Rozdział 3
Emma
Usiadłam na jej łóżku i czekałam, aż znajdzie coś dla mnie. W tej kwestii nie mogłam się z nią spierać, gdyż była na bieżąco z newsami ze świata mody. Piętnaście minut później, podała mi cekinową, złotą bluzkę, parę czarnych szpilek i skórzaną kurtkę. Patrzyłam to na ciuchy to, na Jennifer.
O nie!
Ja nie byłam taką dziewczyną, żeby ubierała się w takie rzeczy na jakąś durną imprezę, na której i tak będą obcy ludzie. Jak to miało iść w tym kierunku, to już zaczynałam żałować, że jednak do niej przyszłam.
– Nie.
– Tak – powiedziała i zaplotła ręce na piersi.
– Nie – upierałam się dalej przy swoim.
– Tak, Emma. Chodź raz zrób coś dla mnie – zrobiła smutną minę.
– Przecież przebrałam się na imprezę mikołajkową, jak chciałaś.
– Żartujesz sobie ze mnie? – prychnęła. – Masz na myśli ten czerwony sweter, który ci pożyczyłam? Który zasłaniał wszystko, co przyciąga facetów, a nadaje się do kółka bibliotecznego? Emma, ja mogę wiele znieść, ale nie ubranie, na imprezę.
– Nie był, aż tak zły – teraz nie wiedziałam, czy przekonywałam siebie, czy ją.
– Był. I ty to też wiesz. No, nie daj się prosić.
– Dobrze – westchnęłam i podniosłam się z łóżka. Jennifer, wydała z siebie ucieszony pisk i podskoczyła w miejscu.
Kazała mi się przebrać, a później, usiąść przy toaletce. Miałam zaprzeczyć, ale widząc jej wzrok, automatycznie z tego zrezygnowałam. Nawet nie wiedziałam, ile czasu spędziłam siedząc tam. Kiedy w końcu pozwoliła mi otworzyć oczy, zobaczyłam całkiem inną dziewczynę, niż Emmę Dixon. Makijaż, dodał mi kilka lat, a włosy były wyprostowane. To nie byłam ja. To była inna dziewczyna.
– I jak ci się podoba? – nachyliła i patrzyła w nasze odbicie.
– Jest pięknie.
– Ha! Wiedziałam, a teraz na prawdę się zbierajmy, bo zamiast na imprezę, trafimy na sprzątanie po niej.
Pociągnęła mnie w stronę wyjścia z pokoju, a ja musiałam uważać, żeby nie zabić się o swoje nogi. Rzadko, kiedy miałam na nogach obcasy i nie umiałam w nich tak biegać, jak ona.
– To jest nie daleko, przejdziemy się – wzięła mnie pod ramię.
– Yhy... – mruknęłam tylko, bo uważałam, aby przypadkiem się nie przewrócić. Całe szczęście, nie było już śniegu na chodniku.
To, Jennifer " nie daleko " zajęło nam dziesięć minut ciągłego marszu. Doszłyśmy do jednego z domów, przed którym było kilka samochodów i czym bliżej podchodziłyśmy, tym głośniej było słuchać muzykę. Zaraz na wejściu, chłopak, którego kojarzyłam z naszej drużyny, podał nam po drinku. Moja przyjaciółka, wypiła całego naraz, ale ja, jednak wolałam być ostrożna i popijałam go pomału. W którymś momencie, rozdzieliłyśmy się z Jennifer. Próbowałam ją znaleźć, ale w tym tłumie nie mogłam. W salonie zobaczyłam, Willa Scotta, który był kapitanem w naszej drużynie, a na kolanach siedziała mu jakaś dziewczyna. Dla mnie było poniżej normy zachowanie i z niesmakiem, poszłam do kuchni, aby zobaczyć, czy aby tam nie było Jen. Przecisnęłam się w przejściu, obok innych osób i westchnęłam z ulgą, gdy znalazłam się w pomieszczeniu, ale po przeskanowaniu go wzrokiem, zauważyłam, że tutaj też jej nie było.
– Kurde, gdzieś ty mi się zgubiła? – powiedziałam do siebie i próbowałam ją znaleźć wśród osób, chodzących koło kuchni.
– Znów się spotykamy – stanął obok mnie chłopak. Dopiero, kiedy odwróciłam, ku niemu wzrok, poznałam, że to Samuel. Gorzej nie mogłam trafić.
– Spotkaliśmy się już dzisiaj? – uśmiechnęłam się do niego i udawałam, że się zastanawiam.
– Przed szkołą? Wytrąciłem ci książki z ręki.
– A tak, pamiętam. Sam, prawda?
– Prawda. A czy to odpowiednia pora, aby poznać twoje imię? – oparł się o blat koło mnie, popijając piwo z butelki.
– Emma – mruknęłam cicho, patrząc przed siebie.
– Szukasz kogoś?
– Moją przyjaciółkę, Jen. Zgubiła mi się w tym tłumie.
– Pomóc ci ją szukać? – zapytał, patrząc na mnie. Chciałam się od niego uwolnić, gdyż wiedziałam, jacy są piłkarze. Nie chciałam przebywać koło niego.
– Nie, dzięki. O! Już ją widzę – odeszłam od niego bez pożegnania.
Taka była prawda, że wcale jej nie widziałam, tylko chciałam od niego odejść. Oglądnęłam się przez ramię i zobaczyłam, że w odległości kilku kroków, Samuel idzie za mną.
Co ja mam teraz zrobić?
Zaczęłam rozglądać się dookoła, aż w końcu zaczęłam iść w kierunku schodów, na piętro. Miałam nadzieję, że ją tam znajdę. Stanęłam przed drzwiami łazienki i czekałam, aż osoba z niej wyjdzie. Kątem oka zobaczyłam, Samuela, który stanął na ostatnim stopniu schodów.
– Chciałaś się mnie pozbyć? – zapytał i zaplótł ręce na piersi.
– Nie, tylko zobaczyłam, że tutaj poszła, Jennifer.
Boże, daj, żeby to była prawda.
Odmawiałam w duchu modlitwy, żeby w środku była właśnie ona. Kiedy usłyszałam wodę, a później dźwięk przekręcanego zamka, moje serce prawie stanęło. Samuel, cierpliwie stał i czekał, aby sprawdzić, czy mówiłam prawdę. Drzwi od łazienki otworzyły się, a z nich wyszła, Jennifer. Oddychnęłam z ulgą, a całe napięcie ze mnie zeszło.
– Jen, nie mogłam ciebie znaleźć.
– Emma, po co mnie szukałaś? – pokazałam jej dyskretnie wzrokiem, gdzie ma patrzeć. Gdy spojrzała w tamto miejsce, od razu zrozumiała, dlaczego tutaj byłam.
– Uciekłaś ode mnie – przyjaciółka, wzięła mnie pod ramię i zeszłyśmy na parter. Przechodząc obok Cartera, Jennifer uderzyła go ramieniem, tak jak on zrobił to rano mi. – Czemu to zrobiłaś? – zapytałam, gdy byłyśmy wystarczająco daleko.
– Należało mu się – wzruszyła ramionami i pociągnęła mnie na parkiet.
Nigdy nie byłam mistrzynią w tańcu na parkiecie, ale zawsze improwizowałam. Tym razem było tak samo. Przez cały czas, czułam na sobie kogoś spojrzenie. Gdy rozglądnęłam się po tłumie wokół, mój wzrok zatrzymał się na Samuelu. Przekręciłam oczami i dalej tańczyłam, nie przejmując się nim, ale kiedy zobaczyłam go koło siebie, cała się spięłam.
– Pomóż mi – powiedziałam wystraszonym głosem.
– Już się robi, kochana – okręciła nami tak, że to ona tym razem była koło bruneta.
– Może już pójdziemy? Nie chcę, aby przypadkiem, Jacob przyjechał do ciebie i zobaczył, że mnie tam nie ma.
– Emma, weź wyluzuj. Masz dwadzieścia dwa lata. On nie był lepszy w twoim wieku. Posiedzimy tutaj jeszcze pół godziny i pójdziemy, dobrze?
– No, dobrze.
Przez te pół godziny, gdzie byśmy nie poszły, Samuel zaraz był koło nas. Czy on nie widział, że nie chcę być w jego towarzystwie? Chciałam być, jak najdalej od niego, ale on miał za to inne plany. Przyczepił się do mnie i nie chciał odejść. Przez prawie dwa lata, nie zwracał na mnie uwagi, aż do dzisiaj. Miałam bardzo dużego pecha. Że też musiałam się spóźnić na zajęcia i go spotkać. Od początku, starałam się trzymać od nich z daleka. Wystarczyły mi przeżycia z bratem, abym miała już dość piłkarzy.
– Emma, bo on za nami idzie – odezwała się, Jennifer kiedy szłyśmy już do jej domu.
Odwróciłam się i spojrzałam za siebie. Miała rację. Parę metrów za nami szedł, Samuel. Nie krył się z tym, że nas śledzi.
– Weź go ode mnie! Nie mam już siły przed nim uciekać.
– Może się w tobie zakochał?
– Wypluj to słowo. Nie interesują mnie piłkarze. Mam już ich dość po tym, jak zobaczyłam zachowanie, Jacoba.
– Ale nie każdy jest taki sam. Pamiętaj, ja też miałam inne zdanie o mięśniakach, a teraz sama z takim chodzę.
– Ty, to co innego. Nie masz nad sobą opiekuńczego brata.
– Brata, który trochę przesadza, Emma.
– On jest jedyną moją rodziną.
– Masz jeszcze dziadków w Szkocji.
– Taa... Dziadków, których widziałam ostatni raz kilka lat temu – przewróciłam oczami.
– Dobra, skończmy ten temat. Chodźmy, musimy doprowadzić cię do porządku.
Przed wejściem do jej domu, odwróciłam się i spojrzałam za siebie. Dalej za nami szedł, Samuel. Byłam spokojną osobą, ale to zachowanie bardzo mnie irytowało. Czy on nie mógł zrozumieć słowa; nie? Dawałam mu jasne znaki, że nie chcę mieć z nim nic wspólnego. Widocznie, nie docierało to do niego.
Jennifer, zamknęła za nami drzwi i poszłyśmy do jej pokoju. Zmyłam makijaż, przebrałam się w swoje rzeczy i napisałam wiadomość do Jacoba. Zawsze chciał wiedzieć, kiedy będę wracała do domu. Niby przypadkiem, zawsze już na mnie czekał, przed domem mojej przyjaciółki. Czy był nadopiekuńczy? Tak. Ale był jedyną moją rodziną, którą bardzo kochałam. Nie potrafiłam nawet myśleć, co by się stało, gdybym go straciła.
Dziesięć minut później, przed domem stał już, Jacob. Pożegnałam się z Jen i wsiadłam do samochodu brata. Kiwnął sztywno głową do przyjaciółki i ruszyliśmy w kierunku domu.
– Jak spędziłyście czas? – zagadnął, gdy byliśmy już w domu.
– Jak dziewczyny? Plotki, plotki, plotki.
– Yhy... – mruknął i zmarszczył brwi, przypatrując mi się. – A gdzie masz zeszyt, który jej pożyczyłaś?
Kurde!
– Wiedziałam, że czegoś zapomniałam! A trudno, odda mi w poniedziałek.
–Jesteś pewna? Nigdy nie spędziłaś weekendu, na czymś innym, niż nauka.
– Należy mi się jakaś odmiana – wzruszyłam ramionami.
Widziałam po jego minie, że mi nie uwierzył, ale nie mogłam mu powiedzieć prawdy. Po prostu, nie. Jacob, od kiedy skończył szkołę, przestał chodzić na takie imprezy, domówki, czy co tam jeszcze istnieje. Całe swoje dotychczasowe życie zmienił na pracę i bycie przykładnym bratem oraz prawnym opiekunem. Wychodziło mu to bardzo dobrze, ale chwilami widziałam, jak bardzo był tym zmęczony. Przeze mnie, musiał się stać kimś innym, niż był. Nie chciałam, aby swoje najlepsze lata zmarnował, na pilnowaniu, czy zajmowaniu się mną. Byłam już dorosła i umiałam sama o siebie zadbać.
– Idę spać. Dobranoc, braciszku.
– Dobranoc – mruknął i wrócił do salonu, gdzie na stole, były porozwalane papiery z firmy. Czyli, jednak wziął pracę do domu. Zacisnęłam usta, pokręciłam prawie niewidocznie głową i poszłam do swojego pokoju.
Wykonałam wieczorną toaletę i przebrana w piżamę, położyłam się do łóżka. Myślałam, nad tym wszystkim, co przydarzyło mi się w ciągu ostatnich godzin, jak i ostatnich lat. Wszystko szło na opak. Ze szczęśliwej dziewczynki, stałam się nastolatką, która musiała chodzić do terapeuty, a teraz dorosłą kobietą, która unikała mężczyzna. Szczególnie jednego, Samuela. Tego wszystkiego było, aż za wiele, ale nie chciałam sprawić przykrości bratu. Chciałam, aby był ze mnie dumny, żeby zobaczył mnie ze świadectwem w ręku. Aby tego dokonać, będę musiała dalej być w swojej szklanej kuli i wszystkich trzymać z daleka od siebie. Nie mogłam pozwolić, żeby Samuel, znów się zbliżył.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro