Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

five kisses

(nie)drogi Jasonie, 

   To było nasze jezioro. Zwykłe, małe i brudne jezioro gdzieś na obrzeżach Youngstown. Do dziś nie rozumiem, dlaczego tak bardzo je lubiliśmy. Może dlatego, że Ohio nie jest stanem z powalającą ilością zbiorników wodnych, oprócz wychwalanego Erie, do którego mieliśmy spory kawałek drogi? A może dlatego, że było prywatne i ogrodzone, a my, jako kapryśni nastolatkowie, kochaliśmy wszystko, co niedozwolone, zakazane i złe? Albo dlatego, że było tak samotne i puste, a ja kochałam wszystko, co zepsute i niekompletne. Tak się zastanawiam, czy Ty też byłeś zepsuty, niekompletny i skrzywdzony? 

   Znaleźliśmy je, zarośnięte, podczas jednej z naszych małych wypraw. Tych, kiedy pakowaliśmy plecaki i znikaliśmy na jeden, później dwa dni. Nie żałuję ani jednej z tych wycieczek, bo dzięki nim mam teraz mnóstwo zdjęć i wspaniałych wspomnień, ty też? Pamiętam, jak szliśmy polną, wiejską drogą, było wtedy bardzo gorąco. Gdzieś na uboczu, wśród przerzedzonego wycinką lasu - kawałek zepsutej, pogiętej siatki i mnóstwo krzaków. Weszliśmy tam z czystej ciekawości, z adrenaliną buzującą w żyłach.

- Jay - szepnęłam w niedowierzaniu, stojąc po drugiej stronie, kiedy ty siłowałeś się z ogrodzeniem. 

   Po chwili stanąłeś obok mnie, w gęstej trawie, przeplecionej kwiatami późnego lata, i znów splotłeś nasze palce. 

- Syd - uśmiechnąłeś się tym swoim krzywym uśmieszkiem, który zwiastował tylko i wyłącznie niebezpieczeństwo. 

   Jeszcze raz omiotłam wzrokiem zarośnięte jeziorko (bo nie było zbyt dużych rozmiarów) i małą, drewnianą chatkę obok. O zapadnięte ściany stały oparte zardzewiałe narzędzia do przekopywania ogródka. To musiała być działka jakiegoś samotnego staruszka, który być może zmarł, a to wszystko zostało zupełnie porzucone. Wiedziałam to. Na pewno. 

- Chodź - ruszyłeś w tamtą stronę, wycierając spocone czoło materiałem znoszonej koszulki. 

- Ej, a jak ktoś tam jeszcze jest? - zapytałam, choć tak naprawdę sama w to nie wierzyłam. Nie wiem, dlaczego wtedy tak bardzo się bałam. 

   Spojrzałeś na mnie swoimi niebieskimi oczami małego szczeniaczka, czekoladowe włosy opadły ci na czoło, a potem, jakby tego jeszcze brakowało, przygryzłeś dolną wargę, ukazując prawie niewidoczną przerwę między przednimi zębami. Ugh, byłeś cholernym, małym słodziakiem. 

   Mimo strasznego upału, nie wykąpaliśmy się tam, a ty nie namawiałeś. Zamoczyliśmy stopy w zimnej wodzie i obmyliśmy zmęczone twarze. Potem zajrzeliśmy tylko przez brudne okno do małego domku, ale okazało się zabite od środka tekturą. Wyciągnąłeś czarny marker, który zawsze mieliśmy przy sobie, by zostawiać ślady w najciekawszych, odkrytych miejscach. Napisałeś:

„Jay i Syd tu byli"

Tęskniąca Sydney

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro