Rozdział 52
kilka tygodni później
– Dziękuje za wszystko – przytulam go mocno – Nie wiem jak byłeś w stanie to wszystko zrobić..
– Carrie, wiedziałem, że jesteś złamana i wiedziałem, że nie należysz do mnie. Próbowałem siebie przekonać, że może uda mi się to zmienić, bo jesteś taka niesamowita, ale potem patrzyłem na Allie i twoje serce należy do niego ze względu na tą małą dziewczynkę.
– Pomimo tej małej dziewczynki – szepcze.
– To prawda, ale to wy musieliście to zrozumieć. Patrzyłem na was tygodniami – całuje go w policzek.
– Znajdziesz swoje szczęście, Ryan – ściska mnie mocno.
– Wiem to. Kto wie? Może w Melbourne miałem spotkać ciebie? A jak odwiedzę was w Sydney to spotkam miłość życia?
– Będę tęsknić! – podbiega do nas Allie i przytula go – Będziesz przysyłał mi książki, Ryan? – Ryan kiwa głową.
– Zdecydowanie tak – Luke zamyka bagażnik i podchodzi do nas.
Staje za mną i obejmuje mnie w talii, a ja bezpiecznie się o niego opieram.
– Cóż, nie dam ci uścisku, bo to będzie mało męskie – uśmiechają się do siebie.
– Spokojnie, pamiętam jak mnie ściskałeś – Luke parska śmiechem.
– Dziękuje – mówi Luke, a Ryan daje mu skinienie głowy.
– Ludzie mogą mówić, co chcą, ale to właśnie was, w najbardziej szalonej relacji w moim życiu, znalazłem prawdziwych przyjaciół – zrobiliśmy się ckliwi co.
Luke udaje, że nie sypiałam z Ryanem. Ryan udaje, że nie sypiał ze mną i tego się trzymamy. Gdzieś w tym wszystkim pojawiło się zaufanie, a co ważniejsze prawdziwe oddanie.
– Musimy jechać. Odwiedź nas, stary – Ryan kiwa głową.
– Pa, szalona rodzinko – machamy mu całą trójką, a potem wsiadamy do auta.
Uznaliśmy wyjazd z tego miasta za konieczny. Nie chodziło to, że byśmy sobie nie poradzili, ale dobrze było móc spróbować z czystą kartą. Ja skończyłam pierwszy rok studiów, Luke zaliczył pierwszy semestr, a zarazem zdał jakieś dziwne egzaminy, które dają mu różne możliwości, co do pracy. Nie do końca rozumiem o co chodzi, bo on nie chce tego powiedzieć, ale wyciągnę to z niego na miejscu.
– Gotowe do drogi, dziewczyny? – jego dłoń ściska moje kolano.
– Gotowa, tatusiu!
– Bardziej nie będę – dostaje pocałunek w skroń, a potem jedziemy w kolejną podróż.
Rok później
– Jesteś pewien, że umiesz to prowadzić? – stoimy właśnie na pokładzie naszego malutkiego jachtu.
– Jestem pewien – przyciąga mnie do swojego boku, a Allie wybiega z dolnego pokładu.
– Tu jest super! – przez ostatni rok tak strasznie wyrosła. Chucha na swoje włosy, żeby nie wpadały jej do oczu – Czy możemy już wypłynąć, proszę?
– Pierwszy zachód słońca z kapitanem Lukiem – całuje go w szyję – Czas zacząć.
On prowadzi, gdy my stajemy z Allie przy barierkach i podziwiamy ocean.
– Zawsze już tak będzie? – pyta Allie.
– Myślę, że nie – patrzy na mnie od razu smutno – Kiedyś będzie nas więcej – czochram jej blond loki.
– Będę miała rodzeństwo? – kiwam głową.
– Skończymy z twoim tatą studia – co mając dziecko nie jest proste, ale nie jest też niemożliwe. Jak się okazuje jeśli chcesz to możesz, a my chyba jesteśmy na to najlepszym przykładem – A potem, zdecydowanie będziesz miała rodzeństwo!
– Będę najlepszą starszą siostrą! – wszyscy to wiedzą.
Allie zasypia od razu po zachodzie słońca, a my zostajemy z Luke'm na górnym pokładzie.
– Gdyby to było moje dziecko – oboje jesteśmy spięci – nie byłoby nas tutaj, prawda?
– Nie, nie było – mówię szczerze – Przepraszam, Luke, ale to by było za dużo – obejmuje mnie od tyłu niemal boleśnie.
– Ktoś nad nami czuwa – uśmiecham się od ucha do ucha – Ktoś wiedział, że my jesteśmy sobie przeznaczeni.
– Jak to jest być drugi raz mężem? – pytam go.
– Jakbym nigdy nie przestał – teraz jest inaczej i lepiej.
Ufamy, pomagamy, trwamy, jesteśmy.
– Czy jestem dla ciebie dobra? – pytam.
– Wiesz od czego się zaczęło? – kiwam głową – Jesteś moją najlepszą przyjaciółką, Carrie – przysuwa swoje usta do moich i delikatnie mnie w nie całuje. Zaplatam ręce wokół jego szyi – miłością mojego życia – szepcze – matką mojego dziecka i przyszłych dzieci – kolejny całus – moją żoną.
– Chcesz usłyszeć zabawną rzecz? – pytam.
– A co jeśli nie będzie zabawna? – szturcham go w ramię.
– To wtedy powiesz prawdę.
– To wtedy powiem prawdę.
Cóż chyba nauczyliśmy was najprostszej rzeczy na świecie. Zawsze mówcie prawdę
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro