#10
-Cieszę się, że nareszcie znalazłeś sobie kolegę. -powiedziała podczas któregoś obiadu matka Ivana- Elena. Miało to miejsce kilka dni po dołączeniu chińczyka do klasy chłopaka, kiedy jeszcze nie znali się zbyt dobrze. Mimo tego kobieta od razu zauważyła, że dobrze się dogadywali, co nie tylko ją bardzo podnosiło na duchu.
-Wang jest całkiem sympatyczny, szybko się uczy. -wtrąciła Olena, która również zyskała przychylność bruneta. -Szczerze mówiąc, to aż ci zazdroszczę, jest na prawdę ciekawą osobą.
Matka i starsza siostra Ivana zawsze lubiły poznawać nowych ludzi, w szczególności znajomych swoich dzieci lub rodzeństwa. Tata Słowian Wschodnich- Maksymilian, oraz Natalia niezbyt przepadali za nieznajomymi, woleli ich trzymać na dystans, należeli do aspołecznych ludzi. Ivan jednak należał do jeszcze innej podgrupy, a mianowicie, chciałby mieć duże towarzystwo, jednak nie umiałby wszystkich zadowolić, co koniec końców prowadziło do jeszcze większego osamotnienia, niż było pierwotnie.
Wśród rodzeństwa zawsze był czarną owcą. Olena jako najstarsza miała najładniejsze ubrania i najlepsze warunki do rozwoju, dzięki czemu osiągała wysokie wyniki w nauce. Rodzice pokładali w niej ogromne nadzieje, pragnęli aby uczyła się najlepiej w klasie, zadawała z najlepszymi osobami a kiedyś znalazła bogatego męża i poszła na wymagające studia, aby móc znaleźć dobrze płatną pracę i najlepiej wyjechać za granicę.
Ivan jak wiadomo był drugim dzieckiem z kolei. Olena rzeczywiście była niezwykle zdolna i utalentowana, ale poziom ambicji który rodzice pokładali w córce postanowili przełożyć również na syna, aby ten także mógł osiągnąć sukces. Niestety, Ivan nigdy nie był szczególnie uzdolniony, a nauka szła mu dość opornie. Poziom z którego normalnie zadowalali się rodzice był zbyt wysoki dla blondyna, który mimo wysiłków nie potrafił osiągnąć tego, co siostra potrafiłaby bez żadnej nauki. Zawsze porównywali go do Oleny, która cieszyła się szacunkiem i sympatią wszystkich uczniów i nauczycieli, jeździła na konkursy i zawody. Ivan nie umiał nic. Nie był dobry ani z żadnego sportu, ani z jakiegokolwiek przedmiotu. Dla Eleny i Maksymiliana osiągał słabe wyniki, na tle klasy był co najwyżej średni, żeby nie powiedzieć poniżej przeciętnej.
Natalie za to charakteryzowała samodzielność i kreatywność. Już od najmłodszych lat wolała spędzać czas sama, podczas którego rysowała lub śpiewała. Rodzice bardzo szybko odkryli w niej olbrzymi potencjał, który postanowili wykorzystać, dlatego też zapisali ją do szkoły muzycznej najszybciej jak to było możliwe, malarstwa uczyła się prywatnie.
Ivan czuł się jak piąte koło u wozu. Rodzice bardzo chcieli, aby ich dzieci mogły wykorzystać zakorzeniony w nich potencjał, problem w tym, że w przypadku Ivana nie potrafili go odnaleźć. Dlatego też już będąc w drugiej klasie szkoły podstawowej chłopak miał obniżone poczucie własnej wartości, głównie przez to, że matka dbała o rozwój Oleny, ojciec o Natalię, a on musiał radzić sobie sam.
Prawdopodobnie zupełnie zamknął by się w sobie, gdyby nie, oczywiście, towarzystwo nowego kolegi. Jakby na to nie patrzeć wydawać by się mogło, że byli sobie przeznaczeni. Obaj odosobnieni, wykluczeni z towarzystwa innych dzieci. Obaj szukający atencji, przez rodziców niezrozumiani w swoim cierpieniu. Obaj z ogromną potrzebą kontaktu z kimś takim, jak oni.
-Wieś, Ivan, na prawdę bardźo cię lubię. -powiedział któregoś dnia Wang, gdy razem spędzali przerwę w spokojnej szkolnej bibliotece. -Nikt jeśće mi tak nie pomógł.
-Przed nami nadal wiele pracy, wciąż robisz błędy. -odparł chłopak i uśmiechnął się lekko zerkając na przeglądającego książki chińczyka.
-Wiem, jednak gdyby nie ty nie wiem, czy dał bym jadę w ogóle pśichodzić do śkoły. -oznajmił wesoło i odłożył książkę na półkę. -Jeśteś moim najlepśim pśijacielem.
-Ty moim również, Wang.
Ivan poczuł że żyje dopiero w momencie, gdy w jego codzienności pojawił się nowy przyjaciel. Zaczął zastępować mu rodzinę, którą w teorii posiadał, ale której obecności w ogóle nie odczuwał. Nic się nie zmieniło, matka zajmowała się Oleną, a ojciec Natalią. Dla chłopaka nigdy nie było czasu, z czym zdążył się pogodzić.
Dni wolne i spędzone w samotności wieczory były męczarnią. Kilka godzin bez Wanga mijało jak kilka dni, lub nawet tygodni. Najbardziej w świecie pragnął zamieszkać razem z nim, budzić się u jego boku, mówić mu "dzień dobry" z samego rana, przyrządzać im śniadania, chodzić razem do szkoły, do sklepu, a na wieczór kłaść się u jego boku szepcząc mu do ucha ciche "dobranoc". Oczywiście, plany i marzenie nie zawierały w sobie żadnego podtekstu, byli jedynie przyjaciółmi, nic poza tym. Chciał po prostu móc go już nigdy więcej nie opuszczać, by w rozłące nie tracić życia, które przecież było tak krótkie i kruche.
Przekonał się o tym już niebawem, gdy to w wypadku zginęli jego rodzice. W chwili gdy usłyszał wszystko z ust Oleny... nie poczuł nic. Ni jak to na niego nie wpłynęło, jakby usłyszał że niebo jest niebieskie. Patrzył wtedy na zaczerwienione od płaczu oczy starszej siostry, i na roztrzęsioną Natalię. To z nim było coś nie tak... One zachowywały się normalnie...
Wtedy dopiero zdał sobie sprawę jak bardzo go skrzywdzono, jak wiele stracił z człowieka. Matka i ojciec nie okazywali mu miłości, jedynie zapewniali środki do życia. Tak nie wyglądała ciepła, kochająca rodzina, za którą on mógłby tęsknić. Nie nawiązał z nimi żadnej więzi, byli dla siebie obcymi ludźmi, więc dlaczego miałby po nich rozpaczać?
Właśnie dlatego w momencie ich odejścia nic się dla niego nie zmieniło. Chciałby coś poczuć... ale nie umiał.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro