Rozdział 40
– Nie mogę iść z tobą do wujka Ryana? – pyta smutno – Mamo!
– Tata się za tobą stęsknił, aniołku – widzieli się tylko w środę, bo Mary zaczęła dużo marudzić. Dlaczego w ogóle kurwa o tym wiem?
– A tata nie może iść z nami do wujka Ryana? – sadzam ją sobie na kolanie.
– Co ty na to, że będziemy wszyscy na twoich urodzinach, które masz niedługo? – już po narodzinach dziecka Mary. Nigdy nie nazywam go 'ich dzieckiem'.
– No dobrze, mamo – całuje mnie w policzek. Nie ma osoby, którą kocham bardziej na świecie. Czy Luke czuje tak samo? Wiem, że tak, ale czy będzie czuł tak samo gdy...
Zaworze ją do Luke'a.
– Będę tęsknić – mocno ją przytulam – Baw się dobrze, księżniczko.
– Ja też, mamusiu. Pozdrowisz ode mnie, Ryana? – kiwam głową.
– Dobrze.
– Cześć, Carrie – mówię Luke.
– Hej – patrzymy na siebie przez chwile.
– To ja lecę, bawcie się dobrze – odchodzę, ale coś mnie zatrzymuje w pół kroku.
Pukam z powrotem do drzwi, a on mi je otwiera.
– Czy wyglądam na zakochaną? – pytam go jak idiotka – Czy patrząc na mnie widzisz, kogoś zakochanego?
– Promieniejesz, Carrie. Zrobił coś czego mi się nie udało przez lata. Może dlatego, że nie macie dziecka, a może dlatego, że miłość to nie przeznaczenie – pamiętał, co mu powiedziałam.
– Dziękuje, że...
– Nie masz prawa mi dziękować. Jesteś tym kim jesteś, bo tego chciałaś, nie dlatego, że dałem ci spokój – kiwam głową.
– Czy wszystko w porządku z dzieckiem? – nie wiem dlaczego pytam.
– Tak, okej.
No i już mnie nie mnie nie ma. Jadę do mojego faceta, z którym spędzę noc.
Pukam do drzwi, a one otwierają się natychmiast.
– Hej – mówię nieśmiało, ale potem gdy przekraczam próg nagle nie mam ochoty na nieśmiałość i zaplatam ręce dookoła jego szyi – Mamy cały weekend dla siebie – Ryan całuje mnie w nos – Zaplanowałeś coś szczególnego?
– Moim głównym planem jest pokazanie ci wszystkich najlepszych horrorów, a potem wypicia z tobą mojego ulubionego wina. Na koniec możemy pójść do mojej sypialni i zasnąć przytuleni – on na nic nie naciska, niczego nie oczekuje.
– Chciałbym powiedzieć, że czegoś w tym planie brakuje, ale wystarczysz mi ty – Ryan się uśmiecha.
– Chodź, pokaże ci mój ekspres – szepcze do mojego ucha – Najlepsza kawa na całym świecie – łapie mnie za rękę i ciągnie przez mieszkanie aż do kuchni – O to mój najlepszy przyjaciel.
– Cześć, baristo – klepie ekspres –Co nam dzisiaj zaserwujesz? – Ryan obejmuje mnie od tyłu.
– Mam ochotę na coś smacznego, wyjątkowe i trochę zadziornego. W pewnych momentach też niesamowicie odważnego – pochyla się do mojego – Moja ulubiona kawa nosi twoje imię – parskam śmiechem, a może to chichot nastolatki?
– Cóż to bardzo wyjątkowe – Ryan pieści nosem moją szyję.
– Powinniśmy stworzyć nową mieszankę kaw, która nazywałaby się najlepszy weekend w klubie rozwodników.
– Jeden z najlepszych weekendów – całuje mnie w szyje, a ja mocniej się w niego wtulam.
– Bez pośpiechu i nacisku – kiwam głową i obracam się w jego objęciach.
– Ale możesz mnie już pocałować, kochany – Ryan jest jak najpiękniejsza literatura. Sprawia, że sam stawiasz sobie wyzwania, ale i zarazem nie odrywasz się od niej, bo każde jej słowo jest piękne. Robię się przy nim poetką.
– Zdecydowanie też tego chce – moja twarz ląduje w jego dłoniach, a on lekko kładzie swoje usta na moje. Ta delikatność sprawia, że czuje się kimś lepszym i wystarczającym, ale ostatnio cały czas się tak czuje. Mogę powiedzieć, że jestem już sobą – Najpierw film.
– Mamy cały weekend, Ryan – całuje mnie mocniej, a ja mocniej na niego napieram.
Tęskniłam za bliskością. Jego ręce wkradają się pod moją koszulkę i dotykają nagich pleców, ja ściskam mocno jego koszulkę. Pocałunki mają moc, przy Ryanie sądzę, że większą od seksu.
– Zabierzmy cię do łóżka – bierze mnie na ręce i zanosi do swojej sypialni.
Sama ściągam z siebie koszulkę, ale pozostawiam wszystko inne dla niego. Ryan w pierwszej kolejności zdejmuje okulary, a potem koszulkę. Podpiera się na ramionach i opada na mnie.
–Jesteś piękna – podkreśla to na każdym kroku.
– Ty też – Luke nie lubiłby tych słów, ale Ryan się uśmiecha i krótko mnie całuje. Potem schodzi pocałunkami na moją szyję i obojczyki. Wkładam dłonie pod jego pachy i lekko ściskam jego plecy.
Od początku do końca to jest kochanie się. Wszystko jest niesamowicie proste i idealne, a potem wracamy do salonu i zajadamy się popcornem na kanapie, oglądając w ogóle nie straszny horror.
Ryan
Zasypia w moich ramionach na kanapie. Nie mogę przestać się jej przyglądać, a potem sprawia, że ja też chce już spać, żeby móc tego nie usłyszeć.
– Nie zostawiaj mnie, Luke – gładzę jej włosy, a ona mocniej się do mnie przytula – Mnie – podkreśla, a ja po części rozumiem o co jej chodzi.
Nie zamierzam jej opuścić. Ona mnie potrzebuje, a ja potrzebuje jej uśmiechu. Nawet jeśli po nocach śni o nim, nawet jeśli to on jest w jej sercu, to ja naprawę jestem w jej życiu. Przykra prawda, ale każdy w pokręcony sposób potrzebuje kogoś takiego.
Potrafię być sam, ale nie wszyscy to potrafią. Nie winię ich. Ludzie są słabi, sam taki byłem. Ona też taka jest, a ja nie mogę powstrzymać się przed tym, żeby po prostu dać jej trochę siły albo ją zbudować.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro