Rozdział 15
Luke
Z nadzieją na lepsze jutro.
Dawno nie patrzyłem tak na życie z moją żoną.
Przychodzi taki moment gdzie nie wiesz co zrobić ze swoim życiem. Możesz zacząć od nowa albo możesz naprawić coś zepsutego, ale nie możesz cofnąć czasu. Zrobiłem dwie rzeczy w bardzo krótkim czasie, ale znowu czułem się jak ten osiemnastoletni gówniarz, który o mały włos się nie podał.
Właśnie zaczynał się rok akademicki. Byłem wściekły, że nie mogę tam być, nie mogę grać w piłkę, nie mogę imprezować z przyjaciółmi, nie mogę mieć osiemnastu lat. Jednak z każdym spojrzeniem na Allie zabijałem się w myślach za to. Miałem Carrie, która mnie rozumiała. Tylko ona wiedziała co to znaczy prawdziwe życie w wieku osiemnastu lat. Jednak Carrie zawsze miała łatwiej niż ja, bo to ja tu byłem mężczyzną, to na mnie miała polegać, nie ja na niej i przerasta mnie to do dziś. Dlatego cztery miesiące po rozpoczęciu roku akademickiego, gdy trener piłki zadzwonił do mnie i powiedział, że jeśli już jutro zacznę to przyjmie mnie do drużyny, dostanę pokój w akademiku, a egzaminy będę musiał zaliczyć w dłuższym terminie. Wiecie co zrobiłem? Spakowałem się i zamierzałem odejść. Byłem przerażony moim życiem. Carrie spała, Allie spała, a ja wziąłem torbę jak tchórz i wyszedłem. Tłumaczyłem sobie, że tak będzie lepiej, że zapewnię w ten sposób moim dziewczynom lepsze życie.
Wyszedłem z domu. Domu rodziców Carrie, byłem tu tak naprawdę obcy. Czułem spojrzenia jej ojca, które mówił, że to wszystko moja wina. Miał racje, to była moja wina.
Wyszedłem za bramę i wtedy..
Usłyszałem płacz Allie, to było niemożliwe, ale ja to słyszałem. Stałem jak wryty trzy kroki przed bramą. Byłem wolny i pusty. Nie wiem jak długo tak stałem. Jeśli Allie naprawdę by płakała, Carrie by wiedziała, co zrobiłem. Do dzisiaj się tego wstydzę.
Cofnąłem się, w końcu się cofnąłem i pognałem do mojej córeczki.
Spała, nie płakała.
Oparłem się o jej łóżeczko i zacząłem płakać i to nie nad nie spełnionymi marzeniami, ale nad tym do czego byłem zdolny.
Dzisiaj? Gdy widzę jak Allie za każdym razem patrzy na mnie z miłością i podziwem wstydzę się tego jeszcze bardziej. Moje życie jest całe oblane wstydem. To jaką mam relację z żoną, to co robię po za małżeństwem, ale najbardziej to, że poddałem się.
Wiecie co jest najgorsze w tym co zrobiłem?
Że zrobiłbym to drugi raz. Siedem lat później zrobiłbym mojemu dziecku o mały włos dokładnie to samo, co ja jako gówniarz.
Staram się o tym nie myśleć, więc wstydzę się tylko za tego młodego gnojka, który chciał czegoś więcej.
Ale po raz drugi cofnąłem się i teraz pnę do przodu, walcząc o coś więcej niż moje dziecko.
Walczę o kobietę, która myśli, że jest słaba, gdy tak naprawdę to facet, którego ma pod nosem to największy słabeusz.
Jednak dzisiaj? Dzisiaj rozkoszuje się jej szczerym uśmiechem i triumfalnymi spojrzeniami na swoją młodszą siostrę.
Kocham uśmiech Carrie. Kocham ją. Może nie kocham jej tak jak kochają w filmach, ale zrobię wszystko, żeby ona tak czuła.
Nie kocham jej tak, nie dlatego, że kocham kogoś innego. Po prostu kochanie kogoś z kim wychowuje się dziecko jest inne. Brakuje elementu zakochania, który nie do końca wiem jak zbudować.
– Zaraz dobijemy do portu – ubrana tylko w swój skąpy strój siada na moich kolanach – Ten weekend był cudowny – uśmiecham się do niej. Nie wiem kiedy widziałem ją taką zadowoloną. W końcu czuje mnie i widać, że to jej było potrzebne. Nie zdaje sobie tylko sprawy jak bardzo mi to było potrzebne, że potrafię to zrobić.
Nie kłamałem gdy mówiłem, że to zawsze była ona i to zawsze będzie ona.
Muszę tylko znaleźć sposób, żeby to co do siebie czujemy nie było bezpośrednio związane z Allie.
Zawsze będziemy rodziną.
Jednak nie zawsze będziemy parą.
Mogę być jej mężem, mogę być jej kochankiem, ale nie zawsze mogę być jej partnerem.
– Allie chciała, żebyśmy ją zabrali w rejs. Na początku nie podobał mi się ten pomysł – rozumiem to, my na takiej małej przestrzeni – Ale teraz? Musimy to zrobić – zaplata ręce wokół mojej szyi.
– Za tydzień? – kiwa głową i całuje mnie krótko w usta.
– Chodź się ubrać, zaraz będziemy na miejscu i jedziemy po naszą księżniczkę! – już zapomniałem jaka potrafi być radosna. To ja jej to zrobiłem czy życie nam to zrobiło? Co odebrało nam nasze prawdziwe uśmiechy do siebie?
Carrie nie może oderwać rąk ode mnie przez całą resztę pobytu na jachcie. Odwdzięczam się tym samym poznając jej ciało na nowo. Zawsze była piękna, ale zapomniałem o tym. Zapomniałem o zbyt wielu rzeczach, które są w niej dobre.
W końcu odbieramy nasze małe szczęście.
– Tatusiu! – Allie wpada w moje otwarte ramiona – Tęskniłam za wami! – Carrie całuje Allie w czubek głowy.
– My za tobą też, aniołku – dobrze jest widzieć moje dziewczyny naprawdę szczęśliwe.
– Mamo – Allie obejmuje ją swoimi chudymi ramionami – Ładnie się uśmiechasz – Carrie posyła mi uśmiech.
Muszę to naprawić.
Muszę sprawić, że wyrzuty sumienia nie będą miały znaczenia.
– Czy możemy już jechać do domu, proszę?
– Chcieliśmy cię zabrać na lody – czochra jej loki, a Allie od razu je poprawia.
– Lody! – sadzam małą na foteliku i pomagam jej się zapiąć.
– Jak się bawiłaś? – uśmiecham się do niej we wstecznym lusterku.
– Czy wiedzieliście, że dziadek kupił mi kucyka? – patrzę na Carrie, a ona na mnie – To jest naprawdę mój kucyk! –i właśnie dlatego posiadanie zbyt dużej ilości pieniędzy nie jest dobre – Ale nie mogę go trzymać w mieszkaniu.. – Carrie obraca się do niej.
– Coś wymyślimy, prawda? – Allie aż podskakuje.
– Dziękuje!
Zdecydowanie nie będę trzymał kucyka w mieszkaniu. Nie ma kurwa opcji.
Dlaczego ojciec Carrie musi być taki szalony?
No tak w końcu to mu zawdzięczamy wszystko. Gdyby chciał mógłby nam kupić dom i powiedzieć, że teraz tam mamy mieszkać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro