#44
Oczy bolały go od pracy przy komputerze, pięć godzin pod rząd najwyraźniej było dla niego zbyt dużym wyzwaniem. Porozrzucane po biurku kartki sprawiały wrażenie stosu zewsząd zawalającego pole widzenia, a monitor istnie raził w zamykające się oczy chłopaka.
Kawa? Energetyk? A może krótka drzemka? Nie, to ostatnie na pewno nie wchodziło w grę, gdyby ktoś go tak zobaczył...
Wstał z fotela i wyjrzał przez okno. Na drodze u podnóża wieżowca stał sznur samochodów, całkiem dorodny korek, który nie miał zamiaru się ruszyć. Co i raz któryś kierowca trąbił na drugiego, ale do uszu Ivana docierały tylko ostatki tego, co można było usłyszeć na dole.
Auta, tak, auta... Widok zza okna przypomniał mu o wydarzeniach sprzed lat, których nie umiał raz na zawsze zamknąć i o wszystkim zapomnieć. Nadal słyszał pełne nienawiści słowa ciotki, które rozbrzmiewały po pokoju gdy sięgał po kolejne butelki mocnego trunku. Im dłużej o tym myślał tym bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że rodzice faktycznie popełnili samobójstwo chcąc uciec od problemu, jakim był on sam. Musieli być naprawdę zdesperowani...
Jednak pozostawała jedna niejasność, której on nie mógł zrozumieć. Jakie znaczenie miał koszmar, który tak często go dręczył? Po co ciągle o sobie przypominał? Przecież nie miał w sobie żadnego przenośnego znaczenia, sam zdążył przemyśleć te kwestie z każdej możliwej strony. Znaczenia dosłownego również nie posiadał, w końcu coś takiego nie mogło mieć odzwierciedlenia w rzeczywistości... Więc o co z nim chodziło?
-Ivan? - usłyszał głos, który wyrwał go z natłoku myśli. Nawet nie zauważył, gdy znajoma osoba otworzyła drzwi od jego gabinetu i bezszelestnie weszła do środka.
-N-Nie przeszkadzam?
-Ah, Tatiana. - odwrócił się w jej stronę i uśmiechnął lekko. -Nie, ja tylko... oczy mnie rozbolały, i chciałem trochę odpocząć. - odparł zgodnie z prawdą.
Dziewczyna zerknęła na porozrzucane kartki a następnie spojrzała na chłopaka pytająco.
-Zrobiłeś to wszystko? - zapytała zdziwiona.
-Yhym. - Ivan zląkł się. Czyżby pracował za mało? Był niezbyt wydajny? Nie, nie może stracić tej pracy, tylko nie to! Jeśli Yao się dowie że nie wyrabia normy będzie wściekły, wywali go! - T-To za mało? - dodał postanawiając grać głupiego.
-Hm? Czy ty jesteś jakimś cyborgiem? Ja w ciągu trzech dni nie potrafię tyle zrobić, podziwiam cię. - zachichotała i uśmiechnęł się. - A tak w ogóle, miałeś już przerwę na lunch?
- I co mam jej odpowiedzieć? - pomyślał spanikowany. Jeśli odpowie że tak, okłamie ją. Wtedy pewnie odezwą się głosy, i przez ich dręczenie nie dokończy pracy. Z drugiej strony na pewno nie pytała bez powodu, musiała mieć w tym jakiś interes...
-N-Nie... - odparł po krótkim namyśle. Niech się dzieje wola nieba...
-Ah, to wspaniale! - Tatiana rozpromieniła się i wybiegła z pokoju, aby po chwili wrócić do biura blondyna z pudełkiem śniadaniowym. -Więc zjedzmy razem! Chyba, że nie chcesz... - powiedziała radośnie, jednak gdy zobaczyła niezręczny wyraz twarzy chłopaka wycofała się.
Wizja spędzenia nawet kilkunastu minut w towarzystwie uroczej brunetki wydawała się niezwykle kusząca, jednak na przeszkodzie stawał jeden, dość poważny problem. Owszem, miał co jeść, jednak zaspokajanie głodu już od jakiegoś czasu sprawiało mu dość spore nieprzyjemności. Jeszcze gdyby był zupełnie sam, mógłby spróbować wymusić w siebie chociażby kawałek lunchu, ale w towarzystwie...
-Cóż, rozgłość się. - odparł nie umiejąc jej odmówić. Wyglądała naprawdę ślicznie gdy się uśmiechała, nie chciał jej robić przykrości.
Dziewczyna usiadła na drugim krześle stojącym obok biurka. Była tak blisko, ahh! Tak piękna i urocza, w dodatku dosłownie na wyciągnięcie ręki. Gdyby chciał mógłby dotknąć jej włosów, na pewno nie miała by nic przeciwko. Już w tamtym momencie wyczuł woń mocnych, kobiecych perfum. Natalia nie kupowała nic tak silnego...
-Ivan. - z potoku myśli wyrwał go cichy głos siedzącej obok dziewczyny. Jej ciemne, lekko skośne oczy patrzyły na niego niepewnie, przez chwilę wydawało mu się, jakby nie siedziała tuż obok, a gdzieś niezwykle daleko. Wydała mu się taka odległa i nierealna, jakby była jedynie iluzją.
-Ivan, ja... - powiedziała cicho i odwróciła wzrok. Ewidentnie chciała coś powiedzieć, ale nie była w stanie. Krępowała się, a może czegoś obawiała? Sam nie wiedział.
-Czy ty... lubisz mnie? - zapytała w końcu.
To pytanie mocno go skrępowało. Tak, lubił ją, ale prawdopodobnie czuł do niej nawet coś więcej, niż tylko przyjaźń. Problem w tym, że raczej było za wcześnie, aby komukolwiek to wyznać... Zwłaszcza swojemu obiektowi westchnień.
-Oczywiście, jesteś naprawdę miła i interesująca. Czemu miałbym cię nie lubić? - odparł bez zastanowienia.
-A-Ale, nie tak... Mocniej... - dodała cicho a na jej policzkach pojawiły się wyraźne rumieńce. -Wiesz co mam na myśli...
-Nie, nie mam. - pomyślał i przewrócił oczami. Jeśli chciała coś wiedzieć mogła zapytać wprost, a nie bawić się w podchody. Nienawidził takich akcji, tylko komplikowały proste sprawy.
Nagle dziewczyna wstała i zacisnęła pięści. Mocno przegryzła dolną wargę i podeszła do chłopaka. Jej brązowe, niemal czarne włosy zafalowały lekko pod wpływem gwałtownego ruchu jaki wykonała.
Gdyby stanął przed nim ktoś inny prawdopodobnie by się przestraszył, ale Tatiana była tak dobrą i delikatną osobą, że nawet nie przeszło by mu przez myśl, że mogłaby wyrządzić mu jakąkolwiek krzywdę. Miał pustkę w głowie, nawet nie domyślał się tego, co miało zaraz nastąpić.
Brunetka pochyliła się i złapała chłopaka za blade, zapadnięte policzki. Poczuł na skórze jej delikatne, gładkie dłonie, tak piękne i drobne, niemal jak u dziecka.
Ich spojrzenia spotkały się. Jej głębokie, brunatne oczy błysnęły w słabym świetle przesłonionego białymi chmurami słońca. Na jej dolnej wardze pojawiła się szkarłatna plama krwi, którą sama stworzyła mocno zagryzając usta.
Patrzyli sobie prosto w oczy. On w jej ciemne, kocie ślepia, ona w jego wyblakłe, o kolorze lawendy. Ich oddechy zjednały się, być może nawet serca zaczęły bić jednym rytmem.
-Ivan, kocham cię. - usłyszał niewyraźny szept, a chwilę później poczuł w ustach smak świeżej krwi. Dziewczyna wpiła się w niego i pocałowała namiętnie, aż przez chwilę sam nie zdawał sobie sprawy do czego właśnie doszło.
Nie umiał nic na to odpowiedzieć, siedział w zupełnym bezruchu. Serce niebezpiecznie przyspieszyło, krew w jego żyłach zdawała się wrzeć. Poczuł gorącą ciecz na brodzie, paliła niczym piekielny ogień, jednak ból ten sprawił mu przyjemność. Nagle zniknął cały chłód który ogarniał go na codzień, a został zastąpiony przez namiętny żar. Kompletnie nie znał się na całowaniu, jednak wolał nie pozostawać bierny. Oddał pocałunek i pogładził dziewczynę po policzku. Ona też była rozgrzana, istnie płonęła! Jej jeszcze chwilę temu delikatną skórę zdawał się trawić żywy ogień, nigdy wcześniej nie czuł nic tak przyjemnie ciepłego.
Oderwali się od siebie, a kropla krwi uderzyła o garnitur Ivana.
Oboje dyszeli, stracili poczucie czasu jak długo pozostawali przyklejeni do siebie nawzajem. Na policzkach Tatiany pojawiły się rumieńce, których chłopak nigdy wcześniej nie widział aż tak mocnych.
Wyglądała po prostu prześlicznie, aż nie sposób opisać. Jakim cudem zwróciła na niego uwagę? Tak piękna kobieta zasługiwała na o wiele więcej, niż był jej w stanie zaoferować...
-Ivan, ja... - zaczęła, jednak przerwała i odwróciła wzrok. -W-Wybacz za te plamę na koszuli, wypiorę ją... - dodała po chwili i szybkim krokiem wyszła z gabinetu zamykając za sobą drzwi.
Blondyn jeszcze przez dłuższą chwilę siedział w zupełnym bezruchu. To, co się przed chwilą wydarzyło pozostawało dla niego jedną wielką niewiadomą. Zagadką, która zupełnie zawładnęła jego rozumem i podświadomością. Dwadzieścia dwa lata, dokładnie tyle miał w tym momencie. Przez całe życie nigdy wcześniej nie nawiązał romantycznej relacji z jakąkolwiek dziewczyną, nigdy się nie całował. Przeszłość Ivana dzieliła się na cztery etapy: dzieciństwo, okres mieszkania w Polsce, powrót do domu i wegetacja, i to, co zaczęło się tak niedawno, czyli powolny powrót do życia. Niełatwy, musiał przyznać, niektóre sprawy sprawiały mu ogromne problemy, większości nadal nie umiał pokonać, ale grunt, że się starał...
Pzez całe przeszłe życie nigdy nie spotykał się z żadną dziewczyną. Mogły mu się podobać, ale nawet nie próbował zagadywać, był w końcu sadystyczny, okrutny i odrażający, nikt by go nie chciał. Stał zawsze na uboczu, z dala od ludzi. Wszyscy wokół nawiązywali przyjaźnie, zakochiwali się i przechodzili przez pierwsze romanse. Tymczasem on patrzył na to wszystko z boku. Ileż razy widział maślane oczy Radmiły, gdy przez korytarz szkolny przechodził obiekt jej westchnień? Ileż razy Jakub zbierał drobne, aby kupić pięknej Lili coś słodkiego, by w końcu go zauważyła? Jak często obserwował wściekłą twarz Natalii, gdy na celownik wziął ją sobie kolejny niechciany adorator...
Mógł robić wszystko, życie zależało od niego, ale po co robić z siebie idiotę, skoro na pierszy rzut oka widać, że każda z dziewcząt to "nie jego liga"?
Zastanawiał się jak wiele stracił, jak dużo w życiu go ominęło. Po prawdzie nadal był młody, ale późnego dzieciństwa i lat nastoletnich nic mu nie zwróci...
Ponownie pomyślał o pocałunku Tatiany. Spojrzał na plamę na koszuli, siedział jak kołek na tyle długo, że krew zdążyła wsiąknąć w tkaninę na dobre, prawdopodobnie uniemożliwiając jej dopranie.
Normalnie by się tym zmartwił, ale nie teraz. Ta krew była dowodem, że cała ta akcja mu się nie przyśniła, nie wymyślił jej. Naprawdę przeżył swój pierwszy pocałunek, i to z kobietą jego marzeń, nie mogło być lepiej. Teraz musiał tylko zadbać, aby nigdy więcej nie stracić okazji, do czegoś (względnie) nieosiągalnego...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro