Rozdział 26
Pojawiam się w moim domu bez uprzedzenia, ale dlatego, że muszę to zrobić.
– Tatuś! – Allie wpada w moje ramiona – Nie kłamałeś – tak strasznie ją kocham.
– Obejrzymy bajkę? – kiwa głową i biegnie do salonu.
Carrie przez chwile na mnie patrzy, a potem podchodzi do mnie.
– Jest w ciąży – podaje jej papiery – Jeden podpis, a jesteś wolna.
Wyrywa mi papiery z dłoni i ucieka. Nim się obejrzę trzaskają drzwi od naszej starej sypialni.
Carrie
Dlaczego teraz się waham? To jest to czego chciałam. To co mi zrobił...To wynika z czasu spędzonego razem, z tego jak na nim polegałam.
Nienawidzę, że mi to robi.
Nienawidzę, że będzie miał dziecko.
Nienawidzę go!
Czy teraz ożeni się z nią? To Allie będzie weekendową córka? Nie pozwolę na to do cholery!
Wiecie co jest najgorsze? Że w jakiś popieprzony sposób on miał racje. Ja też nienawidzę go tak bardzo, że aż go kocham.
W papierach jest pełno zapisów o alimentach, o Allie o tym, że ma takie same prawa jak ja, że może ją widywać kiedy chce, że muszę z nim uzgadniać decyzje, które zmieniają coś w życiu Allie. Samo pokazanie jak bardzo ją kocha. Mam ochotę kłócić się z nim o pieniądze, tylko po to, żeby pokłócić się z nim dla zasady. Wykrzyczeć mu, że nie chce tych pieniędzy, że nie są mi potrzebne, że on i tak dostaje je od mojego ojca, ale nie mam już siły.
Cala ta sytuacja była by inna gdyby tylko on zdradzał, gdyby tylko on był winny, ale on miał racje, ja też jestem.
Różnica jest chcieć czegoś, a to dostać. Wyobrażenia są lepsze, zawsze były.
Jednak po raz kolejny robię to, co powinnam.
Podpisuje.
Jestem wolna.
Tego chciałam, prawda?
Wychodzę z pokoju. Siedzi na kanapie z Allie i rozmawiają. Moja mała córeczka uśmiecha się do niego jakby był najlepszą osobą na świecie i doskonale rozumiem to spojrzenie. Jednak ja widzę tam coś więcej.
– Gotowe – podaje mu papiery.
– Zostajesz przy nazwisku? – pyta jak przy rozmowie przy kawie.
Siadam obok Allie.
– Tak – tak będzie lepiej dla wszystkich, dla mnie samej.
Dlaczego muszę być taka popieprzona?
Jestem rozwódka w wieku dwudziestu pięciu lat. Mogłam się tego spodziewać wcześniej. Chce mi się śmiać. Moje życie to pieprzony żart i pozwoliłam na to. Sama do tego doprowadziłam.
Teraz? Zamiast czuć, że mogę oddychać, czuje jakbym musiała zbudować cały świat od zera.
– Powiesz jej? – pytam bezgłośnie, machając głową w kierunku Allie.
– Nie – odpowiada w ten sam sposób – Kiedyś – mam nadzieje, że nie widać na mojej twarzy ulgi.
Siedzimy w chwile w ciszy.
– Muszę iść, Allie – mocno do niego przywiera – Zobaczymy się jutro, tak? – za to Luke dostaje już uśmiech – Niedługo pójdziemy wybrać rzeczy do twojego drugiego pokoju – nie mówi nowego, czy, że u niego. Trzyma się bezpiecznych słów.
Wiem co jej obiecał i wiem, że to się nigdy nie wydarzy. Nie mogłabym wiedzieć, że musi okazywać czułość i bliskość kobiecie, z która mnie zdradził, dlatego, że ma z nią dziecko. Oczywiście, że jestem temu winna, ale to nie znaczy, że nie mogę się od tego odsunąć, prawda? A on zdecydowanie mi to ułatwił.
Układam Allie do snu, która odkąd nie ma Luke'a nie lubi spać sama, więc zostaje z nią tak długo jak trzeba. Równie dobrze mogłaby spać ze mną, ale nie mogę jej tego nauczyć. Muszę nauczyć moją córkę niezależności, ale nie w obsesyjny sposób, a w ten zdrowy, normalny, gdzie po prostu gdy ktoś cię zrani poradzisz sobie sama. Allie zawsze ma nas, ale ja też mam dużą rodzine i co? Z reszta kiedyś, Allie może chcieć uciec od nas, bo dowie się jacy jesteśmy okropni.
Następnego dnia robię nam babskie śniadanie i czarujemy coś nowego z włosami Allie.
– Mamo – patrzy na mnie oczami swojego taty, to jest tak cholernie przerażajace – Tara robi urodziny w przyszłym tygodniu, mogę iść, proszę? – uśmiecham się do niej.
– Oczywiście, że możesz iść! Musimy w takim razie iść na zakupy i kupić Tarze prezent – twarzy Allie aż promienieje – Masz jakiś pomysł, kochanie?
– Jest taka nowa gra.. – przez następne kilkanaście minut słucham o najbardziej niesamowitej grze w historii, gdzie dziewczyny bawią się w pokaz mody i robią zakupy.
Co sugeruje mi, że gdy już po to pójdziemy, kupię Allie własną. Tak, moja córka jest rozpuszczona, ale jest też niesamowicie ułożona. Po za tym, co w tym złego, że kupię jej wszystko jeśli potem to ja z Luke'm się z nią tym bawimy, a nie zostawiamy ją samą sobie. Kocham minę Allie gdy przychodzą do niej koleżanki, a ona jest dumna z całego swojego królestwa. Na szczęście nie jesteśmy skąpi, ale przede wszystkim Allie jest kochanym dzieckiem i zawsze chętnie się dzieli.
– Pa, mamusiu! – mówi gdy Luke już trzyma w ręce jej plecak i jest gotowy do wyjścia – Baw się dobrze w szkole!
– Ty też, księżniczko! – dmucha w swoje blond loki, żeby nie zasłaniały jej oczu i macha do mnie po raz ostatni.
Moja córka nie ma pojęcia, że jej rodzice wczoraj podpisali papiery. Nie wie, że jej mama jest rozwódką.
Przejście nad tym do porządku dziennego jest o wile łatwiejsze niż mogłoby się wydawać, ponieważ to był tylko papierek. Może cofnął przynależeć nas do siebie, ale nic po za tym. Po prostu daliśmy sobie wolną rękę.
W końcu docieram na kampus. Pierwszy dzień nie był trudny, ale zdecydowanie nie był zbyt przyjemny. Nie udało mi się tutaj nikogo poznać i nie wiem czy właściwie to jest to czego chce. Oczywiście, życie ma swój własny plan.
– Carrie! – obracam głowę, żeby zobaczyć faceta z wczoraj. Poprawia okulary na nosie i podbiega do mnie – Uciekłaś wczoraj – bo jestem mamą.
– Po prostu nie lubię gdy ludzie mnie przez to oceniają. Jestem mamą i co z tego? – wodzi po mnie wzrokiem.
– Zdecydowanie nie widać, że jesteś mamą i nie miałem wczoraj nic złego na myśli. Jesteś samotną matką? – bierze moje dłonie w swoją jedną duża – Nie masz obrączki...
– Wow, ty naprawdę jesteś bezpośredni – znowu się do mnie uśmiecha.
– Nic na to nie poradzę.
– Wychowujemy razem dziecko, ale tak nie jesteśmy razem – puszcza moje dłonie.
– Ciężki orzech do zgryzienia, ale jestem pewien, że podejmę się wyzwania.
– Co ty mówisz? – jestem zdezorientowana.
– Chodź ze mną na kawę po wykładach – kręcę głową.
– Nie mogę – mówię bez przekonania – Muszę odebrać córkę ze szkoły, a potem zrobić jej obiad..
– Nie przerazisz mnie, wiesz? – sama tasuje go wzrokiem. Jest na co popatrzeć. Może nie jest tak wysoki jak mój były mąż, ale zdecydowanie bardziej umięśniony i ma o wole bardziej kwadratową szczękę – Jak wypadła ocena?
– Nie uważasz, że coś jest z tobą nie tak? – pytam, marszcząc brwi.
– Jedna kawa, ślicznotko – teraz przewracam oczami.
– Muszę iść – a on mi na to pozwala.
– To była tylko próba! Jutro zrobię to lepiej! – uśmiecham się pod nosem.
Ale dalej zadaje sobie pytanie: dlaczego ja?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro