Rozdział 44
Luke
– Co tu kurwa robisz? – przeklinam gdy zdaję sobie sprawę, że ma na rękach Olliego – Skąd wiedziałaś, że tu jestem?
– Skoro nie było ciebie w mieszkaniu, ani w pracy to oczywiste, że musiałeś być tutaj!
– Nie masz prawa tu być – mówię do niej.
– Jestem z twoim synem, już chyba czas, żeby poznał siostrę – jestem w prywatnym piekle, które sam stworzyłem.
– Przesadzasz.
– Wyszedłeś i nie wróciłeś! Miałeś dać mi się szanse wyspać! Musiałam cię szukać, a ty bawisz się tutaj w dom? To z nami jest twój dom – nie mam siły się z nią kłócić.
– Carrie! Allie! – kurwa – Chodźcie poznać Olliego! – nie wpuszczam jej w głąb mieszkania.
Nie wiele mogę zrobić gdy trzyma mojego syna na rękach, a zarazem kilka metrów dalej jest Allie.
– Czy mogłabyś nie robić scen, proszę? Nie jesteś u siebie, masz na rękach nasze dziecko.
Przyjechałbym gdybym tylko mógł.
– Chcę rodziny! – wydaję mi się, że ona używa moich słów przeciwko mnie. Słucham tego, w co mówiłem jej podczas trwania naszego romansu, w wersji zinterpretowanej przez nią.
– Porozmawiamy o tym u ciebie – w mieszkaniu, które w połowie urządziłem, odkąd okazało się, że jest w ciąży.
– Allie! – kurwa mać.
– Przyszłaś do mnie do domu i robisz scenę. Co ty sobie wyobrażasz? Czy tak się zachowuje matka? – wyskakuje znikąd Carrie – Czy mogłabyś skupić się na dziecku, zamiast na facecie?
– Wy to zrobiliście i gdzie was to doprowadziło! – nie doceniłem jej, uderza w czułe punkty.
Carrie podchodzi bliżej i dotyka główki mojego syna, a potem patrzy na mnie. Nic nie mówi do chwili, aż Mary ponownie nie zamierza otworzyć swoich ust.
– Nigdy nie traktowaliśmy dziecka jak przepustki i zawsze było na pierwszym miejscu, a ty? Wprowadzasz zamęt w życie miesięcznego syna!
Nie wiem po co w ogóle z nią rozmawiamy to nie zadziała.
A potem dzieje się najgorsza pierdolona rzecz na świecie. Mary zaczynają świecić się oczy i przepycha się w głąb mieszkania, za nim zdążę zareagować.
– To twój braciszek, Allie – mówi – Jesteśmy drugą rodziną twojego idealnego taty.
Jak dużo rozumie siedmioletnie dziecko? I jak bardzo życie mnie nienawidzi?
– Druga mamusia i drugi dzidziuś? – znam tą minę – Ale tato! – głupia szkoła, dzieci w niej dowiadują się za dużo gówna.
– Umiałaś tu przyjść, umiesz stąd wyjść – nie wytrzymuje – Wynoś się, kurwa! – Ollie nie ma szansy tego pamiętać, za to Allie jest w stanie pamiętać ten dzień do końca życia.
To jej wystarczy i w końcu wychodzi. A ja trzymam Allie, która płacze z nadmiaru emocji, nie rozumiejąc, co tu się wydarzyło.
– Tatusiu – wszystko jest moją winą, wszystko.
Jestem cholerną cipą, bo mi samemu znowu zbiera się na płacz.
– Mam siostrzyczkę? – Carrie patrzy na mnie, a potem podchodzi do nas.
– Nie, Allie – nie skłamała – proszę cię, żeby zapomniała o tym, co tu się wydarzyło.
– Ale tata ma drugi dom! Tak jak mówiła Tara! – nigdy nie zdradzajcie kobiety, z którą postanowiliście zostać mimo wszystko.
– Allie, kochanie, cokolwiek się nie stanie mój prawdziwy dom jest zawsze tutaj, zawsze obok ciebie – po raz pierwszy wycofuje się i wbiega w ramiona Carrie.
Allie zdecydowanie słyszała dzisiaj za dużo. Pewnie nie zrozumiała połowy, ale jeśli słyszała to krzyczy Mary, wystarczyło, żeby całkowicie ją zdezorientować.
– Kocham cię, aniołku – Allie chlipie. To jest tak cholernie rzadki widok, ale pierwszy raz w życiu płacze przez któregoś z nas.
– Luke...
– Może ja już pójdę? – pytam.
– Do innego domu! – krzyczy Allie – Nie zostawiaj mnie, tatusiu!
Jak mogłem zrobić to Allie? Jak mogłem zrobić to Carrie? Naprawdę powinienem się wycofać i pozwolić Ryanowi zająć moje miejsce. Były by o wiele szczęśliwsze i nikt by ich nie ranił. Nie zasługuje na ich dobre duszyczki. Nigdy nie chciałem zranić Allie. Myślałem, że Mary mi pomoże. Tyle razy wcześniej uprawiałem seks z innymi kobietami niż Carrie, a ona? Zrobiła coś , co mnie przyciągało i rozplątywało język. Carrie nigdy tego nie zrobiła. Teraz gdy widzę wyraźnie, rozumiem jak ważne jest to, co przez tyle lat tworzyliśmy z Carrie.
– Tata się nigdzie nie wybiera – spędzam z nią cały dzień na kanapie, próbując przekonać ją, że wszystko jest w porządku. Gdy tak naprawdę zawalił mi się cały świat.
Usypiam Allie, a potem jestem gotowy wrócić do reszty życia.
– Gdybyś czegoś potrzebował czy cokolwiek to jestem tu – ściska moje ramie w przyjacielskim geście.
– Nie nakrzyczysz na mnie o to co tu się wydarzyło?
– Dobrze, że ten dzieciak ma ciebie, bo z taką matka, która stawia swoje marzenia ponad jego...
– Wyciągnęła wnioski z nas – Carrie się uśmiecha.
– Nie odebrałabym Allie niczego, żeby dostać coś dla siebie. Nie bez powodu kocham blask jej niebieskich oczu.
– Dziękuję za wszystko – całuję ją w czoło – Dopilnuję, żeby to się więcej nie powtórzyło. Nie myślałem...
– Allie nie zrozumiała za dużo, a wyjaśnienie jej tego w tej chwili nie miało sensu. Była zbyt przerażona.
– To się nie może więcej powtórzyć – Carrie kiwa głową.
– Gdyby nie była matką twojego dziecka, wyrwałabym jej wszystkie włosy.
– Właściwie za to też byś mogła – uśmiechamy się do siebie.
– Pamiętaj, masz cały tydzień wolny od mojego ojca – jak mogłem ją stracić?
– Nie wiem jak ci dziękować.
– Uszczęśliwiaj moje dziecko – to jedyne co mogę zrobić właśnie dla niej, bo doprowadziłem do tego, że ktoś inny uszczęśliwia ją.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro