Rozdział 36
Widzę Ryana na korytarzu, więc z uśmiechem na ustach podbiegam do niego.
– Cześć – cmokam go w policzek, czym go zaskakuje.
– Ktoś tu jest w dobrym humorze – uśmiecham się szerzej.
– Wszystko w końcu zaczyna się układać – dotyka kciukiem moich ust.
– Podoba mi się ten uśmiech – gryzę go w palec – Mam coś dla ciebie, chodź – łapie mnie za nadgarstek i ciągnie w stronę swojego gabinetu.
– Ale panie profesorze, już zaliczyłam te zajęcia! – krzyczę na cały korytarz, a Ryan parska śmiechem.
Na biurku stoi bukiet róż.
– Masz wielbicieli? – wyciąga go z wazonu i podchodzi do mnie.
– Ja jestem wielbicielem – wyciąga jedną róże – To za to gdy cię pierwszy raz zobaczyłem – sięga po drugą – To za to gdy powiedziałaś mi coś o sobie – sięga po trzecią – To za to gdy założyliśmy nasz mały klub rozwodników – uśmiecham się – To za to gdy pokazałaś mi swoją pasje – zostały jeszcze dwie – To za to, że jesteś cudowną mamą – i ostatnia – A to za to, że tutaj jesteśmy.
Odbieram od niego wszystkie róże, a potem rzucam mu się na szyje. To jest ta chwila, ta chwila gdy naprawdę ruszam do przodu.
– Ryan – przysuwam swoje usta do jego.
– Musisz być pewna – zrobił dla mnie dużo, tak naprawdę po prostu będąc obok.
– Chce cię pocałować – moje ręce ciasno go oplatają, on mocno trzyma mnie w talii, a wtedy nasze usta się spotykają.
To jest ta magia, która się dzieje gdy dwie osoby na coś czekają, a zarazem nie czekają na nic. Był obok, jest obok, a teraz jest częścią mojego życia.
Nie wie wiele o Luke'u, ale to jest coś zupełnie innego. To jak druga randka, gdy wiesz, że chcesz więcej i zaczynasz się starać. Tym są właśnie te kwiaty i mój ofiarowany pocałunek.
Ryan obrysowuje językiem kontur moich ust, a ja je dla niego rozchylam. Pocałunek jest spokojny, chodzi o nas, a nie o sam fizyczny akt.
– Jesteś niesamowita – szepcze w moje usta – niesamowita – nie dałam mu się dobrze poznać, ale on mnie widzi – Mogę prosić do tańca?
– Co?
– Zatańcz ze mną, ślicznotko – on sprawia, że jestem sobą i jestem też sobą dla kogoś.
Pozwalam mu się prowadzić, co jakiś czas śmiejąc się do siebie, że robimy coś tak dziwnego.
A potem wracamy do normalności i Ryan robi nam kawę.
– Jak minął weekend?
– Jadłam obiad z ojcem mojego dziecka i z samą Allie.
– Jak on się nazywa? – pyta w końcu.
– Luke.
– Luke Hemmings – kiwam głową – Zostałaś przy nazwisku?
– Ze względu na Allie, nie chce robić zamieszania w szkole, czy żeby musiała odpowiadać na zbędne pytania.
– Bycie tobą jest trudne, co? – znowu ta szczerość.
– Bycie ze mną jest trudne – wyciąga rękę i ściska moją dłoń.
– Małe kroczki, kolejne randki, kolejne pocałunki, a gdy róże zwiędną powiesz co dalej – ściskam jego dłoń w odpowiedzi.
– Dajesz mi możliwość wyboru?
– Potrzebujesz tego. Gdy mnie zdradziła żona, czułem, że nikt mi nie pomoże. Bo kto? Ona? A może mój najlepszy przyjaciel? No właśnie... Więc byłem sam, robiłem co mi się podoba i niszczyłem siebie. Ty potrzebujesz kontroli, a ja ci ją daje, lecz czuwam nad tobą – pochyla się i całuje mnie w dłoń – Jeśli zostaniemy przyjaciółmi to to też jest w porządku.
– A ty czego chcesz? – pytam śmiało.
– Żebyś zawsze była w takim humorze jak dzisiaj – lekko się uśmiecham.
– Zdradził mnie i będzie miał dziecko z inną. Najgorsze jest to, że to była kochanka, której opowiadał o nas i naszym życiu, z którą dzielił się tym, co robił z naszą córka. Od kilku lat żyliśmy tak naprawdę w otwartym związku, co było też moją winą. Jedno zdradzało drugie, bo drugie zdradzało. Rozumiesz?
– Staram się – powiem mu wszystko.
– Chciałam z nim nie tylko ze względu na Allie, ale czułam jakby on tego chciał tylko przez nią. On temu zaprzecza, ale nigdy nie zrobił niczego, żeby...
– Carrie... – podchodzi do mnie i przyciąga mnie do swojej piersi.
– Mimo wszystko mogłam na nim polegać. A teraz ty dajesz mi wybór i zarazem jego konsekwencje. Nie będę mogła koniec z tym do niego, ani do ciebie, to duży krok na przód – gładzi mnie po włosach – Uczę się żyć, Ryan. Tworze moje życie od podstaw, więc to co mi dajesz jest dobre.
– Chce ci pokazać ciebie – ściskam jego koszulkę.
– Za to dziękuje – całuje mnie w czoło.
Ryan jest moim własnym aniołem stróżem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro