Rozdział 27
Emma
To, co usłyszałam wczoraj od Samuela, dalej mnie bolało. Nie wiedziała, jak bardzo oboje byliśmy zranieni, ale zaufanie, to jest coś, co powinno być w naszej relacji. Kochałam go, ale ból i nienawiść, które również wkroczyły do mojego serca, były tak samo silne. Za każdym razem, gdy go widziałam serce mi rosło, ale jego słowa, które wypowiadał, raniły podwójnie. Jedno; kocham cię w tej kwestii, nie załatwi tej dziury, jaką stwarza. Patrząc na Cassidy, chciałam jedynie, żeby miała obojga rodziców. Sama wychowywałam się w tym najważniejszym okresie bez nich i wiem, co to znaczy być samotnym. Nikt nie zasługiwał na taki los, a na pewno nie moja córka.
Całe wczorajsze zachowanie Samuela, opowiedziałam Jennifer, która skwitowała jego zachowanie słowami; zazdrosny idiota. Nie wiedziałam, czy to była zazdrość, ale jeśli ona tak mówiła, to tak musiało być. Jednak czułam się przytłoczona jego działaniem. Na każdym kroku, napierał na mnie odnośnie tego, żebym była z nim. Nie lubiłam takiego czegoś i nie chciałam, żeby historia sprzed prawie dwóch lat się powtórzyła. Musiałam sama ze sobą porozmawiać, czego pragnęłam i dążyć do spełnienia tego.
– To, co idziemy spotkać się z kolegą mamy? – spytałam córki, choć wiedziałam, że i tak nie zrozumie o kogo mi chodziło.
– Tatą?
– Nie tatą, kochanie. Później mama widzi się z tatą, a ty zostaniesz z ciocią Jennifer i ciocią Rose, dobrze?
– Ale ja chce iść z wami – bunt dwulatka już nas pomału dopadał.
– Dzisiaj spotkam się z tatą sama, ale jutro przyjdzie do ciebie – powiedziałam do niej, ubierając buty.
– A kupi mi coś tata? – popatrzyła na mnie niewinnie zielonymi oczkami.
– To już musisz taty się zapytać, a nie mnie, Cassidy. Dobra, jesteśmy gotowe – chwyciłam ją za rękę i wzięłam torebkę. – Wychodzimy! – krzyknęłam do Jennifer i wyszłyśmy z domu.
Przed domem swoich rodziców czekał już Kaiden. Najpierw popatrzył na mnie, a później na Cassidy. Uśmiechnął się do nas na przywitanie i poszliśmy do cukierni. Bardziej ja wybrałam to miejsce, gdyż nie miałam zamiaru później przez cały Londyn nieść, Cassidy na rękach. Podczas drogi mało się do siebie odzywaliśmy. Wiedzieliśmy o sobie prawie wszystko na przestrzeni lat. Dopóki nie wyjechał, był bardzo dobrym przyjacielem mojego brata.
Gdy zajęliśmy wolne miejsca, zdjęłam brunetce kurtkę, a Kaiden poszedł zamówić nam ciasto i coś do picia. Cassidy, była bardzo wybredna, co do jedzenia. Połowy rzeczy z tego, co jej dawałam, nagle przestała jeść, a za to zastąpiły je produkty droższe i bardziej egzotyczne. Po parunastu minutach, Kaiden wrócił do stolika z naszymi słodkościami. Od razu zwróciłam mu za siebie i Cassidy, choć bardzo niechętnie przyjął pieniądze.
– Cas, jest jego prawda? – zapytał, będąc w połowie czekoladowego ciasta. Zamarłam z widelczykiem w połowie drogi do ust. Spojrzałam szybko na córkę, ale była zajęta przeglądanie kolorowej ulotki.
– Zgadza się – odłożyłam widelczyk. – Aż tak bardzo widać?
– Nawet nie wiesz, jak bardzo – posłał mi ironiczny uśmiech. – Nie jesteście razem? Jeśli jestem zbyt wścibski, po prostu powiedz.
– Nie, wszystko okej. – Byłam z Samuelem, ale nam nie wyszło. Później dowiedziałam się o ciąży, wyjechałam do Szkocji, wróciłam i Carter pojawił się na mojej drodze – wzruszyłam ramionami. – On chcę, żebym do niego wróciła, ale ja się waham.
– Widać, że facet ciebie dalej kocha. Wczoraj, jak się spotkaliśmy myślałem, że za chwilę będę leżał na chodniku. Jest o ciebie bardzo zazdrosny, Emi – dalej mnie cieszyło przezwisko, jakie mi nadał, gdy byłam mała. – Nie wiem, o co wam poszło, ale ty go dalej kochasz, prawda?
– Ja sama nie wiem, Kaiden – westchnęłam. – Są chwilę, że to czuje. Wiesz, te całe motylki w brzuchu na jego widok, ale wystarczy gest i wspomnienia wracają. Czy to nie popieprzone?
– Może tak trochę – wzruszył jednym ramieniem i sięgnął po kawę, którą sobie zamówił. – A ty kochasz tatę? – zwrócił się do Cassidy.
– Baldzo – odłożyła broszurę i dałam jej kawałek ciasta. – Tata, kocha mnie i mamę.
– A to skąd wiesz? – zapytałam się, poprawiając jej włosy, które wyszły spod spinki.
– Bo mi powiedział, mami.
– Także masz już potwierdzenie – odezwał się, Kaiden. – Teraz, albo go zablokujesz w głowie, albo dasz mu tam wejść – dotknął mojej dłoni.
– Dobrze, że wróciłeś, choć na te kilka dni – posłałam mu uśmiech i dokończyliśmy swoje ciasta.
W drodze powrotnej tak, jak podejrzewałam, Cassidy znudziło się chodzenie na nogach i chciała iść na ręce. Kaiden, nawet nie pytając się o nic, wziął małą na ręce i niósł, aż do samego domu. Potrzebowałam takiego czasu, tylko dla siebie ze znajomym. Takie przewietrzenie umysłu, dobrze mi zrobiło. Będąc już niedaleko mojego domu zobaczyłam, jak stało przed nim nieznane Audi, a później zobaczyłam wytaczającą się Rose.
– Nie krzycz na mnie ty idioto, bo chciałabym tobie przypomnieć, że sam mnie w to wpakowałeś, Scott! – krzyk Rose, słyszała chyba cała ulica.
– Dzięki, Kaiden za dzisiaj, ale muszę już iść, gdyż przyjechała do mnie koleżanka – odebrałam od niego Cassidy i przyśpieszyłam kroku.
– Cześć, Emi! – powiedział, ale już się nie odwracałam.
– Pomóc tobie? – skierowałam pytanie do Rose, a z Willem przywitałam się cichym; cześć.
– Jakbyś mogła, bo widzisz, że dupek siedzi w samochodzie i mi nie pomoże – popatrzyła złowrogo na bruneta. – W sumie masz rację. Nie daj Boże jeszcze ktoś by szybko podbiegł i tobie go ukradł – później powiedziała coś w swoim języku. Spojrzałam na Willa, czy zrozumiał, ale wzruszył ramionami.
– Pomału – podałam jej rękę i pomogłam wysiąść.
– O której mam po ciebie wrócić?
– Najlepiej nigdy – odburknęła i poszła w stronę Cassidy, którą postawiłam na ziemi. – Moja kochana, dziewczynka! Zobacz, co ciocia dla ciebie ma – wyciągnęła z torebki czekoladę i podała mojej córce.
– Mami, patrz! Ciocia z dzidziem dla mi ciekolade – z wielkim uśmiechem na twarzy pokazała mi czekoladę.
– Dobrze, Cassidy. Chodźmy do środka – poszłam, jako pierwsza, żeby otworzyć mi drzwi, ale ubiegła mnie Jennifer.
– No nareszcie! Cholera, myślałam, że zginęłaś z Kaidenem po drodze do domu – chwyciła mnie za rękę i pociągnęła do domu. – Za mniej, niż dwie godziny, Carter tu będzie. A wszystkie kobiety tu zgromadzone chcemy, żebyś wyglądała, jak chodzący wzwód u Cartera, więc chodźmy na górę i cię przyszykujemy do wyjścia.
– Dobrze mówisz! – poparła ją Rose i razem z Cassidy poszły za nami.
– To, tylko kolacja – przewróciłam oczami.
– O, dziewczyno! Żebyś ty widziała Sama, jak go stres zżera. Muszę przysiąść, że w garniaku wygląda całkiem, całkiem – poruszyła dwuznacznie brwiami. – Ale dobra, mniej gadania, a więcej upiększania!
Blondynka razem z moją córką, usiadły na łóżku i przyglądały się moim zmianom, jakie robiła Jennifer. Zestawienie tych dwóch dziewczyn koło siebie, nie było dobrym wyborem. Tam we wszystkim się nie zgadzały. Jedna chciała rozpuszczone włosy, druga spięte w warkocz. Jedna czarną sukienkę, druga czerwoną. Patrzyłam, tylko błagalnym wzrokiem na te dwie dziewczyny, żeby choć w jednej kwestii się zgodziły, bo miałam już dość.
– Stop! – krzyknęłam, gdy miałam już dość ich przekrzykiwania się. Obie spojrzały na mnie, jakbym przeszkodziła im w ważnej debacie. – Dziękuje wam bardzo za pomoc, ale chciałabym też mieć prawo głosu w tej stylizacji. Wybiorę upięte włosy i czarną sukienkę – uśmiechnęła się do nich. W ten sposób pogodziłam je razem.
– No, jak chcesz – wzruszyła ramionami Rose i usiadła z powrotem na moim łóżku. – Takiego Sama, jeszcze nigdy nie widziałaś. Ubrał garnitur – uśmiechnęła się do mnie szeroko.
– O, wow – powiedziała zdziwiona, Jennifer. – Jeśli Carter, odpieprzył się w garniak, to znaczy dużo więcej, niż nam się wydaje – popatrzyła na zegarek. – Dobra, ale mniej gadania, bo zostało nam coraz mniej czasu.
Zgodziłyśmy się wszystkie i przyjaciółka zaczęła mnie przygotowywać do wyjścia z Samuelem. Od czasu do czasu patrzyłam na Cassidy, która polubiła bawić się z Rose. Uspokoiłam się trochę. Chociaż Cassidy, była dzieckiem, które lubiło poznawać nowe osoby, to jednak nie miałam wątpliwości, co do Rose. Wydawała się na młodszą ode mnie, ale bardzo mądrą. Wydawali się być bardzo dobrą parą.
– Ciężko było wybaczyć, Willowi to, co zrobił? – zapytałam się, zanim zdążyłam ugryźć się w język.
– Pobaw się na chwilę sama – zwróciła się do Cassidy, a później podniosła na mnie wzrok. – Ciężko, ale go kochałam i kocham do teraz. Usłyszałam od niego słowa, których nie chciałam, ale serce u mnie zwyciężyło. Brałam też pod uwagę dobro mojego dziecka – położyła dłoń na brzuszku. – Wiesz, jak to z nami jest. Wybaczyłam, ale nie zapomniałam, Emma. Wszystko się toczy u nas dalej i nie pozwalam, żeby coś zepsuło to, co między nami teraz jest. Kocham go, a on nas. Wiem, że sam sobie tego nie wybaczył, ale się stara i to doceniam.
– Ja chyba nie potrafię zapomnieć – westchnęłam.
– Potrafisz, ale to wypierasz. A miłość do drugiej osoby, nic nie wyprze, Em – podeszła do mnie i ścisnęła moje ramię. – Wyglądasz ślicznie – popatrzyła w odbicie lustra. – Jesteś mądrą dziewczyną i twardą. Podejmiesz dobrą decyzję.
– Rose, ma rację – odezwała się, Jennifer. A za jakieś pięć minut powinien być tu twój książę – postukała palcem w tarczę zegarka na nadgarstku.
– Jakie pięć – przewróciła oczami, blondynka. – Trzy... Dwa... Jeden... – usłyszałyśmy dzwonek do drzwi. – Zawsze jest przed czasem – przewróciła oczami i odeszła od nas. Wyciągnęła dłoń do Cassidy i wyszły z mojego pokoju.
– Gotowa?
– Sama nie wiem, czy jestem gotowa – przygryzłam wargę.
– No co ty robisz?! Jeszcze szminkę zjesz! Idź już na tą kolację – wypchała mnie z pokoju i zeszłyśmy na dół.
Na korytarzu stała Rose i mówiła coś do Samuela, który miał na rękach naszą córkę. Na prawdę wyglądał bardzo seksownie w garniturze, który miał na sobie. Cholera, nawet chyba go nigdy w nim nie widziałam. Ciągnęło nas do siebie bardzo, ale przeszkodą tutaj byłam ja. Widząc ich razem, moje mury obronne, które stawiłam przed nim w sercu, zaczynały się burzyć.
– Cześć – odezwałam się w końcu, podchodząc do nich.
– Cześć – odpowiedział i zaczął wodzić wzrokiem po moim ciele. Uśmiechnął się i postawił Cassidy na ziemię – Gotowa?
– Tak – pokiwałam głową, wzięłam torebkę i odwróciłam się jeszcze do dziewczyn. – Jakby coś się stało, macie dzwonić do mnie, albo do Samuela. Bądź grzeczna – kucnęłam i pocałowałam córeczkę i policzek. – Mama niedługo wróci, skarbie. – wstałam i popatrzyłam na Samuela. – Możemy iść.
– Jutro przyjdę do ciebie, księżniczko. Proszę – przepuścił mnie pierwszą w drzwiach, a później otworzył mi te od samochodu i poczekał, aż wsiądę do środka.
– Nie zepsuje mojej szansy. Mam dla ciebie dwie niespodzianki. Jedna będzie teraz, czyli kolacja, ale druga będzie później – powiedział, gdy już odjechaliśmy spod domu.
– Nie powiesz mi, co to za niespodzianki? – spojrzałam na niego kątem oka.
– Wiesz, że nie, kochanie – uśmiechnęłam się delikatnie na to określenie.
Tak wiele wspomnień niosło ono za sobą. To wszystko wyglądało, jak nasze pierwsze spotkanie, a pierwsza randka. Też jechaliśmy w tylko dobrze jemu znane miejsce, też miałam wielkie oczekiwania, co do tego spotkania, ale też i wiele obaw. Tych niestety chyba nigdy się nie pozbędę. Rozsiadłam się wygodnie na fotelu i odwróciłam głowę w kierunku szyby. Ciekawiło mnie, co by było, gdybym wtedy została, albo gdyby Felix, nie wpieprzył się w nasze szczęście. Czy dalej byłabym z Samuelem? Jak zareagowałby na wieść o ciąży? Miałam kilka pytań, ale to już była przeszłość. Teraz musiałam podjąć decyzję o przyszłości naszej trójki.
Samuel, zatrzymał się pod restauracją Gordona Ramseya. Uchyliłam usta w szoku. Wiedziałam o tym miejscu tyle, co z telewizji, ale wystarczało mi, żebym wiedziała, iż tam obiad kosztuje kilkaset funtów. Przeniosłam wzrok na mężczyznę, ale był nie wzruszony. Wysiadł z samochodu, obszedł go i otworzył z mojej strony drzwi. Zamknęłam, wciąż otwarte usta i wysiadłam z auta. Samuel, podał mi ramię i weszliśmy do środka. Byłam pewna, że drugi raz tutaj nie trafię. Nie byłam dziewczyną, która lubiła takie miejsca. To wszystko tutaj mnie bardzo przytłaczało. Podeszliśmy do kontuaru, za którym stał mężczyzna. Brunet, podał swoje nazwisko i wtedy kelnerka zaprowadziła nas do stolika. W rogu sali grało parę skrzypków, ale parkiet był pusty. Poczekałam, aż odejdzie i zwróciłam się do Samuela.
– Wiesz, że nie potrzebowałam tego wszystkiego?
– Wiem, ale chciałem. Chcę uczynić ten wieczór wyjątkowy dla ciebie, dla nas. Chcę, żeby wszystko było, jak z bajki, z której nie chcesz się obudzić.
– Dziękuje – uśmiechnęłam się do niego. Kelnerka, przyniosła nam kartę dań. Rozglądnęłam się delikatnie po sali i zauważyłam, że większość osób się na nas patrzy. – Patrzą się na nas inne osoby – Samuel, rozglądnął się po sali i później wrócił wzrokiem do mnie.
– Emma, teraz gram w jednej z bardziej rozpoznawalnych drużyn – wzruszył ramionami. – To pewne, że ludzie będą mnie rozpoznawać.
– Wciąż zapominam, że nie jesteś już tym Samuelem, którym byłeś kilka lat temu – spuściłam wzrok z powrotem na kartę.
– Teraz jestem lepszą wersją, kochanie. Nigdy już tak z tobą nie postąpię, jak wtedy.
– Wierzę, tobie.
Do naszego stolika podeszła dziewczyna, chcąc odebrać od nas zamówienie. Wybraliśmy; Ravioli, później Turbota, a na deser Mount Blanc. Do tego wzięłam sobie jeszcze kieliszek białego wina, a Samuel wodę.
– Zrobiłeś coś wtedy Felixowi? – zadałam nurtujące mnie pytanie.
– Nie, nic mu nie zrobiłem. Zdążył wyjechać. Jednak nie zmienia to, że chciałem mu coś zrobić. To przez niego się rozstaliśmy. Uwierzyłem głupiej podróbce, zamiast swojej dziewczynie, którą kochałem i kocham nadal – nasze oczy zablokowały się na kilka sekund.
Widziałam w nich czystą prawdę. Nie kłamał mnie, ale nie wiedziałam, czy jednak zaczął mi ufać. Tą wymianę spojrzeń, przerwała nam kelnerka, która przyniosła zamówienie. Postawiła przed nami zamówione danie i odeszła, życząc smacznego. Nie ciągnęłam dłużej tego tematu, tylko podniosłam widelec i zaczęłam jeść.
Sama nazwa mówiła za siebie, że będzie bardzo pyszne jedzenie i się nie myliłam. Byłam ciekawa po ile były te dania, gdyż w mojej karcie nie były podane ceny, a nie chciałam pytać się Samuela. Od czasu do czasu, Samuel patrzył się na mnie, ale nic nie mówił. Kiedy zjedliśmy i piłam pomału wino, brunet wstał i podał mi rękę.
– Zatańcz ze mną – rozglądnęłam się po restauracji, a wszystkie głowy były zwrócone w naszą stronę.
– Samuel, siadaj! Wszyscy się na nas patrzą – powiedziałam niemal błagalnie.
– I będą się patrzeć dalej, jeśli się nie zgodzisz, bo nie mam zamiaru siadać – poruszył palcami w geście wołania mnie do siebie. Rozejrzałam się jeszcze po sali, ale dalej byliśmy główną atrakcją tego wieczoru.
– Dobrze – odstawiłam kieliszek na stół i podałam mu dłoń.
Nie puszczał mojej ręki, dopóki nie doszliśmy na parkiet i nie położył jej na talii. Przyciągnął mnie do siebie bardzo blisko i zaczęliśmy kołysać się w rytm melodii, którą grali. Przez cały czas utrzymywaliśmy kontakt wzrokowy. Samuel, nie spuszczał ze mnie wzroku nawet wtedy, gdy ktoś z obsługi przechodził obok nas. Ciepło jego skóry i dotyk, działał na mnie bardzo pobudzająco. Dawno nie czułam tego przyjemnego ciepła wewnątrz mnie. Wiedział, co robił, żeby zbliżyć się do mnie jeszcze bardziej. Poczułam się, jak wtedy, gdy dopiero zaczynałam się w nim zakochiwać. Wszystko było, jak przedtem. Przybliżyłam się do niego i położyłam głowę na jego piersi. Przymknęłam powieki, aby napawać się tym uczuciem.
– Pojawiłaś się nagle w moim życiu i wniosłaś do niego tyle szczęścia, ile nie miałem od dawna. Później odeszłaś przez moją głupotę, a wraz z tobą odeszło moje szczęście, Emma. Razem z Cassidy, jesteście jedyną rodziną, jaką mi została. Kocham cię. Kocham cię, tak cholernie mocno, ale wiem, że też ciebie zraniłem. Teraz decyzja należy do ciebie. Jaką byś nie podjęła, pogodzę się z nią.
Podniosłam głowę z jego torsu i popatrzyłam na niego. Jeszcze nie potrafiłam podjąć decyzji, ale była coraz bliżej, żeby się zdecydować. Musiałam coś zrobić, żebyśmy oboje nie stali w miejscu i nie wiedzieli, jak mamy się zachowywać w stosunku do siebie. Przybliżyłam się do niego i delikatnie pocałowałam w usta. Te słowa, znaczyły dla mnie bardzo dużo.
– Chodź, mam dla ciebie jeszcze jedną niespodziankę – chwycił mnie za dłoń i pociągnął.
Stanęliśmy na kilka sekund przy naszym stoliku. Samuel, wyciągnął z portfela kilka banknotów i zostawił je na stoliku. Wzięłam pośpiesznie torebkę i wyszliśmy z restauracji. Gdy wsiedliśmy do samochodu, wyciągnął ze schowka czarną chustę.
– Zawiążę tobie oczy.
– Czy to konieczne? – popatrzyłam na niego spod podniesionej brwi.
– Konieczne – pokręciłam głową z uśmiechem i się odwróciłam.
Zawiązał mi oczy, że nic nie widziałam. Kiedy upewnił się, że nie widziałam jego machającej ręki, odjechał spod restauracji i pojechaliśmy do następnej niespodzianki, jaką dla mnie szykował.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro