Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#8

Wrócili do domu i zaparkowali auto. Na dworze było już ciemno, słońce zdążyło schować się za horyzontem jeszcze zanim dojechali. Natalia gdy tylko otworzyła drzwi udała się do kuchni, za to Ivan pobiegł na piętro i w zawrotnym tempie zamknął się w pokoju. Jednym rucham sięgnął po rękopis pisanego przez siebie romansu, aby bez zastanowienia otworzyć go na losowej stronie. Gorączkowo kawałek po kawałki przejrzał jego treść, i przeczytał kilka fragmentów.

- Nie ma bata, tu jest mowa o miłości romantycznej! Główny bohater pożądał kobiety nie dla zawiązania z nią przyjaźni, a utworzenia relacji typowo damsko-męskiej! - Ivan czytał tak szybko jak potrafił, przewracał stronę za stroną. Im dłużej czytał tym atmosfera opisywania w powieści stawała się coraz bardziej romantyczna. Więc dlaczego? Umiał kochać, każdy potrafi. Czemu nie mógł się zakochać w Tatianie, skoro wiedział jak wygląda to uczucie? Dlaczego mimo tego nic nie czuł?

- Przecież jest tak piękna, urocza i kochana, w dodatku ma poczucie humoru i wspaniały charakter. Dlaczego, do cholery, nie chcesz jej posiąść?! Ona ma wszystko czego chciałeś od kobiety! Więc co ci nie pasuje?! - pytał siebie rozrzucając po pokoju kolejne, zapisane drobnym druczkiem kartki. Poszukiwał w nich jakiegoś znaku, czegokolwiek, co mogłaby mu pomóc. Niestety bez rezultatu.

Przerzucił przez ramię ostatnią kartkę, która po kilku sekundach spowolnionego lotu wylądowała na drewnianej podłodze. Nic tam nie było, ani jeden fragment nie umiał mu wskazać co robił nie tak...
Zrezygnowany rzucił się na łóżko i zakrył głowę poduszką. Ręce mu się trzęsły,  ogarniał go coraz większy chłód, jakby potęgowany narastającą rozpaczą.
Umiał pisać o miłości do kobiety, więc czemu nie kochał? Czemu treści jakie zawarł w utworze nie mogły się przenieść na rzeczywistość? Co było z nim nie tak, skoro Tatiana była wprost spełnieniem jego marzeń i najskrytszych pragnień, wręcz podchodząc pod ideał? Czemu nawet mimo tego nie czuł do niej porządania, nie pragnął zbliżenia, ani żadnego intymnego kontaktu fizycznego?

- Czy ja kiedykolwiek się zakochałem...? - wyszeptał w końcu, i wlepiał wzrok w sufit. Odbijało się od niego trochę księżycowego światła dochodzącego zza okna, które nieśmiało wypadało do pokoju i rozświetlało cztery ściany łagodnym, srebrnym światłem.

Ivan podniósł się i spojrzał na krajobraz rozciągający się za oknem. Na porośniętą trawą nizinę padał księżycowy blask, który dodawał jej uroku i aury tajemniczości. Nieliczne, pojedyncze kwiaty wyrastały z ziemi niewielkimi kępkami, i rosły coraz wyżej dzień za dniem, jakby dążąc do spotkania z widocznymi na ciemnym niebie, białymi obłoczkami. Na opis krajobrazu zza okna wystarczyło by jedno słowo - piękny. Ivan uśmiechał się blado i oparł łokciami o parapet jednoczenie wlepiając wzrok w nizinę. Mimo swojego (w jego ocenie) podłego wyglądu zewnętrznego miłował piękno pod każdą postacią, czy to otoczenia, obrazu, lub człowieka. Uwielbiał wszystko co piękne i niezwykłe, niekiedy nietuzinkowe. Dla większości słowiańskich krewnych wzorem piękna była blondynka z niebieskimi oczami, tymczasem on uwielbiał ciemne barwy. Nie wyobrażał sobie zakochać się w kimś podobnym do niego, wprost miłował urodę rodem ze wschodniej Azji. Nie uznawał ideałów rodziny, czuł się inny, odrębny. W dzieciństwie był to dla niego powód do smutku, teraz już nie koniecznie...

- Luna, czy słyszysz mój płacz? Czy widzisz rozpacz, która mnie wypełnia? - zapytał patrząc na błyszczący księżyc, który świecił tego dnia w pełnej klasie. On również był piękny. Mimo że od tysięcy lat niezmienny, kochało go miliony osób, a jeszcze więcej widziało w nim inspirację. Ivana też inspirował. Dawał mu powód do życia, gdy jeszcze będąc alkoholikiem budził się rano, wstawał, i chwiejnym krokiem szedł do okna. Rozcierał powieki sinymi od chłodu dłońmi, przełykał ślinę aby pozbyć się nieznośnego burczenia w brzuchu i wyglądał na błękitne niebie. Nie było go tam. To dawało mu motywację aby przeczekać do wieczora, i zobaczyć go gdy tylko wzejdzie. Czasami właśnie to go ratowało.

Zrezygnowany usiadł na łóżku i zaczął nasłuchiwać. W domu panowała kompletna cisza, nie słyszał nawet codziennej krzątaniny Natalii. Nie mógł dłużej myśleć o Tatianie i wszystkim co z nią związane. Kiedyś uważał, że wszystkim jego nieszczęściom byli winni inni, jednak teraz zaczął zdawać sobie sprawę, że całe życie żył w kłamstwie, tak naprawdę na własne życzenie...

Na początku obwiniał rodziców za swój paskudny charakter, albowiem w dzieciństwie poświęcali uwagę siostrom odstawiając go na bok, wobec czego cierpiał samotność co się na nim odbiło. Nie przyszło mu wtedy do głowy, że mógł łatwo zyskać ich uwagę gdyby sam do nich przyszedł, lub chociaż wykazał inicjatywę  do jakiś dodatkowych aktywności, może nawet tych samych co siostry. W jego mniemaniu to rodzice powinni zabiegać o jego względy, co prawdopodobnie dla nich nie było tak oczywiste.

Będąc już w Polsce uważał, że dzieci z osiedla i szkoły uwzięły się na nim, i że wszyscy robią mu na złość przez jego pochodzenie. Nie zauważył przy tym, że zachowywał się jak zadufany w sobie dzieciak z bogatego domu, który na wszystkich patrzył z góry, na co chyba nikt nie pozostałby obojętny. Jego wysokie mniemanie podłapały dzieciaki, które chcąc obniżyć jego pewność siebie zaczęły go dręczyć. Cóż, fakt faktem, udało im się to aż za bardzo...
Chcąc wyjaśnić swój brak umiejętności w kontaktach z osobami w jego wieku wymyślił, że Natalia i Olena miały zdolności do szybkiej asymilacji, czego on nie potrafił. Może miało to w sobie ziarnko prawdy, jednak na pewno nie tyle ile myślał że ma. Siostry były po prostu bardziej otwarte na kontakty, a on wręcz przeciwnie, dlatego właśnie nie umiał znaleźć sobie kolegów.

Będąc nastolatkiem uważał, że ciocia Wanda była zamknięta na niego i siostry, że mając własne dzieci nie zamierzała otworzyć się na inne chcąc dać ciepło Feliksowi, Jakubowi i Radmile. To również nie było prawdą, o czym zdał sobie sprawę o wiele za późno, tak jak z resztą w każdym przypadku. Ciotka pokochała obie dziewczynki jak własne, starała się nawet o uznanie ich za jej prawnie dzieci, co niestety się nie udało. Nie zmieniło to jednak faktu, że oddałaby wszystko, byle przybranym córkom żyło się komfortowo.
Ivan obwiniał Wandę o chłód względem niego, ale dopiero teraz zrozumiał, że każdy na jej miejscu zachował by się w ten sposób, jeśli w ogóle wytrzymał by w jego towarzystwie. Ciotka robiła wszystko aby przynajmniej tolerować syna zmarłej siostry, gdyż z powodu jego zachowania nie było ją stać na nic więcej.

Gdy już wrócili do Rosji i pozostali pod opieką dopiero co dorosłej Oleny Ivan dziwił się, dlaczego siostra cały czas była taka płaczliwa i nerwowa, non stop coś się działo. Prawie codziennie widział jak płakała i przeklinała przez zaciśnięte zęby, jednak nie rozumiał dlaczego. Szkoda że nie zauważał wtedy jak słaba psychicznie była Olena, jak wiele musiała znieść przez lata w Polsce będąc dla niego i Natalii niemal jak matka. Nie zdawał sobie sprawy ile musiała z siebie dać aby ich utrzymać, i że jeszcze więcej kosztowało ją znoszenie humorków młodszego brata i jego bezczelnych zachowań. Od początku miał ją za słabego mazgaja, który nie umiał drźwigać na barkach trudów życia. Ah, myśląc w ten sposób jakże wielkim był idiotą i hipokrytą... Siostra uciekła od nich nie mogąc psychicznie wytrzymać z młodszym bratem i jego karygodnym zachowaniem, znalazła sobie pracę i chłopaka, tymczasem on jeszcze pół roku temu co noc pił na umór i płakał czołgając się po podłodze, albowiem od ilości spożytego alkoholu nie umiał utrzymać się na nogach. Codziennie powtarzał sobie, że się opanuje, że to ostatni dzień, jednak zawsze okazywało się to kłamstwem. Jak bardzo by nie chciał pił dopóki nie piekło go w gardle, a następnego ranka budził się zmarznięty, leżąc samotnie na lodowatej podłodze. Ah, jakże śmiał choćby pomyśleć o słabości i upadku Oleny, kiedy sam nieomal sięgnął samego dna, od czego uchroniła go jedynie młodsza siostra i jej wieloletnia troska? Zastanawiał się nad tym, a każdy raz gdy zaczynał o tym myśleć wywoływał u niego niewyobrażalne zażenowanie. Jakby nie patrzeć nie bez powodu.

Dopiero teraz zaczynał rozumieć, że tak naprawdę to on zawsze był problemem. To przez jego mylne mniemanie i błędne interpretowanie niektórych rzeczy ludzie nie chcieli przy nim przebywać, i woleli się trzymać z daleka. To on był tym złym w jego historii, a ludzie reagowali tak, jak on by zareagował. To on się mylił, mimo że przez lata wypierał od siebie tę wizję, to on czynił źle, a nie wszyscy wokół niego... Potrafił ocenić kogoś w ogóle nie patrząc na siebie... Hipokryta, niewyobrażalny hipokryta... Nareszcie to zrozumiał, szkoda że tak późno...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro