Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 36

Widzę Ryana na korytarzu, więc z uśmiechem na ustach podbiegam do niego.

– Cześć – cmokam go w policzek, czym go zaskakuje.

– Ktoś tu jest w dobrym humorze – uśmiecham się szerzej.

– Wszystko w końcu zaczyna się układać – dotyka kciukiem moich ust.

– Podoba mi się ten uśmiech – gryzę go w palec – Mam coś dla ciebie, chodź – łapie mnie za nadgarstek i ciągnie w stronę swojego gabinetu.

– Ale panie profesorze, już zaliczyłam te zajęcia! – krzyczę na cały korytarz, a Ryan parska śmiechem.

Na biurku stoi bukiet róż.

– Masz wielbicieli? – wyciąga go z wazonu i podchodzi do mnie.

– Ja jestem wielbicielem – wyciąga jedną róże – To za to gdy cię pierwszy raz zobaczyłem – sięga po drugą – To za to gdy powiedziałaś mi coś o sobie – sięga po trzecią – To za to gdy założyliśmy nasz mały klub rozwodników – uśmiecham się – To za to gdy pokazałaś mi swoją pasje – zostały jeszcze dwie – To za to, że jesteś cudowną mamą – i ostatnia – A to za to, że tutaj jesteśmy.

Odbieram od niego wszystkie róże, a potem rzucam mu się na szyje. To jest ta chwila, ta chwila gdy naprawdę ruszam do przodu.

– Ryan – przysuwam swoje usta do jego.

– Musisz być pewna – zrobił dla mnie dużo, tak naprawdę po prostu będąc obok.

– Chce cię pocałować – moje ręce ciasno go oplatają, on mocno trzyma mnie w talii,  a wtedy nasze usta się spotykają.

To jest ta magia, która się dzieje gdy dwie osoby na coś czekają, a zarazem nie czekają na nic. Był obok, jest obok, a teraz jest częścią mojego życia.

Nie wie wiele o Luke'u, ale to jest coś zupełnie innego. To jak druga randka, gdy wiesz, że chcesz więcej i zaczynasz się starać. Tym są właśnie te kwiaty i mój ofiarowany pocałunek.

Ryan obrysowuje językiem kontur moich ust, a ja je dla niego rozchylam. Pocałunek jest spokojny, chodzi o nas, a nie o sam fizyczny akt.

– Jesteś niesamowita – szepcze w moje usta – niesamowita – nie dałam mu się dobrze poznać, ale on mnie widzi – Mogę prosić do tańca?

– Co?

– Zatańcz ze mną, ślicznotko – on sprawia, że jestem sobą i jestem też sobą dla kogoś.

Pozwalam mu się prowadzić, co jakiś czas śmiejąc się do siebie, że robimy coś tak dziwnego.

A potem wracamy do normalności i Ryan robi nam kawę.

– Jak minął weekend?

– Jadłam obiad z ojcem mojego dziecka i z samą Allie.

– Jak on się nazywa? – pyta w końcu.

– Luke.

– Luke Hemmings – kiwam głową – Zostałaś przy nazwisku?

– Ze względu na Allie, nie chce robić zamieszania w szkole, czy żeby musiała odpowiadać na zbędne pytania.

– Bycie tobą jest trudne, co? – znowu ta szczerość.

– Bycie ze mną jest trudne – wyciąga rękę i ściska moją dłoń.

– Małe kroczki, kolejne randki, kolejne pocałunki, a gdy róże zwiędną powiesz co dalej – ściskam jego dłoń w odpowiedzi.

– Dajesz mi możliwość wyboru?

– Potrzebujesz tego. Gdy mnie zdradziła żona, czułem, że nikt mi nie pomoże. Bo kto? Ona? A może mój najlepszy przyjaciel? No właśnie... Więc byłem sam, robiłem co mi się podoba i niszczyłem siebie. Ty potrzebujesz kontroli, a ja ci ją daje, lecz czuwam nad tobą – pochyla się i całuje mnie w dłoń – Jeśli zostaniemy przyjaciółmi to to też jest w porządku.

– A ty czego chcesz? – pytam śmiało.

– Żebyś zawsze była w takim humorze jak dzisiaj – lekko się uśmiecham.

– Zdradził mnie i będzie miał dziecko z inną. Najgorsze jest to, że to była kochanka, której opowiadał o nas i naszym życiu, z którą dzielił się tym, co robił z naszą córka. Od kilku lat żyliśmy  tak naprawdę w otwartym związku, co było też moją winą. Jedno zdradzało drugie, bo drugie zdradzało. Rozumiesz?

– Staram się – powiem mu wszystko.

– Chciałam z nim nie tylko ze względu na Allie, ale czułam jakby on tego chciał tylko przez nią. On temu zaprzecza, ale nigdy nie zrobił niczego, żeby...

– Carrie... – podchodzi do mnie i przyciąga mnie do swojej piersi.

– Mimo wszystko mogłam na nim polegać. A teraz ty dajesz mi wybór i zarazem jego konsekwencje. Nie będę mogła koniec z tym do niego, ani do ciebie, to duży krok na przód – gładzi mnie po włosach – Uczę się żyć, Ryan. Tworze moje życie od podstaw, więc to co mi dajesz jest dobre.

– Chce ci pokazać ciebie – ściskam jego koszulkę.

– Za to dziękuje – całuje mnie w czoło.

Ryan jest moim własnym aniołem stróżem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro