Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 6

Emma

Następnego dnia w czasie przerw między zajęcia, starałam się unikać Samuela. Kiedy widziałam go, że zmierza w moim kierunku, pociągałam Jennifer w przeciwną stronę albo mówiłam, żeby mnie zasłoniła. Nie chciałam z nim rozmawiać. Chciałam być, jak najdalej od niego, ale sądząc po jego zachowaniu, on chciał inaczej.

– W końcu cię złapałem – powiedział, opierając się o ścianę obok mnie. Akurat teraz, Jennifer musiała mnie zostawić samą. Zagryzłam wnętrze policzka i odwróciłam głowę w jego stronę.

– Cześć – mruknęłam w jego stronę i wróciłam wzrokiem przed siebie, wypatrując Jennifer.

– Emma, możemy chwilę porozmawiać?

– Nie mamy o czym – wróciłam do niego spojrzeniem.

– Mi się wydaję, że mamy – dotknął mojego ramienia. Najpierw spojrzałam w tamto miejsce, a dopiero później podniosłam głowę.

– Samuel, nie zrozum mnie źle, ale musimy trzymać się na dystans. Wiem o takich jak ty więcej, niż tobie się wydaje.

– Takich, jak ja? Czyli, jakich? – zmarszczył brwi i intensywnie mi się przypatrywał.

– Te imprezy, dziewczyny, bycie popularnym. Jesteśmy całkiem inni, dlatego po raz kolejny mówię tobie; zostaw mnie w spokoju!

– Skąd wiesz, że taki jestem? Od razu porównujesz mnie do innych, nie znając mnie? – jego głos brzmiał na urażony. – A kto w ogóle dał tobie taki przykład?

– Jakbyście się różnili od siebie. Wiem, jakie plotki wokół was krążą, a szczególnie po tym, co zobaczyłam wczoraj, to nie mam żadnych wątpliwości. Dość już się poznałam na was, piłkarzach. Widziałam, co mój brat wyrabiał, dlatego mam was już dość.

– Wsadziłaś mnie do jednego worka razem z innymi, a taki w ogóle nie jestem. Twój brat jest moim przeciwieństwem.

– Bo ci uwierzę – przewróciłam oczami.

– Już nie jesteś taka cicha, jak za pierwszym spotkaniem – zbliżył się do mnie o parę kroków. – Dopóki mnie nie poznasz, nie zdasz sobie sprawy, jak bardzo się myliłaś. A i zapomniałbym. Nie zostawię cię w spokoju, Emmo – spojrzał przed nas, a później wrócił wzrokiem znowu na mnie. – Udowodnię tobie, jak bardzo się myliłaś w dniu, gdy we mnie się zakochasz – uśmiechnął się kącikiem ust i odszedł ode mnie, zostawiając mnie zaszokowaną.

Zakocham się?

Chyba w jego snach. Nie miałam zamiaru wiązać się z piłkarzem albo jakimkolwiek innym przedstawicielem sportu. Miałam ich po dziurki w nosie. Najpierw musiałam spełnić swoje marzenia, aby zostać nauczycielką, a dopiero później, chciałam myśleć o związku, czy rodzinie.

– Co chciał od ciebie? – stanęła obok mnie Jennifer, kładąc rękę na moim ramieniu.

– Sama nie wiem. Mówił tylko, że go unikam, a później, że nie jest tacy jak inni – wzruszyłam ramionami. – Chodźmy na zajęcia, bo się spóźnimy.

– Jak będzie tobie się naprzykrzał to powiedz. Ja sobie z nim chętnie pogadam.

– Jesteś dokładnie taka sama, jak mój brat. Spokojnie, poradzę sobie z nim.

– Z twoją spokojną naturą? – popatrzyła na mnie i uniosła obie brwi do góry. – Przepraszam, Em, ale tego nie widzę.

– Ja też nie, ale przynajmniej na kimś potrenuję – zaśmiałyśmy się i skierowałyśmy się do sali wykładowej.

Zajęłyśmy miejsca w ostatnim rzędzie i wyciągnęłyśmy notatnik. Jednak zamiast skupić się na tym, co mówił wykładowca, zaczęłam kreślić dziwne znaczki w zeszycie i zastanawiałam się, nad słowami Samuela. Był bardzo pewny siebie. Aż za bardzo był pewny. Bałam się, że teraz będzie chciał zrobić wszystko, aby wypełnić swoją obietnicę. Musiałam zacząć myśleć nad dobrymi wymówkami, żeby przypadkiem nie zostać z nim sam na sam. Choć, gdy zobaczyłam ból w jego oczach, kiedy porównałam go do reszty chłopaków z drużyny, zrobiło mi się go trochę żal. Może wyniosłam pochopne wnioski na jego temat? Ale patrząc na przyjaciół, z którymi mieszkał, na pewno nie mógł być inni, niż oni.

Jennifer, dotknęła mnie delikatnie w ramię i pokazała na ścianę, na której była notatka do odpisania. Kiwnęłam głową w podziękowaniu i zaczęłam ją przepisywać, mając w głowie przez cały czas, słowa Samuela. Przez półtorej godziny moje myśli krążyły wokół szatyna, zamiast słuchać o podstawie pedagogii.

– Przez cały czas byłaś, gdzie indziej myślami. Co się z tobą dzieje? – zapytała się, moja przyjaciółka, gdy opuściłyśmy salę wykładową. – Czyżby, Carter siedział tobie w myślach?

– Nie, to nie on – odpowiedziałam szybko. Nawet zbyt szybko, gdyż jej brwi uniosły się. – Myślę o Jacobie. Miał dzisiaj zaprosić jedną dziewczynę na randkę i dlatego nie było mnie duchem na zajęciach.

– Powiedzmy, że ci wierzę. Co to za dziewczyna?

– Layla z pracy. Widziałam ją już parę razy. Wydaję się być... – zaczęłam szukać odpowiedniego słowa w głowie. – Słodka? Normalna? Na pewno jest inna od tych, z którymi spotykał się na studiach.

– To dobrze – odpowiedziała nonszalancko, ale jej zachowanie nie pokazywało, że przyjęła to, jak każdą inną informację. Przypatrywałam jej się chwilę, ale w końcu odpuściłam i zaczęłam z nią rozmawiać na każdy inny temat, byle nie o moim bracie.

Na szczęście, Jennifer rozluźniła się i wracałyśmy razem do domu. Cieszyłam się, że mieszkałyśmy blisko siebie, gdyż o osiemnastej, była już całkowita noc, a do wiosny był jeszcze miesiąc.

– Może przyjdziesz na chwilę do mnie? Pewnie i tak, Jacoba jeszcze nie ma w domu, więc nie będziesz siedzieć sama.

– Ale tylko na chwilę. Muszę jeszcze zrobić część swojej prezentacji na zaliczenie.

– Oczywiście. Przecież nie każę tobie u mnie zamieszkać.

– Z tobą nigdy nic nie wiadomo – zaśmiałam się, a Jen posłała mi naburmuszone spojrzenie.

Kierując się do jej domu, byłam pewna, że kilka metrów dalej, stał Samuel i czekał na mnie, ale szybko odsunęłam od siebie tę myśl. Chyba nie mógł być, aż tak zawzięty w tym, co powiedział.

Albo ja go na prawdę, tak źle oceniłam.

Weszłyśmy do domu, Jennifer. Najpierw spotkałyśmy jej mamę, a później tatę. Oboje siedzieli w salonie i rozmawiali na jakiś temat.

– Dzień dobry – przywitałam się z nimi i poszłam dalej za przyjaciółką.

Jej rodzice również przywitali się ze mną i wrócili do przerwanej rozmowy. Weszłyśmy do jej pokoju i zamknęła za nami drzwi. Jennifer, usiadła na łóżku, a ja na fotelu, na przeciwko niej. Przyjaciółka, wyciągnęła notatnik, który trzymała pod poduszką i zaczęła coś w nim pisać.

– Więc, po co mnie do siebie ściągnęłaś? – zapytałam, po kilku minutach ciszy.

– Chciałabym tobie coś pokazać, ale proszę nie śmiej się – uprzedziła mnie przed podaniem notatnika.

– Wiesz, że nigdy nie będę się z ciebie śmiać – wzięłam od niej zeszyt i otworzyłam na zaznaczonej stronie. Zaczęłam czytać i w połowie zorientowałam się, że to był tekst piosenki. – Piszesz teksty?

– Nie dla siebie. Moja kuzynka ma zaliczenie i pomagam jej w tworzeniu. Jak myślisz spodoba jej się to?

– Oczywiście, że tak! Jesteś fantastyczna – doczytałam resztę tekstu, który mówił o zranionej dziewczynie. Jennifer, miała talent do tego.

Pokazała mi kilka innych swoich tekstów, które różniły się od siebie. Jeden był smutny, inny zaś wesoły i radosny. W każdym była cząstka, Jennifer i ja to potrafiłam rozpoznać. Później zaczęłyśmy plotkować o innych dziewczynach z roku. Bardziej to przyjaciółka o nich rozmawiała, bo ja nie lubiłam nikogo obgadywać. Nigdy nie wiadomo było, co ktoś inny mówił na twój temat, dlatego wystrzegałam się tego jak ognia. Chwilami tylko przytakiwałam głową, gdy akurat się z nią zgadzałam. Spojrzałam na zegarek, który miała zawieszony na bocznej ścianie. Byłam już u niej prawie dwie godziny, więc musiałam zacząć się zbierać, ale jedna sprawa nie dawała mi spokoju, dlatego wstając spojrzałam na Jen, przenikliwie.

– Jak tobie się układa z Martinem?

– Dobrze – wzruszyła ramionami i spojrzała, gdzieś ponad moje ramię.

– Jennifer – powiedziałam poważniej i czekałam, aż na mnie powróci wzrokiem. – Co się stało?

– Nic. Jak każda prawdziwa para, mamy lekki kryzys, ale spokojnie to minie – dotknęła mojego ramienia.

– Zawsze możesz mi o tym powiedzieć, pamiętaj.

– Wiem, Emma, wiem – westchnęła. – A ty zawsze możesz mi powiedzieć, jak będzie poważnie z panem obsesją.

– Z nim nie będzie poważnie – zaśmiałam się, żeby rozładować atmosferę. – Muszę już iść. Do jutra – nachyliłam się w jej kierunku i pocałowałam w policzek.

– Do jutra.

Jennifer, odprowadziła mnie do drzwi i patrzyła za mną, aż skręciłam w swoją uliczkę. O tej porze, nikt już nią nie chodził, tylko główną ulicą. Co jakiś czas, odwracałam się za siebie, aby sprawdzić, czy aby nikt podejrzany za mną nie szedł. Nigdy nie lubiłam chodzić po nocy w tej okolicy. Nigdy nie wiedziałam, kto mógł się tam kręcić. Byłam zaledwie kilka domów od mojego, gdy poczułam na sobie kogoś wzrok. Odwróciłam się, ale nikogo nie zobaczyłam. Moje tempo, nieznacznie wzrosło i odliczałam kolejne domy, do swojego.

– Emma – usłyszałam za sobą swoje imię i podskoczyłam w miejscu.

– Kurde! – krzyknęłam głośno i spojrzałam za siebie. Mój strach szybko minął, gdy zobaczyłam za sobą, Samuela. – Co ty tutaj robisz o tej porze? Tylko nie mów, że idziesz do domu, bo to nie w tę stronę.

– Czekałem, aż wyjdziesz od koleżanki. Jest już późno i nie chciałem, abyś wracała sama.

– Jezu, człowieku! Daj sobie spokój. Jakbyś zapomniał mam brata i poradziłby sobie, gdyby coś mi się stało.

– Za nim on by tutaj przyszedł, mogłabyś być już porwana.

– Widzę, że jesteś optymistą – przekręciłam oczami. – Jak widzisz, mam jeszcze trzy domy, więc możesz już iść do swojego.

– Nie pójdę, dopóki nie wejdziesz do siebie. Muszę mieć pewność, że tobie nic się nie stanie.

– Nie odpuścisz, prawda?

– Nie – pokręcił głową i zaczął bujać się na piętach. Zacisnęłam dłonie w pięści, tak, że paznokcie biły mi się we wnętrze dłoni. Westchnęłam tylko i zaczęłam z powrotem iść.

– Czemu nie chcesz mnie zostawić w spokoju? – zapytałam, gdy zrównał się ze mną.

– Emma, spodobałaś mi się. Odkąd wpadliśmy na siebie przed szkołą, nie mogę przestać o tobie myśleć.

– Każdej dziewczynie wciskasz takie teksty? – spojrzałam na niego z ukosa.

– Jak na razie, tylko jednej. Tobie.

– Czuje się zaszczycona – odpowiedziałam sarkastycznie. – Samuel, dziękuje za troskę, ale na prawdę zostaw mnie w spokoju. Mam swoje cele, które chcę wypełnić, a chłopak, nie znajduje się na niej.

– Ale ja nie chcę zburzyć twojej listy celów. Chcę tobie tylko pokazać, jak bardzo myliłaś się, oceniając mnie przez pryzmat swojego brata.

– Czy, jak mi pokażesz, to odpuścisz? – zapytałam pokonana. Stanęliśmy przed moim domem i spojrzałam na niego, czekając na odpowiedź.

– Odpuszczę.

– Obiecujesz?

– Obiecuję – jego głos, był pełen powagi, kiedy to mówił.

– Mam nadzieję. Jak widzisz, jestem już w domu. Możesz wracać do swojego. Na pewno jutro masz jakiś trening, czy coś innego. Cześć.

– Do zobaczenia, Emmo.

Weszłam do domu, ale przed zamknięciem drzwi spojrzałam jeszcze na niego. Stał w tym samym miejscu, w którym go zostawiłam. Pokręciłam tylko nieznacznie głową i zamknęłam drzwi. W domu było ciemno, więc zaświeciłam latarkę w telefonie i zaczęłam zdejmować odzież wierzchnią. Skierowałam się na palcach w stronę schodów, na piętro.

– Widzę, że zaczęłaś spotykać się z Carterem – w pokoju nagle zapaliło się światło. W wejściu do niego, stał Jacob, z zaplecionymi dłońmi na klatce piersiowej.

– To nie tak. On sam się do mnie przyczepił. Próbowałam go zbyć, ale i tak szedł za mną.

– Jakbyś chciała, to byś się go pozbyła – pod jego wzrokiem, czułam się, jakbym znów miała piętnaście lat i coś zrobiła.

– Chciałam, ale on nie chciał! – rozłożyłam bezradnie ręce. – Jak tam twoja randka z Laylą? – chciałam, jak najszybciej zmienić temat.

– Wiem, co robisz. Teraz tobie odpuszczę, ale wrócimy do tego tematu. To nie była randka. Zapytałem się jej, czy chce się spotkać i pogadać na kawie po pracy. Było miło.

– Przez to mam rozumieć, że nudno?

– Nie. Layla, jest całkiem inna. Jest ułożona i twardo stąpa po ziemi, co mi się w niej podoba. Umówiliśmy się na kolację pojutrze, bo oboje mamy wtedy wolne.

– Mam nadzieję braciszku, że między wami będzie dobrze – podeszłam do niego i dotknęłam ramienia. – Idę do siebie, bo muszę jeszcze dokończyć prezentację.

– Idź, ale temat Cartera, jeszcze się nie skończył.

– Oczywiście, że nie – powiedziałam do siebie i skierowałam się do swojego pokoju.

Wzięłam laptopa z komody i położyłam na łóżku. Przebrałam się w wygodny dres i związałam włosy w kucyka. Założyła okulary, które miałam do laptopa oraz telewizora i zaczęłam robić prezentację.

Po czwartym slajdzie, moja wena się skończyła i nie mogłam nic wymyśleć na kolejne sześć. Położyłam głowę na rękach i zaczęłam intensywnie myśleć, co jeszcze mogę do niej dopisać, ale nic nie przychodziło mi do głowy. Nie chciałam dzwonić do Jennifer, gdyż było już późno, a poza tym ona miała własne problemy z chłopakiem.

Wstałam z łóżka i zaczęłam krążyć po pokoju z nadzieją, że coś mądrego przyjdzie do mojej głowy. Ciągle pojawiały mi się te same rzeczy, które już miałyśmy zapisane. W czasie moich wędrówek, Jacob zajrzał do mnie życzył miłej nocy. Widziałam po jego twarzy, że był zmartwiony tym, iż znów będę siedzieć po nocy nad zaliczeniem. W którymś momencie, do mojego umysłu wdarły się słowa, brata.

Jakbyś chciała, to byś się go pozbyła. Jakbyś chciała, to byś się go pozbyła. Jakbyś chciała, to byś się go pozbyła.

Czy to była prawda? Może podświadomie chciałam, aby wtedy ze mną szedł i odprowadził do domu. Nie umiałam wytłumaczyć mojego zachowania, ale zaczynałam rozumieć jedno. Samuel Carter, wdarł się do mojej podświadomości i tak łatwo nie chciał z niej wyjść.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro