobaczyłem w nich chwilowy błysk. Trwał dosłownie sekundę.
- Masz racje, mój Książe, to głupota, ale nie pozostaje mi nic innego, jak podporządkować się twojej decyzji.-smok skinął mi sztywno głową i obrócił się na pięcie, pokazując mi proste oraz bardzo spięte plecy.

Nie dziwię mu się. Kazałem mu pogodzić się z tym, że w jego domu jest jeden z najlepszych zabójców w Mrocznej krainie. Na jego miejscu zachowywałbym się tak samo. Jak nie gorzej. Ale mimo tego, że dowiedziałem się kim jest Kirial, wciąż mu ufam.
Teraz największych z moich problemów jest wojna, a nie młody demon. Powinienem się skupić na tym, jak pokonać Deryta, a co robię? Staram się uspokoić kłótnie między moimi przyjaciółmi.
Czasami po prostu chciałbym wrócić do swojego dawnego życia. Do mojej przybranej mamy i do Leona. Tamto życie było znacznie łatwiejsze. Nie miałem tam tak wiele obowiązków na głowie, nic mnie aż tak nie przytłaczało.
Ale moje zniknięcie stąd w niczym by mie pomogło. Wojna wciąż by trwała, ze mną, czy beze mnie. A mnie śledziłoby już do końca życia poczucie winy, że zostawiłem ojca, moją rodzinę tutaj i bliskich mi przyjaciół.

- Chodźcie za mną.
Z moich rozmyślań wyrwał mnie głos fioletowookiego mężczyzn.
Spojrzałem na niego, na chwilę się zawieszając. Szedł on w kierunku jaskini służącej jako sypialnia. Zobaczyłem jak reszta chłopaków rusza za nim po chwili.
Kątem oka zobaczyłem Kiriala, który w dalszym ciągu stał twardo przy moim boku. Odwróciłem się do niego, natychmiastowo odzyskując pełną świadomość.
- Chodź, Kira.-kiwnąłem głową w stronę, gdzie zniknęli członkowie naszej grupy.
- Odczułem, że nie za bardzo mnie tam chcą.-prychnął i skrzyżował ręce na piersi, a w nieodgadnionych zazwyczaj oczach zobaczyłem żal....smutek? Nie jestem do końca pewny. Nawet nie zwrócił uwagi na to, jak go nazwałem!
- Nie zwracaj na nich uwagi, wiem, że nie masz złych intencji wobec nas.- posłałem mu delikatny uśmiech.
- Skąd możesz być tego taki pewien?-uniósł wysoko czarną brew.
Wzruszyłem ramionami.
- Przeczucie.-odpowiedziałem.- A teraz chodź.-złapałem go szybko za nadgarstek, ciągnąc go w odpowiednim kierunku. Zrobiłem to tak gwałtownie, że nie zdążył już nic powiedzieć.

Gdy weszliśmy do pomieszczenia, wszystkie oczy zwróciły się w naszym kierunku. Zielone Silvera i kobaltowe Perisa oraz fioletowe Isabaala, miały wyraz pogardy. Nigdy u nich takiego nie widziałem. Kolejne, szare spoglądały na młodego demona obok mnie z rezerwą i jakby nieufnością?
Jedynie szmaragdowe oczy drowa posyłały czarnowłosemu smutne i współczujące spojrzenie.
Najwyraźniej Adillen ufa mojemu osądowi względem bruneta.

Odwróciłem wzrok od chłopaków i omiotłem wzrokiem pomieszczenie. W pokoju przybyło pledów, kocy i poduszek. Prawie cała podłoga była nimi wyścielona. Każdy znajdujący się w tym pokoju, znalazłby sobie wygodne miejsce.
- Ja będę spać w smoczej postaci przy skarpie.-poinformował nas gospodarz. Nie było trzeba się domyślać, dlaczego to robi.
Skinąłem mu głową, a on kontynuował.
- Za godzinę będzie kolacja.-powiedział i wyszedłem.

Odwróciłem się i rzuciłem swoje rzeczy w kąt ,obok jednego z pledów. Podszedłem do kupki ze złożonej pościeli i chwyciłem koc wraz z poduszką. Położyłem to przy mojej torbie i siadając, obejrzałem się po przyjaciołach.
Wszyscy już zdążyli się rozłożyć, prócz Kiriala, który trochę niepewnie zabrał się za ścielenie prowizorycznego łóżka po moim lewym boku.
Obok niego Adillen grzebał w swojej torbie i wręczył demonowi dwie fiolki z miksturami, cicho coś do niego mówiąc.
Dalej Yafal bawił się ze swoim nietoperzem, coś mrucząc pod nosem. Silver i Peris z kwaśnymi minami sprawdzali swoją broń.

-Ciężka ta atmosfera. Można kroić ją nożem.- usłyszałem pomruk Raventala i po chwili kocur położył się obok mnie, kładąc mi ciężki łeb na udo.
- Tak.-westchnąłem.
Spojrzałem na chimerę i włożyłem dłoń w miękką sierść grzywy. Czerwone oczy uniosły się na mnie, a ja sapnąłem.
Ten kolor.
Od razu przed oczami stanął mi Deryt z mojego snu, a raczej naszego ,,spotkania" w mojej głowie.
Stowrzenie chyba wyczuło, że się spiąłem i podniósło łeb.
- Czy coś się stało, Isilu?
- Nie, nic.-potrząsnąłem energicznie głową.-To nic takiego. Nic takiego.

Ostatni czas do kolacji spędziłem na rozmowie z moją chimerą, a po posiłku poszliśmy po prostu wszyscy spać.

                                 .......

Ze snu wyrwał mnie gwałtownie ostry, rwący ból w klatce piersiowej.
Podniosłem się natychmiast do siadu i z jękiem złapałem swoje żebra. Z pomiędzy moich ust wydostał się tłumiony jęk.

Jak to cholernie boli!

Usłyszałem ruch obok mnie i za chwilę ciepła ręka dotknęła mojego ramienia. Podniosłem wzrok na jej właściciela i zobaczyłem czarne, zmartwione oczy.
Westchnąłem gdy ból ustał i zwróciłem się cicho do bruneta.
- Wybacz, że cię obudziłem.
Starszy chłopak delikatnie pokręcił głową i zdjął ze mnie swoją rękę.
- Nic się nie stało.- wyszeptał.- Mam lekki sen. Ciężko dobrze zasnąć z myślą, że ktoś w tym samym pomieszczeniu może chcieć twojej krzywdy.-parsknął i przejechał z wolna dłonią po twarzy.
Skąd ja znam to położenie.
- Ja przy tobie tamtej nocy zasnąłem.-szepnąłem, przypominając sobie tę pamiętną chwilę. Kirial zrobił chyba to samo, bo na jego ustach wykwitł uśmiech, trochę ironiczny, ale uśmiech.
Może troszkę poprawiłem mu humor.
- Ty to ty. Jesteś zbyt ufny.-rzucił oskarżycielsko.- Nie powinieneś taki być. Kiedyś źle to się dla ciebie skończy. Ba, ty mnie jeszcze następnego dnia broniłeś bez żadnych podstaw do tego!-wykrzyknął trochę za głośno. Na szczęście nikt się nie obudził. Tylko Yafal przekręcił się z jednego boku na drugi, cicho pochrapując.
- Może masz rację.-wzruszyłem ramionami i wstałem z posłania.
Chimera na ten dźwięk podniosła łeb i spojrzała na mnie zaspanymi ślepiami.
- Gdzie idziesz?
- Muszę się przewietrzyć.-oświadczyłem i ruszyłem do wyjścia z pomieszczenia.
Już miałem wyjść, ale zatrzymał mnie głos demona.
- Uważaj na siebie, Isilu.
Skinąłem mu głową i wyszedłem w tej części jaskini.

Przeszedłem do miejsca gdzie spał smok. Wielka brązowa bestia oddychała mocno i chrapała prawie jak traktor.
Czemu nie słyszałem tego w tamtym pokoju?
Od przepaści dzieliło mnie cielsko wielkiego gada, który zmieniał się w wykwalifikowanego żołnierza.
Raczej nie chciałbym go obudzić.
Obejrzałem w jaki sposób smoczysko śpi i uśmiechnąłem się szeroko. Leżał w większej części po lewej stronie, zostawiając w ten sposób dalej ogon.
Od jego strony było teoretycznie łatwiejsze przejście.
Dlaczego teoretycznie?
Bo ogon majdał się w każdą możliwą stronę.
A może by tak...
Szybko uwolniłem swoje demoniczne ja i rozprostowałem, ponownie tego dnia ,skrzydła. Czarne pióra delikatnie musnęły moje odsłonięte ramiona, powodując o dziwo przyjemne łaskotki.
Pomachałem skrzydłami, unosząc się dwa metry do góry.
Spojrzałem na gadzinę, by sprawdź, czy w dalszym ciągu śpi. Z zadowoleniem dostrzegłem, że Isabaal dalej spoczywa w ciasnych objęciach Morfeusza.
Spojrzałem na strome wyjście z pieczary i poszybowałem w jego stronę, wylatując w mrok nocy.

                                ..........    

Dobry wieczór, albo dzień dobry!
( w zależności o jakiej porze to czytacie)
Jeśli to widzicie, to znaczy, że rozdział 64 jest już za wami, jej!
Mam nadzieję, że wam się podobał :D

Do usłyszenia później! Papatki! :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro