#34
-Ivan, Ivan! - kilkukrotnie usłyszał swoje imię, co skłoniło go do powolnego otworzenia oczu. Jasno, stanowczo zbyt jasno. I w dodatku wcześnie. Czemu musiał już wstawać? Ah tak, praca...
Gdy tylko zdołał trochę oprzytomnieć ziwenął przeciągle i rozchylił powieki. Tuż nad nim pochylała się Natalia, której wyraz twarzy był tak obojętny, jakby nic na świecie już ją nie obchodziło. Zwykle z rana była raczej bardziej radosna aniżeli smutna, więc co się stało?
Ah, no tak, musiała zauważyć co robił wczoraj w nocy. A mógł posprzątać i nie robić jej więcej powodów do zmartwień... Znowu nie przemyślał sprawy...
-Wstawaj, bo się spóźnimy. - powiedziała chłodno i odeszła w stronę kuchni. Biedna, biedna dziewczyna, po raz kolejny jej nadzieja na lepsze jutro uleciała, niczym motyl z kwiatu róży. Wydawało jej się, że będzie już tylko lepiej. Niestety ponownie się pomyliła.
Ivan wstał z kanapy i zmrużył oczy. Było dla niego zdecydowanie za wcześnie, w dodatku cholernie bolała go głowa. Mógł wczoraj tyle nie pić, a wyszło jak zwykle... Podobno człowiek uczy się na błędach, ciekawe kiedy on zacznie...
Chwiejnym krokiem wszedł na piętro i udał się do pokoju. Tak jak się spodziewał, Natalia zdążyła wszystko posprzątać, pozostała jedynie woń alkoholu, która nie umiała od tak sobie ulecieć i zniknąć bez śladu. Nie, żeby nie zdążył się już do niej przyzwyczaić...
Po szybkiej porannej toalecie założył garnitur i zszedł na dół. Wolał odczekać aż siostra zje śniadanie, ale zdawał sobie sprawę, że tak czy siak będzie próbowała coś w niego wmusić, i nie ma sensu z tym walczyć. I tak stał na straconej pozycji.
Udał się więc na parter z zamiarem wypicia kawy, wyglądał bowiem jak zombie, być może nawet gorzej, o ile to w ogóle możliwe. W odróżnieniu od niego trup jest tylko blady, on za to mógł się jeszcze poszczycić dużymi sińcami pod oczami, które już na pierwszy rzut oka wzbudzały strach i niepewność co do stanu zdrowia chłopaka. Ale kto by się nim interesował...
Wszedł do kuchni i nie patrząc na siostrę nalał do kubka zrobionej przez Natalię kawy. Nawet jej nie słodził ani nie czekał aż wystygnie, bez zastanowienia wypił kilka łyków.
Gorzka, wręcz okropnie, ale przynajmniej nie była bardzo gorąca, dzięki czemu nie poparzył gardła ani przełyku.
Gdy skończył odstawił kubek do zlewu, i gdy już chciał opuścić kuchnie, Natalia niespodziewanie się odezwała.
-Zrobiłam śniadanie. - powiedziała stanowczo, ale nie odwróciła się w jego stronę.
Przystanął gwałtownie, a po karku przeszedł mu lodowaty dreszcz. Nie, jeśli coś zje, może się to skończyć tak jak wczoraj... a tego by bardzo nie chciał.
-Ja... zjem w pracy. - odparł z udawanym spokojem, a następnie powoli podszedł do stołu z zamiarem chwycenia serwetki, jednak dziewczyna odepchnęła jego dłoń i zmierzyła brata wzrokiem.
-Mówisz, że zjesz w pracy? - zapytała podejrzliwie i spojrzała mu głęboko w oczy, zaglądając aż do najgłębszych zakamarków duszy chłopaka.
-T-Tak, w pracy. Teraz nie mam ochoty. - powiedział niepewnie i odwrócił wzrok nie mogąc dłużej znieść jej spojrzenia.
-Tak jak kanapki, które wziąłeś wczoraj? - to powiedziawszy wyjęła spod stołu zawiniątko, które najwyraźniej cały ten czas trzymała na kalanach. Oczywiście była nim serwetka razem z zawartością, którą dnia poprzedniego Ivan zabrał do pracy, a o której kompletnie zapomniał. Nie, żeby zamierzał ją zjeść, ale pozbyć się dowodów, jakoby jej nie skonsumował...
Stał jak słup soli nie mogąc zdobyć się na odpowiedź. Przyłapała go, przyłapała na kłamstwie. Kłamał, od dawna wszystkich okłamywał, ale czemu teraz czuł się aż tak winny? Bo wszystko wyszło na jaw? Bo kłamał swojej siostrze w żywe oczy? Sam nie wiedział dlaczego dręczyły go aż tak silne wyrzuty sumienia...
Natalia mocno się zdenerwowała. Widać było, iż hamowała emocje już od wielu lat, a to był moment, w którym one wreszcie musiały ją opuścić. Nie dała by rady wytrzymać dłużej, ta chwila musiała w końcu nadejść.
Dziewczyna wstała od stołu i zmroziła brata przerażającym, pełnym wściekłości spojrzeniem. Wzięła głęboki oddech. Już wiedział, że tym razem nie będzie się powstrzymywała.
-Nie jestem twoją matką, ale wiem lepiej od ciebie, że jeśli nie będziesz nic jadł, to umrzesz! Umrzesz, rozumiesz?! A ja nie mam zamiaru odpowiadać za twoją śmierć i świecić oczami na pogrzebie! Wiesz ile pracy włożyłam w to, aby utrzymać cię przy życiu?! Całe mnóstwo! Nie wyobrażasz sobie jak wiele poświęciłam, a ty chcesz się od tak zagłodzić?! - wykrzyczała z dziką, nienaturalną dla niej zawziętością, a następnie trochę się uspokoiła i usiadła na krześle. Wyglądała jak... ciocia... po tym, jak Feliks wykrzyczał jej, że boi się mieszkać w własnym domu. W tej chwili od Natalii biła ta sama bezsilność i smutek. Była bezradna, choćby stawała na głowie nie była w stanie wpływać na brata. A poświęciła dla niego całą siebie...
-Jesteś moim bratem. Olena odeszła od nas, bo psychicznie nie wytrzymywała. Dopiero od niedawna zaczęłam ją rozumieć... Wszyscy się starali... dla ciebie... Ale ty zawsze musiałeś robić nam na przekór. Nawet Feliks chciał dla ciebie dobrze, jednak ty dobitnie musiałeś pokazać, że jesteś inny, że nie ma dla ciebie miejsca w naszym gronie... A w dodatku nic nie jesz, a chlejesz za dziesięciu chłopa... - dodała cicho i walnęła pięścią w stół. Czemu była aż tak bezsilna? I to dając z siebie wszystko, i poświęcając mu cały swój wolny czas.
Alkohol z nią wygrał. Poddała się.
Chłopaka aż zabolało serce. Myślał, że zdążył oduczyć się odczuwania emocji, jednak najwyraźniej ponownie się pomylił. Oni wszyscy... starali się dla niego? Ale jak, kiedy?
Ciocia faktycznie miała jakieś próby nawiązania kontaktu, ale on nie umiał się przełamać i normalnie z nią rozmawiać.
Feliks? Owszem, kuzyn często bronił go przed prześladowaniem z strony dzieciaków z osiedla, zwłaszcza gdy byli dziećmi, ale przecież robił to "bo tak wypada" i żeby wydać się w oczach rodziców kimś w rodzaju bohatera...
Radmiła? Doskonale dogadywała się z Oleną i Natalią. Rzadko kiedy spędzali razem czas, ale jeśli już do tego dochodziło, grali w gry planszowe. Musiała być wtedy wybitnie znudzona, skoro przychodziła do niego...
Jakub? Praktycznie do nikogo się nie odzywał, oczywiście z wyjątkiem swojego rodzeństwa i Natalii, jednakże zdarzało im się grywać razem w piłkę.
Patrzył teraz na siostrę a oczy zaszły mu łzami. Czyli ci wszyscy, których miał za skrytych wrogów... starali się dla niego? Robili wszystko dla jego dobra, a on... odrzucał ich?
Teraz zaczął wszystko rozumieć. To nie oni byli winni. Jedynym winowajcą niechęci do swojej osoby, był on sam.
Ponownie zaczął żałować że jeszcze nie umarł. Tylko sprawiał wszystkim problemy, i to dosłownie. Kiedyś rodzicom, potem wujostwu i kuzynom, teraz Natalii i Yao...
Położył dłoń na ramieniu dziewczyny a następnie pochylił się i ucałował blondynkę w policzek swoimi bladymi wargami. Wyczuwał jak targał nią stłumiony szloch, którego nie była w stanie opanować. Nie mógł jej pomóc, tak samo, jak ona nie mogła pomóc mu.
-Idę rozgrzać samochód. - powiedział cicho i na prędce opuścił kuchnie. Wolał już jej nie przeszkadzać, i tak musiała mieć go serdecznie dosyć.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro