Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział LX

Przebiegłem spojrzeniem po zebranych, aż mój wzrok nie spoczął na Morijrze.
- Co cię tu sprowadza? Czy coś się stało?-zapytałem spokojnie.
Co jak co, ale jej się tu nie spodziewałem.

Kobieta uśmiechnęła tak szeroko jak Kot z Cheshire.
To trochę przerażające.

- Nie. Wszystko jest w jak najlepszym porządku. Chciałam ci życzć powodzenia. Od tego czy ci się uda, będzie zależeć wiele rzeczy.

Zaśmiałem się w duchu histeryczne.
Ona chciała mi dodać otuchy, czy dobić?
Obstawiam, że raczej dobić.
Jak wcześniej kamień spadł mi z serca, to teraz na powrót tam zaległ.
Poczułem się strasznie ciężko, jakbym dopiero sobie uświadomił ,co niesie za sobą moja klęska. Bo niesie bardzo dużo.
- Isilu?-z zamyślenia wyrwał mnie głos Kiriala, tuż przy moim uchu.
Kompletnie zapomniałem, że go trzymam!
- Wybacz, zamyśliłem się.-odpowiedziałem szybko i umiosłem wzrok na staruszkę.- Dziękuję za wszystko.- skinąłem jej głową i przeniosłem moje granatowe oczy na blondyna, stojącego za babcią.
- Który koń jest dla niego?-zapytałem, wskazując oczami na chłopaka, opierającego się na mnie.
- Ach!-wykrzyknął i złapał za wodze jedne ze stworzeń. Szybko go przyprowadził przede mnie i pomógł mi z posadzeniem demona w czarnym siodle. Wężowooki przez cały ten zabieg warczał pod nosem, że nie jest małym dzieckiem i da sobie radę sam.
Jakoś nie chciało mi się w to wierzyć.
Wziąłem torbę i miecz czarnookiego od Adillena i przyczepiłem je do siodła za nim. Diabeł poruszył niespiesznie nogami, a stworzenie ruszyło kawałek ode mnie.

Spojrzałem jeszcze raz w miejsce gdzie stała złotooka, ale już jej nie było.
Zostaliśmy sami ze zwiadowcami.
- Talsharr?
- Tak?-mężczyzna przeniósł swe złote oczy na mnie.
- Po co tyle twoich ludzi?
Luknąłem na Leila, Mishe i nieznanego mi wysokiego, szczupłego rudzielca.
- Leil i Tiador to moi zaufani ludzie, a ten tutaj uparł się, że jedzie z nami.-wskazał z grymasem na najmłodszego chłopaka.
Dopiero teraz dostrzegłem, że cała czwórka ubrana była z piaskową zbroję z czasu naszego pierwszego spotkania.
Czyżby spodziewali się niebezpieczeństwa?

- Kapitanie, wypadałoby już ruszać.- zabrał głos bliznowaty.
- Tak. Masz rację.
Podbiegł do swojego konia i płynnie, jakby robił to od urodzenia, wszedł na jego grzbiet.
Wojownicy kitsune szybko poszli w jego ślady, a zaraz po nim moi przyjaciele trochę wolniej.
Tylko ja z Adillenem staliśmy dalej na ziemi.
Zielonowłosy szybko poszedł do klaczy, na której grzbiecie wyhaczył swoje rzeczy.
Mi pozostał ogier z moim tabołkiem na plecach.
Wszystko byłoby fajnie i cudnie, gdyby nie jeden mały szkopuł.

W czym problem?
Koń przede mną znacznie różnił się od reszty.
Stworzenie nie było białe, tak jak jego pobratymcy, tylko czarne z białymi łatami na zadzie. Biała grzywa i ogon miękko opadały falami. Jak rogi jego kolegów miały kolor kości słoniowej, tak on miał je po prostu szare.
A patrzył na mnie zasnutymi mleczną mgłą oczyma.
Nie to było do końca problemem, ale będę się na nim wyróżniać jak słoń w stadzie owiec.
Otóż chłopcy mieli chyba dziś dobry humor i dali mi ciekawy kolor siodła oraz uzdy.
A mianowicie oczojebny turkusowy!
Spojrzałem na nich z wyżutem.

Ehh...dobrze, że nie różowy.
Zdecydowanie nik mnie nie pomyli podczas tej podróży.
Oby drogiemu wujaszkowi nie chciało się wysyłać nikogo nam na przywitanie.

Nie mając nic do gadania, wdrapałem się na zwierzę i już w siodle spojrzałem na Talsharra.
- Ten koń to w ogóle cokolwiek widzi?-zapytałem z powątpiewaniem i poklepałem zwierzę po szyji.
- Nie martw się. Widzi i to bardzo dobrze.-odpowiedział szybko.
- Jak się okaże, że nie, to ty pierwszy, wylądujesz na moim celowniku.- oświadczyłem.
- Ale to prawda.-poświadczył mi nieznany głos, który wydobył się z ust
Tiadora. Mężczyzna spoglądał na mnie z ogromną pewnością w ciemnozielonych oczach.- Koń na którym siedzisz jest inny od reszty, ponieważ jest o dziwo albinosem. Albinizm wśród tych zwierząt jest rzadszy niż wśród innych swtorzeń! To niesamowite, że urodził się w naszej hodowli! On różni się również temperamentem...-podczas tego monologu wszyscy ruszyliśmy z wioski, a on żywo gestykulował rękoma.
W zielonych oczach zwiadowcy było widać wesołe błyski, gdy opowiadał mi o zwierzętach, na których mieliśmy dziś zaszczyt podróżować.
Widać bardzo się nimi fascynuje, a jego ożywienie podczas opowiadania bardzo zaraża. Wszyscy, bez wyjątku chłonęliśmy każde jego najmniejsze  słowo.
Gdyby nauczyciele w szkołach mówili z takim samym zapałem jak on na lekcjach....

- Ile czasu będzie trwała nasza podróż przez tą kupę piachu?-bąknął niezadowolony Yafal. Szarooki komninował coś dziwnego ze swoim płaszczem, pozostawiając swojemu wierzchowcowi pełną swobodę w kierowaniu.
Robił sobie czepek?
Blondwłosy kitsune zamyślił się na momencik, by po chwili spokojnie i cicho odpowiedzieć na pytanie krwiopijcy.
- Jakieś może...cztery godzinki dość sprawnej jazdy i będziemy widzieć zniszczone miasto i Dolinę Ułamanych gór.
Mimowolnie wzdrygnąłem się na słowo o byłym mieście kotołaków.
Nieprzyjemna historia.
- To stosunkowo niedługo.-pierwszy raz od dłuższej chwili usłyszałem głos Perisa. Drow znarszczył nos w zamyśleniu, ale ciemne oczy w dalszym ciągu uważnie śledziły okolicę.
To chyba nawyk każdego ze zwiadowców, bo Leil, Tiador, Misha i Talsharr robili dokładnie to samo.
Takie spaczenie zawodowe.
- Ta pustynia nie jest jakoś duża.-kontynuował.
- To prawda.-mruknął bliznowaty lis, przenosząc wzrok z krajobrazu pustyni, na elfa mroku.- Jest mała i łatwa do przemierzenia. To stanowi dla naszego plemienia niemałe udogodnienie. Nie musimy nie wiadomo ile czasu wędrować z naszymi towarami na sprzedaż.

W sumie ma rację.

- Isil?-cichy i delikatnie zaniepokojony głos chimery przedostał się do mojego umysłu.
Spojrzałem na stworzenie, które szło dziwnie spięte i węszyło obok mojego konia.
- Co się stało, Raven?
- Czuję...bardzo dziwny zapach. Jest bardzo...ostry.-jakby starając się mi to udowodnić, zmarszczył nos i prychnął.
Mój puls od razu przyspieszył. Yafal chyba to wyczuł, bo odwrócił się w moją stronę.
Dobrze wiem, że nie wolno bagatelizować ostrzeżeń Raventala.

- Talsharr!
Blondyn słysząc mój podniesiony głos, odwrócił się w moim kierunku zdezorientowany.
- Co się stało?
- Raven coś wyczuł.
Zobaczyłem, jak Kirial jadący obok mnie spina się nieznacznie, tak samo jak Misha.
- Tylko co?-dopytywał w dalszym ciągu złotooki, patrząc na mnie niezrozumiale.
Nie dziwiłem mu się. Nie było wokół nas nikogo, ani niczego. Zero jakiejkolwiek żywej formy życia, prócz nas, a wioska była już kawałek od nas. Nikt raczej nie zdecydowałby się za nami stamtąd jechać.
- Nie wie.-odpowiedziałem.
- Może być to jakieś zwierzę.- Leil wzruszył ramionami.- Pewnie ten twój stwór jest głodny!-machnął ręką.
- Ja też od jakiegoś czasu nie przyjmowałem krwi. A jakoś nie czuje jej non stop.
Czarnowłosy rzucił kitsune zirytowane spojrzenie szarych oczu.
- Powinniśmy wziąć pod uwagę instynkt chimery.-poparł mnie czrnooki, który lekko blady trzymał się wodzy.
Prócz tego, nie zauważyłem żadnych objawów, mówiących o tym, że podróż mu nie służy.

Peris gwałtownie zatrzymał swojego konia i patrzył przed siebie z szeroko otwartymi oczyma. Zobaczyłem jak z odruchu sięga za plecy po łuk.
Wszyscy podążyliśmy za wzrokiem drowa.
Na wydmie zobaczyłem czarny kształt.
Ludzki kształt.
Na górze piachu stał ktoś okryty czarną, poszarpaną peleryną i sądąc po kierunku w którym zwrócona jest jego głowa, patrzył w naszą stronę.
- Znalazłem cię!- do moich uszu doszedł przeszywający syk.
W pewnym momencie mężczyzna wyciągnął przed siebie otwartą dłoń idealnie wymierzoną w moją stronę i zniknął.
Rozpłynął się w powietrzu.

- To chyba raczej nie był miraż.-stwierdziłem i przełknąłem z trudem wielką gule w gardle. Spojrzałem po wszystkich. Wszyscy wydawali się tego nie słyszeć.
Cholera! Kim on był? I czego ode mnie chce?
- Na pewno nie.-przytaknął mi zielonowłosy ze zmartwioną miną.
- Bądźcie w gotowości.-rozkazał blondyn.- Nie wiemy, czy ten ktoś, jest w stosunku do nas przyjaźnie nastawiony.
- Z jakiej racji nam rozkazujesz?!-warknął Silver.- Nie jesteśmy twoimi ludźmi. A już na pewno, nie jesteś wyższej pozycji ode mnie, czy Isila. Sami wiemy, kiedy musimy się bronić.-stwierdził już spokojniej.

Zauważyłem, że elf nie jest dzisiaj w dobrym humorze. Ale nie rozumiem jego wybuchu. Od kiedy wyruszyliśmy z wioski odezwał się teraz po raz pierwszy. Przez całą drogę jechał spięty i nerwowo ściskał wodze, aż mu kłykcie zbielały.
Coś go dręczy. Tylko co?
Muszę to wybadać.

- A kim wy niby jesteście, hm?-prychnął rudzielec, patrząc na niego z wyższością.
No tak, oni nie wiedzą, kim jest Silver. Nie zdradził swojej pozycji nikomu.
O mnie też nikt nie wie prócz Talsharra.
Elf wyprostował się dumnie i zmrurzył drapieżnie oczy.
- Jestem drugim księciem w kolejce do tronu Terry. Jam książe Silver, syn Aranela.-przedstawił się mocnym, pewnym głosem.
Nie głosem elfa, którego znam, a głosem pszyszłego władcy.
- Żartujesz.-parsknął miedzianowłosy.
- Nie żartuje.-westchnąłem i opuściłem głowę na swoją rękę.
A dokładniej na pierścień rodowy, znajdujący się na moim serdecznym palcu. Złoty feniks delikatnie pobłyskiwał na nieznośnym słońcu.
- Jeśli mu nie wierzycie, ma pierścień królewskiego rodu.-dodałem i uniosłem na nich głowy. Wszyscy kitsune byli zaskoczeni i chyba nie wiedzieli co o tym wszystkim myśleć.
Pierwszy rezon odzyskał Leil.
- Przedstawiłeś siebie, ale wspomniałeś także o Isilu.
- Isil w tym świecie jest znany pod wieloma imoinami.-zaczął monotonnym tonem Peris, patrząc w niebo.- Isil, Wybraniec, Zbawca, syn Dewosa, bratanek Deryta, prawowity książe Umbry.
Jak wcześniej lisie demony były zaskoczone, to teraz kopara im opadła. No prócz ich przywódcy, który wszystko wiedział od samego początku.

- Dobra, koniec tego, ruszajmy dalej. Nie podoba mi się stać na tej pustyni.-zaproponował Kirial i przycisnął  kolana w boki konia, który ruszył kłusem przez górki piachu.
W myślach przyznałem mordercy rację i również ruszyłem z kopyta, a za mną reszta.

                                 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro