Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 46

Luke

Jest siódma rano, a ktoś puka do moich drzwi. Zamierzałem się chociaż raz wyspać. Jeśli to Mary, to przysięgam, że ją uduszę. Kocham mojego syna, który uwielbia spać w moich ramionach.

Idę otworzyć drzwi, żeby zobaczyć w nich Carrie.

– Cześć, facecie – wysilam się na uśmiech – Mam dla ciebie niespodziankę.

– Zatrzymasz czas, żebym mógł się wyspać? – kręci z uśmiechem głową.

– Ubieraj się, wychodzimy – patrzę na nią pytająco – Allie wyjechała na wycieczkę, pamiętasz? Odwoziłeś ją wczoraj?

– Oczywiście, że pamiętam – to kolejny z powodów dlaczego nie spałem za dużo.

– Jak chcesz spać, to mogę ci tu przygotować coś do jedzenia. A potem porozmawiamy o polityce albo obejrzymy coś co nie jest bajką. Myśle, że potrzebujesz trochę więcej dorosłych w swoim życiu.

– Chcesz spędzić ze mną dzień? – Carrie wzdycha.

– Jest środa, którą spędzasz z naszą córka, ona pojechała na wycieczkę, więc spędzasz ten dzień ze mną. Bez dyskusji – otwieram jej szerzej drzwi.

– Zapraszam do środka – wchodzi pewnie i w ogóle nie widać na jej twarzy żalu, że mam inne dziecko.

Carrie zna to mieszkanie. Może nie najlepiej, ale bywa tu dosyć często. Lexi jest u Adama i raczej nie zamierza szybko wracać.

– Wiedziałam, że masz pustą lodówkę, ubieraj się – nie sposób jej odmówić – No już, mamy dzisiaj dużo do zrobienia.

Dokładnie to robię. Chwile później wychodzimy z mojego mieszkania idziemy do najbliższego sklepu.

Carrie bierze wózek i zaczyna wrzucać wszystko jak leci.

– Robimy zapasy – wrzucam rzeczy, które lubi Allie albo, które sam lubię. Po raz pierwszy od dawna robię zakupy dla siebie.

– Pamiętasz te małe pizzę, które tak lubimy? Powinny gdzieś tu być – wrzucam trzy opakowania – Oo, musimy też kupić owoce!

Pół godziny później mamy cały wózek rzeczy. Carrie upiera się, że zrobi całą masę rzeczy do jedzenia, a potem po prostu porozmawiamy. Miło jest patrzeć na jej uśmiechniętą twarz. Znowu jest tą dziewczyną, którą znałem kiedyś.

– Robimy koktajl owocowy – mówi gdy wchodzimy do kuchni z siatkami – mieszanka owocowa, w wykonaniu  Carrie i Luke'a, obieraj owoce, dalej – klepie mnie po tyłku i sama wyjmuje mikser.

– Od kiedy lubisz banany? – wzrusza ramionami.

– Ryan mnie przekonał do ich smaku – mówi po prostu – Umie przekonać do wielu rzeczy.

– Nie wiem kiedy ostatni raz jakiegoś jadłem – Carrie kręci głową w niedowierzaniu.

– Dzisiaj przypomnisz sobie smak prawdziwego jedzenia – kiwam głową.

Ja kroje owoce, a ona wrzuca je do miksera i przy okazji zjada połowę, więc napełnienie miksera jest o wiele za trudne.

– Mam taką teorie o życiu – mówi – chcesz posłuchać?

– Zawsze – obraca się do mnie.

– Okaż swoją słabość, przyznając się do niej i pozwól sobie pomóc, a zyskasz więcej niż zamknięty w swojej głowie. Więc jestem tu i słucham – opieram dłonie o stół.

– Moją słabością są moje dzieci, ale i zarazem tylko dla nich codziennie wstaje. Mówi się, że nastolatkowie powinni zacząć myśleć i planować dorosłość. Zabawiłem się w nastolatka dwukrotnie i za każdym razem to prawda. Myślenie o dorosłości to coś, co zdecydowanie powstrzyma mnie przed kolejnym seksem.

– Luke...

– Krzyczałem na ciebie, że jesteś samolubna, a o niczym innym teraz nie myśle, niż być przez chwile samolubnym. Nie zrobię tego moim dzieciom, ale mam ochotę uciec – owija się moim ramieniem i przytula do mojego boku, po prostu dodając otuchy – Chce po prostu mieć do czego wrócić, wiesz? – mam nadzieje, że mnie rozumie – Zawsze jestem sam, bo raz byłem mniej samotny od ciebie.

– Kiedyś poznasz kogoś kto doceni to kim jesteś. Zrozumie, że popełniłeś pare błędów, ale i tak cię kocha. Kogoś kto pokocha twoje dzieci i będzie przy tobie, gdy ty będziesz musiał być przy nich. Całe życie przed tobą, a samotność jest tymczasowa... spójrz chociażby...

– Na ciebie? – mocniej mnie obejmuje.

– Mogłam nie poradzić sobie z twoim dzieckiem, a dzisiaj cię trzymam. Chce i mogę tu być.

– Ja tylko chciałem coś czuć – mówię.

– Czujesz miłość do swoich dzieci, jesteś dobry, tylko trochę złamany – nic nie odpowiadam – A teraz wypijmy nasze koktajle i chodźmy zrobić kolejną super rzecz.

Godzinę później jesteśmy w sklepie sportowym.

– Potrzebujemy najlepszej piłki do nogi jaką macie – mówi radośnie Carrie – Pomoże nam pan?

Pół godziny później jesteśmy na boisku.

– Naprawdę to robimy? – pytam w końcu z uśmiechem.

– Pokaż, że dalej potrafisz strzelić mi gola, Hemmings – stoi na bramce i macha rękami w górę i na boki. Wygląda śmiesznie, ale poprawia mi humor – No już!

– Grałem w piłkę w liceum, pamiętasz?

– Udowodnij – wyszczerzam do niej zęby i kopie w piłkę – Nie trafiłeś! – oddaje mi piłkę i kopie jeszcze raz, tym razem pokazując jej, że dalej wiem jak to się robi. Strzelam gola mojej byłej żonie.

– Teraz ty! – Carrie chętnie podejmuje wyzwanie.

– To jest zbyt nudne, gramy jeden na jeden, kto pierwszy strzeli gola.

Carrie

Chociaż na chwile wyłączył myślenie. Przepycha się ze mną o piłkę, kopiąc mnie po łydkach, a ja oddaje mu tym samym. Przejmuje piłkę, gdy on obejmuje mnie w pasie i przenosi za siebie, po czym strzela gola.

– Oszust! – obraca się do mnie z triumfalnym uśmiechem.

– Jesteś po prostu za mało agresywna – podchodzę do niego i wyrywam mu piłkę z dłoni, ale on obejmuje mnie od tylu w pasie i przyciąga do siebie – Tutaj piłkę się kopie Carrie – wciskam się w niego tyłkiem, żeby mnie puścił.

– Teraz czas na uczciwy pojedynek!

Puszcza mnie i pozwala pare razy sobie okiwać, a potem zabiera mi piłkę, w ostatniej chwili jednak udaje mi się wygrać.

– Tak się nie bawimy! – goni mnie po całym boisku, aż znowu jestem przez niego obejmowania – Dalej masz łaskotki?

– Tylko nie to! – ale jest za późno. On zaczyna łaskotać mnie po bokach, a ja wymachuje nogami, tak, że przez chwile wiszę w powietrzu – proszę, proszę, przestań!

Gdy tylko na chwile mnie puszcza ja rzucam się na niego i urządzamy wojnę na łaskotki. Piszczymy, skaczemy, aż w końcu lądujemy na trawie. Leżę na nim i nie mogę przestać się śmiać.

– Dziękuje – mówi.

- Myśle, że też tego potrzebowałam – leżę na nim na środku boiska i tule mojego męża, który tego potrzebuje albo tule się do niego.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro