Rozdział 14
– Więc co chcesz dzisiaj robić? – pyta gdy ja siedzę na jego kolanach.
– A jak wiele możliwości jest tutaj na oceanie? – marszczy nos.
– Faktycznie, wymyślę coś gdy wrócimy – chce mu wierzyć i to wydaje się to niezwykle trudne – A dzisiaj po prostu skorzystajmy ze słońca, co ty na to? – uśmiecham się – Widziałem gdzieś białe paski.. – jego dłoń ściska mój tyłek.
– Nie będę się opalać nago! – całuje mnie w szyję.
– Twojej siostrze to nie przeszkadza – spinam się i od razu chce zeskoczyć z jego kolan – Przepraszam, kurwa przepraszam – łapie mnie mocniej za biodra – Kurwa, wszystko pieprzę, prawda?
– Powiedziałam ci już, możesz iść ją pieprzyć – mówię bez emocji.
– Nawet po dzisiejszej nocy? – jedna noc, a tyle lat pieprząc innych – Ona musi się rozebrać do naga, żeby zwrócić uwagę. Ty nie musisz tego robić, żeby ją mieć.
– Długo nad tym myślałeś? Aha! I może na dodatek gdy już się rozbierze dostanie to co chce? – jego ucisk na moich biodrach zaczyna sprawiać mi ból – Wiesz, co robię czasem gdy wychodzisz? – chyba wie, że sprawia mi ból – Zastanawiam się jak wyglądają, czy są do mnie podobne, czy zupełnie inne, jak cię traktują, co lubisz, jak lubisz, co im dajesz czego mi nie dajesz, ale przede wszystkim zastanawiam się co wtedy czujesz. Lepiej ci?
– A tobie? – rzuca.
– Nie wiem, nie myślę, to są jedyne chwile gdy nie myślę – to przykre – Joe jest piękna i idealna. Nie musi nic robić, żeby mieć czyjąkolwiek uwagę, wystarczy, że się uśmiechnie. Ja? Czuję jakby wszyscy widzieli we mnie tylko mamę.
– Jesteś mamą – szybko zeskakuje z jego kolan.
– Nienawidzę tego! – mam problemy i dobrze o tym wiem. Może nie zwracam uwagi na jego problemy i to mój kolejny problem. Och, to moje ulubione słowo – Kocham Allie najbardziej na świecie i wiesz o tym! Ale chce być kimś więcej! Chce, żeby świat widział we mnie kogoś więcej, żebyś ty widział we mnie kogoś więcej! – dlatego seks to nigdy nie jest dobry pomysł.
– Carrie, możesz to zrobić – nie wiem dlaczego, ale zaczęłam płakać. Podchodzi do mnie i przyciąga mnie do swojej piersi – Pomogę ci – szlocham w jego koszulkę.
– Muszę to zrobić sama! – nie mogę liczyć na jego pomoc. Robię to od zawsze. Już nie pamiętam jak to jest.
–Dobrze, Carrie jeśli to sprawi, że poczujesz się lepiej – jestem taka żałosna – Jestem tu gdybyś mnie potrzebowałam – pocieram nosem o jego koszulkę – Dobrze? – kiwam głową – Chodź zjemy śniadanie, a potem spędzimy razem miło czas – tak bardzo tego chce.
– Przepraszam cię, rozumiem dlaczego jest jak jest. Gdy ja jestem taka – Luke wzdycha.
– Wszystko przed nami – oby tylko to co dobre.
Jest moim oparciem i on zdaje sobie z tego sprawę. Udaje, że mu to nie przeszkadza, ale to jak żyjemy temu zaprzecza. Ponieważ ja nie widzę go.
Dwie godziny później stoimy w łazience. Luke wiążę górę mojego stroju, a potem całuje mnie w gołe ramię. Chce sprawić, że czuje się pewniej, więc gdy jego usta suną po moim ramieniu aż do szyi, a jego dłonie ugniatają moje pośladki. Patrzę na nas w lustrze i wiem co on robi, ale robi to dla mnie. Sprawia, że czuje się piękna, pożądana, a nawet kochana. Tylko on potrafi sprawić dosłownie wszystko. Wszystkie negatywne emocje i wszystkie te najlepsze. Jego dłoń przesuwa się pomiędzy moje nogi, a usta skubią szyję.
– Kochanie – moje oczy robią się czerwone, ale nie chce płakać –Jesteś piękna –nie wiem jak długo tego nie słyszałam – I cholernie ciebie pragnę – na dowód szturcha mnie w tyłek swoją męskością – Potrzebujesz więcej dowodów? – obracam się w jego ramionach, a on od razu sadza mnie na brzegu umywalki.
Tak to jest zdecydowanie to czego potrzebowałam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro