Rozdział 8
*kolejny dziś
– Cześć – mówię gdy wsiadam do samochodu – Jak było w szkole?
– Super! – naprawdę zawsze mnie zadziwia. Już jest mądra, a będzie najmądrzejsza i Brdzie mogła podbić cały świat. Będę pakować jej prezerwatywy wszędzie i wytłumaczę dlaczego to jest właściwie. Nie chce, żeby musiała wybierać pomiędzy tym co ważne, a co ważniejsze.
– Tata obiecał Macdonalda na obiad! – patrzę na Luke'a, naprawdę za bardzo ją rozpieszcza. A może on jej w ten sposób coś wynagradza?
– Co tydzień tak sobie jecie? – Allie kręci głową.
– Czasem jedziemy do babci i ona robi obiad – mowa o mamie Luke'a. Ta kobieta mnie nienawidzi, przysięgam wam to.
– Co u babci? – pytam ją.
– Ciocia Lexi się wyprowadziła i nie ma kto ze mną czesać lalek – patrzę na Luke'a.
– Czy ten chłopak jest w porządku? – Lexi to jego młodsza siostra. Ma ledwo osiemnaście lat. On właściwie pomagał ją wychowywać, teraz wysyła im pieniądze. Czuje jakbym im go zabrała. Bogata dziewczynka, zabiera im ukochanego syna i brata.
– Adam mówi, że Troy jest w porządku, ale i tak mamy na niego oko – kiwam głową.
– Dostała się na studia?
– Tak, idzie na projektowanie – a Luke będzie za to płacił, a ja uświadamiam sobie, że on ma na głowie cztery ciężary. Cztery kobiety, które polegają tylko na nim.
– Ciocia Lexi jest super, powiedziała, że zaprojektuje mi sukienkę! – obracam głowę do Allie.
– Tak? – kiwa głową.
– To czy możemy zjeść macdonalda? Tatusiu, proszę!
– Czy to ja jestem w tej rodzinie ten najbardziej uległy? – mała kiwa głową – Dobrze, ale wystarczy tego dobrego na cały miesiąc – Allie fuka pod nosem.
– A gofry? – niezawodna pamięć.
– Czy kiedykolwiek ci odmówiłem? – mi też nie odmówiłeś, nawet pieprzenia innych kolesi.
– Nie! I za to cię kocham! – a ja nienawidzę.
Zjadamy niezdrowy obiad, a potem w końcu jedziemy do zoo.
– Na barana! – mówi gdy tylko wysiada z samochodu.
Luke bez wahania podnosi ją i sadza na swoich barkach.
– Czy ja też będę taka wysoka?
– Może odziedziczysz wzrost po mamie – patrzy na mnie z góry.
– Chce być wysoka aż do nieba – kupuje trzy bilety i wchodzimy do zoo.
Gdy była mniejsza robiliśmy to często. Kiedyś nawet jeszcze my się dotykaliśmy. Ona była na jego barkach gdy ja szłam przytulona do niego. Luke trzyma ją za łydki, żeby mu nie spadła, a ona zawija swoją ramiona pod jego broda, drażniąc małymi rączkami jego podbródek.
– Łaskocze, kochanie – Allie jeszcze bardziej drażni jego brodę.
– Kuje, tatusiu – Luke podgryza jej paluszki, a ona chichocze.
Idziemy nie rozmawiając ze sobą. On rozmawia tylko ze swoją córka. Ona co chwile chce się zatrzymać przy jakimś zwierzątku. Stoimy tam tak długo aż jej się nie nudzi.
– Andy pokazywała mi dzisiaj zdjęcia swojej małej siostrzyczki, która się właśnie urodziła. Czy ja też byłam taka mała? – mamy zdjęcia ze szpitala. Jak osiemnastoletni Luke trzyma ją na rękach i płacze. Widać mnie w tle, też ze łzami w oczach. Chudziutki chłopak, który nie wie go to siłownia, ani fryzjer trzyma dziecko na rękach. Kocham i nienawidzę tych zdjęć jednocześnie.
– Jak wrócimy do domu i nie zapomnisz to możesz siebie zobaczyć – Allie aż klaszcze w dłonie.
– Tak! – nie wiem czy nas tam pozna. Większość rodziców różniłaby się kolorem włosów czy może wagą. My różnimy się nawet rysami twarzy i posturą.
– Wyglądałem wtedy strasznie – mówi pod nosem – Allie nie chcesz tego widzieć – ona chichocze.
– Chce zobaczyć siebie!
– Najpierw wytnę ze wszystkich zdjęć siebie, a potem ci sam.
– Nie pozwolę ci wycinać nic z tych zdjęć – mówię do niego – Chciałeś tam być.
– Hej, tylko żartuje – mówi spokojnie, bo Allie cały czas siedzi na nim – Ale boje się, że Allie mnie nie pozna.
Dawno nie oglądałam tych zdjęć. Nie wiem właściwie czy robiłam to kiedykolwiek.
– Pamiętasz moją fryzurę? – pyta mnie – Postawione włosy z za dużą ilością żelu.
– Lepszy był twój zarost. Trzy włoski na krzyż, kazałeś mi dotykać i mówiłeś, patrz jestem mężczyzną – uśmiechamy się lekko do siebie.
– Czy teraz wyglądam lepiej? – czy on ze mną flirtuje? Nie to głupie. To mój mąż.
– Lubię twój zarost – mówię nieśmiało.
– Wiem – takie dni zwiastują bardzo prostą rzecz. Z jakiegoś dziwnego powodu niedługo wylądujemy razem w łóżku. Nie rozumiem dlaczego ze sobą sypiamy, ale robimy to. Może Luke traktuje to jako małżeński przywilej, a może ja to robię – Allie, co ty na to, żebyś na chwile zeszła? Z dołu lepiej widać, aniołku.
– Dobrze, tato – ściąga ją z barków i stawia pomiędzy nami.
Teraz znajdujemy się przy lwach i tygrysach. To chyba ulubione zwierzęta Allie. Chociaż nie wiem czy nie woli Koali i Kangurów.
– Ładnie wyglądasz – szepcze mi do ucha mój mąż. Czuje aż ciarki na ciele.
– O co chodzi? – pytam ze zmarszczonymi brwiami – Dlaczego jesteś dla mnie miły?
– Ponieważ mam na to ochotę – dotyka mojego policzka, a ja zrzucam jego dłoń, starając się nie przykuć uwagi Allie.
– Proszę, przestań – marszczy brwi jakby nie rozumiał.
– Allie ma twój uśmiech, kocham twój uśmiech – dlaczego on to robi?
Allie staje pomiędzy nami i unosi głowę, żeby na nas spojrzeć. Odgarniam jej loki z twarzy, bo jestem pewna, że nic przez nie nie widzi.
– Uśmiechnij się, mamo – nie wiem czy mogę to teraz zrobić – Chce zobaczyć mój uśmiech! – czy ona rozumie co tu się dzieje?
Próbuje się uśmiechnąć.
– Szerzej, mamusiu – Luke kuca do Allie. Robię wszystko, żeby tylko nasze spojrzenia się nie skrzyżowały – Masz tato racje – zarzuca mi ręce na szyje – Tatuś zawsze mówi, że mam się dużo uśmiechać, bo pięknie wtedy wyglądam.
– Wracajmy do domu – muszę stąd uciec, nie rozumiem czemu to robi.
– Tato..
– Pamiętam, Allie, najpierw pluszak – mała mocniej mnie przytula.
Zawsze wraca z zoo z nowym pluszakiem. Za każdym razem to jej ulubione zwierzę, póki nie przyjdzie tu po raz kolejny.
– Piękna – powtarza gdy wstajemy.
– Co ty robisz?
– Mówię mojej żonie, że jest najpiękniejszą kobietą na świecie – nie jesteśmy małżeństwem z miłości i oboje to wiemy. Luke po prostu miał więcej samozaparcia i siły od innych i został. Ja? Jestem do niego przyzwyczajona. W jakiś popieprzony sposób jest nawet bezpieczny.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro