Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#31

Drogę przebyli w dziwnej ciszy. Z kilometra na kilometr, zarówno Natalię, jak i Ivana, coraz bardziej napełniał strach.
Natalia obawiała się o brata, nie chciała patrzeć jak cierpi i się męczy. Doskonale zdawała sobie sprawę jak może na niego wpłynąć wyjście do ludzi, i to na tak długi czas, bo, bagatela, osiem godzin.

Ivan żałował, że nie skończył z sobą poprzedniej nocy. Wystarczyło połknąć pare tabletek i popić czystą. Coś go jednak powstrzymywało, i dlatego nigdy nie posunął się dalej.
Bardzo, ale to bardzo nie chciał odejść bez pożegnania. Wiedział jak mało znaczył dla wszystkich otaczających go ludzi, jednak nie mógł od tak zostawić siostry w kropce, a Yao czekającego na niego w swojej firmie...

Z utęsknieniem patrzył na zmieniający się krajobraz. Im dalej wyjeźdżał z ich spokojnego ustronia, tym więcej rzeczy go niepokoiło. Na poboczu drogi stały drzewa, które w jego oczach przybierały postać przerażających stworzeń nie z tego świata. Niby wiedział, że to tylko jego przewidzenia, jednak nie zmieniało to faktu, że z chwili na chwilę był coraz bardziej zlękniony. Jak bardzo by się nie starał chęć powrotu do domu już wtedy mocno dawała o sobie znać.
Chciałby zachowywać się jak normalny człowiek.
Chciałby mieć przyjaciół.
Chciałby pracować jak wszyscy inni.
Chciałby znaleźć miłość.
Chciałby przestać być ciężarem dla wszystkich otaczających go ludzi.
Niestety nie zawsze chcieć znaczy móc...

Gdy wjechali do miasta serce chłopaka zaczęło gwałtownie bić. Dłonie drżały, a obraz zaczął się zamazywać. Po chwili nie mógł złapać oddechu, zdawało mu się również, że gdzieś z oddali swojego umysłu usłyszał jeden z głosów...
Nie, nie mogła się powtórzyć akcja z sklepu, za żadne skarby nie chciał do tego dopuścić. Czemu nigdy nic nie może pójść po jego myśli? Kiedy już obiecał Natalii, że będzie ich utrzymywał, Yao, że tego dnia pojawi się w jego firmie, i samemu sobie, że da radę...
Wziął głęboki wdech. I drugi. Serce nadal waliło jak oszalałe, i za nic nie chciało się opanować. Gdzieś z oddali ponownie usłyszał głos, który wypowiedział jakąś niezrozumiałą frazę.

-Uspokój się, dasz radę. Nie możesz zawieść Yao, dał ci szanse, więc ją wykorzystaj. On wierzy w ciebie. On wierzy, że sobie poradzisz, i nie możesz mu pokazać, że się mylił. Przynajmniej nie teraz. -powtarzał w myślach i pomyślał o chłopaku. On, który zdawał się być jedynie elementem jego przeszłości, pojawił się  teraz, i mógł mu pomóc w budowaniu trochę lepszej przyszłości. Nie, zdecydowanie nie mógł się teraz poddać.

Dojechali pod firmę chińczyka a Natalia posłała Ivanowi przepraszające spojrzenie. Chciała tego uniknąć, ale nie dała rady. Ah, gdyby jednak przekonała brata do leczenia... czy coś by to zmieniło? Czy dał by sobie pomóc? Czy byli by tu teraz?
Niestety ciąg zdarzeń był nieubłagany, i w tej chwili musiała wybierać pomiędzy cierpieniem brata, a fizycznym wykończeniu samej siebie.
Ivan jednak sam podjął decyzję nie dając jej dojść do głosu. Czy ją to ucieszyło? Teoretycznie nie, jednak w głębi serca skakała z radości. Wyzja pozostania na uczelni i nie martwienia się o poczynania blondyna była cudowna, jednak nie chciała tego okazywać. Doskonale zdawała sobie sprawę jak może to na niego wpłynąć, więc musiała non stop pozostawać w pogotowiu. Mimo wszystko lepsze to, niż praca połączona z studiowaniem...

-Braciszku. -zaczęła w momencie gdy zaparkowała. -Jeśli coś się wydarzy, od razu do mnie zadzwoń. Przyjadę jak najszybciej będę mogła. Nie chce, aby z mojej winy coś ci się stało. Nie przemęczaj się, ale też daj z siebie wszystko, aby Yao był zadowolony. To dobry chłopak, którego bardzo szanuję. Jeśli nie będziesz mógł pomóc, po prostu nie przysparzaj kłopotów. Jeżeli nie będziesz w stanie wytrzymać uszanuję ten fakt, i to ja pójdę do pracy żeby zarobić na nas dwoje. -powiedziała i lekko się uśmiechnęła, a następnie ucałowała brata w policzek.

Blondyn nie spodziewał się takich słów ani gestu. Czyli Natalia nie mogła go nienawidzić, skoro się na nie zdobyła. Z jednej strony dała mu do zrozumienia, że jeśli nie będzie w stanie może zrezygnować z pracy, ale... nie, nie chciał być jeszcze większym ciężarem, teraz musiał się postarać, aby nie zawieść i jej. Po tylu latach powinien się wziąć do roboty, i skończyć z sobą dopiero po spłacie należnego siostrze długu.

-Dziękuję, będę pamiętał. -odparł krótko i zdobył się na lekki, pokrzepiający uśmiech, a następnie wyszedł z auta i wszedł do dużego, oszklonego budynku.

W środku zastał masę ludzi. Wszyscy stali blisko siebie, a w powietrzu czuć było nerwową atmosferę. Mimo pootwieranych w holu okien w pomieszczeniu czuć było zaduch, przez co zakręciło mu się w głowie.
Ludzie. Mnóstwo ludzi. Wszyscy razem. Stłoczeni obok siebie. Dlaczego się tu znalazł? Po co? Czemu musiał stać i patrzeć na nich? Z jakiej racji w ogóle tu przyjechał?

-Ivan! -usłyszał wołanie, które przebiło się przez głębie stłoczonych myśli. Gdy ponownie otworzył oczy ujrzał przed sobą znanego chińczyka, który uśmiechał się lekko i kroczył w jego stronę.

-Witaj, Yao. -powiedział cicho i spuścił wzrok. Nie chciał mu patrzeć w oczy, miał taki nawyk od czasu ostrej reprymendy z strony ciotki, więc zgodnie z zwyczajem lekko odwrócił głowę.

-Chodź za mną, pokażę ci twoje stanowisko pracy. -to powiedziawszy Yao złapał go za rękę i pociągnął za sobą, co wywołało na twarzy rosjanina mocny rumieniec. No tak, Yao zawsze tak robił, gdy chciał mu coś pokazać, jeszcze za dzieciaka bywało, że chodzili za rękę. Oczywiście, nie jako para, absolutnie, po prostu obaj uważali, że byli do siebie na tyle przywiązani, że dla żadnego z nich nie był to problem ani nic krępującego.
Jednakże teraz byli dorośli, i, co dzieciom mogło ujść na sucho, tak dorosłym mężczyznom nie wypadało. No chyba, że byli parą i się z tym nie kryli.

Weszli do windy a chińczyk nacisnął przycisk. Nawet gdy ruszyli nie puścił dłoni rosjanina, któremu zaczęło się to całkiem podobać. Dotyk, nawet taki, był dla niego czymś nowym i niezwykłym, zwłaszcza, gdy była to osoba, której nie widział całe lata.

-Yao, co robili tamci ludzie na dole?- zapytał gdy wjeżdżali na siódme piętro.

-Ah, czekają na rozmowę o pracę. Chcą się ubiegać o stanowisko podobne do twojego. -odpadł nie spuszczając wzroku z licznika.

-A ile jest wolnych miejsc? - zagadnął Ivan cicho licząc na przynajmniej dwadzieścia, skoro na dole tłoczyło się około trzy razy tyle ludzi.

-Hm? Jak go ile? Jedno. -odpowiedział Yao obojętnie i zerknął na chłopaka. -Wątpię, że ktoś będzie znał języki tak dobrze jak ty, ale warto spróbować kogoś znaleźć.

Blondyn od razu się zmieszał. Przecież nie był aż tak dobry, jak twierdził chińczyk. Oczywiście, znał dobrze angielski i polski, ale to wszystko. Ciężko liczyć ogarnianie podstaw jako znajomość języka, jednak gdyby tak było, mógłby skompletować całkiem długą listę. Znalazł by się na niej bowiem francuski, niemiecki, włoski, hiszpański i mandaryński (którego uczył się właściwie tylko dla Yao).
Oczywiście, włoski i francuski szły mu lepiej od reszty, ale kto by się czepiał takich szczegółów...

Gdy wjechali na piętro chińczyk zaprowadził Ivana do dużego gabinetu z pięknym widokiem, który rozchodził się po niemal całym mieście, i który zapierał dech w piersiach.
Samochody jeżdżące po ulicy wyglądały przy nich jak mrówki, malutkie i bezbronne, chociaż w rzeczywistości było zupełnie inaczej.

Widok oszołomił go, i odwrócił jego uwagę na dłuższą chwile. Yao uśmiechnął się w duchu. Tak, Ivan nadal potrafił zachowywać się jak dziecko, czyli ciągle żyła nadzieja, że da się go jakoś uratować.

Gdy blondyn skończył oglądać widok na jego twarzy nadal widniał promienny uśmiech, jednak przypomniawszy sobie gdzie był i z kim zawstydził się trochę i odwrócił wzrok. Czuł się bardzo skrępowany, zachował się dziecinnie i niepoważnie, kto by chciał takiego pracownika...

-Masz piękny uśmiech, daj ludziom go oglądać. -powiedział Yao i uszczypnął Ivana za policzek, co wywołało u niego niemały rumieniec. To było jeszcze bardziej krępujące niż akcja sprzed chwili...
-Dobrze, zabawa zabawą, ale powinienem ci wyjaśnić co masz dzisiaj do zrobienia. -oznajmił jak gdyby nigdy nic i wyjął teczkę z wysokiego regału, a następnie przysunął się do Ivana i począł tłumaczyć.
-Tu masz oświadczenie do przetłumaczenia na język angielski, tutaj tekst do sprawdzenia, a tu instrukcja, również z rosyjskiego na angielski. Wszystko jasne? - zapytał zerknąwszy na chłopaka.

-Wydaje mi się, że tak. A jeśli skończę wcześniej? - odparł patrząc na kilka kartek które trzymał Yao. Już wtedy układał sobie w głowie plan i możliwe przekłady, i całość nie wyglądała na tak wymagającą, jak mogło by się wydawać.

-Hm? Uważasz, że zajmie ci to mniej niż dzień pracy? - zagadnął chińczyk zdziwiony.

-No... Nie wiem, ale jeśli skończe przed czasem?

-Wtedy będziesz mógł pójść do domu. -odparł wesoło i uśmiechnął się, a następnie wręczył chłopakowi papiery. -Przerwa na lunch zależy od ciebie, masz na nią pół godziny z dnia pracy. Stołówka jest na początku korytarza, po lewej od windy. Wszystko co się tam znajduje jest do dyspozycji pracowników. Jakbyś miał jakieś pytania możesz do mnie wpaść, mój gabinet jest na pierwszym piętrze. - to powiedziawszy jeszcze raz posłał mu promienny uśmiech i wyszedł z sali.

Ivan został sam, w zupełnie nowym miejscu, z dala od znajomych mu ludzi. Natalia już pewne dotarła na uczelnie i właśnie słucha wykładu albo rozmawia z przyjaciółmi, w końcu to przez niego nie miała czasu wychodzić z znajomymi ani się z nikim spotykać...

Oczywiście wizja spędzenia całego dnia samemu nie wydawała się znowu taka zła, gorzej, gdyby miał siedzieć z obcymi ludźmi, i w dodatku nawiązać z nimi jakąś rozmowę. Na szczęście gabinet nie był zbyt duży, a w dodatku znajdowało się w nim tylko jedno biurko i fotel. Czyli nikt nie będzie z nim pracował, jak dobrze.
Odetchnąwszy z ulgą podszedł do dużego, wiszącego na ścianie lustra, i poprawił krawat. Nie zwracał już zbytniej uwagi na swoją (stanowczo zbyt) bladą cerę i sińce pod oczami. Z resztą kogo to obchodziło? Liczyła się praca i jak ją wykona, a nie jak wygląda. Jeśli jest schludny nikomu nie powinien przeszkadzać.

Otworzył okno i wychylił się. Wysoko, na prawdę bardzo wysoko. Gdyby spadł nic by z niego nie zostało, ciśnienie zabiło by go jeszcze w locie. Zaraz, zabiło by...

Ta wizja wywołała lekki uśmieszek u kącika jego ust.
Śmierć.
Bezbolesna.
Szybka.
Pewna.
Gwarantowana.
Czyli, że jeśli znowu coś mu się nie uda, będzie mógł to wszystko zakończyć.
Zaiste, piękna alternatywa.

Zamknął okno i usiadł przy biurku. Jednym ruchem włączył komputer, który uruchomił się w krótką chwilę.
Z tego co zrozumiał musiał uruchomić program do pisania, a następnie przepisać tłumaczenie i wysłać na e-mail Yao, oczywiście po uprzednim sprawdzeniu.
Taką pracę mógł wykonywać, coś przyjemnego, co nie wykraczało poza jego możliwości i kompetencje.

Spojrzał na pierwszy tekst i od razu wziął się do roboty. Rzędy liter z automatu układały mu się w wyrazy i całe zdania. Nie musiał się nawet zbytnio wysilać, aby wypełnić pierwszą część powierzonego mu zadania.

Minęły trzy godziny, a on już był przy końcu. Czemu Yao dał mu tak mało rzeczy do zrobienia? Czy z względu na to, że byli przyjaciółmi? O ile chińczyk w ogóle myślał o nim w takiej kategorii...

Wstał od biurka i podszedł do wyjścia. Nieśmiało uchylił drzwi i wyjrzał na korytarz. Nikogo w zasięgu wzroku, żadnych dźwięków, jedynie mucha obijająca się o szybę.
Po wczorajszym piciu nadal był nieco rozkojarzony, miał ochotę na kubek kawy. Niby mógł pójść w każdej chwili i skorzystać z ekspresu, jednak... jeśli kogoś spotka? Co wtedy? Czy znowu pojawią się zwidy i koszmary?

Mimo wątpliwości po cichu opuścił gabinet i udał się do kuchni.
Mieściła się ona w dużym, przestronnym pokoju, w którym poza lodówką i stolikami znajdował się ekspres do kawy i mikrofala. Yao niewątpliwie dbał o swoich pracowników.

Ivan jeszcze raz się rozejrzał. Wszyscy cicho siedzieli w swoich gabinetach, rozmawiali przez telefon lub coś drukowali. Czyli względnie byli zajęci.

Niepewnie podszedł do szafki i wyjął z niej jeden z kubków. Wszystkie były takie same, duże i z logiem firmy.
Następnie skierował kroki do ekspresu, który włączył pospiesznie.

Gdy już kończył i zaraz miał wracać usłyszał otwieranie drzwi, przez co aż przeszły po nim ciarki. Nie, tylko nie to, jeśli ktoś tu przyjdzie... nie, wolał nawet o tym nie myśleć.
Uważanie nasłuchał, jednak dźwięk stukających o podłogę obcasów zbliżał się w jego stronę. Wszystko wskazywało na to, że ktoś zaraz wejdzie do środka.

-O, dzień dobry, ty jesteś ten nowy, Ivan, prawda? - w otwartych na oścież drzwiach pojawiła się smukła brunetka, która na widok nieznajomego trochę się zdziwiła, jednak po chwili na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech. Podeszła do Ivana i podała mu dłoń. -Maria. - dodała uśmiechając się szeroko.

-Spokojnie, uspokój się, dasz radę. To tylko miła dziewczyna, nie zrobi ci krzywdy. Musisz zrobić dobre wrażenie, żeby cię nie znienawidziła. - myślał w panice, po czym odwzajemnił uścisk dłoni. -Cóż, wygląda na to, że ja nie muszę się przedstawiać. Miło mi poznać- odparł przyjmując maskę fałszywego uśmiechu. Ah, jakże nienawidził udawać szczęśliwego, jednak niekiedy nie miał innego wyboru. Gdyby zawsze chodził smutny, w dodatku przy ludziach, wyglądało by to co najmniej niepokojąco.

-Szef wiele o tobie opowiadał. Mówił, że naprawdę znasz się na rzeczy i jesteś wręcz stworzony do pracy tłumacza. - powiedziała i puściła jego dłoń, a następnie podeszła do lodówki i wyjęła z niej plastikowe pudełko. Gdy tylko je otworzyła im obu ukazały się równiutkie kawałki, prawdopodobnie domowego, czekoladowego ciasta. -Upiekłam je sama, poczęstuj się. - dodała podsuwając mu wypieki niemal pod sam nos.

Och, znowu to samo, czemu ktoś ponownie chciał go zmusić do jedzenia? Przecież nie był głodny. A nawet jeśli chciałby coś przekąsić mogłoby się to dla niego źle skończyć...

-Wiesz, wyglądają naprawdę apetycznie, ale jestem na diecie... - odparł zmieszany i nieśmiało odsunął od siebie pudełko.

-Co? Ty na diecie? Chyba sobie żartujesz, jesteś chudy jak patyk. Spójrz tylko na te ręce, sama skóra i kości! A twoja twarz? Chuda i blada, jakbyś nie żył od przynajmniej trzech dni. Musisz coś jeść, inaczej może się to dla ciebie źle skończyć. - powiedziała z przekąsem, a następnie wzięła serwetkę i podała na niej kawałek ciasta. - Starałam się przy nich... Oczywiście jestem otwarta na krytykę, jednak było by fajnie, gdyby dało się je zjeść... - dodała lekko się rumieniąc.

Cóż, po czymś takim nie pozostawiono mu wyboru, jak tylko zjeść ten cholerny kawałek ciasta.
Myśl o jedzeniu przyprawiała go o mdłości i zawroty głowy, jednak w tej chwili najbardziej na świecie nie chciał zranić uczuć Marii, jego pierwszej znajomej z pracy.
Wziął do ręki kawałek ciasta i nerwowo przełknął ślinę. Tak strasznie nie chciał tego próbować, nie chciał jeść niczego! Po prostu nie miał ochoty, czy to takie trudne do zrozumienia?
Najwyraźniej tak...

Niepewnie ugryzł wypiek i przeżuł powoli. Połknął. Cóż, nie było złe, ale też daleko mu było do pysznego. Mama robiła lepsze, oczywiście kiedy jeszcze znajdowała się wśród żywych...

-Odrobinę suche, trzymaj je w piecu trochę krócej. Jednak poza tym jest całkiem niezłe. - powiedział próbując opanować łzawienie, które pojawiało się gdy wmuszał w siebie jedzenie.

-N-Naprawdę? - pisnęła podekscytowana, a jej ciemne oczy aż błysnęły. -Dziękuję za opinię.

-Nie ma za co. A teraz przepraszam, wracam do pracy. - odparł krótko i chwycił kubek kawy, a następnie podszedł do wyjścia. -Do zobaczenia! - dodał i pospiesznie udał się do swojego gabinetu.

Zamknął za sobą drzwi i zabezpieczył je na zamek. Serce mu waliło, a ciałem miotały odruchy wymiotne. W panice szukał kosza, który odnalazł obok swojego biurka. Odstawił kubek na drukarkę a chwilę później stracił siłę w dolnych kończynach. Padł na kolana i z ledwością doczołgał się do kosza, do którego wypluł spożyty przed chwilą pokarm.
Wytarł usta chusteczką i wypił trochę wody. Lepiej, zdecydowanie lepiej.

Wrócił do komputera, gdzie szybko dokończył pracę. Było dopiero pare minut po dwunastej, a on skończył wszystko co zostało mu przydzielone na ten dzień. Cóż miał robić dalej? Zgodnie z zaleceniem wysłał tłumaczenia do Yao, a następnie wyłączył komputer.
Skoro dostał zgodę na opuszczenie budynku po skończonej pracy, to czemu miałby nie wysłuchać polecenia kogoś wyższego rangą?

Posprzątał na biurku, a gdy nie miał już nic do roboty niepewnie odblokował drzwi i uchylił je nieznacznie. Tym jednak razem na korytarzu i w kuchni nie panowała zupełna cisza, za to słychać było donośny gwar. Ludzie rozmawiali z sobą co i raz sobie przerywając. Co dziwne, nie słyszał tam głosu żadnego mężczyzny, jedynie kobiece, o różnej barwie i intonacji.

-Ale serio jest aż tak niesamowity? - zapytała jedna z osób, której jakimś cudem udało się uciszyć resztę.

-Totalnie! Mówię ci, jest mega seksi! To wysoki, barczysty blondyn o jasnofioletowych oczach! Jest strasznie chudy, ale o dziwo również umięśniony. Wydaje się trochę nieśmiały, ale to tylko pierwsze wrażenie, bo wystarczy zacząć rozmowę a od razu się otwiera.

W tym momencie usłyszał grupowy pisk, który ogłuszył go na chwilę i doprowadził do dużej dezorientacji. O kim ona mówiła? Kim aż tak bardzo się ekscytowała?

Odczekał kilka minut i wyszedł z gabinetu dopiero gdy towarzystwo zdawało się opuścić kuchnie. W ekspresowym tempie dostał się do windy a z niej na pierwsze piętro. Nie chciał przeszkadzać Yao w pracy, jednak wyjście w połowie dnia wydawało się bardzo nie fer względem pracodawcy, jednocześnie najlepszego przyjaciela z dzieciństwa.

Gdy tylko winda zatrzymała się na pierwszym piętrze podszedł do recepcji, którą obsługiwała ładna azjatka o złoto-miodowych oczach. Wyglądała na dosyć oschłą, wyraz jej twarzy nie wyrażał zupełnie nic, jednak Ivan stwierdził, że właśnie tym byli do siebie podobni.
Mimo wszystko raczej nie zachęcała do rozmowy, ale nie mając innego wyboru musiał się przemóc.

-Dzień dobry, w czym mogę pomóc? - zapytała gdy tylko Ivan pojawił się w zasięgu jej wzroku.

-Chciałbym zamienić słowo z szefem. - odparł cicho i odwrócił głowę nie chcąc na  nią patrzeć. Bał się, że nieznajoma zmrozi go lodowatym spojrzeniem.

-Yao jest w tej chwili zajęty, proszę przyjść później. - rzuciła obojętnie i wróciła do robienia czegoś na komputerze.

-Naprawdę, to zajmie tylko moment. - nalegał zachowując zupełny spokój aby nie zdenerwować sekretarki.

-Kiedy mówię, że jest...

-Lien, o co chodzi? - usłyszeli gwałtowne otworzenie drzwi i znajomym obu głos. Z gabinetu wyszedł Yao, który wyglądał na nieco zdziwionego obecnością Ivana na pierwszym piętrze.

-Mówiłam tylko, że jesteś zajęty. - fuknęła krzyżując ręce i rzucając wściekłym spojrzeniem.

-Następnym razem wpuść go, jest dla mnie o wiele ważniejszy niż reszta pracowników. - powiedział patrząc na kobietę, a następnie przeniósł wzrok na chłopaka.
-Wybacz, ostatnimi czasy jest troszeczkę nerwowa. - dodał błagalnie i zerknął na nabuzowaną pracownice.

-I ty się dziwisz dlaczego nie mogę spać po nocach?! Drwisz ze mnie nawet w obecności pracowników! - wykrzyknęła wściekła i aż wstała od biurka.

-Kochanie, uspokój się. - Yao próbował załagodzić sytuację, co jednak niezbyt mu wychodziło.

-Zaraz... kochanie? - pomyślał Ivan i spojrzał na kobietę, a zaraz potem na chińczyka. Faktycznie, wszystko się zgadzało, Lien wyglądała na osobę pochodzącą z Wietnamu. I skoro mówiła mu po imieniu, i rzucała takimi tekstami... musieli być razem...
Co dziwne, fakt ten wywołał u niego gwałtowny napływ smutku, który zawładnął nim w ciągu ułamka sekundy. Sam nie mógł uwierzyć w fakt, że coś takiego mogło go zmartwić. Przecież tu chodziło o szczęście jego najlepszego przyjaciela, a skoro ze sobą byli, to musiał na prawdę bardzo ją kochać...

-T-To ja może nie będę wam przeszkadzał... - powiedział nieśmiało, jednocześnie przerywają kłótnie. Lien i Yao spojrzeli na niego jednocześnie, co u chłopaka wywołało spory niepokój.

-Ekhm, wybacz nam te kłótnie, tak czasem bywa... - odparł Yao i zaśmiał się nerwowo. -Tak w ogóle poznaliście się już?

-Ah, faktycznie, zapomniałam. - to powiedziawszy kobieta zupełnie ochłonęła i z tym samym, obonętnym wyrazem twarzy, jak gdyby nigdy nic, stanęła przed blondynem i ukłoniła się leciutko. -Lien Chung, miło mi poznać.

-I-Ivan Braginsky. - odparł zmieszany i również lekko się ukłonił. Prawdopodobnie wyglądało to komicznie, ale skąd miał wiedzieć jak powinien się zachować?

-Więc, Ivan, po co tu przyszedłeś? Masz jakieś pytania? - zagadnął Yao gdy tylko Lien wróciła do swojej pracy.

-Tak. Już wszystko zrobiłem, co teraz?

-Hm? - chińczyk zdawał się lekko zdezorientowany. -Już mówiłem, idź do domu. Skoro wyrobiłeś dzienną normę w pół dnia, to reszta czasu należy do ciebie.

-Ale... - Ivan nie wiedział co odpowiedzieć. Jak to miał już wracać do domu? Znaczy, miał dosyć kontaktu z ludźmi, jednak nastawił się na co innego...

-Po prostu idź i wróć jutro, na ósmą, tak jak dzisiaj. A teraz wybacz, czekam na ważny telefon. - powiedział i posłał mu lekki uśmiech, a następnie poszedł do swojego gabinetu.

Ivan nie mając co robić posłusznie opuścił budynek, i włóczył się po mieście przez kilka godzin aż do przyjazdu Natalii...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro